Ekonomiczne sankcje ONZ wobec reżimów są nieskuteczne i zbrodnicze
O 200-300 cywilach zabitych w czasie wojny mówiły irackie źródła rządowe, gdy jeszcze istniały. Tymczasem w poprzedzającym wojnę dziesięcioleciu 400 tys. ludzi wymordowano na polecenie Saddama Husajna. Kolejne półtora miliona osób, w tym pół miliona dzieci, to ofiary sankcji ekonomicznych ONZ, które wprowadzono w sierpniu 1990 r. po inwazji Iraku na Kuwejt. Bez wątpienia winny jest tylko jeden - Saddam Husajn. Mimo to powyższe zestawienie liczb rodzi pytanie: czy kraje członkowskie ONZ, stosując sankcje, nie wiedziały, co czynią?
Odpowiedzią mogą być raporty amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego (DIA). "Skutkiem bombardowań wodociągów będą przede wszystkim choroby dróg oddechowych o ostrym przebiegu, biegunki (dotkną głównie dzieci), zapalenie opon mózgowych, włączając meningokokowe (dotknie głównie dzieci), cholera (możliwa, ale mniej prawdopodobna od wcześniej wymienionych)". To fragment dokumentu datowanego na 21 lutego 1990 r., czyli rok przed rozpoczęciem pierwszej wojny w Zatoce.
W raporcie z 22 stycznia 1991 r. specjaliści z DIA opisują, jak sankcje uniemożliwią zaopatrywanie ludności w wodę, czego skutkiem może być szybki wzrost śmiertelności dzieci. Przewidywania ekspertów znalazły potwierdzenie w kolejnych latach: w 2001 r., czyli po 11 latach obowiązywania sankcji, na czerwonkę zmarło 1765 dzieci poniżej piątego roku życia (przed wojną rocznie umierała na tę chorobę najwyżej setka). Z powodu niedożywienia w 1989 r. zmarło 81 dzieci, dekadę później - 3060. Liczba dzieci zmarłych na gruźlicę i choroby układu oddechowego wzrosła ze 117 do 3732.
Raporty DIA są dowodem, że ONZ, nakładając na Irak sankcje, doskonale wiedziała, co robi. W ich świetle zupełnie inaczej brzmią żądania prezydentów Francji, Rosji i Niemiec, by George W. Bush powstrzymał się od wojny w Iraku, bo istnieją jeszcze "pokojowe metody rozwiązania konfliktu". Niech zatem pacyfiści od siedmiu boleści policzą teraz ofiary owych "pokojowych metod".
Wilk syty, owce głodne
Od 1945 r. do upadku żelaznej kurtyny ONZ nałożyła sankcje tylko na dwa kraje, w latach 90. - na 12 państw. Gary Clyde Hufbauer z waszyngtońskiego Institute for International Economics ujął to tak: "Wielu politykom wydawało się, że znaleźli złoty środek: nie narażając się na oskarżenia o obojętność, interweniują - nakładają embargo. Nie można im już powiedzieć, że nic nie robią. Jednocześnie nie brudzą sobie rąk wojną, a do tego w zasadzie nie płacą za nałożenie sankcji". Problemem jest to, że sankcje wobec reżimów okazują się nieskuteczne lub wręcz zbrodnicze.
Mechanizm wydaje się prosty: łamiący prawo dyktator w izolacji staje się niegroźny dla sąsiadów - embargo na dostawy broni powinno mu uniemożliwić budowę arsenałów. Jednocześnie umęczony embargiem ekonomicznym naród powinien zmienić rządzących. Proste. I tak być powinno, jednak - jak pokazuje praktyka - sankcje tak nie działają. Najczęściej kończy się na tym, że wilk jest syty i uzbrojony, a owce głodują.
Fidel się śmieje
Gdy iracki naród przymierał głodem, Saddam budował nowe pałace, a luksusowe towary i broń kupował nielegalnie. Chętnych do robienia z nim interesów nie brakowało. By ukarać państwa łamiące sankcje, potrzebna była zgoda Rady Bezpieczeństwa ONZ. Tymczasem to właśnie część jej stałych członków ignorowała zakaz.
Podobnie było z sankcjami nałożonymi na Jugosławię w 1992 r. Embargo miało zmusić Belgrad, by zaniechał agresji na Bośnię i Hercegowinę oraz przestał wspierać bośniackich Serbów. Dziś aż nazbyt oczywista wydaje się odpowiedź na pytanie, czy Zachód mógł zrobić więcej, by zapobiec rzezi Srebrenicy w 1995 r. i setkom podobnych bałkańskich tragedii na mniejszą skalę.
