Polacy, jak każdy naród, mają dwie historie. Tę prawdziwą i tę, w którą się wierzy
3 maja 1791 r. to data uchwalenia sławnej konstytucji Rzeczypospolitej, ale także faktycznego wypowiedzenia przez Polaków wojny mocarstwu - Rosji. Błąd... Protektorat rosyjski był przykry, ale gwarantował poskromienie apetytów innych sąsiadów na ziemie polskie. A tak skończyło się klęską.
Zostało na pociechę przekonanie, że uchwaliliśmy pierwsi w Europie "oświeceniową" konstytucję. W istocie nigdy nie weszła ona w życie! Co gorsza, jej najistotniejsze postanowienie - dziedziczny tron - zostało tak sformułowane, że nie mogło zostać zrealizowane. Pamięć narodowa zepchnęła na daleki plan to, co najbardziej powinno imponować - przyjęcie konstytucji odbyło się na drodze dobrze wyreżyserowanego i przeprowadzonego (!) zamachu stanu. Fetowanie czynu sprawnej mniejszości zostało zastąpione wizją ogólnonarodowego "kochajmy się". Wierzymy jednak, że 3 maja to data początku, a nie końca. Bo też, tak generalnie, każdy naród ma co najmniej dwie historie. Tę prawdziwą i tę, w którą się wierzy. My wierzymy zwłaszcza w historię heroizmu i olśniewających triumfów "Najpierwszej wśród narodów wszelakich Rzeczypospolitej", jak ironicznie stwierdzał Stanisław Ignacy Witkiewicz.
Jesteśmy rycerzami
Polska historia "do wierzenia" powstała na fundamencie rycerskim. Miejsce w sercach rodaków zapewnia czyn bitewny (cokolwiek paradoksalny kult w kraju, który utracił państwo wskutek politycznego i gospodarczego zacofania).
Uderzający przykład to popularność Jana III Sobieskiego. Ten władca miał tylko jeden sukces - Wiedeń 1683. Na innych polach okazał się królem nieskutecznym i pozbawionym politycznych talentów. Z polskimi rodzinami magnackimi miał złe relacje, średnią szlachtę odstraszył, lansując syna Jakuba na następcę tronu. Szlachta dostawała drgawek na myśl o odrzuceniu wolnej elekcji, na dodatek Jakub był politycznym zerem. Panowanie Jana III to pasmo niepowodzeń, ale cóż z tego, skoro pokonał Turków pod Wiedniem.
Jeszcze bardziej popularny wizerunek króla odstaje od prawdy w wypadku Bolesława Chrobrego. Trudno się chyba dziwić, że podczas zaborów czy później, w ciężkich latach XX wieku, Polacy wysławiali władcę, który bił sąsiadów. Kiedyś należało widzieć w słowach niemieckiego kronikarza Thietmara o "pysze" Bolesława przejaw germańskiego zakłamania. Dziś wszakże wypada je potraktować jako trzeźwą ocenę sytuacji. Przecież Bolesław bez potrzeby wdał się w nie kończące się wojny z cesarzem niemieckim. Ledwo stworzona monarchia zaczęła trzeszczeć w posadach. Krótko po śmierci Chrobrego runęła. Mocno okrojone księstwo odrodziło się dzięki... pomocy cesarstwa - sojusz Polski z cesarzem był warunkiem pomyślności państwa Piastów, czego Bolesław zdawał się nie rozumieć. Tymczasem polscy dziejopisowie, począwszy od Gala Anonima, sławią awanturnika.
3 Maja i dusza szlachetna
Uchwalenie konstytucji też obrosło rycerską legendą. Po trochu dlatego, że stanowiło wstęp do reformy wojska oraz - poniekąd - do powstania kościuszkowskiego, a kult Kościuszki długo nie miał sobie w Polsce równych. Po trochu zaś dlatego, że konstytucję obrał sobie za przełomową chwilę dziejów świata sam Adam Mickiewicz.
