Rzeźby Willenberga to utrwalone w brązie upiory Holocaustu
W 1939 r. 16-letni Samuel Willenberg zgłosił się na ochotnika do Wojska Polskiego. Wkrótce został ciężko ranny w walkach z Armią Czerwoną. W 1942 r., mimo mocnych aryjskich papierów, został aresztowany w Opatowie i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Treblince. Jako jedyny z sześciu tysięcy Żydów z Opatowa uniknął natychmiastowej śmierci - zgłosił się do pracy jako murarz. Podczas słynnego buntu więźniów Treblinki w sierpniu 1943 r. udało mu się uciec. Dostał się do Warszawy. Po wybuchu powstania warszawskiego walczył w oddziale Armii Krajowej, a potem Armii Ludowej. W 1950 r. wyjechał do Izraela (w 1994 r. odzyskał polskie obywatelstwo). Był synem malarza, ale nie został artystą, bo matka tego nie chciała. Dopiero po przejściu na emeryturę zaczął studiować malarstwo i rzeźbę. Wystawa jego prac, uświetniająca obchody 60. rocznicy powstania w getcie warszawskim, pokazywana jest właśnie w Zachęcie.
- Ocalałem dlatego, że nie byłem bierny, jak większość Żydów w tamtym czasie. Czasem myślę, że i w naszych czasach Holocaust jest możliwy, bo ludzie zapominają o przeszłości. Mam nadzieję, że chociaż niektóre z moich prac skłonią do głębszego zastanowienia się nad złem drzemiącym we współczesnym świecie - mówi "Wprost" Samuel Willenberg. We wspomnieniach "Bunt w Treblince" napisał m.in.: "Kiedy na barykadzie na Marszałkowskiej strzelałem w stronę Placu Zbawiciela, padł strzał. Kula świsnęła nad moim uchem. Gdy odwróciłem się przerażony, zobaczyłem w otworze wybitym w murze lufę karabinu. Nie mogłem uwierzyć, że moi koledzy, którzy wraz ze mną przelewają krew, po tym wszystkim, cośmy razem przeżyli, po tych wszystkich walkach, któreśmy razem stoczyli, chcą mnie zabić za to, że jestem Żydem".
Rzeźbione wspomnienia
Piętnaście rzeźb odlanych w brązie przedstawia sceny, które rozegrały się w Treblince na oczach Willenberga. Są na nich m.in. kobiety idące na śmierć, mężczyzna malujący fałszywe tabliczki, sugerujące, że rampa obozu zagłady to normalna stacja kolejowa, ojciec zdejmujący synowi buty, zanim razem pójdą do gazu, i ogolona w połowie dziewczyna. - To Ruth Dorfman. Sam ją strzygłem. Wiedziała, po co ją przywieźli. Pytała mnie tylko, jak długo się umiera - wspomina Willenberg. Pamięta postacie z obozu, na przykład szajs-majstra, czyli opiekuna latryny. W Treblince było dwóch szajsmajstrów tworzących tzw. szajskomando: ubrano ich w stroje żydowskich kantorów, a na szyjach zawieszono budziki, żeby przypominały, że w latrynie można przebywać najwyżej dwie minuty. Charakterystyczny był także Artur Gold - skrzypek z Warszawy. Wraz z dwoma innymi muzykami Gold witał nowych więźniów przedwojennymi szlagierami. Występowali w błyszczących frakach, z muchami pod brodą.
Zanim Willenberg utrwalił swoje wspomnienia w rzeźbach, opisał je we wspomnianej książce "Bunt w Treblince". - Zarówno w książce, jak i jego rzeźbach uderza rys groteski. W najtragiczniejszych momentach, w chwilach ostatecznych Willenberg dostrzega absurd, pokraczność, coś nieporadnego. Tak, jakby broniąc resztek czło-wieczeństwa, odmawiał złu formatu i powagi - mówi Agnieszka Morawińska, dyrektor Zachęty.
Korczak, Schulz, Kramsztyk...
Samuel Willenberg to jeden z nielicznych polsko-żydow-skich twórców ocalałych z Holocaustu. Najbardziej znanym jest Bruno Schulz, zamordowany w Drohobyczu. Autor "Sklepów cynamonowych" już przed wojną był uznanym pisarzem. Po śmierci odkryto go jako wybitnego malarza i rysownika. Uznanym mistrzem pędzla, porównywanym niekiedy do Paula Cézanne'a, był Roman Kramsztyk, początkowo ekspresjonista, później jeden z liderów klasycyzu-jącego stowarzyszenia Rytm. Zanim zginął w warszawskim getcie, utrwalił je w serii rysunków. Ofiarami Holocaustu są także pedagog i pisarz Janusz Korczak, gwiaz-dor przedwojennego kina Michał Znicz, dyrygent Adam Furmański, śpiewaczka Maria Ajzensztadt czy członkowie łódzkiej awangardowej grupy artystycznej Jung Idysz (działającej w latach 1919-1921). Wystawa "Treblinka. Rzeźby więźnia Samuela Willenberga" zorganizowana we współpracy z Ambasadą Izraela w Warszawie to hołd złożony żydowskim artystom, których zamordowano w pełni sił twórczych. - Przeżyłem, by dać świadectwo prawdzie - mówi 80-letniWillenberg.
