W dawnych czasach KGB mógł przekupywać albo co najwyżej szantażować jakiegoś dziennikarza, aby przemycić nieco dezinformacji. Obecnie nie trzeba prowadzić infiltracji w zachodnich mediach. Wystarczy je kupić.
Jest dla mnie dość zrozumiałe, dlaczego Aleksandr Lebiediew, pod koniec lat 80. oddelegowany do radzieckiej ambasady w Londynie jako attaché do spraw gospodarczych, zdecydował się kupić większościowy udział w wielkonakładowej popołudniówce „Evening Standard". To mało prawdopodobne, aby posiadanie wydawnictwa prasowego w Wielkiej Brytanii przyniosło fortunę. Umożliwia jednak kontakty z przedstawicielami elit kulturalnych, społecznych i politycznych oraz daje możliwość wywierania na nich wpływu. W pewnej mierze chroni także przed krytyką w innych mediach. Redaktorzy brytyjscy przestrzegają niepisanego układu – nie napuszczają swoich śledczych na kolegów z branży. Gdyby jakaś znana dynastia brytyjskich potentatów prasowych dorobiła się na prostytucji, członkowie innej popierali nazistów, a redaktor trzeciej słynnej gazety był drapieżcą seksualnym (przykłady mogą, ale nie muszą być autentyczne), prawdopodobieństwo publikacji materiałów o tych sprawach w konkurencyjnym piśmie byłoby nikłe.
Więcej możesz przeczytać w 7/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.