Nie zanosi się na to, by problemy, których symbolem jest 1 Maja, miały zaniknąć
Związkowcy z OPZZ, którzy do tej pory organizowali pierwszomajowe pochody, w tym roku postanowili zrezygnować z takiej formy świętowania. Doszli do wniosku, że nie ma sensu uroczyste obchodzenie Święta Pracy, skoro na co dzień pracy brakuje i nie ma się z czego cieszyć.
Ta bulwersująca na pierwszy rzut oka decyzja w gruncie rzeczy oznacza powrót do korzeni pierwszomajowego święta. Przeciętnemu Polakowi kojarzy się ono z PRL, ale w rzeczywistości ma znacznie starszą metrykę. Ustanowił je w 1889 r. kongres założycielski II Międzynarodówki, skupiającej najważniejsze partie socjalistyczne i robotnicze. Święto zostało pomyślane jako dzień walki o prawa pracownicze. Stąd wybór daty. Miała ona upamiętniać strajk zorganizowany 1 maja 1886 r. w Stanach Zjednoczonych (byli zabici i ranni), podczas którego domagano się wprowadzenia ośmiogodzinnego dnia pracy.
Poczynając od 1890 r., każdego 1 maja robotnicy na całym świecie przerywali pracę i wychodzili na ulice, upominając się o swoje prawa. Dochodziło do starć z policją, zwłaszcza w krajach o niedemokratycznym systemie rządzenia. Wyjątkowo burzliwy przebieg miały polskie obchody pierwszomajowe. W 1892 r. słynny na całą Europę stał się majowy bunt w Łodzi, który przerodził się w kilkudniowe uliczne walki z policją i wojskiem (zginęło kilkadziesiąt osób, a kilkaset zostało rannych).
Z biegiem lat święto wpisało się w pejzaż polityczny wielu krajów. Stało się dniem upominania się o prawa pracownicze, które - choć zadekretowane w obowiązującym prawodawstwie - na co dzień pozostawiały wiele do życzenia. Było znamienne, że w takich państwach, jak Wielka Brytania, Francja, Włochy czy Niemcy, robotnicy wychodzili 1 maja na ulice niezależnie od tego, czy pretendujące do wyrażania ich interesów partie socjalistyczne pozostawały u władzy, czy były w opozycji. W systemie demokratycznym święto żyło swoim życiem, niezależnym od zmiennego pulsu władzy.
Bezlitośnie natomiast zawłaszczył je totalitaryzm. Zarówno w systemie komunistycznym, jak i faszystowskim uczyniono z 1 Maja oficjalne święto państwowe. Demonstrującym przestały towarzyszyć hasła pracownicze, bo według oficjalnej ideologii panujący system zlikwidował wyzysk w pracy. Święto zrytualizowano i zamieniono w manifestację poparcia dla władzy, nadrabiającej w ten sposób brak autentycznej, demokratycznej legitymizacji.
Taki właśnie charakter pierwszomajowych demonstracji utrwalił się w pamięci wielu osób żyjących w PRL. Po 1989 r. wydawało się, że nikomu niepotrzebny rytuał odejdzie wraz z kończącą się starą epoką. A jednak tradycja świętowania 1 Maja przetrwała, choć w pierwszych latach III Rzeczypospolitej musiała na nowo wywalczyć sobie prawo obywatelstwa. Święto nie tyle nabrało nowego wymiaru, ile powróciło do swoich dawnych, przedpeerelowskich kolein. Ponownie stało się dniem upominania się o prawa pracownicze i socjalne. Liczne w tej mierze niedostatki zapewniły mu nową żywotność. Co więcej, nieco przewrotnie rzecz ujmując, można być spokojnym o jego przyszłość, bowiem nie zanosi się, by problemy, których jest symbolem, miały zaniknąć.
Apel OPZZ o zrezygnowanie z pierwszomajowych pochodów tylko pozornie przeczy tej tezie. Tak naprawdę jest rozpaczliwym sięgnięciem w imię obrony zagrożonych interesów pracowniczych po swoistą formę pierwszomajowego strajku. Prędzej czy później OPZZ przestanie 1 maja strajkować i na powrót stanie na czele pochodów, podczas których upomni się o przestrzeganie praw pracowniczych. Gdyby miało być inaczej, ucieszyliby się wyłącznie przeciwnicy praw socjalnych, a to przecież nie jest perspektywa miła naszym związkowcom.
