Czy Polska może rządzić Unią Europejską?
Jaka powinna być strategia Polski wobec dalszego rozwoju politycznego Unii Europejskiej? Pytanie jest naglące nie tylko z powodu naszego bliskiego członkostwa w unii, ale także z racji konfliktów politycznych z Niemcami i Francją. Każdy kraj członkowski patrzy nieco inaczej na unię, ma wobec pożądanego jej przyszłego kształtu inne zamiary.
Niemcy i większość małych krajów popierają wszelkie propozycje pogłębiające integrację. Wielka Brytania zwykle takim propozycjom się opiera. Stawia to Francję w sytuacji języczka u wagi. Jeśli Francja nie popiera danej propozycji, to nie jest ona nawet poważnie rozważana. Jeśli Francja opowiada się za konkretnym rozwiązaniem, to Wielka Brytania staje przed wyborem: albo się dołączyć, albo wykluczyć z danej dziedziny integracji europejskiej (tak było w wypadku umowy z Schengen). Ten mechanizm skutkuje tym, że zasadnicze kierunki rozwoju unii na ogół wybiera Francja. Stąd bierze się jej szczególna pozycja.
Ten "mechanizm ewolucji" unii wynika z rozbieżnych strategii wobec budowy Europy. Strategia niemiecka - maksymalnego rozwijania elementu federalnego w unii - bierze się z faktu, iż wielkie Niemcy z powodu dwóch przegranych wojen są politycznie słabe, szczególnie w polityce zagranicznej i obronności. Wtopienie się w Europę pozwala Niemcom odzyskać znaczenie przez siłę wpływów unii.
Niemcy od małych krajów różni to, że wzmacniają te instytucje (Parlament Europejski), w których znaczenie kraju zależy od liczby ludności. Małe kraje preferują zaś te instytucje, w których wszystkie państwa mają względnie równe wpływy (Komisja Europejska). Hiszpania i Włochy stosują strategię pośrednią między niemiecką i francuską, choć podejście włoskie jest bliższe niemieckiemu, a hiszpańskie - francuskiemu.
Imperium kontratakuje
Polska musi się zdecydować, jaką przyjąć strategię europejską. W normalnych warunkach byłoby jasne, że powinniśmy się zdecydować na strategię podobną do niemiecko-włoskiej. Polska także jest dużym krajem, ale politycznie słabym. Wynika to po części z biedy, ale jeszcze bardziej z mało zdyscyplinowanego systemu politycznego, który zmniejsza naszą możliwość wpływania na decyzje europejskie. Jest to także problem Włoch. Wobec tego powinniśmy się kierować przesłanką, że im więcej federalizmu w Europie, tym więcej wpływu na decyzje będą mieli Polacy, choć niekoniecznie państwo polskie. Zresztą niedawny sondaż pokazuje, że Polacy mają większe zaufanie do instytucji unijnych niż do własnych. Właśnie z takich powodów popieram jak najszybsze przystąpienie Polski do strefy euro.
Problemem jest to, że własnej strategii nie realizuje się w próżni, lecz w kontekście strategii stosowanych przez innych graczy. Perspektywa rozszerzenia unii spowodowała zasadniczą zmianę w strategii Francji. Znacznie trudniej jest być języczkiem u wagi w grupie dwudziestu pięciu krajów niż piętnastu. Francja więc próbuje stworzyć stałe jądro unii z Niemcami i kilkoma małymi krajami. W tym kontekście trzeba widzieć rozpoczęte w styczniu tego roku wspólne sesje rządów i parlamentów Francji i Niemiec, a także stworzenie wspólnego sekretariatu. Według tej koncepcji, jądro miałoby decydujący wpływ na kształt nowych instytucji unijnych. Kraje z tzw. peryferii musiałyby po prostu zaakceptować te rozwiązania. Co gorsza, byłyby dopuszczane do nich z opóźnieniem (na wzór strefy euro). Także w konflikcie Francji ze Stanami Zjednoczonymi o Irak ważnym celem było scalenie polityki zagranicznej Francji i Niemiec. Poprzednio stanowiska tych dwóch krajów były rozbieżne na skutek atlantyckiej orientacji Niemców.
Dwutorowa strategia
Jakie są implikacje nowej strategii francuskiej dla Polski? Takie, że nasza polityka powinna być dwutorowa. W tych dziedzinach, w których dalsze pogłębienie odbywa się na zasadach federalnych, dając równe prawa wszystkim państwom lub obywatelom europejskim, powinniśmy popierać integrację europejską. Oczywiście, o ile nie stoi ona w konkretnym wypadku w konflikcie z polskimi interesami. Niestety, nie można tej zasady stosować do polityki zewnętrznej unii (tzn. do ewentualnej wspólnej polityki zagranicznej wobec reszty świata).
