Korporacenizm
Studenci prawa świetnie wiedzą, że na egzaminach na aplikacje prawnicze dzieci członków korporacji osiągają zadziwiająco dobre wyniki ("Korporacenizm", nr 14). Sama znam studentów będących dziećmi adwokatów czy radców prawnych, nie wyróżniających się niczym na studiach, ale całkowicie spokojnych o własną przyszłość w zawodzie. To korporacje decydują, kto stanie się członkiem ich "elitarnego" towarzystwa. Warto przyjrzeć się bliżej ich argumentom:
- "Dopuszczanie do wykonywania zawodu to tradycja wywodząca się ze średniowiecza". Owszem, już średniowieczne cechy przyjmowały w swój skład głównie własne dzieci, co powodowało konflikty społeczne i hamowało rozwój cywilizacyjny.
- "Musi istnieć nadzór na poziomie usług świadczonych przez zawodowych prawników". Tak, ale nadzór korporacji powinien się ograniczać do kwestii merytorycznych. Egzaminy na aplikacje może przeprowadzać obiektywna komisja państwowa.
- "Korporacje powinny mieć prawo decydowania o tym, kto będzie ich członkiem, bo po to są między innymi tworzone". Czyli korporacje są celem samym w sobie. Najprostszym rozwiązaniem tej retorycznej zawiłości byłaby likwidacja korporacji.
- "Między prawnikami nie ma i nie może być konkurencji. Nie może być przecież tak, że kolega podbiera koledze klientów". Argument wyjątkowo bezczelny. Podczas gdy w polskiej gospodarce ludzie coraz silniej konkurują o każdą złotówkę, zawodowi prawnicy mają pozostawać ponad tą "szarą masą". Przecież konkurencja to nieodłączny element wolnego rynku!
Prawda wygląda tak, iż wąska grupa zawodowa zdobyła monopol w pewnej dziedzinie gospodarki i zazdrośnie strzeże uzyskanych przywilejów. Jej ofiarami są rzesze absolwentów, często bardziej profesjonalnych niż zawodowi prawnicy. Sytuację można określić wręcz jako terroryzm w majestacie prawa. Nie słychać poważniejszych protestów, bo każdy niedoszły prawnik woli cicho siedzieć, licząc na cień szansy, niż narażać się korporacji. Patologiczna sytuacja będzie musiała się w przyszłości, wzorem zachodnich krajów, zmienić. Konkurencja jest bowiem niezbędnym bodźcem rozwoju.
KATARZYNA WILECKA
studentka prawa
Lobbing to nie lobbying
Chciałbym zwrócić uwagę na polską pisownię słowa "lobbying". Rzeczone słowo pochodzi od angielskiego "lobby", oznaczającego hall czy kuluary, w których prosty angielski wyborca miał jedną z niewielu okazji, by podsunąć swojemu przedstawicielowi lub, rzadziej, samej koronowanej głowie projekt, na którym mu szczególnie zależało. Najsłynniejszy hall łączy dwie izby brytyjskiego parlamentu.
Uważam, że należy słowo "lobbying" przenieść bez zmian na grunt polski, bo pisany według obecnych zasad "lobbing" to nic innego, jak przerzucanie czegoś wysokim łukiem ponad napotkaną przeszkodą. Mówiąc językiem sportowym, lobując, można przechytrzyć bramkarza przeciwnika czy też partnera na korcie tenisowym. Nie dziwi więc niechęć Polaków do pojęcia lobbyingu, które może się kojarzyć z lobowaniem przeciwnika. Otóż, prawdziwy lobbyista charakteryzuje się nie chęcią "przechytrzenia" adwersarza, ale znakomitym przygotowaniem merytorycznym do każdego projektu, do jakiego zamierza przekonywać decydentów, oraz poszanowaniem etyki zawodowej.
JAKUB GALANTY
Agent numer 1
W artykule "Agent numer 1" (nr 16) pojawiła się błędna informacja o strukturze własnościowej Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie Polisa-Życie SA. W tej spółce akcyjnej grupa Polsat ma 87,7 proc. akcji.
Redakcja
Pieniądze i pojednanie
W gazetach ciągle pisze się o bezprawnym wykorzystaniu pieniędzy fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Jestem jedną z tych, których brutalnie wysiedlono i wywieziono na przymusowe roboty do Niemiec. Miałam wtedy niecałe 18 lat, a mój brat był młodszy o pięć lat, czyli miał zaledwie 13 lat. Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie powstała dziesięć lat temu, lecz pierwsze pieniądze otrzymaliśmy od niej we wrześniu 2001 r. Dostałam 2566 zł, brat - nie wiem ile, ale też niedużo. A przecież chociaż miał tylko trzynaście lat, pracował jak dorosły robotnik.
