Tylko prywatyzacja ukróci państwowe złodziejstwo
Pomyślane to było nawet nieźle. Zmienia się rząd, kadra urzędnicza w ministerstwach się nie zmienia (służba cywilna). Każdy minister ma swoich współpracowników, którzy razem z nim przychodzą i odchodzą (gabinet polityczny). Ale konia z rzędem temu, kto pokaże, gdzie ta słuszna teoria odniosła zwycięstwo nad praktyką nepotyzmu, kumoterstwa i posad dla kolegów partyjnych. Rząd Leszka Millera w ramach odczyniania zła po Jerzym Buzku praktycznie zlikwidował służbę cywilną.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że posady w gabinecie politycznym to synekury. Jak świadczą przykłady z ostatnich tygodni, ludzie tam zatrudnieni ciężko pracują na pierwszej linii frontu. Partyjnej, biznesowej i prokuratorskiej. Spotykają się z prezesami prywatnych firm zainteresowanymi kontraktami czy koncesjami rządowymi. Odbywają tajemnicze rozmowy, "co to pan wisz, a ja rozumiem". Gdy jakiś pismak coś wywęszy, minister zawsze może powiedzieć, że nic nie wie. A w takie stwierdzenie to generalnie każdy obywatel chętnie uwierzy.
W grę wchodzą miliardy złotych (nowych!), więc podejrzewam, że prawdziwym rządem nie jest Miller z ministrami, ale prezesi PZU i Narodowego Funduszu Zdrowia plus figury z gabinetów politycznych. To oni podejmują najistotniejsze decyzje, bo dotyczące pieniędzy. Rząd jest tylko atrapą, mającą zasłonić prawdziwe działania. Charakterystyczne zresztą, że ministrowie - jak obecnie Mariusz Łapiński, a niegdyś Romuald Szeremietiew - bronią swoich politycznych współpracowników niczym niepodległości (Szeremietiew) lub socjalizmu (Łapiński). Jeszcze nie słyszałem, by jakikolwiek doradca bronił ministra, kiedy wybucha afera. Zależność między wspomnianymi urzędnikami wygląda na całkiem inną, niż jest zapisana w regulaminie pracy.
Dla kolegów dziennikarzy śledczych mam przyjacielską poradę. Przyjrzyjcie się ludziom z gabinetów politycznych, doradcom, asystentom. Sprawdźcie, czy nie mają jakichś spółek lub fundacji. Obejrzyjcie rejestry sądowe firm, które otrzymują koncesje i zamówienia publiczne. Gwarantuję, że znajdziecie ciekawe tematy i przestaniecie być zależni od sterowanych przecieków ze służb specjalnych lub policji.
Na koniec zła wiadomość dla wszystkich tropicieli afer. Nie ma innej metody na ukrócenie państwowego złodziejstwa niż prywatyzacja. To nie prywatyzacja jest złodziejska, ale jej brak. Najlepiej wiedzą o tym w gabinetach politycznych, dlatego ten rząd tak nie lubi się czegokolwiek wyzbywać. A już szczególnie ludzi nie bez przyczyny oskarżanych przez media, na przykład Łapińskiego, Naumana, Montkiewicza. Pan premier broni ich do upadłego. Nomen omen?
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że posady w gabinecie politycznym to synekury. Jak świadczą przykłady z ostatnich tygodni, ludzie tam zatrudnieni ciężko pracują na pierwszej linii frontu. Partyjnej, biznesowej i prokuratorskiej. Spotykają się z prezesami prywatnych firm zainteresowanymi kontraktami czy koncesjami rządowymi. Odbywają tajemnicze rozmowy, "co to pan wisz, a ja rozumiem". Gdy jakiś pismak coś wywęszy, minister zawsze może powiedzieć, że nic nie wie. A w takie stwierdzenie to generalnie każdy obywatel chętnie uwierzy.
W grę wchodzą miliardy złotych (nowych!), więc podejrzewam, że prawdziwym rządem nie jest Miller z ministrami, ale prezesi PZU i Narodowego Funduszu Zdrowia plus figury z gabinetów politycznych. To oni podejmują najistotniejsze decyzje, bo dotyczące pieniędzy. Rząd jest tylko atrapą, mającą zasłonić prawdziwe działania. Charakterystyczne zresztą, że ministrowie - jak obecnie Mariusz Łapiński, a niegdyś Romuald Szeremietiew - bronią swoich politycznych współpracowników niczym niepodległości (Szeremietiew) lub socjalizmu (Łapiński). Jeszcze nie słyszałem, by jakikolwiek doradca bronił ministra, kiedy wybucha afera. Zależność między wspomnianymi urzędnikami wygląda na całkiem inną, niż jest zapisana w regulaminie pracy.
Dla kolegów dziennikarzy śledczych mam przyjacielską poradę. Przyjrzyjcie się ludziom z gabinetów politycznych, doradcom, asystentom. Sprawdźcie, czy nie mają jakichś spółek lub fundacji. Obejrzyjcie rejestry sądowe firm, które otrzymują koncesje i zamówienia publiczne. Gwarantuję, że znajdziecie ciekawe tematy i przestaniecie być zależni od sterowanych przecieków ze służb specjalnych lub policji.
Na koniec zła wiadomość dla wszystkich tropicieli afer. Nie ma innej metody na ukrócenie państwowego złodziejstwa niż prywatyzacja. To nie prywatyzacja jest złodziejska, ale jej brak. Najlepiej wiedzą o tym w gabinetach politycznych, dlatego ten rząd tak nie lubi się czegokolwiek wyzbywać. A już szczególnie ludzi nie bez przyczyny oskarżanych przez media, na przykład Łapińskiego, Naumana, Montkiewicza. Pan premier broni ich do upadłego. Nomen omen?
Więcej możesz przeczytać w 22/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.