"Ale kiedy już się rozgrzeją
- to wtedy naprawdę"
Tomas Venclova o swych
rodakach Litwinach
Kto mógł wpaść na pomysł, by komentując postawę Litwinów w referendum europejskim, odwołać się do Grunwaldu? Polityczna poprawność utrudniłaby takie odwołanie Polakowi - wszak bodaj każdego młodego Polaka uczono w szkole podstawowej, że po pierwszym zmarszczeniu brwi przez Krzyżaków bracia Litwini dali spod Grunwaldu drapaka... Mój licealny nauczyciel historii, który czuł miętę nie tylko do szkoły Jasienicy, ale też do księcia Witolda (a może sam był po trosze Litwinem?), sugerował nam, że tak naprawdę słynna ucieczka była pozoracją i taktycznym podstępem mającym na celu zmylenie przeciwnika. Tym bardziej należy docenić Tomasa Venclovę, który pozwolił sobie na ryzykowny opis, jak to grunwaldzkim obyczajem w sobotę Litwini uciekli, a w niedzielę się zawstydzili, wrócili i odnieśli zwycięstwo. Twierdzi Venclova, że miało to związek z litewskim charakterem narodowym. Ponoć nasi północno-wschodni sąsiedzi mają to do siebie, że powoli się rozgrzewają, a potem to już jak w cytacie!
Pierwsze sobotnie wiadomości o słabej frekwencji na Litwie dotarły do mnie wkrótce po zakończeniu warszawskiej Parady Schumana. Nieco zmachany przysiadłem z Różą Thun - jak zwykle niezmordowaną - na najbliższej stołecznej przyzbie i zacząłem posępnie rekapitulować naszą narodową sytuację. Litwini uciekają. Słowacy (niewiele mamy wiadomości o ich postawie pod Grunwaldem) pomyślą sobie, że lepiej zostać w Bratysławie. Białorusinów nikt w ogóle nie zaprosił (albo raczej oni sami już na wstępie odmówili współpracy wbrew historycznemu precedensowi z 1410 r., kiedy wojska ruskie całkiem dzielnie się po naszej stronie spisały). Ukraińcy mają u siebie kłopoty, że nie wspomnę o kaliningradczykach. Tak oto przyszłość Polski rysuje się raczej niewesoło... Gdyby dalej miało iść według niepomyślnego scenariusza uruchomionego przez wolno rozgrzewających się Litwinów, to po fiasku naszego wchodzenia do unii będzie tak, jak zawsze było w naszej niewesołej w końcu historii: utkniemy w charakterze przedmurza Wschodu przed Zachodem i Zachodu przed Wschodem. Pomyślałem sobie melancholijnie o dziele stworzenia i doszedłem do wniosku, że z tej soboty dobry Pan Bóg nie będzie zbytnio zadowolony.
Na szczęście, po sobocie - jak od milionów lat - przyszła niedziela. Litwini wystawili głowy na świat, rozejrzeli się bystro wokół i najprawdopodobniej doszli do wniosku, że żarty się skończyły. Jak pomyśleli, tak zrobili. Ku dość powszechnemu zdumieniu nie tylko powędrowali do punktów wyborczych, ale do tego nawet ci, którzy wcześniej mieli wątpliwości, jak głosować, jeśli w ogóle głosować, nagle się rozgrzali (vide: cytat z Venclovy) i wtedy to już naprawdę! Ponad 91 proc. krzyżyków przy referendalnym "tak" zaskoczyło największych chyba optymistów. Być może przy tej okazji Litwini pobili europejski rekord? Nie przypominam sobie w historii integracji europejskiej żadnego referendum, w którym by osiągnięto tak wysoki wynik pozytywny!
Od tamtej niedzieli wstąpił we mnie nowy duch. Przyszedł mi na myśl nasz wspólny król Jagiełło, którego morale musiało się wzmocnić na widok lekkiej jazdy Witolda powracającej na grunwaldzkie błonia, przyczyniając się do dobrego i jakże ważnego dla nas wszystkich rozstrzygnięcia.
Uczestniczę wraz z wieloma innymi osobami w kolejnych spotkaniach, debatach i wydarzeniach w całej Polsce
- gminnej, powiatowej i wojewódzkiej. Jedni słuchacze i uczestnicy są już może trochę zmęczeni, inni zgodnie z litewską receptą dopiero się rozgrzewają. Jedno nie pozostawia wątpliwości - Litwa z nami! Byłoby idiotycznym i gorzkim paradoksem, gdyby 593 lata po Grunwaldzie nagle się okazało, że to Polacy dali nogę i - co gorsza - zostali w domu. Ale to się chyba po nas nie pokaże.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.