Klauzulę tajności miało zarządzenie ministra sprawiedliwości w sprawie wykonywania wyroków śmierci (nr 38/70 z 20 czerwca 1970 r.). Tajna też była wydana do tego zarządzenia szczegółowa instrukcja dyrektora Centralnego Zarządu Zakładów Karnych (nr 1 z 15 czerwca 1971 r.). Oba dokumenty są przygotowane z dużą precyzją i skrupulatnością. Między wierszami można wyczytać, że piszący je urzędnicy bali się tego, co tworzą. Pierwszy paragraf ministerialnego zarządzenia brzmi: „Sprawy organizacyjne związane z wykonywaniem kary śmierci załatwia Centralny Zarząd Zakładów Karnych i Aresztów Śledczych” (CZZKiAŚ). Czyli my, ministerstwo, umywamy ręce. W dokumencie nie znajdziemy słowa „kat”. Zamiast niego występuje określenie „wykonawca kary śmierci”. Postanowienie sądu o dacie wykonania kary śmierci, odpis wyroku i zawiadomienie, że Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski, miały trafiać do centrali więziennictwa w jednym egzemplarzu. Ale jeśli skazanym byłby żołnierz, egzemplarze miały być dwa. Nie zapomniano też o kosztach – wszystkie miał pokrywać CZZKiAŚ ze środków budżetowych. Częścią zarządzenia jest wzór protokołu wykonania kary śmierci. Uwzględniono w nim, co oczywiste, miejsce na pisemne potwierdzenie, że sprawdzono dane osobowe skazanego, oraz na wymienienie osób obecnych przy wykonaniu wyroku. Przewidziano też rubryki na wpisanie godziny wyprowadzenia skazanego z celi oraz rozpoczęcia i zakończenia wykonywania kary. Ale to nie wszystko, władza chciała wiedzieć więcej: „Na zapytanie naczelnika zakładu karnego kierującego wykonaniem kary śmierci skazany wyraził następujące ostatnie życzenie..., z których uwzględniono...”.
Wykonawca w czarnej masce
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.