Polskie Bony Towarowe, czyli powszechny brak talentu
W socjalizmie pieniądz wprawdzie był, ale nic niewart. Za to pracownik za swój trud dostawał kartki, talony, przydziały, bony, bilety do operetki i skierowania na wczasy z FWP (dodatkowo CRZZ raz do roku rozdawała cebulę i musztardę). Czasy niby się zmieniły. Sporo jednak z owego socjalistycznego rozdzielnictwa pozostało. Wymyślony przez Polską Organizację Turystyczną (z błogosławieństwem ministra gospodarki) bon wczasowy inauguruje nowy ruch, który proponujemy nazwać skrótem PBT - powszechny brak talentu.
Dlaczego przetrwał dinozaur?
Największym reliktem świetlanej przeszłości jest zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Narodził się przed pół wiekiem na mocy uchwały Rady Ministrów z 20 stycznia 1950 r. w sprawie wyodrębnienia pieniędzy na fundusz socjalny. W czasach kiedy państwo było jedynym pracodawcą, nikomu specjalnie nie szkodził. Obowiązywała bowiem zasada, że jak państwo chce, to da, a co da, komu da i w jakiej postaci, było sprawą drugorzędną. W chwili wprowadzenia prywatnej gospodarki rynkowej pytanie o sensowność tego funduszu stało się oczywiste. Zwłaszcza że pracownicy wcale nie byli zadowoleni z jego istnienia. W badaniach przeprowadzonych na początku lat 90. dwie trzecie zatrudnionych opowiedziało się za jego likwidacją i włączeniem "socjalu" do wynagrodzenia podstawowego. Tak się jednak nie stało. W 1994 r. uchwalono nowelizację ustawy, nakładając obowiązek tworzenia takiego funduszu na pracodawców zatrudniających co najmniej dwudziestu pracowników i ustalając odpis podstawowy w wysokości 37,5 proc. przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej.
Dlaczego relikt, ów dinozaur epoki socjalizmu, istnieje nadal? Czyżby prywatni pracodawcy tak kochali socjalizm? Ależ skąd! Powód jest zgoła inny. Świadczenia urlopowe wypłacane z funduszu są zwolnione ze składki na ubezpieczenia społeczne, a świadczenia rzeczowe (w tym roku do 380 zł) także z podatku dochodowego. Biorąc pod uwagę, że łączna wartość funduszu w skali kraju wynosi 8 mld zł, oznacza to uszczuplenie dochodów budżetu o 2 mld zł. Te 2 mld zł trafiają do pracowników, pracodawców i jeszcze kilku osób, a że niekoniecznie w postaci najbardziej im użytecznej, to już drobiazg. W końcu 50 lat socjalizmu wykształciło u ludzi odruch, że jeśli coś dają, to trzeba brać.
Idea wielka jak kasa
8 mld zł to spora kasa. To ponad 1 proc. PKB i 2 proc. wartości całej sprzedaży detalicznej, to przybliżona wartość wszystkich nowych samochodów, które w ciągu roku kupuje się w naszym kraju. To kasa, nad którą warto się pochylić z troską. Niebawem pojawiają się chętni na "hurtowe" zagospodarowanie wczasowego funduszu.
Autorem najnowszego pomysłu "napadu na socjal" jest lobby turystyczne. Wymyśliło ono system PBT, czyli Polskich Bonów Towarowych (wielkimi literami, a jakże). Dzięki temu systemowi Polacy będą jeździć na krajowe wczasy za darmo, bo za urlop zapłacą bonami kupionymi przez zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Polska Organizacja Turystyczna jest gotowa podjąć się ciężkiego obowiązku emitowania bonów za skromne 2,5 mln zł, które budżet przekazywałby co roku na konto jej spółki zależnej PART.
Wakacje w PRL
Co się wydarzy w Polsce po wprowadzeniu bonów, łatwo sobie wyobrazić, zważywszy na entuzjazm "ludzi turystyki". Wybrzeże Bałtyku zamieni się w Riwierę, a Bieszczady staną się Alpami Europy Środkowej. To oczywiście żart, ale tak naprawdę nie ma z czego żartować. Nie rozumiem, jak można mieć tak słabą pamięć, by po dziesięciu latach wymazać z niej obraz przeraźliwej brzydoty i brudu wyzierającego z ośrodków wczasowych poprzedniego systemu. Jak można wierzyć, że jakikolwiek dostawca usług, który ma z góry zapewniony zbyt, będzie się choć trochę starał i nie będzie traktował gościa jak intruza. Rozumiem chęć "napadu na kasę", ale doprawdy trzeba "powszechnego braku talentu", by wymyślić system Polskich Bonów Towarowych.
Co gorsza, system PBT znalazł się wśród pomysłów hołubionych przez ministra gospodarki i pracy Jerzego Hausnera. Jak sam pan minister powiedział, program gospodarczy SLD właściwie nie istnieje. Na dodatek gospodarka, która po rządach AWS znajdowała się nad przepaścią, wykonała energiczny krok do przodu. W tej sytuacji pan minister musi pokazać, że stara się cokolwiek zrobić. Tylko dlaczego wespół z całym rządem chce to robić tak małymi krokami? Czy nie prościej byłoby przypomnieć sobie propozycję sekretarza generalnego SLD Marka Dyducha, który przed rokiem proponował "zawieszenie gospodarki rynkowej"?
Historia talonem pisana |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 18/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.