Po pierwsze dlatego, że w koncepcji tej polityki, promowanej przez Francję i Niemcy, dostrzega się w Stanach Zjednoczonych głównego rywala Europy. Po drugie, koncepcja ta (cokolwiek prezydent Francji by mówił) oparta jest na pacyfistycznych odruchach ludności tych dwóch krajów. Polityka zagraniczna, która jest zarazem antyamerykańska i pacyfistyczna, nie ma wiele szans w Europie i świecie!
Jako kraj na obrzeżach unii nie możemy sobie pozwolić na politykę zewnętrzną, która doprowadziłaby do konfliktu z jedynym poważnym gwarantem pokoju i bezpieczeństwa w Europie. Nie jest przypadkiem, że kraje sprzeciwiające się tej polityce znajdują się raczej na obrzeżach unii, a te, które ją popierają, leżą cieplutko w środku. Zupełna bezradność Europy wobec Milosevicia wskazuje, na co moglibyśmy liczyć w wypadku pojawienia się podobnego watażki na Wschodzie. To, że obecnie na nic takiego się nie zanosi, nie jest argumentem. Chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa Polski na dziesięciolecia.
Europa traci jeden ze swoich najważniejszych atutów w polityce zagranicznej - siłę przyciągania. Wynika to z dramatycznej utraty dynamizmu gospodarczego w ciągu ostatnich pięciu lat. A to z kolei wynika z zastosowania antyrynkowego modelu społecznego, który zresztą stanowi część ideologicznych podwalin proponowanego jądra francusko-niemieckiego. Dzięki owej sile przyciągania unia mogła odegrać kluczową rolę (obok Stanów Zjednoczonych) w stabilizowaniu Europy Środkowo-Wschodniej po upadku komunizmu. Marchewka członkostwa w unii odegrała zasadniczą rolę w przekonaniu wielu krajów tego regionu do reform gospodarczych i unikania konfliktów międzynarodowych lub etnicznych. Mam wątpliwości, czy będzie można w podobny sposób za dziesięć lat wpłynąć na Turcję, Ukrainę czy Białoruś, nie mówiąc już o krajach Bliskiego Wschodu czy północnej Afryki.
Antyamerykańska polityka zewnętrzna jest pojmowana w Paryżu jako kluczowy element budowania jądra francusko-niemieckiego. Nie istnieje więc możliwość uczestnictwa w niej na równych prawach. Trzeba się jej albo podporządkować, albo ją odrzucić.
Wydaje się, że jeśli chodzi o politykę zewnętrzną, to Europa jest skazana, co najmniej do następnych wyborów w Niemczech, na walkę czterech z dwoma (czyli Włoch, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Polski ze środkiem francusko-niemieckim). Jak pogodzić ten konflikt z naszym interesem w pogłębieniu integracji europejskiej na zasadach federalnych? Będzie to wielkim wyzwaniem pierwszego okresu naszego członkostwa w unii.
Niemcy i większość małych krajów popierają wszelkie propozycje pogłębiające integrację. Wielka Brytania zwykle takim propozycjom się opiera. Stawia to Francję w sytuacji języczka u wagi. Jeśli Francja nie popiera danej propozycji, to nie jest ona nawet poważnie rozważana. Jeśli Francja opowiada się za konkretnym rozwiązaniem, to Wielka Brytania staje przed wyborem: albo się dołączyć, albo wykluczyć z danej dziedziny integracji europejskiej (tak było w wypadku umowy z Schengen). Ten mechanizm skutkuje tym, że zasadnicze kierunki rozwoju unii na ogół wybiera Francja. Stąd bierze się jej szczególna pozycja.
Ten "mechanizm ewolucji" unii wynika z rozbieżnych strategii wobec budowy Europy. Strategia niemiecka - maksymalnego rozwijania elementu federalnego w unii - bierze się z faktu, iż wielkie Niemcy z powodu dwóch przegranych wojen są politycznie słabe, szczególnie w polityce zagranicznej i obronności. Wtopienie się w Europę pozwala Niemcom odzyskać znaczenie przez siłę wpływów unii.
Niemcy od małych krajów różni to, że wzmacniają te instytucje (Parlament Europejski), w których znaczenie kraju zależy od liczby ludności. Małe kraje preferują zaś te instytucje, w których wszystkie państwa mają względnie równe wpływy (Komisja Europejska). Hiszpania i Włochy stosują strategię pośrednią między niemiecką i francuską, choć podejście włoskie jest bliższe niemieckiemu, a hiszpańskie - francuskiemu.
Imperium kontratakuje
Polska musi się zdecydować, jaką przyjąć strategię europejską. W normalnych warunkach byłoby jasne, że powinniśmy się zdecydować na strategię podobną do niemiecko-włoskiej. Polska także jest dużym krajem, ale politycznie słabym. Wynika to po części z biedy, ale jeszcze bardziej z mało zdyscyplinowanego systemu politycznego, który zmniejsza naszą możliwość wpływania na decyzje europejskie. Jest to także problem Włoch. Wobec tego powinniśmy się kierować przesłanką, że im więcej federalizmu w Europie, tym więcej wpływu na decyzje będą mieli Polacy, choć niekoniecznie państwo polskie. Zresztą niedawny sondaż pokazuje, że Polacy mają większe zaufanie do instytucji unijnych niż do własnych. Właśnie z takich powodów popieram jak najszybsze przystąpienie Polski do strefy euro.
