Mam pacjenta w średnim wieku z niewydolnością serca. Kiedy Tom miał 5 lat, wyleczono mu wadę serca, wykonując operację plastyczną zastawki. Zabieg zakończył się pomyślnie, jednak z czasem zastawka zaczęła działać nieprawidłowo, co w rezultacie spowodowało osłabienie i powiększenie serca Toma. Obecnie podczas jednego uderzenia pompuje ono tylko 20 proc. krwi, a powinno około 60 proc. Z tego powodu już po kilku krokach mojemu pacjentowi brakuje tchu. Tom jest tak chory, że kilka tygodni temu, idąc do swego mieszkania na trzecim piętrze, przewrócił się na schodach i trzeba go było dalej wnieść. Nie wyraża jednak zgody na transplantację serca.
Pompowanie miliardów dolarów Gdyby kilka lat temu Tom nie zgodził się na przeszczepienie serca, czekałoby go tylko hospicjum. Dzisiaj jednak ma do wyboru kilka możliwości leczenia. Jedną z nich jest stymulator, którego zadaniem jest koordynacja skurczów serca. Wykazano już, że wszczepiane w górnej części klatki piersiowej stymulatory minimalizują objawy niewydolności serca. Urządzenie to kosztuje jednak aż 20 tys. USD. Ponad 5 mln Amerykanów cierpi na niewydolność serca, a co roku taką diagnozę stawia się kolejnym 500 tys. osób. Nawet jeśli tylko niewielki odsetek chorych otrzyma stymulator, koszty leczenia tego schorzenia i tak będą wynosiły kilka miliardów dolarów.
Wegetacja w rytmie defibrylatora Podczas niedawnej konferencji w moim szpitalu omawiano przypadek starszego człowieka z niewydolnością serca. Ze względu na lekką demencję nie był on w stanie wyrazić zgody na wszczepienie odpowiedniego defibrylatora. Defibrylatory jak ten, który ma Dick Cheney, wiceprezydent USA, to urządzenia wielkości pagera monitorujące rytm pracy serca i aplikujące wstrząsy elektryczne w wypadku niebezpiecznych zmian rytmu. Nagle pojawiające się arytmie są dość powszechne u chorych, którzy jak Cheney mieli już ataki serca, a zaburzenia rytmu mogą być przyczyną nagłej śmierci. Defibrylatory wyraźnie przyczyniają się do obniżenia liczby zgonów spowodowanych arytmią. Szacuje się, że do otrzymania urządzenia kosztującego 30 tys. dolarów kwalifikują się miliony Amerykanów. Kardiolog omawiający historię choroby starszego człowieka zastanawiał się, jak bardzo powinien się starać o to, by jego pacjent otrzymał defibrylator, biorąc pod uwagę jego wiek i stan umysłowy. Czy społeczeństwo powinno inwestować swoje ograniczone fundusze w takich pacjentów? Inny uczestnik konferencji zastanawiał się, czy defibrylator byłby w ogóle odpowiedni dla takich chorych. Czy mimo wszystko nie lepiej umrzeć nagłą śmiercią niż męczyć się z braku tchu, podczas gdy płuca wypełniają się płynem? Czy należy za wszelką cenę ratować wszystkich nieuleczalnie chorych?
Za ile osiem miesięcy życia? Wyniki badań opublikowanych w 2001 r. w czasopiśmie "The New England Journal of Medicine" wskazują, że mechaniczne pompy wspomagające pracę lewej komory serca wydłużyły życie ludzi z poważną niewydolnością serca średnio o 8 miesięcy. Po roku żyła połowa osób, które otrzymały odpowiednie urządzenie, natomiast w grupie leczonej jedynie farmakologicznie - zaledwie 25 proc. chorych. Ci, którzy przeżyli najdłużej, musieli jednak spędzić większość podarowanego im życia w szpitalu. Pompa kosztuje około 250 tys. dolarów. Gdyby tylko 4 tys. chorych otrzymało je każdego roku, trzeba by wyłożyć na nie miliard dolarów. Ile społeczeństwo powinno zapłacić za tych kilka dodatkowych miesięcy? Tymczasem wciąż nie wiem, co począć z Tomem. Przedstawiłem mu dostępne metody leczenia, ale on sam nie wie, czego chce. Jako jego lekarz odpowiadam przede wszystkim przed nim, a nie kieruję się abstrakcyjnym pojęciem sprawiedliwości społecznej. Jeśli wyrazi zgodę, wszczepię mu stymulator serca. Chciałbym jednak, by do debaty o być albo nie być dla nieuleczalnie chorych włączyli się politycy. Bo ja - sięgając do analogii z czasów walk gladiatorów na rzymskich arenach - nie chcę być kciukiem Boga.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.