Zarząd fundacji, oprócz wysokich pensji, przyznawał sobie "nagrody" kwartalne wynoszące około 100 tys. zł, w sumie członkowie zarządu dostali po mniej więcej 300 tys. zł rocznie. "Nagroda" Jana Parysa za ostatni kwartał wynosiła prawie 90 tys. zł. Jak to można porównać z tym, co otrzymali ci, którzy pracowali niewolniczo? Słowo "złodziejstwo" brzmi zbyt łagodnie wobec takiego postępowania. Panowie Parys, Turczyński, Pająk nie są jednak przypadkowymi ludźmi z ulicy, zostali przecież przez kogoś rekomendowani. Dlaczego ci, którzy polecali członków zarządu, milczą i nie wstydzą się tego, iż ich popierali? Wyznaczyli im wysokie pensje i niezbyt absorbujące zadania.
Jeden z wielkich Polaków powiedział: "Upaść może naród wielki, zginąć tylko nikczemny". Czyżby nasz naród, który wydał wielu zacnych i szlachetnych ludzi, miał zginąć jako nikczemny?
M.H. DOŁOMISIEWICZ
Iracka lokomotywa
Moim rozmówcą, cytowanym w artykule "Iracka lokomotywa" (nr 20), był amerykański wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego Philip Earl
Steele, a nie Philip Steel, także Amerykanin przebywający w Polsce. Za pomyłkę obu panów przepraszam.
Krzysztof Łoziński
Ranking studiów MBA
Wskutek pomyłki program MBA Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menedżerów został sklasyfikowany na szesnastym miejscu ("Ranking szkół wyższych", dodatek do nr. 20). W rzeczywistości program ten powinien się znaleźć na miejscu siódmym (85 pkt). Jednocześnie w rankingu w ogóle nie powinien się znaleźć program Szkoły Głównej Handlowej - Executive Studies in Finance, sklasyfikowany na czternastym miejscu. Zainteresowanych przepraszamy.
Redakcja
Studenci prawa świetnie wiedzą, że na egzaminach na aplikacje prawnicze dzieci członków korporacji osiągają zadziwiająco dobre wyniki ("Korporacenizm", nr 14). Sama znam studentów będących dziećmi adwokatów czy radców prawnych, nie wyróżniających się niczym na studiach, ale całkowicie spokojnych o własną przyszłość w zawodzie. To korporacje decydują, kto stanie się członkiem ich "elitarnego" towarzystwa. Warto przyjrzeć się bliżej ich argumentom:
- "Dopuszczanie do wykonywania zawodu to tradycja wywodząca się ze średniowiecza". Owszem, już średniowieczne cechy przyjmowały w swój skład głównie własne dzieci, co powodowało konflikty społeczne i hamowało rozwój cywilizacyjny.
- "Musi istnieć nadzór na poziomie usług świadczonych przez zawodowych prawników". Tak, ale nadzór korporacji powinien się ograniczać do kwestii merytorycznych. Egzaminy na aplikacje może przeprowadzać obiektywna komisja państwowa.
- "Korporacje powinny mieć prawo decydowania o tym, kto będzie ich członkiem, bo po to są między innymi tworzone". Czyli korporacje są celem samym w sobie. Najprostszym rozwiązaniem tej retorycznej zawiłości byłaby likwidacja korporacji.
- "Między prawnikami nie ma i nie może być konkurencji. Nie może być przecież tak, że kolega podbiera koledze klientów". Argument wyjątkowo bezczelny. Podczas gdy w polskiej gospodarce ludzie coraz silniej konkurują o każdą złotówkę, zawodowi prawnicy mają pozostawać ponad tą "szarą masą". Przecież konkurencja to nieodłączny element wolnego rynku!
Prawda wygląda tak, iż wąska grupa zawodowa zdobyła monopol w pewnej dziedzinie gospodarki i zazdrośnie strzeże uzyskanych przywilejów. Jej ofiarami są rzesze absolwentów, często bardziej profesjonalnych niż zawodowi prawnicy. Sytuację można określić wręcz jako terroryzm w majestacie prawa. Nie słychać poważniejszych protestów, bo każdy niedoszły prawnik woli cicho siedzieć, licząc na cień szansy, niż narażać się korporacji. Patologiczna sytuacja będzie musiała się w przyszłości, wzorem zachodnich krajów, zmienić. Konkurencja jest bowiem niezbędnym bodźcem rozwoju.
