Unia nie chce się rozszerzać ze względu na coraz silniejsze sprzeczności interesów między państwami
Wielu uważało dotąd, że siła i atrakcyjność Unii Europejskiej leży w jej zdolności do rozszerzania się. Realna perspektywa członkostwa stawała się centralnym punktem odniesienia dla polityki każdego państwa kandydującego i była zawsze motorem jego wewnętrznych przemian. Z kolei decyzja o przyjęciu nowych członków wymuszała na strukturze unii kolejne reformy, pozwalające usprawnić proces integracji. Zwykło się więc przyjmować za dogmat, że rozszerzanie jest z jednej strony skutecznym instrumentem prowadzenia przez unię polityki zagranicznej – dzięki niemu unia mogła rozszerzać wokół sferę bezpieczeństwa i dobrobytu – z drugiej zaś strony, rozszerzenie stanowi motywację do dalszego reformowania unii. Te optymistyczne założenia moment kulminacyjny przeżywały pod koniec lat 90., a swój wyraz znalazły podczas szczytu w Helsinkach w 1999 r. Podjęto wtedy polityczną decyzję, dotyczącą nie tylko rozszerzenia o dziesięć nowych państw, głównie z Europy Środkowo-Wschodniej, ale także jednoznacznie zadeklarowano wolę przyjęcia do unii Turcji. Rozszerzenie, które dokonało się faktycznie w 2004 r., przez mieszkańców postkomunistycznej Europy było traktowane głównie w kategoriach jednoczenia kontynentu po latach sztucznego podziału – jako dziejowa sprawiedliwość. Dla niektórych strategów i polityków w zachodniej Europie, którzy podzielali optymistyczne założenia lat 90., dotyczące rozszerzenia, było ono przede wszystkim pierwszym odważnym krokiem na drodze do przekształcenia unii w prawdziwe „imperium" o światowym znaczeniu.
Więcej możesz przeczytać w 16/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.