Restauracja jest jeszcze w budowie, a już unosi się w niej zapach sera. Beth Macatee uwija się w kuchni. W roboczym kombinezonie, czerwona chustka przykrywa warkocz. W wielkich garach miesza kozie mleko – poranny udój, jakieś 30 litrów. – Codziennie to robię. Gospodarstwo nie ma wolnego – śmieje się Amerykanka. Ale nie jest na ranczu w Stanach Zjednoczonych, lecz na swojej farmie w Tyliczu, w Beskidzie Sądeckim.
Przeszła drogę odwrotną do tej, o jakiej marzy wielu Polaków. Jeszcze niedawno zamiast w gumiakach chodziła do pracy w szpilkach i eleganckiej garsonce. W Nowym Jorku. Była maklerem na Wall Street, potem finansistką w Banku Światowym. Robiła karierę, kiedy tuż po trzydziestce podjęła zaskakującą decyzję: rzuciła elity finansjery dla życia z końmi i kozami tysiące mil od rodzinnego kraju, w regionie, z którego wiele osób emigruje do Ameryki za pracą i lepszym życiem. Polska jawi się nam jako kraj z problemami, z którego się ucieka. Ale dla wielu cudzoziemców to ziemia atrakcyjna. Coraz więcej przeprowadza się tutaj. Uczą języków, prowadzą firmy. Jedni spędzają kilka lat, inni zostają na zawsze.
Tylicz lepszy niż Wilkowyje
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.