Ta bulwersująca na pierwszy rzut oka decyzja w gruncie rzeczy oznacza powrót do korzeni pierwszomajowego święta. Przeciętnemu Polakowi kojarzy się ono z PRL, ale w rzeczywistości ma znacznie starszą metrykę. Ustanowił je w 1889 r. kongres założycielski II Międzynarodówki, skupiającej najważniejsze partie socjalistyczne i robotnicze. Święto zostało pomyślane jako dzień walki o prawa pracownicze. Stąd wybór daty. Miała ona upamiętniać strajk zorganizowany 1 maja 1886 r. w Stanach Zjednoczonych (byli zabici i ranni), podczas którego domagano się wprowadzenia ośmiogodzinnego dnia pracy.
Poczynając od 1890 r., każdego 1 maja robotnicy na całym świecie przerywali pracę i wychodzili na ulice, upominając się o swoje prawa. Dochodziło do starć z policją, zwłaszcza w krajach o niedemokratycznym systemie rządzenia. Wyjątkowo burzliwy przebieg miały polskie obchody pierwszomajowe. W 1892 r. słynny na całą Europę stał się majowy bunt w Łodzi, który przerodził się w kilkudniowe uliczne walki z policją i wojskiem (zginęło kilkadziesiąt osób, a kilkaset zostało rannych).
Z biegiem lat święto wpisało się w pejzaż polityczny wielu krajów. Stało się dniem upominania się o prawa pracownicze, które - choć zadekretowane w obowiązującym prawodawstwie - na co dzień pozostawiały wiele do życzenia. Było znamienne, że w takich państwach, jak Wielka Brytania, Francja, Włochy czy Niemcy, robotnicy wychodzili 1 maja na ulice niezależnie od tego, czy pretendujące do wyrażania ich interesów partie socjalistyczne pozostawały u władzy, czy były w opozycji. W systemie demokratycznym święto żyło swoim życiem, niezależnym od zmiennego pulsu władzy.
Bezlitośnie natomiast zawłaszczył je totalitaryzm. Zarówno w systemie komunistycznym, jak i faszystowskim uczyniono z 1 Maja oficjalne święto państwowe. Demonstrującym przestały towarzyszyć hasła pracownicze, bo według oficjalnej ideologii panujący system zlikwidował wyzysk w pracy. Święto zrytualizowano i zamieniono w manifestację poparcia dla władzy, nadrabiającej w ten sposób brak autentycznej, demokratycznej legitymizacji.
Taki właśnie charakter pierwszomajowych demonstracji utrwalił się w pamięci wielu osób żyjących w PRL. Po 1989 r. wydawało się, że nikomu niepotrzebny rytuał odejdzie wraz z kończącą się starą epoką. A jednak tradycja świętowania 1 Maja przetrwała, choć w pierwszych latach III Rzeczypospolitej musiała na nowo wywalczyć sobie prawo obywatelstwa. Święto nie tyle nabrało nowego wymiaru, ile powróciło do swoich dawnych, przedpeerelowskich kolein. Ponownie stało się dniem upominania się o prawa pracownicze i socjalne. Liczne w tej mierze niedostatki zapewniły mu nową żywotność. Co więcej, nieco przewrotnie rzecz ujmując, można być spokojnym o jego przyszłość, bowiem nie zanosi się, by problemy, których jest symbolem, miały zaniknąć.
Apel OPZZ o zrezygnowanie z pierwszomajowych pochodów tylko pozornie przeczy tej tezie. Tak naprawdę jest rozpaczliwym sięgnięciem w imię obrony zagrożonych interesów pracowniczych po swoistą formę pierwszomajowego strajku. Prędzej czy później OPZZ przestanie 1 maja strajkować i na powrót stanie na czele pochodów, podczas których upomni się o przestrzeganie praw pracowniczych. Gdyby miało być inaczej, ucieszyliby się wyłącznie przeciwnicy praw socjalnych, a to przecież nie jest perspektywa miła naszym związkowcom.
Więcej możesz przeczytać w 18/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.