Kniaź Potiomkin zmartwychwstał w trzechsetlecie Sankt Petersburga
Ciągle nikogo nie zadowalamy: wcześniej, bo byliśmy imperium zła, a teraz, bo nie dorastamy do roli partnera Zachodu - prof. Jurij Sołonin, lider lokalnego oddziału putinowskiej partii Jedinaja Rossija i dziekan Wydziału Filozofii Petersburskiego Uniwersytetu, w przededniu obchodów trzechsetlecia stolicy Piotra I zżyma się na krytykę Rosji. - Kraj jest zniszczony i poniżony, i może właśnie o to chodzi, żebyśmy istnieli tylko w kryzysie, konwulsjach? - pyta.
Historia się powtarza. W lutym 1917 r. nie udało się zmienić Rosji w sposób demokratyczny i nastała dyktatura bolszewicka. Na początku lat 90. nie udała się próba jelcynowskiej demokratyzacji i dlatego Putin postanowił ponownie wprowadzić centralizację, licząc na to, że w ten sposób łatwiej będzie zmodernizować bezwładne państwo. Leninowska centralizacja cofnęła kraj o dziesięciolecia. Czy prezydentowi uda się podążyć drogą swojego idola Piotra Wielkiego, który bezwzględnie, nie licząc kosztów społecznych, przyspieszył rozwój Rosji, próbując dogonić zachodnioeuropejskie oświecenie?
Wielki show Putina
Jubileuszowy show ma potwierdzić status Sankt Petersburga jako dyplomatyczno-kongresowej oraz turystycznej stolicy nowej, dynamicznie się rozwijającej i otwartej na świat Rosji. Od pewnego czasu prezydent, petersburżanin (jak często podkreśla), tu właśnie podejmuje przywódców państw zachodnich: Blaira, Chiraca, Schrödera. Wśród zabytków architektury, jakich nie powstydziłyby się ani Paryż, ani Wenecja (Petersburg ma więcej mostów!), łatwiej gościom dojść do przekonania, że Rosja jest się w stanie posługiwać tym samym kodem kulturowo-cywilizacyjnym, który obowiązuje na Zachodzie, a zatem może być dla nich partnerem politycznym w budowaniu nowego światowego ładu. Z malowniczą scenografią w tle, do której stworzenia niegdyś przyczynili się najwybitniejsi architekci z wielu państw, Putin próbuje rozgrywać wielką geopolityczną grę. Celem jest powrót Rosji do światowej superligi - w roli eurazjatyckiego zwornika.
- Tu, w tych murach, choćby nawet sypiących się, jest na stałe obecna dusza Europy dzięki setkom znakomitych ludzi. A Moskwa? Bez względu na to, ile w nią włożyć pieniędzy, zawsze pozostanie półazjatycka, dzika i bolszewicka - mówi Paweł Jabłonski, niezależny petersburski dziennikarz.
Władze na Kremlu nie szczędzą grosza na rocznicowe obchody. Wydały ponad 40 mld rubli (ponad 1,33 mld USD), by przywrócić Petersburgowi dawną świetność. Inne regiony musiały zacisnąć pasa. Krążą legendy o pieniądzach rozkradzionych przy okazji. Prokuratura próbuje wyjaśnić np., jak doszło do wypłacenia 100 tys. dolarów za rzekomą ochronę fikcyjnych miesc odbudowy. Nikt nie liczy na sądowe rozstrzygnięcia. W Petersburgu, jak w całej Rosji, wielki biznes jest możliwy jedynie w ścisłym mariażu z wielką polityką, a wymiar sprawiedliwości dobiera się do skóry tylko tym członkom establishmentu, którzy popadli w niełaskę.
Ja naczalnik, ty durak!
- Chciałbym, żeby to było święto dla wszystkich, żeby milicja nie przeszkadzała ludziom - mówi "Wprost" znany pisarz Danił Granin. Ani on, ani najwybitniejszy petersburski kompozytor Siergiej Słonimskij nie zostali dotychczas oficjalnie zaproszeni do udziału w uroczystościach, które mają być prezentacją dorobku kulturowo-cywilizacyjnego Rosji. Najsłynniejszy rosyjski scenograf Eduard Koczergin uczestniczył jedynie w początkowych przygotowaniach do fety.