Milosević, w przeciwieństwie do Saddama, doczekał się zniesienia embarga w 1996 r. Czy czegoś go nauczyło? Dramat Kosowa w 1999 r. nie pozostawia wątpliwości. Kolejne wyniszczające naród sankcje nie nakłoniły Milosevicia do zmiany polityki ani do ustąpienia. Można oczywiście twierdzić, że Serbowie - jak chcieli tego ustanawiający embargo - zbuntowali się przeciw Miloseviciowi i podczas bezkrwawej rewolucji 5 października 2000 r. bez interwencji z zewnątrz odsunęli go od władzy. Można w to wierzyć, ale tylko jeśli nie bierze się pod uwagę, że bunt sponsorowany był przez Zachód. Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy wyłożyli ponad 100 mln USD na kampanię prezydencką przeciwnika Milosevicia, sponsorowali niezależne media, płacili za wiece przedwyborcze i plakaty, a nawet za farbę, którą młodzi opozycjoniści malowali graffiti.
Najlepszym dowodem na to, że sankcje są mało skuteczne, jest Kuba. USA nałożyły embargo na ten kraj ponad 40 lat temu. Mimo to komunistyczny reżim ma się doskonale - Fidel Castro na początku kwietnia za jednym zamachem wysłał do więzienia 79 opozycjonistów. Jednocześnie Kuba od kilku lat odnotowuje wzrost gospodarczy, a światowe koncerny przebierają nogami, by zacząć inwestować na wyspie po ewentualnym zniesieniu embarga (listy intencyjne podpisały podobno z Hawaną m.in. Johnson & Johnson, Marriott i Chrysler). Kubański dyktator - podobnie jak Saddam czy Milosević - szybko uczynił z sankcji żelazny element propagandy.
Muammar się wyżywi
Dowody na nieskuteczność sankcji można mnożyć: brutalny reżim talibów zapewne istniałby nadal, gdyby nie zdecydowana akcja Amerykanów, Syria wciąż wspiera terrorystów z Hamasu i Dżihadu, w targanej wojnami Somalii ukrywają się niedobitki Al-Kaidy. Embargo w niewielkim stopniu osłabiło reżim w Iranie, a reżim w Zimbabwe zamiast słabnąć, systematycznie się umacnia.
Zwolennicy sankcji mówią, że dzięki tej metodzie udało się zmusić Libię, by wydała swoich agentów podejrzanych o wysadzenie samolotu pasażerskiego nad Lockerbie. Muammar Kaddafi zwlekał z tym dziesięć lat. Gdy się wreszcie zgodził, wyznał, że nie czyni tego, bo embargo zbyt utrudnia życie nafciarzom, ale dlatego, że nie chce być już postrzegany jako sponsor terroryzmu. Jako sukces polityki nakładania sankcji wymienia się też często Pakistan, ale i w tym wypadku pojawiają się wątpliwości - Amerykanie po zamachach na Nowy Jork i Waszyngton jasno dali do zrozumienia prezydentowi Perwezowi Muszarrafowi: albo jesteś z nami, albo przeciwko nam.
Alibi dla satrapów
Lata 90. to czas, gdy Europa, Ameryka i Rosja, zmęczone zimną wojną, skoncentrowały się na wewnętrznych sprawach. Dzięki temu mogły istnieć reżimy w Bagdadzie i Belgradzie, Fidel Castro i Robert Mugabe mogli rozgniatać przeciwników jak robaki. Ruanda, Birma i Sierra Leone mogły spłynąć krwią. W Syrii i Afganistanie terroryści mogli snuć zbrodnicze plany. Sankcje stanowiły i stanowią dla satrapów doskonałe alibi.
Możnym tego świata, zwłaszcza Europejczykom, sankcje dają złudzenie aktywności. Wydaje się, że w zasadzie mało kogo obchodzi, iż nie można być "aktywnym" wobec stałych członków Rady Bezpieczeństwa łamiących jej postanowienia czy gwałcących prawa człowieka. Przecież nie da się obłożyć embargiem Chin, które wydały wojnę wszelkim ruchom społecznym. Nie można też ukarać Rosji za bestialską kampanię w Czeczenii.
