KILKA DNI PO TEJ STRASZLIWEJ PADACE widzieliśmy Drzewieckiego w Superwiosce, jak przesłuchiwała go Janina Paradowska. I byliśmy w szoku, bo nie sądziliśmy, że człowiek może się pocić w takich ilościach, jak to czynił minister sportu. Otwarta pozostaje kwestia, czy czynił to ze strachu, czy z podniecenia.
A JANUSZ PALIKOT PRZYNIÓSŁ do TVN 24 łeb świni. Nie żadnego swojego kolegi, prawdziwej świni, takiej od schabu. Łeb był przeznaczony dla działać PZPN. Towarzyszyła mu troska o Drzewieckiego, który – zdaniem sztukmistrza z Lublina – może skończyć jak Jacek Dębski, z kulą w głowie. Nie bardzo rozumiemy, za co niby Listkiewicz miałby wykończyć Drzewieckiego? Za to, że zrobił z siebie błazna?
W TYM WYSTĘPIE PALIKOTA zaskoczyły nas trzy rzeczy. Po pierwsze, że nie było żadnych fallusów, a jeśli, to pozostały w ukryciu. Po drugie, że porównał swego partyjnego kolegę do wyjątkowo szemranego kolesia, zabitego w jakichś bandyckich porachunkach. Znaczy, że Drzewiecki to gangster? I po trzecie, że za łbem świni nie ujęli się żadni zieloni. W takim razie my to robimy, bo zwierzętom należy Drzewiecki, Waltz, Tusk, Palikot się szacunek. Zwłaszcza świniom, których IQ jest znacznie wyższy od koalicyjnej średniej.
DOWIEDZIELIŚMY SIĘ, ŻE SŁYNNE „przerwanie urlopu" premiera Donka było zaplanowane jeszcze przed samym urlopem. Właściwie to było dość oczywiste. Mamy nadzieję, że spece od PR nie każą premierowi przerywać innych czynności, bo to się może źle odbić na rodzinie.
ŻEBY SOBIE ODBIĆ ten „skrócony" urlop, premier pojechał do Paryża i Berlina zabiegać tam o wsparcie dla kolebki „Solidarności". Po rozmowie z prezydentem Sarkozym Donek był poruszony, ile Francuz wie na temat sytuacji naszych stoczni. No, na pewno wiedział więcej niż Tusk, ale to akurat żadna sztuka.
KOLEJNY ODCINEK WAŚNI Wielkich Cycków z Syfem i Brudem (czyli – po turecku – platformy z PiS). Tradycyjnie – już niedobrze nam się robi od tej tradycji! – spierano się, czy prezydent Lech Kaczyński może pojechać na szczyt Unii Europejskiej do Brukseli. On chciał, rząd nie chciał. Aż w końcu rząd zdecydował, że o składzie delegacji na szczyt zdecyduje rząd w specjalnej uchwale. Kompletnie ich pogięło, chyba Gronkiewicz-Waltz dała im telefon do swojego dilera.W SEJMIE (to dziwne, że ten gmach ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie) minister finansów przedstawił projekt budżetu. Co interesujące, projekt jest taki, jakby na świecie nie szalał kryzys, czyli bardzo optymistyczny. Opozycji się to za bardzo nie podobało, ale przecież – w razie czego – premier machnie jakiś cud gospodarczy i wszystko będzie w pagiedzik (PGD to Państwowe Gospodarstwo Drzewne, „w pagiedzik" znaczy zatem „w dechę").
ROSTOWSKI W CZASIE swojego wystąpienia wspomniał jednak o kryzysie i przyznał, że może być rozmaicie. Dostał za to reprymendę od wicepremiera Pawlaka, który uważa, że Polaków nie należy straszyć. Facet, to w takim razie nie pokazuj twarzy w telewizji.
INNY LUDOWIEC, ANDRZEJ Pałys, w imieniu swej partii wystąpił w debacie nad projektem budżetu. Mówił niecałą minutę, co oczywiście wywołało podejrzenia, że jest niedysponowany, czyli – mówiąc po ludzku – nawalony. Nam akurat postawa Pałysa się podoba. Gdyby jego wzorem ludzie, którzy nie mają nic do powiedzenia, nic nie mówili, w Polsce byłoby znacznie znośniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.