Wieszcz pokusił się o stworzenie syntezy dziejów polskich na tle dziejów Wolności - "Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego" (1832). Nadał jej formę biblijnej gawędy, w której Polska jawiła się niczym depozytariusz wolności i braterstwa ludów. Nadzwyczajna szlachetność Polaków długo kłuła w oczy państwa sąsiednie, nieprzejednane w podłości i cynizmie. W końcu Rzeczpospolita uchwaliła coś tak szlachetnego jak Konstytucja 3 maja: "Król i rycerstwo dnia trzeciego maja umyślili wszystkich Polaków zrobić bracią, naprzód mieszczan, a potem włościan. (...) I chcieli zrobić, aby każdy chrześcijanin w Polsce szlachcił się i nazywał się szlachcicem, na znak, iż powinien mieć duszę szlachetną".
Tego okoliczni tyrani już nie zdzierżyli. Rzekli (za Mickiewiczem): "Wypędziliśmy z ziemi Wolność, a oto powraca w osobie narodu sprawiedliwego, który nie kłania się bałwanom naszym. Pójdźmy, zabijmy Naród ten". I to też, jak pamiętamy, usiłowali uczynić. Mimo autorytetu wieszcza "Księgi" nie osiągnęły takiej popularności jak napisane w 1816 r. "Śpiewy historyczne" pióra Juliana Ursyna Niemcewicza.
Śpiewy ahistoryczne
Chwalił Niemcewicza i młody Mickiewicz, i Antoni Malczewski. Kiedy były zakazane, "przepisywano je... W licznych zachowanych dziewiętnastowiecznych sztambuchach panien z różnych części ziem polskich znajdują się pracowicie przepisane bądź poszczególne śpiewy lub też ich całość" (Izabella Rusinowa, "Pana Juliana przypadki życia"). Po powstaniu 1830 r. weszły do kanonu patriotycznej literatury. Dziewiętnastowieczny pamiętnikarz wspomina, jak wśród emigrantów politycznych w Anglii stanął zakład: niech Niemcewicz wskaże początek dowolnego "śpiewu", a oni będą kontynuować. I Niemcewicz, "powszechnemu ulegając życzeniu, wymienił jeden ze swoich śpiewów. Zaraz go wydeklamował rodak, (...) za nim przedstawił się drugi, potem trzeci i czwarty, i tak po kolei każdy z obecnych ziomków przynajmniej kilkadziesiąt wierszy wypowiedział".
"Śpiewy historyczne" ukształtowały historyczną perspektywę kilku pokoleń rodaków. Szybko rozchodziły się kolejne wydania, do 1939 r. było ich prawie pięćdziesiąt. Całkiem współcześnie, w latach stanu wojennego, miała je w repertuarze solidarnościowa Filharmonia im. Romualda Traugutta.
Szczęk broni słychać w "Śpiewach" prawie bez ustanku. Wizja polskich dziejów to wizja rycerska. Darmo Łokietek sławi pokój: "Niech pług naprawia, co oręż wywrócił". Darmo syn jego przemawia do rycerzy: "Nie boju dziś od was żądam, Polacy". Polacy wojują. Zawsze dzielnie, zazwyczaj z przeważającymi siłami wroga. I wygrywają. To znaczy od czasu do czasu zdarza się klęska, niemniej możemy być prawie pewni, że to tylko próba charakteru. Póki w sercach miłość Ojczyzny, póty jakoś damy sobie radę.
Jest w "Śpiewach historycznych" i echo oświeceniowej moralistyki. Jan Kazimierz prorokuje: "Karzcie swawolę, jeśli nie zechcecie/ (Tyle jej smutnych zaznawszy przykładów)/ Bodajbym nie zgadł, ale się staniecie/ Łupem sąsiadów".
