Nic tak nie poprawia samopoczucia ludzi małych jak poczucie wyższości moralnej nad tłuszczą, dla której muszą pracować. I dla tego poczucia wyższości elity zrobią wszystko: zablokują lustrację, zniszczą IPN, opluskwią każdego, kto odważy się dochodzić prawdy. Niestety, senator Krzysztof Piesiewicz, człowiek wybitny, niezwykle przenikliwy umysł i niezależna osobowość, stał się zakładnikiem tego chorego układu autorytetów moralnych. Ulukrowali go i upudrowali, a on pokochał ten swój wizerunek. Gotów był zapłacić 500 tys. zł szantażystom, by nie ujawnili kompromitującego go filmu. Strach przed wykluczeniem z dobrego towarzystwa odebrał Piesiewiczowi rozum. Ten doświadczony prawnik powinien wiedzieć, że z szantażystami nie wolno się układać. A nie chodziło w tym wypadku o życie ludzkie, lecz o zagrożone życie polityczne. Senator przy pierwszej próbie szantażu powinien poinformować organy ścigania i opinie publiczną. Być może nie ustrzegłby się procesu sadowego, ale uwolnił od uzależnienia, które kompromituje polityka.
Boleje nad tym, że tak mądry człowiek jak Krzysztof Piesiewicz, którego niezmiennie szanuje, mógł popełnić taką głupotę. Niestety, stał się zakładnikiem ogłupiającego układu autorytetów moralnych. Systemu stworzonego w totalitarnych reżimach po to, by manipulować opinią publiczną. Ten anachroniczny system nie jest nikomu potrzebny w kraju wolnych obywateli. Nikomu poza autorytetami moralnymi, które same decydują o tym, kto jest autorytetem, a kto nim nie jest. Krzysztof Piesiewicz jest człowiekiem nazbyt wybitnym, by degradować go do roli zapyziałego polskiego autorytetu moralnego. Arcykapłan Józef Życiński, krajowy duszpasterz autorytetów moralnych i pieszczoch moralnego niepokoju, musi nam wystarczyć w tych trudnych czasach wojny pychy z głupotą.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.