KATARZYNA WILECKA
studentka prawa
Lobbing to nie lobbying
Chciałbym zwrócić uwagę na polską pisownię słowa "lobbying". Rzeczone słowo pochodzi od angielskiego "lobby", oznaczającego hall czy kuluary, w których prosty angielski wyborca miał jedną z niewielu okazji, by podsunąć swojemu przedstawicielowi lub, rzadziej, samej koronowanej głowie projekt, na którym mu szczególnie zależało. Najsłynniejszy hall łączy dwie izby brytyjskiego parlamentu.
Uważam, że należy słowo "lobbying" przenieść bez zmian na grunt polski, bo pisany według obecnych zasad "lobbing" to nic innego, jak przerzucanie czegoś wysokim łukiem ponad napotkaną przeszkodą. Mówiąc językiem sportowym, lobując, można przechytrzyć bramkarza przeciwnika czy też partnera na korcie tenisowym. Nie dziwi więc niechęć Polaków do pojęcia lobbyingu, które może się kojarzyć z lobowaniem przeciwnika. Otóż, prawdziwy lobbyista charakteryzuje się nie chęcią "przechytrzenia" adwersarza, ale znakomitym przygotowaniem merytorycznym do każdego projektu, do jakiego zamierza przekonywać decydentów, oraz poszanowaniem etyki zawodowej.
JAKUB GALANTY
Agent numer 1
W artykule "Agent numer 1" (nr 16) pojawiła się błędna informacja o strukturze własnościowej Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie Polisa-Życie SA. W tej spółce akcyjnej grupa Polsat ma 87,7 proc. akcji.
Redakcja
Pieniądze i pojednanie
W gazetach ciągle pisze się o bezprawnym wykorzystaniu pieniędzy fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Jestem jedną z tych, których brutalnie wysiedlono i wywieziono na przymusowe roboty do Niemiec. Miałam wtedy niecałe 18 lat, a mój brat był młodszy o pięć lat, czyli miał zaledwie 13 lat. Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie powstała dziesięć lat temu, lecz pierwsze pieniądze otrzymaliśmy od niej we wrześniu 2001 r. Dostałam 2566 zł, brat - nie wiem ile, ale też niedużo. A przecież chociaż miał tylko trzynaście lat, pracował jak dorosły robotnik.
Zarząd fundacji, oprócz wysokich pensji, przyznawał sobie "nagrody" kwartalne wynoszące około 100 tys. zł, w sumie członkowie zarządu dostali po mniej więcej 300 tys. zł rocznie. "Nagroda" Jana Parysa za ostatni kwartał wynosiła prawie 90 tys. zł. Jak to można porównać z tym, co otrzymali ci, którzy pracowali niewolniczo? Słowo "złodziejstwo" brzmi zbyt łagodnie wobec takiego postępowania. Panowie Parys, Turczyński, Pająk nie są jednak przypadkowymi ludźmi z ulicy, zostali przecież przez kogoś rekomendowani. Dlaczego ci, którzy polecali członków zarządu, milczą i nie wstydzą się tego, iż ich popierali? Wyznaczyli im wysokie pensje i niezbyt absorbujące zadania.
Jeden z wielkich Polaków powiedział: "Upaść może naród wielki, zginąć tylko nikczemny". Czyżby nasz naród, który wydał wielu zacnych i szlachetnych ludzi, miał zginąć jako nikczemny?
M.H. DOŁOMISIEWICZ
Iracka lokomotywa
Moim rozmówcą, cytowanym w artykule "Iracka lokomotywa" (nr 20), był amerykański wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego Philip Earl
Steele, a nie Philip Steel, także Amerykanin przebywający w Polsce. Za pomyłkę obu panów przepraszam.
Krzysztof Łoziński
Ranking studiów MBA
Wskutek pomyłki program MBA Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menedżerów został sklasyfikowany na szesnastym miejscu ("Ranking szkół wyższych", dodatek do nr. 20). W rzeczywistości program ten powinien się znaleźć na miejscu siódmym (85 pkt). Jednocześnie w rankingu w ogóle nie powinien się znaleźć program Szkoły Głównej Handlowej - Executive Studies in Finance, sklasyfikowany na czternastym miejscu. Zainteresowanych przepraszamy.
Redakcja
Więcej możesz przeczytać w 21/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.