50 lat temu stracono w USA Rosenbergów, fa ktycznych twórców sowieckiej bomby atomowej
Rankiem 29 sierpnia 1949 r. poligon w pobliżu Semipałatyńska w Kazachstanie eksplodował oślepiającym błyskiem. Po chwili do zebranych w punkcie obserwacyjnym sowieckich generałów, funkcjonariuszy partyjnych i naukowców dotarł głuchy grzmot, a na niebie pojawił się wielki grzyb. Wieść o udanej detonacji pierwszej sowieckiej bomby atomowej błyskawicznie przekazano na Kreml. Stalin triumfował.
W tym samym czasie amerykański wywiad gromadził ostatnie dowody przeciw kilku osobom - naukowcom i technikom - pracującym podczas wojny w tajnym laboratorium atomowym w Los Alamos. Dla Waszyngtonu stało się jasne, że wskutek działalności grupy szpiegów, którzy przekazali Rosjanom technologię produkcji bomby jądrowej, skończyła się w dziejach świata pewna era.
Procesy "czerwonych kretów" rozpoczęły się w USA w 1950 r. Kilku z nich skazano na długoletnie więzienie, a dwie osoby - Juliusa i Ethel Rosenbergów - na śmierć. Dla sądu dowody świadczące o roli, jaką odgrywali w przekazaniu Moskwie sekretów produkcji broni atomowej, były niepodważalne. "Ta zbrodnia jest znacznie gorsza niż odebranie życia człowiekowi - powiedział prezydent Dwight Eisenhower, odrzucając prośbę o ułaskawienie. - Rosenbergowie z rozmysłem dopuścili się zdrady całego narodu amerykańskiego, przez co tysiące osób może być narażonych na śmierć i utratę wolności".
Roosevelt zawalił sprawę
Sowiecka agentura pojawiła się w USA już w latach 30. Udało się jej wówczas zwerbować tak cennych agentów, jak Alger Hiss (podczas wojny stał się szarą eminencją Departamentu Stanu i miał ogromny wpływ na politykę Roosevelta) czy Harold Dexter White (szybko awansujący urzędnik Departamentu Skarbu), dzięki któremu Rosja miała dostęp do tajników amerykańskiej polityki finansowej, a nawet uzyskiwała subsydia od rządu USA.
Chociaż FBI już na początku lat 40. zdobyło informacje o działalności sowieckiej siatki szpiegowskiej, Roosevelt odrzucił przekazane mu raporty, uznając je za "przesadzone". Gdy w 1944 r. amerykański wywiad OSS otrzymał od Finów książkę kodową używaną przez Rosjan, prezydent nakazał... zwrócić ją ambasadzie sowieckiej. "Roosevelt kompletnie zawalił sprawę" - napisze po latach John Edgar Hoover.
Tymczasem nie brakowało chętnych do kolaboracji z sowieckim wywiadem. Wywodzili się oni ze środowisk radykalnej lewicy, aktywnych po wybuchu wojny domowej w Hiszpanii. Modne stało się wówczas hasło "wspólnego frontu przeciw faszyzmowi", które ukuł Komintern i rozpowszechniał poprzez działaczy komunistycznych na całym świecie.
Podziwiali sowieckich marynarzy
Grupki komunistów powstawały na uczelniach, w szkołach i środowiskach opiniotwórczych. Jednej z nich przewodził Julius Rosenberg, pochodzący z Lower East Side na Manhattanie syn żydowskich emigrantów. Jak wspominają jego hagiografowie, wraz z kolegami z college'u chodził na nabrzeże nowojorskiego portu, by "obserwować z westchnieniem sowieckie statki i podziwiać sowieckich marynarzy". Następstwem tej "romantycznej" przygody było członkostwo w Lidze Młodych Komunistów, a po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej współpraca z sowieckim wywiadem NKGB.
Rosenberg, inżynier, pracował wówczas jako specjalista od sygnałów radiowych i miał dostęp do amerykańskich prac nad radarami. Rosjanie nadali mu kryptonim Libierał. Jego siatkę tworzyli koledzy z City College, pracujący w różnych instytucjach i zakładach i stanowiący wartościowe źródło informacji szpiegowskich. Z relacji oficera prowadzącego sowieckiego wywiadu wynikało, iż byli tak gorliwi, że przynosili potrzebne materiały, nim o nie poprosił. Ilość dostarczanych informacji przerosła w końcu możliwości nowojorskiej rezydentury NKGB, której zabrakło mikrofilmów, a Rosenberg był tak wyczerpany szpiegowaniem, że Moskwa zaproponowała wyłączenie go na jakiś czas z operacji.
