Skoro boimy się kwarantanny, czyli fizycznego osamotnienia, dlaczego przyzwalamy na milczenie, równie bezwzględnie oddzielające nas od ludzi?
Epidemia tajemniczej, nietypowej odmiany zapalenia płuc, określanej przez lekarzy jako SARS, przywróciła aktualność dawno zapomnianemu słowu "kwarantanna". Znowu, jak w powieści "Dżuma" Alberta Camusa, jedynym skutecznym sposobem zapobieżenia gwałtownemu rozprzestrzenianiu się choroby okazało się odosobnienie zarażonych i tych, którzy są choćby tylko o to podejrzani. Kwarantanna oznacza zamknięcie i samotność, skazanie na swój los, który w momencie odcięcia od reszty ludzi zaczyna biec własnym torem. To także poczucie, że od tej pory nie możemy już liczyć na tradycyjne więzy rodzinne i tych, którzy dotychczas dawali nam poczucie bezpieczeństwa, deklarując swoją pomoc, "gdy będzie trzeba".
I choć kwarantanna sama w sobie nie jest przecież chorobą, a nawet żadną dolegliwością, to boimy się jej znacznie bardziej niż zabójczych wirusów. Dlaczego tak się dzieje? I dlaczego przed szpitalem w Toronto (trzecie - po Hongkongu i Pekinie - najbardziej dotknięte epidemią SARS miasto na świecie) wystają rodziny chorych, rozpaczając nie z tego powodu, że ich krewni pożerani przez plagę walczą o życie, lecz że nie mogą ich odwiedzić?
W książce "Każdy umiera w samotności" Hans Fallada nie zostawił miejsca na złudzenia: w obliczu ostateczności jesteśmy sami - mimo lepiej lub gorzej inscenizowanych pozorów bliskości z innymi. A choroba czy nawet zwykła, nie sprowokowana żadnym nagłym wydarzeniem starość to takie przygotowanie do owego ostatecznego osamotnienia. Rzec by można - naturalna kwarantanna.
O ile jednak słowo "kwarantanna" wywołuje w nas nieomal panikę, o tyle jej emocjonalny odpowiednik - "milczenie" - nie kojarzy się z niczym złym. A powinien. Zwróciła mi na to uwagę czytelniczka, pani Irena Janowska z Warszawy. Po przeczytaniu mojego felietonu, w którym dopominałem się o wprowadzenie na rynek tzw. złotych komórek (telefonów komórkowych przystosowanych do potrzeb, nawyków i możliwości starszych ludzi), dostrzegła we mnie sojusznika seniorów i postanowiła się podzielić swoim doświadczeniem.
"Wychodząc z założenia, że cała problematyka jest panu bliska - pisze pani Irena - pozwalam sobie zwrócić uwagę na jeden aspekt. Chodzi o milczenie, którym częstuje się starego człowieka. To zjawisko zauważyłam na ulicy. Idzie starsza osoba w towarzystwie tzw. opiekunki społecznej. Opiekunka nie tylko bowiem sprząta, kupuje, gotuje, ale także wyprowadza na spacer, co należy do programu. Spacer odbywa się w kompletnej ciszy. Gdy wyprowadzam psa na spacer, mówię coś do niego, rzucam mu patyczek, on przynosi, macha ogonem, jest między nami kontakt. Ale z żywą osobą wyprowadzaną na spacer nie zamienia się ani słowa. Więc siadają sobie obie na ławce i patrzą przed siebie. Mija czas, powrót do domu. Koniec. Istniała dawniej osoba do towarzystwa, dame de compagnie, rola wskrzeszona już na Zachodzie. Nas na to nie stać, ale trochę można podciągnąć obycie opiekunek społecznych, bo kult młodości doprowadził do izolacji pokoleń ".
Ciekawa obserwacja. I bardzo trafna. Wiele razy widziałem takich spacerujących obok siebie w kompletnym milczeniu ludzi. Zastanawiam się więc: skoro tak się boimy kwarantanny, czyli fizycznego osamotnienia i zamknięcia, dlaczego pozostajemy nieczuli na milczenie - z równą bezwzględnością oddzielające nas od ludzi, nawet tych "bliskich" (choć to słowo, jak mało które, bywa ostatnio nadużywane, brzmiąc głucho z braku adekwatności)?
Codzienne gazety raz po raz donoszą, że mieszkańcy zarażonych wieżowców w Hongkongu, członkowie społeczności religijnej w Kanadzie, uczniowie szkół i mieszkający w akademikach studenci odsyłani są do obozów odosobnienia lub do własnych domów z poleceniem nieopuszczania ich. Mają się poddać rygorom kwarantanny pod groźbą aresztowania i osadzenia w więzieniu. Często słyszy się jednak o tym, że ktoś nie wytrzymał i uciekł. Samolotem, pociągiem, na piechotę. Nie chciał czekać na śmierć lub wyzdrowienie, bo koniecznie musiał jeszcze coś zobaczyć lub załatwić. Nawet gdyby inni mieli przypłacić to zdrowiem lub życiem. Bo kiedy ucieka się z kwarantanny, jest się zdecydowanym na wszystko
A co by było, gdyby tak przemówili wszyscy pogrążeni w wymuszonym milczeniu staruszkowie? Gdyby zbuntowali się przeciw swojej kwarantannie i powiedzieli wszystko, co myślą, bo przecież i tak im wszystko jedno? Gdyby zagrali jeszcze przez chwilę w pełne życie? Czy groziłaby nam z ich ust jakaś zaraza?