Teraz kiedy coraz dobitniej wychodzi na jaw, że w imię własnych interesów nawet ci, którzy uchwalają sankcje, łamią je, kiedy znamy już skutki wieloletniego zakazu handlu żywnością i lekami, kiedy międzynarodówka terrorystyczna stanowi zagrożenie dla całego zachodniego świata, czas ponownie przemyśleć, czy warto stosować sankcje. Czy - jak dowodzi przykład Iraku - wojna nie jest rozwiązaniem bardziej... humanitarnym?
Odpowiedzią mogą być raporty amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego (DIA). "Skutkiem bombardowań wodociągów będą przede wszystkim choroby dróg oddechowych o ostrym przebiegu, biegunki (dotkną głównie dzieci), zapalenie opon mózgowych, włączając meningokokowe (dotknie głównie dzieci), cholera (możliwa, ale mniej prawdopodobna od wcześniej wymienionych)". To fragment dokumentu datowanego na 21 lutego 1990 r., czyli rok przed rozpoczęciem pierwszej wojny w Zatoce.
W raporcie z 22 stycznia 1991 r. specjaliści z DIA opisują, jak sankcje uniemożliwią zaopatrywanie ludności w wodę, czego skutkiem może być szybki wzrost śmiertelności dzieci. Przewidywania ekspertów znalazły potwierdzenie w kolejnych latach: w 2001 r., czyli po 11 latach obowiązywania sankcji, na czerwonkę zmarło 1765 dzieci poniżej piątego roku życia (przed wojną rocznie umierała na tę chorobę najwyżej setka). Z powodu niedożywienia w 1989 r. zmarło 81 dzieci, dekadę później - 3060. Liczba dzieci zmarłych na gruźlicę i choroby układu oddechowego wzrosła ze 117 do 3732.
Raporty DIA są dowodem, że ONZ, nakładając na Irak sankcje, doskonale wiedziała, co robi. W ich świetle zupełnie inaczej brzmią żądania prezydentów Francji, Rosji i Niemiec, by George W. Bush powstrzymał się od wojny w Iraku, bo istnieją jeszcze "pokojowe metody rozwiązania konfliktu". Niech zatem pacyfiści od siedmiu boleści policzą teraz ofiary owych "pokojowych metod".
Wilk syty, owce głodne
Od 1945 r. do upadku żelaznej kurtyny ONZ nałożyła sankcje tylko na dwa kraje, w latach 90. - na 12 państw. Gary Clyde Hufbauer z waszyngtońskiego Institute for International Economics ujął to tak: "Wielu politykom wydawało się, że znaleźli złoty środek: nie narażając się na oskarżenia o obojętność, interweniują - nakładają embargo. Nie można im już powiedzieć, że nic nie robią. Jednocześnie nie brudzą sobie rąk wojną, a do tego w zasadzie nie płacą za nałożenie sankcji". Problemem jest to, że sankcje wobec reżimów okazują się nieskuteczne lub wręcz zbrodnicze.
Mechanizm wydaje się prosty: łamiący prawo dyktator w izolacji staje się niegroźny dla sąsiadów - embargo na dostawy broni powinno mu uniemożliwić budowę arsenałów. Jednocześnie umęczony embargiem ekonomicznym naród powinien zmienić rządzących. Proste. I tak być powinno, jednak - jak pokazuje praktyka - sankcje tak nie działają. Najczęściej kończy się na tym, że wilk jest syty i uzbrojony, a owce głodują.
Fidel się śmieje
Gdy iracki naród przymierał głodem, Saddam budował nowe pałace, a luksusowe towary i broń kupował nielegalnie. Chętnych do robienia z nim interesów nie brakowało. By ukarać państwa łamiące sankcje, potrzebna była zgoda Rady Bezpieczeństwa ONZ. Tymczasem to właśnie część jej stałych członków ignorowała zakaz.
Podobnie było z sankcjami nałożonymi na Jugosławię w 1992 r. Embargo miało zmusić Belgrad, by zaniechał agresji na Bośnię i Hercegowinę oraz przestał wspierać bośniackich Serbów. Dziś aż nazbyt oczywista wydaje się odpowiedź na pytanie, czy Zachód mógł zrobić więcej, by zapobiec rzezi Srebrenicy w 1995 r. i setkom podobnych bałkańskich tragedii na mniejszą skalę.
