[ kliknij na powyższą grafikę, aby obejrzeć większą wersję ] Burt McClaskey, właściciel firmy przewozowej z Kentucky (ponad 160 ciężarówek), w ostatnich sześciu tygodniach "ściągnął" z bezrobocia dwunastu kierowców.
Wzrost liczby przewozów jest, jego zdaniem, oznaką zbliżającego się ożywienia gospodarczego, zwłaszcza że wszystkie nowe zamówienia, które otrzymał, pochodzą ze small businessu.
- Ożywienie w tym segmencie jest symptomem nadciągającego boomu gospodarczego - twierdzi Ralph Acampora, guru inwestycyjny Prudential Securities, który zasłynął tym, że pierwszy przewidział, kiedy indeks Dow Jones Industrial osiągnie 10 tys. punktów.
"Dlaczego wciąż trwa kryzys?" - dopytuje się tymczasem "The Wall Street Journal". "Kiedy wreszcie ożywienie?" - niecierpliwi się Associated Press. "To nie jest koniec zmartwień Busha" - ocenia "The New York Times". Czy więc Ameryka istotnie wychodzi z dołka? Tak - przekonuje Acampora. Tak - powtarza za nim McClaskey. Z komunikatu Federal Reserve Board wynika, że ożywienie amerykańskiej gospodarki nastąpi pod koniec lata. Już dziś wiadomo jednak, że jest ono faktem. Świadczy o tym większość głównych wskaźników makroekonomicznych: rosną indeksy giełdowe, przestały wzrastać ceny paliw, zaczęło spadać bezrobocie. Skąd więc tyle pesymizmu w części amerykańskiej prasy? Otóż prezydent Bush należy do ugrupowania, wobec którego główny nurt lewicujących mediów amerykańskich nastawiony jest negatywnie. Republikanie, łącznie z Ronaldem Reaganem, zawsze mieli złą prasę, odwrotnie proporcjonalnie do sukcesów gospodarczych.
Szybsze, niż przypuszczano, zakończenie wojny w Iraku pozwala zredukować deficyt budżetowy z 300 mld USD w 2003 r. może nawet do zera! Zwiększenie dyscypliny budżetowej jest także możliwe dzięki temu, że prezydent nieustannie przypomina o konieczności obniżenia podatków. Trwająca już trzeci rok luźniejsza niż zwykle polityka monetarna przyczyniła się do potanienia pieniądza. W Stanach Zjednoczonych panuje teraz bezprecedensowy ruch na rynku obrotu nieruchomościami. Łatwość uzyskania kredytu nie wpływa jednak (na szczęście) na inflację, która jest pod kontrolą (1,2-1,8 proc.). Prognozy są jeszcze lepsze - zmniejszenie napięcia na Bliskim Wschodzie doprowadzi do dalszego spadku cen ropy naftowej, które są głównym czynnikiem proinflacyjnym.
Wprawdzie ostatni raport Bank of America wskazał, że przed wojną i na jej początku pogorszyły się nastroje konsumenckie, czyli zmniejszyła się konsumpcja, ale w końcu wyszło to Ameryce na dobre. Ograniczenie konsumpcji oznaczało wzrost oszczędności, a to przełożyło się na wzrost kapitału inwestycyjnego. Zresztą, oszczędności to też konsumpcja, tyle że odsunięta na później. Niedawny kryzys w sektorze dotcomów i w telekomunikacji także nie jest już problemem. Sprzedaż w Internecie nigdy nie przekraczała procentu obrotów sektora detalicznego, a telekomunikacja to jedynie 2 proc. dochodu narodowego. - Kryzys postawi te branże na nogi, pomoże się pozbyć bezproduktywnych inwestycji i wyeliminuje nieefektywne firmy - uważa Warren Buffet. To już widać - mimo recesji obroty takich firm, jak eBay (licytacje w sieci) czy Amazon.com (sprzedaż detaliczna książek i płyt), rosną z miesiąca na miesiąc.
Spadek wartości dolara, zwłaszcza wobec euro, ma także dobre strony: rośnie amerykański eksport. Gospodarka USA, zapatrzona w samą siebie, zaczyna się dostrajać do gustów i preferencji świata. Ta zmiana z pewnością wyjdzie Amerykanom na zdrowie. Czynnikiem sprzyjającym konkurencyjności gospodarki USA jest względna słabość związków zawodowych. To one wywindowały kiedyś koszty pracy powyżej poziomu opłacalności. Teraz - dla dobra gospodarki, ale i dla siebie samych - związki muszą iść na kompromis. Co już zresztą uczyniły w United Airlines i American Airlines.