Problemem jest to, że własnej strategii nie realizuje się w próżni, lecz w kontekście strategii stosowanych przez innych graczy. Perspektywa rozszerzenia unii spowodowała zasadniczą zmianę w strategii Francji. Znacznie trudniej jest być języczkiem u wagi w grupie dwudziestu pięciu krajów niż piętnastu. Francja więc próbuje stworzyć stałe jądro unii z Niemcami i kilkoma małymi krajami. W tym kontekście trzeba widzieć rozpoczęte w styczniu tego roku wspólne sesje rządów i parlamentów Francji i Niemiec, a także stworzenie wspólnego sekretariatu. Według tej koncepcji, jądro miałoby decydujący wpływ na kształt nowych instytucji unijnych. Kraje z tzw. peryferii musiałyby po prostu zaakceptować te rozwiązania. Co gorsza, byłyby dopuszczane do nich z opóźnieniem (na wzór strefy euro). Także w konflikcie Francji ze Stanami Zjednoczonymi o Irak ważnym celem było scalenie polityki zagranicznej Francji i Niemiec. Poprzednio stanowiska tych dwóch krajów były rozbieżne na skutek atlantyckiej orientacji Niemców.
Dwutorowa strategia
Jakie są implikacje nowej strategii francuskiej dla Polski? Takie, że nasza polityka powinna być dwutorowa. W tych dziedzinach, w których dalsze pogłębienie odbywa się na zasadach federalnych, dając równe prawa wszystkim państwom lub obywatelom europejskim, powinniśmy popierać integrację europejską. Oczywiście, o ile nie stoi ona w konkretnym wypadku w konflikcie z polskimi interesami. Niestety, nie można tej zasady stosować do polityki zewnętrznej unii (tzn. do ewentualnej wspólnej polityki zagranicznej wobec reszty świata).
Po pierwsze dlatego, że w koncepcji tej polityki, promowanej przez Francję i Niemcy, dostrzega się w Stanach Zjednoczonych głównego rywala Europy. Po drugie, koncepcja ta (cokolwiek prezydent Francji by mówił) oparta jest na pacyfistycznych odruchach ludności tych dwóch krajów. Polityka zagraniczna, która jest zarazem antyamerykańska i pacyfistyczna, nie ma wiele szans w Europie i świecie!
Jako kraj na obrzeżach unii nie możemy sobie pozwolić na politykę zewnętrzną, która doprowadziłaby do konfliktu z jedynym poważnym gwarantem pokoju i bezpieczeństwa w Europie. Nie jest przypadkiem, że kraje sprzeciwiające się tej polityce znajdują się raczej na obrzeżach unii, a te, które ją popierają, leżą cieplutko w środku. Zupełna bezradność Europy wobec Milosevicia wskazuje, na co moglibyśmy liczyć w wypadku pojawienia się podobnego watażki na Wschodzie. To, że obecnie na nic takiego się nie zanosi, nie jest argumentem. Chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa Polski na dziesięciolecia.
Europa traci jeden ze swoich najważniejszych atutów w polityce zagranicznej - siłę przyciągania. Wynika to z dramatycznej utraty dynamizmu gospodarczego w ciągu ostatnich pięciu lat. A to z kolei wynika z zastosowania antyrynkowego modelu społecznego, który zresztą stanowi część ideologicznych podwalin proponowanego jądra francusko-niemieckiego. Dzięki owej sile przyciągania unia mogła odegrać kluczową rolę (obok Stanów Zjednoczonych) w stabilizowaniu Europy Środkowo-Wschodniej po upadku komunizmu. Marchewka członkostwa w unii odegrała zasadniczą rolę w przekonaniu wielu krajów tego regionu do reform gospodarczych i unikania konfliktów międzynarodowych lub etnicznych. Mam wątpliwości, czy będzie można w podobny sposób za dziesięć lat wpłynąć na Turcję, Ukrainę czy Białoruś, nie mówiąc już o krajach Bliskiego Wschodu czy północnej Afryki.
Antyamerykańska polityka zewnętrzna jest pojmowana w Paryżu jako kluczowy element budowania jądra francusko-niemieckiego. Nie istnieje więc możliwość uczestnictwa w niej na równych prawach. Trzeba się jej albo podporządkować, albo ją odrzucić.
Wydaje się, że jeśli chodzi o politykę zewnętrzną, to Europa jest skazana, co najmniej do następnych wyborów w Niemczech, na walkę czterech z dwoma (czyli Włoch, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Polski ze środkiem francusko-niemieckim). Jak pogodzić ten konflikt z naszym interesem w pogłębieniu integracji europejskiej na zasadach federalnych? Będzie to wielkim wyzwaniem pierwszego okresu naszego członkostwa w unii.
Więcej możesz przeczytać w 22/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.