Porażka historyka z gawędziarzem
"Śpiewy historyczne" stały się także przedmiotem pierwszego bodaj starcia historii rozumianej jako dyscyplina naukowa z historią rozumianą jako opowiastka przy kominku. Swojego krytyka znalazły wersy Niemcewicza w osobie Joachima Lelewela, twórcy nowożytnej historiografii polskiej.
Publiczną krytykę mistrza Lelewel utrzymywał w bardzo grzecznym tonie. W prywatnym liście do ojca napisał: "Prace moje nie są to starego Niemcewicza wypisy i plugactwa, nie są nuty, ni wiersze, ni obrazki... ". Co chyba zabawne, młodego Lelewela najbardziej ubodło włączenie do "Śpiewów" tzw. historii bajecznej: Piasta Kołodzieja, smoka wawelskiego, króla Popiela....
Były i inne rozbieżności (na przykład Lelewel proponował szukanie "ukrytych sprężyn" wydarzeń oraz odtwarzanie "historii tłumnej", nie pojedynczych herosów). Krucjaty Lelewela nie zmniejszyły jednak nadzwyczajnej popularności "Śpiewów". Zgodnie z polską dziwaczną tradycją zacierania różnic między wspaniałymi rodakami w wielu wydaniach Niemcewicza załączano krytykę Lelewela jako... uzupełnienie (?) dzieła. Ot, typowa porażka historyka z gawędziarzem.
Bitwa pod czymkolwiek
Wiarę w polskie rycerskie przeznaczenie ugruntował Henryk Sienkiewicz w "Trylogii". Podstawowe zagrożenie dla Rzeczypospolitej płynie z jednego źródła: zapominania o obowiązku patriotycznym, zwycięstwa prywaty.
Jan Matejko, będąc pod wpływem krytycznej szkoły historyków krakowskich, szczerze próbował odmienić wizerunek popularnej historii Polski. Stąd m.in. "Stańczyk", stąd krytycyzm wobec nieudacznictwa przodków. Cóż z tego, skoro najbardziej sławne jego obrazy to "Batory pod Pskowem" i Bitwa pod Grunwaldem"...
Każdy naród patrzy na swoją historię trochę przez palce. Tym bardziej jest to zrozumiałe w wypadku narodów o dualistycznej przeszłości - kiedyś imperium, potem wrak. Dzisiaj nie jesteśmy ani imperium, ani wrakiem. Można już sobie pozwolić na głęboki retusz obrazu własnej historii. Historii ani bardziej rycerskiej, ani lepszej od wielu innych.
Jan Wróbel
Julian Ursyn Niemcewicz Jan III. Śpiew historyczny (fragment) Już z wodza królem, rządząc dwa narody, Szkodliwe błędy zamyśla poprawić, Lecz gdy w tym znalazł niezłomne przeszkody, Zostało tylko orężem się wsławić. Kara Mustafa, tłum Turków zawzięty, Groźnie się zbliżał ku wiedeńskim szańcom. Uciekł Leopold, bojaźnią przejęty, Stolicę na łup wydając pogańcom. (...) Jak orzeł, kiedy w dole zoczy zwierza, Lotnym się szybem spod obłoków ciska, Z tym pędem wojsko Polaków uderza I szablą wpośród nieprzyjaciół błyska. Rozprasza tłumy rycerstwo skrzydlate I Mahometa chorągiew wydziera, Zdobywa obóz i łupy bogate, A Wiedeń bramy zwycięzcom otwiera. Wjeżdża Jan trzeci z swoimi hetmany, Wśród radosnych pospólstwa okrzyków; Gdzie się pokazał, wszędzie głos słyszany; "oto nasz zbawca, pierwszy z wojowników" (...) Odmienne były monarchów postacie. Chciał cesarz mówić, lecz gdy słów nie stało, Rzekł mu król polski: "rad jestem, mój bracie, Żem ci uczynił tę przysługę małą". |
Więcej możesz przeczytać w 18/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.