Rosjanie mieli powody do zadowolenia. W ich ręce wpadły plany najnowszych okrętów podwodnych, dane pozwalające na skopiowanie amerykańskich urządzeń elektronicznych i informacje o konstrukcji radarów - broni, która wówczas należała do największych sekretów wojskowych.
Największym prezentem od Rosenberga było dostarczenie Rosjanom zimą 1944 r. tzw. zapalnika zbliżeniowego, urządzenia poprawiającego celność bombardowań oraz ponaddwudziestokrotnie zwiększającego precyzję zastrzeleń wrogich samolotów. Skopiowanie przez Rosjan zapalnika nie tylko pozwoliło im oszczędzić setki milionów dolarów, które musieliby wydać na badania, ale i kosztowało życie dziesiątek amerykańskich pilotów zestrzelonych przez komunistów podczas wojny w Korei. Dzięki temu zapalnikowi Rosjanie strącili też w 1960 r. amerykański samolot U-2 wykonujący misję szpiegowską nad ZSRR.
Bomba za 500 USD
Główną wspólniczką Rosenberga była jego żona, dwa lata starsza Ethel. Podobnie jak mąż pochodziła z rodziny żydowskich emigrantów. Przyjaciele Rosenbergów wspominali z rozrzewnieniem, że Juliusa i Ethel połączyły na ślubnym kobiercu "postępowe poglądy".
Ethel zajmowała się sporządzaniem dla Sowietów raportów ze szpiegowskiej działalności Juliusa. To jej szwagier David Greenglass stał się najcenniejszym agentem w siatce. Poleciła go Rosenbergom siostra Ethel, Ruth, również pracująca dla sowieckiego wywiadu. Greenglass wierzył, że Stalin i jego ekipa to "prawdziwi geniusze", uważał się za "dobrego komunistę", a swoje listy do żony zwykł kończyć wezwaniem: "Więcej władzy dla Związku Sowieckiego i więcej dostatku dla jego mieszkańców!".
W 1943 r. Sowieci dowiedzieli się o amerykańskim programie budowy bomby atomowej. Raporty wywiadu na ten temat otrzymywał rosyjski fizyk Igor Kurczatow. Uznawał on wykradzione informacje za bezcenne i zauważał, że bez nich sowieckie prace nad bronią atomową ciągnęłyby się jeszcze wiele lat.
Problemem Moskwy był brak agentów w laboratorium w Los Alamos. Sytuacja zmieniła się, gdy trafił tam wraz z grupą brytyjskich naukowców Klaus Fuchs. Fuchs, uciekinier z nazistowskich Niemiec, był zagorzałym stalinowcem. Przed wojną działał w Towarzystwie Więzi Kulturalnej ze Związkiem Sowieckim, a nawet występował jako prokurator Wyszynski w inscenizowanych przez członków towarzystwa udramatyzowanych scenach z moskiewskich procesów pokazowych. W 1941 r. Fuchs z własnej inicjatywy nawiązał kontakt z sowieckim wywiadem wojskowym GRU. W latach 1944-1945 przekazał Rosjanom cenne informacje o konstrukcji ładunku jądrowego. W nagrodę Moskwa wypłaciła mu 500 USD. "Za tyle, a nawet mniej, osobiście bym sukinsyna wykastrował" - wyznał później Hoover.
Reakcja łańcuchowa
Niezależnie od Fuchsa w Los Alamos działał inny agent - Theodore Alvin Hall. Dziewiętnastoletniego Halla okrzyknięto cudownym dzieckiem fizyki, jednocześnie - jak się okazało - był on też najmłodszym szpiegiem atomowym.
Informacje dostarczane przez Fuchsa i Halla miały ogromne znaczenie dla prac nad sowiecką bombą atomową. Były to przede wszystkim jednak dane naukowe i nie rozwiązywały problemów dotyczących konstrukcji bomby. I tu nieoceniony okazał się David Greenglass, sierżant armii amerykańskiej. W 1944 r. został odkomenderowany do pracy w Los Alamos, gdzie zajmował się konserwacją urządzeń służących do produkcji bomby. Zdobył ogromną wiedzę o konstrukcji bomb atomowych i za pośrednictwem Rosenbergów przekazał ją Rosjanom.