- Ideologia tego święta jest despotyczna, a nie demokratyczna. Władze miejskie nawet nie wiedzą, jaki będzie program. O wszystkim po staremu decyduje Kreml - mówi Danił Kociubinskij, czołowy dziennikarz telewizyjny. - Przygotowaniom do jubileuszu przyświeca dobrze sprawdzona zasada: "ja naczalnik, ty durak", obca wysoko rozwiniętym państwom zachodnim. Święto jest organizowane z myślą o politycznych VIP-ach, a wszystkie prace pozostawiono na ostatnią chwilę.
Najczęstszym słowem, jakie słyszę z ust mieszkańców, jest "pokazucha". Petersburżanie mówią na ogół, że wyjadą za miasto albo będą siedzieć w domach, by uniknąć utrudnień w ruchu i obostrzeń wprowadzonych ze względów bezpieczeństwa. Złorzeczą władzom, że urządzają kosztowną celebrę, zamiast rozwiązywać ważne dla mieszkańców problemy. Miasto nie wywiązuje się nawet z podstawowych obowiązków. - Nikt nie sprząta zimą śniegu z ulic i chodników, dlatego w lutym mieliśmy dwa i pół razy więcej wypadków niż rok wcześniej. Ich ofiary trzeba potem leczyć. W czasie roztopów woda z nie uprzątniętego śniegu zalewa piwnice domów, które często od wieków nie były remontowane, pogarszając ich stan - wylicza Anatolij Gołow, polityk opozycyjnej partii Jabłoko. - Jaki jest więc sens malowania ich fasad?
Przyjdźcie i nasładzajcie się!
- Za granicą często myślą, że Rosja to wojna w Czeczenii i katastrofa "Kurska". Ameryka to przecież nie tylko tragedia 11 września. W Rosji są nie tylko mużyki z butelką wódki i białe niedźwiedzie, ale także wspaniałe zabytki, kultura i sztuka. Chcemy pokazać światu, jak się zmieniamy i co się nam udaje, a co nie - mówi "Wprost" wicegubernator Władimir Szitariew. - Oczywiście, będą utrudnienia i apelujemy do mieszkańców: nie przyjeżdżajcie do centrum samochodami. Ale to nie znaczy, że chcemy się odgrodzić od petersburżan. Przeciwnie, zapraszamy: przychodźcie, spacerujcie, nasładzajcie się świętem. Organizujemy bezpłatne spektakle i zapewniamy darmowy wstęp do muzeów - dodaje wicegubernator.
Władze nie dotrzymały jednak dotychczas żadnej istotnej jubileuszowej obietnicy. Przed rocznicowymi obchodami nie zostanie oddana do użytku obwodnica, bez której Petersburg, metropolia z 4,5 mln mieszkańców, leżąca na szlaku tranzytowym łączącym Moskwę z Finlandią i Morzem Bałtyckim, dusi się z powodu ogromnej liczby ciężarówek. Miasto nie spłaca kredytu zaciągniętego na budowę, więc grozi mu zablokowanie kont przez Ministerstwo Finansów. Nie będzie gotowa wielka tama, która miała chronić Petersburg przed tzw. cofką od strony Zatoki Fińskiej. Wreszcie - nie uda się ulżyć pasażerom głównej linii metra. Miała ona ponownie połączyć stację Liesnaja i plac Męstwa. Zatopiony w 1996 r. odcinek pasażerowie muszą pokonywać autobusami. Może dlatego, że w przetargu wybrano firmę, która zaproponowała najwyższą cenę za przeprowadzenie robót?
- Kilometr drogi jest u nas droższy niż w Niemczech czy Finlandii - komentuje ekonomistka Nina Oding z Międzynarodowego Centrum Badań Społeczno-Ekonomicznych Leontiewskij. Jej zdaniem, nie ma szans na zmiany, dopóki budżety miasta, obwodu i państwa nie staną się przejrzyste i nie zostaną poddane rzetelnej kontroli.
