Film znalazł się na 95. miejscu wśród kinowych bestsellerów wszech czasów w USA, zarabiając 193 mln dolarów. Zaś na świecie, czyli w barbarii niebędącej Stanami Zjednoczonymi, na 47. miejscu ze znakomitym wynikiem 339 mln dolarów. I ta proporcja jest kluczem do zrozumienia słabości sequela, czyli filmu „Madagascar: Escape 2 Africa". Z cyferek wynika, że na świecie film podobał się dwa razy bardziej niż w Ameryce! Twórcy postanowili naprawić ten błąd i tym razem zrobili film nieznośnie ultraamerykański. Po nieudanym locie pingwinim samolotem z niedoszłej polskiej kolonii na Madagaskarze zwierzęta mają awaryjne lądowanie w kraju przypominającym Kenię, czyli w miejscu, gdzie tkwią korzenie Baracka Obamy. Tu w retrospektywie rozgrywa się tragedia lwa Aleksa, który w dzieciństwie został uprowadzony i sprzedany do zoo w Nowym Jorku. A tam zostaje gwiazdą. W Kenii odnajduje rodziców i, będąc kompletną ofermą z wielkiego Nowego Jorku, pomaga ojcu i również sobie odzyskać pozycję samca alfa. Generalnie jednak wychodzi na to, że nie ma to, jak być nowojorczykiem, co w dobie zapaści dolara przybiera postać mantry.
Robert Leszczyński
| „Madagaskar 2", reż. Eric Darnell, Tom McGrath, UIP
Juliusz Machulski nakręcił kolejną polską komedię romantyczną. Główna bohaterka Zosia ma idealnego męża Kubę. Sęk w tym, że to drugi mąż, a ona właśnie kończy 40 lat. Żałuje, że nie poznała Kuby wcześniej i zmarnowała młodość u boku pierwszego męża Darka, drobnego cwaniaczka i lowelasa. Jest 1999 r., Sylwester. Wszyscy obawiają się pluskwy milenijnej, przez którą mają oszaleć komputery, doprowadzając do małej apokalipsy. Zosia doczekuje się własnej: gdy wybija północ, przenosi się w czasie. Zamiast w roku 2000, budzi się w siermiężnej rzeczywistości 1987 r. Znowu jest żoną Darka. Zaczyna szukać Kuby, którego wtedy jeszcze nie znała.
Machulski spóźnił się ze swoim filmem o 10 lat. Chciał pokazać, jak zmieniła się Polska od 1987 r. do końca ubiegłej dekady, ale od 1999 r. też sporo się zmieniło. Poza tym strach przed milenijną pluskwą okazał się niepotrzebny i dziś zwłaszcza młodsze osoby mogą w ogóle nie pamiętać, o co chodziło. Reżyser pogubił się w epokach – w 1999 r. jest jak dziś i Zosia spotyka się z koleżankami w knajpie na sushi, choć takie restauracje stały się naprawdę modne dopiero kilka lat temu. Z kolei w PRL-u raczej nie można było zobaczyć autobusów Solaris z elektronicznymi wyświetlaczami. Zabawa przednia nie jest. Są śmieszne sytuacje, ale zabrakło błyskotliwego humoru. Cytaty z filmu raczej nie wejdą do języka jak słynne „Ciemność widzę!" z „Seksmisji". Szału nie ma, tragedii też nie. Za plus trzeba uznać grę aktorską, zwłaszcza Roberta Więckiewicza i jak zawsze pełnej uroku Danuty Szaflarskiej.
Agnieszka Niedek
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.