Rozszczepienie ładunku nuklearnego było już teoretycznie możliwe w 1940 r., ale angielscy fizycy nie mieli pojęcia, jak wykonać bombę. Dopiero amerykańskie fundusze pozwoliły połączyć wiedzę Anglików z kapitałem Amerykanów i wyprodukować sprawną bombę. Zajęło to aż sześć lat. Rosjanie mieliby te same problemy, nawet gdyby posiadali wszelkie dane naukowe. Dopiero techniczne szczegóły konstrukcji bomby i zapalnika uzyskane dzięki Rosenbergom pozwoliły im stworzyć broń jądrową.
Operacja "Venona"
Krótko po śmierci Roosevelta specjalistom z odpowiedzialnej za wywiad radiowy Agencji Bezpieczeństwa Armii udało się złamać kod sowieckich depesz wysyłanych przez agenturę do Moskwy. Operacja, która przynosiła coraz lepsze efekty, otrzymała kryptonim "Venona". Trafiono na ślad szpiegów atomowych.
Pierwszy wpadł Fuchs, aresztowany w 1949 r. Następny był Greenglass, którego tożsamość zidentyfikowano w lutym 1950 r. dzięki rozszyfrowaniu depeszy sowieckiej z 1944 r. Greenglass przyznał się do szpiegostwa w czerwcu 1950 r. i wskazał Rosenbergów jako swoich mocodawców. W tym czasie zajmowali się oni pracami nad pierwszymi sztucznymi satelitami. Gdy ich aresztowano, odmówili wyjaśnień, uparcie utrzymując, że są niewinni.
Proces nie trwał długo. Po trzech miesiącach, w marcu 1951 r., Rosenbergowie zostali skazani na śmierć. Wraz z nimi sądzono Harry'ego Golda, łącznika Fuchsa oraz pośrednika między Greenglassem i Rosenbergami, skazanego potem na 30 lat więzienia, i Mortona Sobella, współpracownika Rosenbergów, złapanego w Meksyku i skazanego - tak jak Gold - na 30 lat (odsiedział osiemnaście). Gold i Greenglass uniknęli śmierci, bo współpracowali z sądem. Rosenbergowie nie zdecydowali się zeznawać, choć wiedzieli, że w ten sposób mogą uniknąć krzesła elektrycznego. Stracono ich 19 czerwca 1953 r. Cały "postępowy świat" uznał ich za męczenników.
W tym samym czasie amerykański wywiad gromadził ostatnie dowody przeciw kilku osobom - naukowcom i technikom - pracującym podczas wojny w tajnym laboratorium atomowym w Los Alamos. Dla Waszyngtonu stało się jasne, że wskutek działalności grupy szpiegów, którzy przekazali Rosjanom technologię produkcji bomby jądrowej, skończyła się w dziejach świata pewna era.
Procesy "czerwonych kretów" rozpoczęły się w USA w 1950 r. Kilku z nich skazano na długoletnie więzienie, a dwie osoby - Juliusa i Ethel Rosenbergów - na śmierć. Dla sądu dowody świadczące o roli, jaką odgrywali w przekazaniu Moskwie sekretów produkcji broni atomowej, były niepodważalne. "Ta zbrodnia jest znacznie gorsza niż odebranie życia człowiekowi - powiedział prezydent Dwight Eisenhower, odrzucając prośbę o ułaskawienie. - Rosenbergowie z rozmysłem dopuścili się zdrady całego narodu amerykańskiego, przez co tysiące osób może być narażonych na śmierć i utratę wolności".
Roosevelt zawalił sprawę
Sowiecka agentura pojawiła się w USA już w latach 30. Udało się jej wówczas zwerbować tak cennych agentów, jak Alger Hiss (podczas wojny stał się szarą eminencją Departamentu Stanu i miał ogromny wpływ na politykę Roosevelta) czy Harold Dexter White (szybko awansujący urzędnik Departamentu Skarbu), dzięki któremu Rosja miała dostęp do tajników amerykańskiej polityki finansowej, a nawet uzyskiwała subsydia od rządu USA.