[email protected]
I choć kwarantanna sama w sobie nie jest przecież chorobą, a nawet żadną dolegliwością, to boimy się jej znacznie bardziej niż zabójczych wirusów. Dlaczego tak się dzieje? I dlaczego przed szpitalem w Toronto (trzecie - po Hongkongu i Pekinie - najbardziej dotknięte epidemią SARS miasto na świecie) wystają rodziny chorych, rozpaczając nie z tego powodu, że ich krewni pożerani przez plagę walczą o życie, lecz że nie mogą ich odwiedzić?
W książce "Każdy umiera w samotności" Hans Fallada nie zostawił miejsca na złudzenia: w obliczu ostateczności jesteśmy sami - mimo lepiej lub gorzej inscenizowanych pozorów bliskości z innymi. A choroba czy nawet zwykła, nie sprowokowana żadnym nagłym wydarzeniem starość to takie przygotowanie do owego ostatecznego osamotnienia. Rzec by można - naturalna kwarantanna.
O ile jednak słowo "kwarantanna" wywołuje w nas nieomal panikę, o tyle jej emocjonalny odpowiednik - "milczenie" - nie kojarzy się z niczym złym. A powinien. Zwróciła mi na to uwagę czytelniczka, pani Irena Janowska z Warszawy. Po przeczytaniu mojego felietonu, w którym dopominałem się o wprowadzenie na rynek tzw. złotych komórek (telefonów komórkowych przystosowanych do potrzeb, nawyków i możliwości starszych ludzi), dostrzegła we mnie sojusznika seniorów i postanowiła się podzielić swoim doświadczeniem.
"Wychodząc z założenia, że cała problematyka jest panu bliska - pisze pani Irena - pozwalam sobie zwrócić uwagę na jeden aspekt. Chodzi o milczenie, którym częstuje się starego człowieka. To zjawisko zauważyłam na ulicy. Idzie starsza osoba w towarzystwie tzw. opiekunki społecznej. Opiekunka nie tylko bowiem sprząta, kupuje, gotuje, ale także wyprowadza na spacer, co należy do programu. Spacer odbywa się w kompletnej ciszy. Gdy wyprowadzam psa na spacer, mówię coś do niego, rzucam mu patyczek, on przynosi, macha ogonem, jest między nami kontakt. Ale z żywą osobą wyprowadzaną na spacer nie zamienia się ani słowa. Więc siadają sobie obie na ławce i patrzą przed siebie. Mija czas, powrót do domu. Koniec. Istniała dawniej osoba do towarzystwa, dame de compagnie, rola wskrzeszona już na Zachodzie. Nas na to nie stać, ale trochę można podciągnąć obycie opiekunek społecznych, bo kult młodości doprowadził do izolacji pokoleń ".
Ciekawa obserwacja. I bardzo trafna. Wiele razy widziałem takich spacerujących obok siebie w kompletnym milczeniu ludzi. Zastanawiam się więc: skoro tak się boimy kwarantanny, czyli fizycznego osamotnienia i zamknięcia, dlaczego pozostajemy nieczuli na milczenie - z równą bezwzględnością oddzielające nas od ludzi, nawet tych "bliskich" (choć to słowo, jak mało które, bywa ostatnio nadużywane, brzmiąc głucho z braku adekwatności)?
Codzienne gazety raz po raz donoszą, że mieszkańcy zarażonych wieżowców w Hongkongu, członkowie społeczności religijnej w Kanadzie, uczniowie szkół i mieszkający w akademikach studenci odsyłani są do obozów odosobnienia lub do własnych domów z poleceniem nieopuszczania ich. Mają się poddać rygorom kwarantanny pod groźbą aresztowania i osadzenia w więzieniu. Często słyszy się jednak o tym, że ktoś nie wytrzymał i uciekł. Samolotem, pociągiem, na piechotę. Nie chciał czekać na śmierć lub wyzdrowienie, bo koniecznie musiał jeszcze coś zobaczyć lub załatwić. Nawet gdyby inni mieli przypłacić to zdrowiem lub życiem. Bo kiedy ucieka się z kwarantanny, jest się zdecydowanym na wszystko
A co by było, gdyby tak przemówili wszyscy pogrążeni w wymuszonym milczeniu staruszkowie? Gdyby zbuntowali się przeciw swojej kwarantannie i powiedzieli wszystko, co myślą, bo przecież i tak im wszystko jedno? Gdyby zagrali jeszcze przez chwilę w pełne życie? Czy groziłaby nam z ich ust jakaś zaraza?
[email protected]
Więcej możesz przeczytać w 18/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.