Burt McClaskey wrócił właśnie z nart z Europy i dziękuje Bogu, że jest już w domu. Wziął się do roboty. Wierzy, że latem jego konto znów zacznie się powiększać.
- Ożywienie w tym segmencie jest symptomem nadciągającego boomu gospodarczego - twierdzi Ralph Acampora, guru inwestycyjny Prudential Securities, który zasłynął tym, że pierwszy przewidział, kiedy indeks Dow Jones Industrial osiągnie 10 tys. punktów.
"Dlaczego wciąż trwa kryzys?" - dopytuje się tymczasem "The Wall Street Journal". "Kiedy wreszcie ożywienie?" - niecierpliwi się Associated Press. "To nie jest koniec zmartwień Busha" - ocenia "The New York Times". Czy więc Ameryka istotnie wychodzi z dołka? Tak - przekonuje Acampora. Tak - powtarza za nim McClaskey. Z komunikatu Federal Reserve Board wynika, że ożywienie amerykańskiej gospodarki nastąpi pod koniec lata. Już dziś wiadomo jednak, że jest ono faktem. Świadczy o tym większość głównych wskaźników makroekonomicznych: rosną indeksy giełdowe, przestały wzrastać ceny paliw, zaczęło spadać bezrobocie. Skąd więc tyle pesymizmu w części amerykańskiej prasy? Otóż prezydent Bush należy do ugrupowania, wobec którego główny nurt lewicujących mediów amerykańskich nastawiony jest negatywnie. Republikanie, łącznie z Ronaldem Reaganem, zawsze mieli złą prasę, odwrotnie proporcjonalnie do sukcesów gospodarczych.
Szybsze, niż przypuszczano, zakończenie wojny w Iraku pozwala zredukować deficyt budżetowy z 300 mld USD w 2003 r. może nawet do zera! Zwiększenie dyscypliny budżetowej jest także możliwe dzięki temu, że prezydent nieustannie przypomina o konieczności obniżenia podatków. Trwająca już trzeci rok luźniejsza niż zwykle polityka monetarna przyczyniła się do potanienia pieniądza. W Stanach Zjednoczonych panuje teraz bezprecedensowy ruch na rynku obrotu nieruchomościami. Łatwość uzyskania kredytu nie wpływa jednak (na szczęście) na inflację, która jest pod kontrolą (1,2-1,8 proc.). Prognozy są jeszcze lepsze - zmniejszenie napięcia na Bliskim Wschodzie doprowadzi do dalszego spadku cen ropy naftowej, które są głównym czynnikiem proinflacyjnym.
Wprawdzie ostatni raport Bank of America wskazał, że przed wojną i na jej początku pogorszyły się nastroje konsumenckie, czyli zmniejszyła się konsumpcja, ale w końcu wyszło to Ameryce na dobre. Ograniczenie konsumpcji oznaczało wzrost oszczędności, a to przełożyło się na wzrost kapitału inwestycyjnego. Zresztą, oszczędności to też konsumpcja, tyle że odsunięta na później. Niedawny kryzys w sektorze dotcomów i w telekomunikacji także nie jest już problemem. Sprzedaż w Internecie nigdy nie przekraczała procentu obrotów sektora detalicznego, a telekomunikacja to jedynie 2 proc. dochodu narodowego. - Kryzys postawi te branże na nogi, pomoże się pozbyć bezproduktywnych inwestycji i wyeliminuje nieefektywne firmy - uważa Warren Buffet. To już widać - mimo recesji obroty takich firm, jak eBay (licytacje w sieci) czy Amazon.com (sprzedaż detaliczna książek i płyt), rosną z miesiąca na miesiąc.
Spadek wartości dolara, zwłaszcza wobec euro, ma także dobre strony: rośnie amerykański eksport. Gospodarka USA, zapatrzona w samą siebie, zaczyna się dostrajać do gustów i preferencji świata. Ta zmiana z pewnością wyjdzie Amerykanom na zdrowie. Czynnikiem sprzyjającym konkurencyjności gospodarki USA jest względna słabość związków zawodowych. To one wywindowały kiedyś koszty pracy powyżej poziomu opłacalności. Teraz - dla dobra gospodarki, ale i dla siebie samych - związki muszą iść na kompromis. Co już zresztą uczyniły w United Airlines i American Airlines.
Burt McClaskey wrócił właśnie z nart z Europy i dziękuje Bogu, że jest już w domu. Wziął się do roboty. Wierzy, że latem jego konto znów zacznie się powiększać.
Więcej możesz przeczytać w 18/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.