Chociaż FBI już na początku lat 40. zdobyło informacje o działalności sowieckiej siatki szpiegowskiej, Roosevelt odrzucił przekazane mu raporty, uznając je za "przesadzone". Gdy w 1944 r. amerykański wywiad OSS otrzymał od Finów książkę kodową używaną przez Rosjan, prezydent nakazał... zwrócić ją ambasadzie sowieckiej. "Roosevelt kompletnie zawalił sprawę" - napisze po latach John Edgar Hoover.
Tymczasem nie brakowało chętnych do kolaboracji z sowieckim wywiadem. Wywodzili się oni ze środowisk radykalnej lewicy, aktywnych po wybuchu wojny domowej w Hiszpanii. Modne stało się wówczas hasło "wspólnego frontu przeciw faszyzmowi", które ukuł Komintern i rozpowszechniał poprzez działaczy komunistycznych na całym świecie.
Podziwiali sowieckich marynarzy
Grupki komunistów powstawały na uczelniach, w szkołach i środowiskach opiniotwórczych. Jednej z nich przewodził Julius Rosenberg, pochodzący z Lower East Side na Manhattanie syn żydowskich emigrantów. Jak wspominają jego hagiografowie, wraz z kolegami z college'u chodził na nabrzeże nowojorskiego portu, by "obserwować z westchnieniem sowieckie statki i podziwiać sowieckich marynarzy". Następstwem tej "romantycznej" przygody było członkostwo w Lidze Młodych Komunistów, a po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej współpraca z sowieckim wywiadem NKGB.
Rosenberg, inżynier, pracował wówczas jako specjalista od sygnałów radiowych i miał dostęp do amerykańskich prac nad radarami. Rosjanie nadali mu kryptonim Libierał. Jego siatkę tworzyli koledzy z City College, pracujący w różnych instytucjach i zakładach i stanowiący wartościowe źródło informacji szpiegowskich. Z relacji oficera prowadzącego sowieckiego wywiadu wynikało, iż byli tak gorliwi, że przynosili potrzebne materiały, nim o nie poprosił. Ilość dostarczanych informacji przerosła w końcu możliwości nowojorskiej rezydentury NKGB, której zabrakło mikrofilmów, a Rosenberg był tak wyczerpany szpiegowaniem, że Moskwa zaproponowała wyłączenie go na jakiś czas z operacji.
Rosjanie mieli powody do zadowolenia. W ich ręce wpadły plany najnowszych okrętów podwodnych, dane pozwalające na skopiowanie amerykańskich urządzeń elektronicznych i informacje o konstrukcji radarów - broni, która wówczas należała do największych sekretów wojskowych.
Największym prezentem od Rosenberga było dostarczenie Rosjanom zimą 1944 r. tzw. zapalnika zbliżeniowego, urządzenia poprawiającego celność bombardowań oraz ponaddwudziestokrotnie zwiększającego precyzję zastrzeleń wrogich samolotów. Skopiowanie przez Rosjan zapalnika nie tylko pozwoliło im oszczędzić setki milionów dolarów, które musieliby wydać na badania, ale i kosztowało życie dziesiątek amerykańskich pilotów zestrzelonych przez komunistów podczas wojny w Korei. Dzięki temu zapalnikowi Rosjanie strącili też w 1960 r. amerykański samolot U-2 wykonujący misję szpiegowską nad ZSRR.
Bomba za 500 USD
Główną wspólniczką Rosenberga była jego żona, dwa lata starsza Ethel. Podobnie jak mąż pochodziła z rodziny żydowskich emigrantów. Przyjaciele Rosenbergów wspominali z rozrzewnieniem, że Juliusa i Ethel połączyły na ślubnym kobiercu "postępowe poglądy".
Ethel zajmowała się sporządzaniem dla Sowietów raportów ze szpiegowskiej działalności Juliusa. To jej szwagier David Greenglass stał się najcenniejszym agentem w siatce. Poleciła go Rosenbergom siostra Ethel, Ruth, również pracująca dla sowieckiego wywiadu. Greenglass wierzył, że Stalin i jego ekipa to "prawdziwi geniusze", uważał się za "dobrego komunistę", a swoje listy do żony zwykł kończyć wezwaniem: "Więcej władzy dla Związku Sowieckiego i więcej dostatku dla jego mieszkańców!".
W 1943 r. Sowieci dowiedzieli się o amerykańskim programie budowy bomby atomowej. Raporty wywiadu na ten temat otrzymywał rosyjski fizyk Igor Kurczatow. Uznawał on wykradzione informacje za bezcenne i zauważał, że bez nich sowieckie prace nad bronią atomową ciągnęłyby się jeszcze wiele lat.