Uczniowie Potiomkina
Nie lepiej niż inwestycje infrastrukturalne wygląda renowacja najbardziej znanych zabytków. Sobór Smolny i wieża Twierdzy Petropawłowskiej jeszcze długo będą straszyć rusztowaniami. Naprzeciwko słynnego krążownika "Aurora", po drugiej stronie Newy, zapada się wsparty na kolumnach portal domu marszałka Kutuzowa, pogromcy Napoleona. Robotnicy odnawiający fasady sąsiednich budynków nie wiedzą, czy także tę kamienicę przyjdzie im pomalować przed jubileuszem. Nawet jeśli tak się stanie, to wewnątrz wszystko pozostanie po staremu - jak po sąsiedzku. W podmiejskim Strielnie odbudowano Pałac Konstantynowski, w którym Putin ma przyjmować znakomitych gości. Stare, drewniane domy otaczające odbudowaną rezydencję ogrodzono tuż przed jubileuszem wysokim, zielonym płotem. Gęste sztachety mają zasłaniać zapuszczone, liche posesje przed oczami VIP-ów.
Wszystko to nieodparcie przywodzi na myśl działania kniazia Grigorija Potiomkina, który budował wioski-makiety, by caryca Katarzyna II odniosła wrażenie, że podróżuje przez zagospodarowane terytoria. Fenomen "wsi potiomkinowskich" przetrwał w Rosji wszelkie burze dziejowe i pojawia się znów w Petersburgu. Gubernator Władimir Jakowlew mówi na swoje usprawiedliwienie, że Petersburg od początku budowano jako "miasto potiomkinowskie", a problemy mieszkańców "pozostawiono na później".
Nie ma wątpliwości, że Petersburg pięknieje po latach zastoju. W ekspresowym tempie restaurowane są najcenniejsze zabytki, kładzione nowe nawierzchnie dróg i trotuarów (chodnikowe płytki przekłada oczywiście firma należąca do syna gubernatora). Wzdłuż głównych ulic, zwłaszcza słynnego Newskiego Prospektu, jak grzyby po deszczu powstają kawiarnie i puby oraz markowe sklepy - oznaki koniunktury. Oficjalne dane mówią o szesnastoprocentowym wzroście gospodarczym w regionie. Oligarchowie, którzy na początku lat 90. rozgrabili państwowy majątek, dziś czują się już na tyle pewnie, że nie tylko wywożą zyski do zamorskich rajów podatkowych, ale i reinwestują je w kraju. Naprawdę wielkie biznesy robi się w Moskwie, gdzie koncentruje się około 80 proc. PKB Rosji, ale i w Petersburgu można sporo zarobić. Z okien eleganckiego klubu Planet Fitness, usytuowanego nad brzegiem Newy, zadowoleni z siebie reprezentanci nowej Rosji mają widok na "kriesty", czyli więzienie polityczne budzące w czasach komunizmu grozę. Dziś trafiają tam "nowi Ruscy", którym powinęła się noga w biznesie, albo - jak woli mówić ulica - raczej ci, którzy stracili "kryszę", mafijną przykrywkę dla swoich machinacji.
Koło historii Dziejowe zawieruchy kilkakrotnie decydowały o zmianie nazwy drugiego pod względem znaczenia miasta Rosji 1703-1914 Sankt Petersburg 1914-1924 Piotrogród - nazwę miasta zrusyfikowano po wybuchu I wojny światowej, w której Niemcy były wrogiem Rosji 1924-1991 Leningrad nową nazwę nadał miastu Zjazd Rad Związku Radzieckiego po śmierci Lenina, wodza bolszewickiej rewolucji od 1991 Sankt Petersburg 54 proc. mieszkańców poparło pomysł przywrócenia miastu historycznej nazwy; nadal jednak jest ono stolicą obwodu leningradzkiego |
Więcej możesz przeczytać w 21/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.