- Ocalałem dlatego, że nie byłem bierny, jak większość Żydów w tamtym czasie. Czasem myślę, że i w naszych czasach Holocaust jest możliwy, bo ludzie zapominają o przeszłości. Mam nadzieję, że chociaż niektóre z moich prac skłonią do głębszego zastanowienia się nad złem drzemiącym we współczesnym świecie - mówi "Wprost" Samuel Willenberg. We wspomnieniach "Bunt w Treblince" napisał m.in.: "Kiedy na barykadzie na Marszałkowskiej strzelałem w stronę Placu Zbawiciela, padł strzał. Kula świsnęła nad moim uchem. Gdy odwróciłem się przerażony, zobaczyłem w otworze wybitym w murze lufę karabinu. Nie mogłem uwierzyć, że moi koledzy, którzy wraz ze mną przelewają krew, po tym wszystkim, cośmy razem przeżyli, po tych wszystkich walkach, któreśmy razem stoczyli, chcą mnie zabić za to, że jestem Żydem".
Rzeźbione wspomnienia
Piętnaście rzeźb odlanych w brązie przedstawia sceny, które rozegrały się w Treblince na oczach Willenberga. Są na nich m.in. kobiety idące na śmierć, mężczyzna malujący fałszywe tabliczki, sugerujące, że rampa obozu zagłady to normalna stacja kolejowa, ojciec zdejmujący synowi buty, zanim razem pójdą do gazu, i ogolona w połowie dziewczyna. - To Ruth Dorfman. Sam ją strzygłem. Wiedziała, po co ją przywieźli. Pytała mnie tylko, jak długo się umiera - wspomina Willenberg. Pamięta postacie z obozu, na przykład szajs-majstra, czyli opiekuna latryny. W Treblince było dwóch szajsmajstrów tworzących tzw. szajskomando: ubrano ich w stroje żydowskich kantorów, a na szyjach zawieszono budziki, żeby przypominały, że w latrynie można przebywać najwyżej dwie minuty. Charakterystyczny był także Artur Gold - skrzypek z Warszawy. Wraz z dwoma innymi muzykami Gold witał nowych więźniów przedwojennymi szlagierami. Występowali w błyszczących frakach, z muchami pod brodą.
Zanim Willenberg utrwalił swoje wspomnienia w rzeźbach, opisał je we wspomnianej książce "Bunt w Treblince". - Zarówno w książce, jak i jego rzeźbach uderza rys groteski. W najtragiczniejszych momentach, w chwilach ostatecznych Willenberg dostrzega absurd, pokraczność, coś nieporadnego. Tak, jakby broniąc resztek czło-wieczeństwa, odmawiał złu formatu i powagi - mówi Agnieszka Morawińska, dyrektor Zachęty.
Korczak, Schulz, Kramsztyk...
Samuel Willenberg to jeden z nielicznych polsko-żydow-skich twórców ocalałych z Holocaustu. Najbardziej znanym jest Bruno Schulz, zamordowany w Drohobyczu. Autor "Sklepów cynamonowych" już przed wojną był uznanym pisarzem. Po śmierci odkryto go jako wybitnego malarza i rysownika. Uznanym mistrzem pędzla, porównywanym niekiedy do Paula Cézanne'a, był Roman Kramsztyk, początkowo ekspresjonista, później jeden z liderów klasycyzu-jącego stowarzyszenia Rytm. Zanim zginął w warszawskim getcie, utrwalił je w serii rysunków. Ofiarami Holocaustu są także pedagog i pisarz Janusz Korczak, gwiaz-dor przedwojennego kina Michał Znicz, dyrygent Adam Furmański, śpiewaczka Maria Ajzensztadt czy członkowie łódzkiej awangardowej grupy artystycznej Jung Idysz (działającej w latach 1919-1921). Wystawa "Treblinka. Rzeźby więźnia Samuela Willenberga" zorganizowana we współpracy z Ambasadą Izraela w Warszawie to hołd złożony żydowskim artystom, których zamordowano w pełni sił twórczych. - Przeżyłem, by dać świadectwo prawdzie - mówi 80-letniWillenberg.
Więcej możesz przeczytać w 18/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.