Problemem Moskwy był brak agentów w laboratorium w Los Alamos. Sytuacja zmieniła się, gdy trafił tam wraz z grupą brytyjskich naukowców Klaus Fuchs. Fuchs, uciekinier z nazistowskich Niemiec, był zagorzałym stalinowcem. Przed wojną działał w Towarzystwie Więzi Kulturalnej ze Związkiem Sowieckim, a nawet występował jako prokurator Wyszynski w inscenizowanych przez członków towarzystwa udramatyzowanych scenach z moskiewskich procesów pokazowych. W 1941 r. Fuchs z własnej inicjatywy nawiązał kontakt z sowieckim wywiadem wojskowym GRU. W latach 1944-1945 przekazał Rosjanom cenne informacje o konstrukcji ładunku jądrowego. W nagrodę Moskwa wypłaciła mu 500 USD. "Za tyle, a nawet mniej, osobiście bym sukinsyna wykastrował" - wyznał później Hoover.
Reakcja łańcuchowa
Niezależnie od Fuchsa w Los Alamos działał inny agent - Theodore Alvin Hall. Dziewiętnastoletniego Halla okrzyknięto cudownym dzieckiem fizyki, jednocześnie - jak się okazało - był on też najmłodszym szpiegiem atomowym.
Informacje dostarczane przez Fuchsa i Halla miały ogromne znaczenie dla prac nad sowiecką bombą atomową. Były to przede wszystkim jednak dane naukowe i nie rozwiązywały problemów dotyczących konstrukcji bomby. I tu nieoceniony okazał się David Greenglass, sierżant armii amerykańskiej. W 1944 r. został odkomenderowany do pracy w Los Alamos, gdzie zajmował się konserwacją urządzeń służących do produkcji bomby. Zdobył ogromną wiedzę o konstrukcji bomb atomowych i za pośrednictwem Rosenbergów przekazał ją Rosjanom.
Rozszczepienie ładunku nuklearnego było już teoretycznie możliwe w 1940 r., ale angielscy fizycy nie mieli pojęcia, jak wykonać bombę. Dopiero amerykańskie fundusze pozwoliły połączyć wiedzę Anglików z kapitałem Amerykanów i wyprodukować sprawną bombę. Zajęło to aż sześć lat. Rosjanie mieliby te same problemy, nawet gdyby posiadali wszelkie dane naukowe. Dopiero techniczne szczegóły konstrukcji bomby i zapalnika uzyskane dzięki Rosenbergom pozwoliły im stworzyć broń jądrową.
Operacja "Venona"
Krótko po śmierci Roosevelta specjalistom z odpowiedzialnej za wywiad radiowy Agencji Bezpieczeństwa Armii udało się złamać kod sowieckich depesz wysyłanych przez agenturę do Moskwy. Operacja, która przynosiła coraz lepsze efekty, otrzymała kryptonim "Venona". Trafiono na ślad szpiegów atomowych.
Pierwszy wpadł Fuchs, aresztowany w 1949 r. Następny był Greenglass, którego tożsamość zidentyfikowano w lutym 1950 r. dzięki rozszyfrowaniu depeszy sowieckiej z 1944 r. Greenglass przyznał się do szpiegostwa w czerwcu 1950 r. i wskazał Rosenbergów jako swoich mocodawców. W tym czasie zajmowali się oni pracami nad pierwszymi sztucznymi satelitami. Gdy ich aresztowano, odmówili wyjaśnień, uparcie utrzymując, że są niewinni.
Proces nie trwał długo. Po trzech miesiącach, w marcu 1951 r., Rosenbergowie zostali skazani na śmierć. Wraz z nimi sądzono Harry'ego Golda, łącznika Fuchsa oraz pośrednika między Greenglassem i Rosenbergami, skazanego potem na 30 lat więzienia, i Mortona Sobella, współpracownika Rosenbergów, złapanego w Meksyku i skazanego - tak jak Gold - na 30 lat (odsiedział osiemnaście). Gold i Greenglass uniknęli śmierci, bo współpracowali z sądem. Rosenbergowie nie zdecydowali się zeznawać, choć wiedzieli, że w ten sposób mogą uniknąć krzesła elektrycznego. Stracono ich 19 czerwca 1953 r. Cały "postępowy świat" uznał ich za męczenników.
Więcej możesz przeczytać w 22/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.