Socjalizm w Ameryce został wypróbowany i upadł 380 lat temu
Mayflower to bodaj najstarszy hotel w Waszyngtonie. Bywam tam od czasu do czasu na wolnorynkowych konwentyklach organizowanych przez liberalne think tanks lub inne instytucje, których członkowie mają dobrze poukładane w głowie. Za każdym razem mam jednak świadomość ironii losu, bowiem May-flower to nie tylko wielka tradycja, pierwszy statek z osadnikami z Anglii dający początek późniejszym Stanom Zjednoczonym.
Jak w Ameryce upadł socjalizm
Mayflower to także dość wstydliwa historia socjalistycznego eksperymentu w Ameryce Północnej (totalitarny eksperyment socjalistyczny w Ameryce Południowej zakończył się wraz z upadkiem państwa Inków w XVI wieku!). Tak zwany Mayflower Compact, czyli kontrakt Mayflower, został zawarty między osadnikami przybyłymi w 1620 r. Założyli oni osadę Plymouth, w której wszyscy byli współwłaścicielami wszystkiego. Znacie? To posłuchajcie!
Każdy z osadników, niezależnie od wkładu pracy, miał dostawać tyle samo. Nikt nie posiadał niczego, ale cokolwiek wytworzono, stawało się wspólną własnością. Nietrudno zgadnąć, do jakich to doprowadziło efektów. W pamiętniku Williama Bradforda, jednego z zarządców osady, znajdujemy komentarze, jak to utworzoną komunę uznano za wylęgarnię wielkiego pomieszania w ludzkich umysłach, niezadowolenia i niechęci do wywiązywania się z obowiązków (przytacza tę historię Anthony Fisher, twórca think tanks w świecie zachodnim). W efekcie od zimy 1620-1621 do najgorszej, głodnej zimy 1622-1623 komuna przyczyniła się do znacznego pogorszenia stosunków międzyludzkich, wzrostu wzajemnych pretensji i załamania się szacunku, który - jak zauważył z goryczą Bradford - ludzie powinni mieć do siebie nawzajem. Wreszcie, po wspomnianej głodnej zimie na zebraniu osadników postanowiono odstąpić od wspólnotowego kontraktu, przydzielić ziemię rodzinom i osobom samotnym i powrócić do gospodarki opartej na prywatnej własności. Uczta dziękczynna po zbiorach w 1623 r. była jednocześnie ucztą pożegnalną. Pożegnaniem z socjalizmem wzorowanym na platońskich utopiach, co Bradford, człowiek oczytany, stwierdził w swoim pamiętniku. Była to zapewne forma samokrytyki, gdyż dziwił się, jak ludzie wierzący w Boga, zdrowi na umyśle i trzeźwi mogli się okazać tak próżni, podając w wątpliwość naturalny porządek rzeczy.
Bez szczepionki przeciwko socjalizmowi
Socjalizm w Ameryce został więc wypróbowany i upadł 380 lat temu. Chciałbym móc wyciągnąć z tego optymistyczny wniosek, że - zaszczepiony w małej dawce - uodpornił Amerykanów na tego wyjątkowo jadowitego wirusa. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co amerykańscy osadnicy. Weźmy Chińczyków. Cesarskie Chiny nigdy nie szanowały ani prywatnej własności, ani ludzkiej wolności. Po upadku cesarstwa prezydent Sun Jat Sen flirtował z socjalizmem, a komunistyczna wojna domowa przyniosła bakcyl socjalizmu w jego najzłośliwszej mutacji. Prześladowania, ofiary, bieda, jednym słowem wszystko, co znamy z innych krajów, w których komuniści przejęli władzę, Chiny poznały w nadmiarze.
To jeszcze nie wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na obywateli Państwa Środka (niestety, nie złotego środka, lecz właśnie ekstremizmów!). Strategia wielkiego skoku, autorstwa Mao Tse-tunga, sprowadziła na Chiny największy głód w historii tego kraju. Około trzydziestu milionów ludzi zmarło w imię szaleńczych eksperymentów.
Nawet liczni aparatczycy mieli dość i kiedy Mao umarł, pierwszą rzeczą, jaką zrobił jego następca Teng Siao-ping, było przyjęcie w rolnictwie w 1978 r. zasady odpowiedzialności rodziny. Mówiąc po ludzku, oznaczało to rozparcelowanie ziemi komun (chińskich spółdzielni produkcyjnych) między rodziny pracowników, czyli pójście śladem osadników z Mayflower, którzy uczyli się na własnej skórze. I chociaż było to rozwiązanie dość dalekie od prywatnej własności, nawet wieloletnia dzierżawa sprawiła, że produkcja rolna w Chinach ruszyła z kopyta.
Zabrakłoby nawet piasku...
Skończyły się też, jak ręką odjął, niedobory, marnotrawstwo, klęski głodu - nieodmiennie towarzyszące socjalizmowi zawsze i wszędzie. Nieuchronność pojawienia się niedoborów, a nierzadko straszliwych klęsk głodu jako konsekwencji socjalistycznych eksperymentów doskonale odzwierciedla żart z czasów komunizmu: "Co by się stało, gdyby na Saharze wprowadzić socjalistyczną gospodarkę planową? W pierwszym roku nie zdarzyłoby się zapewne nic wstrząsającego, ale za to w drugim zabrakłoby piasku".
Piasku na Saharze nie zabrakło, ale rozumu kolejnym eksperymentatorom w Algierii - i nie tylko tam - na pewno. Jak jednak widać, stulecia eksperymentów kończących się zawsze niepowodzeniem, jeśli nie tragedią, nie wystarczają. Na nieszczęście społeczeństw, na których przeprowadza się te eksperymenty, znajdują się kolejni amatorzy spotworniałej utopii, uważający, że im wreszcie uda się wychować "nowego człowieka" pracującego bez materialnego zainteresowania.
Nieszczęścia spotykające społeczeństwa dotknięte socjalizmem są niemal niezależne od skali eksperymentu: od kilku milionów mieszkańców w Kambodży do kilkuset milionów w Chinach. Żart z serii Radia Erewan: "Czy można w Armenii zbudować socjalizm? Nie, to za mały kraj na takie wielkie nieszczęście", jest - niestety! - tylko żartem. Przykład Mayflower dowodzi, że można próbować budować socjalizm nawet w skali osady - z takim samym skutkiem.
Nieodmiennie tragiczne skutki nie wydają się dostatecznie silnym czynnikiem odstraszającym. Ze wszystkich głupawych haseł realsocu jedno nadal zachowuje aktualność: "Socjalizm wiecznie żywy!". Jak mawia Janek Pietrzak Pod Egidą: "Nie ma siły, żeby to ułożyło się jakoś w tych pustakach".
Więcej możesz przeczytać w 22/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.