Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać sposób rozumowania, będący pokłosiem keynesowskiego ukąszenia, zgodnie z którym najlepszą metodą na radzenie sobie z niepokojąco rosnącym długiem jest… zaciąganie kolejnych długów. Wszystko odbywa się rzecz jasna w imię nakręcania koniunktury – zadłużenie wprawdzie będziemy mieli po takiej operacji większe, ale i zyski się zwiększą, a więc będzie nas stać na bieżącą obsługę długu. No i nie zaoferujemy obywatelom „krwi, potu i łez”, a więc nie stracimy ich głosów. No dobrze, a kiedy zaczniemy zadłużenie redukować? A po co redukować? W długiej perspektywie – jak mawiał Keynes – wszyscy będziemy martwi, więc niech martwią się ci, którzy będą wtedy żywi.
Gdyby przełożyć opisaną powyżej praktykę na realia gospodarowania budżetem domowym, scenariusz wyglądałby tak: jedyny żywiciel rodziny zatrudniony w sklepie spożywczym w wyniku kryzysu ekonomicznego musi się zgodzić na niższe wynagrodzenie. Ergo – rodziny nie stać na życie na dotychczasowym poziomie. Zamiast jednak ciąć wydatki, rodzina bierze kredyt i zaczyna kupować na potęgę produkty w sklepie, w którym ów jedyny żywiciel rodziny jest zatrudniony. Po co? Po to, żeby sklepowi zaczęło się lepiej powodzić i aby w rezultacie pensja wróciła do poprzedniego poziomu, a może nawet wzrosła. Jeżeli uda się zrealizować ów plan, wówczas można spokojnie spłacać kredyt. A jeśli nie, to… zaciągnie się kolejny kredyt. Bo kiedyś dobra koniunktura musi wrócić. Powiedzcie szczerze: zachowalibyście się w ten sposób w takiej sytuacji?
A Polska tak się właśnie zachowuje. Jacek Rostowski tłumaczy, że zawieszamy tzw. próg ostrożnościowy, bo inni zadłużali się bardziej niż Polska – i żyją. To bałamutny argument: Stany Zjednoczone mogą sobie pozwolić na dług w wysokości ponad 100 proc. PKB, bo ich gospodarka jest potężna, w związku z czym są widoki na to, że kraj będzie w terminie płacić odsetki od pożyczek. O gospodarce Polski tego samego powiedzieć nie można. Warto brać na to poprawkę, słuchając Jacka Rostowskiego przekonującego, że jeśli inni chorują na grypę, to i my możemy sobie na nią pozwolić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.