Milosević, w przeciwieństwie do Saddama, doczekał się zniesienia embarga w 1996 r. Czy czegoś go nauczyło? Dramat Kosowa w 1999 r. nie pozostawia wątpliwości. Kolejne wyniszczające naród sankcje nie nakłoniły Milosevicia do zmiany polityki ani do ustąpienia. Można oczywiście twierdzić, że Serbowie - jak chcieli tego ustanawiający embargo - zbuntowali się przeciw Miloseviciowi i podczas bezkrwawej rewolucji 5 października 2000 r. bez interwencji z zewnątrz odsunęli go od władzy. Można w to wierzyć, ale tylko jeśli nie bierze się pod uwagę, że bunt sponsorowany był przez Zachód. Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy wyłożyli ponad 100 mln USD na kampanię prezydencką przeciwnika Milosevicia, sponsorowali niezależne media, płacili za wiece przedwyborcze i plakaty, a nawet za farbę, którą młodzi opozycjoniści malowali graffiti.
Najlepszym dowodem na to, że sankcje są mało skuteczne, jest Kuba. USA nałożyły embargo na ten kraj ponad 40 lat temu. Mimo to komunistyczny reżim ma się doskonale - Fidel Castro na początku kwietnia za jednym zamachem wysłał do więzienia 79 opozycjonistów. Jednocześnie Kuba od kilku lat odnotowuje wzrost gospodarczy, a światowe koncerny przebierają nogami, by zacząć inwestować na wyspie po ewentualnym zniesieniu embarga (listy intencyjne podpisały podobno z Hawaną m.in. Johnson & Johnson, Marriott i Chrysler). Kubański dyktator - podobnie jak Saddam czy Milosević - szybko uczynił z sankcji żelazny element propagandy.
Muammar się wyżywi
Dowody na nieskuteczność sankcji można mnożyć: brutalny reżim talibów zapewne istniałby nadal, gdyby nie zdecydowana akcja Amerykanów, Syria wciąż wspiera terrorystów z Hamasu i Dżihadu, w targanej wojnami Somalii ukrywają się niedobitki Al-Kaidy. Embargo w niewielkim stopniu osłabiło reżim w Iranie, a reżim w Zimbabwe zamiast słabnąć, systematycznie się umacnia.
Zwolennicy sankcji mówią, że dzięki tej metodzie udało się zmusić Libię, by wydała swoich agentów podejrzanych o wysadzenie samolotu pasażerskiego nad Lockerbie. Muammar Kaddafi zwlekał z tym dziesięć lat. Gdy się wreszcie zgodził, wyznał, że nie czyni tego, bo embargo zbyt utrudnia życie nafciarzom, ale dlatego, że nie chce być już postrzegany jako sponsor terroryzmu. Jako sukces polityki nakładania sankcji wymienia się też często Pakistan, ale i w tym wypadku pojawiają się wątpliwości - Amerykanie po zamachach na Nowy Jork i Waszyngton jasno dali do zrozumienia prezydentowi Perwezowi Muszarrafowi: albo jesteś z nami, albo przeciwko nam.
Alibi dla satrapów
Lata 90. to czas, gdy Europa, Ameryka i Rosja, zmęczone zimną wojną, skoncentrowały się na wewnętrznych sprawach. Dzięki temu mogły istnieć reżimy w Bagdadzie i Belgradzie, Fidel Castro i Robert Mugabe mogli rozgniatać przeciwników jak robaki. Ruanda, Birma i Sierra Leone mogły spłynąć krwią. W Syrii i Afganistanie terroryści mogli snuć zbrodnicze plany. Sankcje stanowiły i stanowią dla satrapów doskonałe alibi.
Możnym tego świata, zwłaszcza Europejczykom, sankcje dają złudzenie aktywności. Wydaje się, że w zasadzie mało kogo obchodzi, iż nie można być "aktywnym" wobec stałych członków Rady Bezpieczeństwa łamiących jej postanowienia czy gwałcących prawa człowieka. Przecież nie da się obłożyć embargiem Chin, które wydały wojnę wszelkim ruchom społecznym. Nie można też ukarać Rosji za bestialską kampanię w Czeczenii.
Teraz kiedy coraz dobitniej wychodzi na jaw, że w imię własnych interesów nawet ci, którzy uchwalają sankcje, łamią je, kiedy znamy już skutki wieloletniego zakazu handlu żywnością i lekami, kiedy międzynarodówka terrorystyczna stanowi zagrożenie dla całego zachodniego świata, czas ponownie przemyśleć, czy warto stosować sankcje. Czy - jak dowodzi przykład Iraku - wojna nie jest rozwiązaniem bardziej... humanitarnym?
Więcej możesz przeczytać w 18/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.