Ilekroć Polska otwierała się na Europę, zawsze zyskiwała
Uczestniczyłem ostatnio w kilku debatach z udziałem przeciwników przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Najbardziej zaciekłemu pojedynkowi, który odbył się na Politechnice Radomskiej, towarzyszyło unijne referendum, zdecydowanie wygrane przez zwolenników akcesji. Wysłuchując godzinami argumentacji eurosceptyków, miałem okazję dobrze poznać słabe punkty antyeuropejskich tyrad.
Całe to krakanie o nieszczęściach, jakie spadną na Polskę po przystąpieniu do unii, oparte jest na niesprawdzalności argumentacji. Nawet największych bzdur nie da się ostatecznie przyszpilić, kiedy odnoszą się do przyszłości, w której teoretycznie wszystko się może zdarzyć. Przeciwnicy akcesji mają usta pełne wyliczeń i danych odnoszących się do najróżniejszych dziedzin życia. Wszystko to dopiero ma nastąpić. Nic nie zostało zweryfikowane przez życie. Na pierwszy rzut oka trudno tej argumentacji cokolwiek zarzucić. Wszak Polska dopiero stanie się członkiem unii i związane z tym korzyści oraz zagrożenia siłą rzeczy pozostają w sferze przypuszczeń. Ale przecież można na ten temat mówić językiem faktów, a nie gołosłownych hipotez. Wystarczy prześledzić doświadczenia krajów, które wcześniej przystąpiły do wspólnoty. Jeśli więc przeciwnicy unii głoszą tezę, że Polsce grozi rozmycie kulturowej tożsamości i rozpłynięcie się w europejskim molochu, to przecież wystarczy zobaczyć, czy Grecy, Hiszpanie i Irlandczycy utracili po przystąpieniu do unii cokolwiek z narodowej wyrazistości. Na podstawie faktów, a nie wątpliwej jakości gdybania, każdy może się przekonać, że nie ma tu najmniejszego niebezpieczeństwa. Chyba że ktoś założy, że jesteśmy gorsi od tych nacji. Nie ma jednak najmniejszego powodu, by tak sądzić.
Stosując podobną metodę, można się rozprawić z każdym innym elementem antyeuropejskiego czarnowidztwa. Straszą na przykład eurosceptycy, że unia uczyni z naszego kraju coś na kształt kolonii, w której będzie zbywać swoje produkty, a jednocześnie wykupywać wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Niech więc pokażą, gdzie do tej pory tak się stało. Przecież jest dokładnie odwrotnie. Kraje, które przystąpiły do unii, szybko się rozwinęły. Odnotowały awans gospodarczy i cywilizacyjny, o jakim wcześniej nawet nie mogły marzyć. Skarbnicą bezcennej wiedzy jest także nasza przeszłość. Płynie z niej bowiem nauka, że ilekroć otwieraliśmy się na Europę, zawsze zyskiwaliśmy. Za to izolacja prędzej czy później blokowała mechanizmy rozwojowe i narażała na uzależnienie od Wschodu, bardziej przesiąkniętego Azją niż Europą. Nie poddawajmy się zatem czarnowidztwu eurosceptyków i przeciwstawiajmy im świadectwo faktów sprawdzonych przy dotychczasowych rozszerzeniach unii.
Całe to krakanie o nieszczęściach, jakie spadną na Polskę po przystąpieniu do unii, oparte jest na niesprawdzalności argumentacji. Nawet największych bzdur nie da się ostatecznie przyszpilić, kiedy odnoszą się do przyszłości, w której teoretycznie wszystko się może zdarzyć. Przeciwnicy akcesji mają usta pełne wyliczeń i danych odnoszących się do najróżniejszych dziedzin życia. Wszystko to dopiero ma nastąpić. Nic nie zostało zweryfikowane przez życie. Na pierwszy rzut oka trudno tej argumentacji cokolwiek zarzucić. Wszak Polska dopiero stanie się członkiem unii i związane z tym korzyści oraz zagrożenia siłą rzeczy pozostają w sferze przypuszczeń. Ale przecież można na ten temat mówić językiem faktów, a nie gołosłownych hipotez. Wystarczy prześledzić doświadczenia krajów, które wcześniej przystąpiły do wspólnoty. Jeśli więc przeciwnicy unii głoszą tezę, że Polsce grozi rozmycie kulturowej tożsamości i rozpłynięcie się w europejskim molochu, to przecież wystarczy zobaczyć, czy Grecy, Hiszpanie i Irlandczycy utracili po przystąpieniu do unii cokolwiek z narodowej wyrazistości. Na podstawie faktów, a nie wątpliwej jakości gdybania, każdy może się przekonać, że nie ma tu najmniejszego niebezpieczeństwa. Chyba że ktoś założy, że jesteśmy gorsi od tych nacji. Nie ma jednak najmniejszego powodu, by tak sądzić.
Stosując podobną metodę, można się rozprawić z każdym innym elementem antyeuropejskiego czarnowidztwa. Straszą na przykład eurosceptycy, że unia uczyni z naszego kraju coś na kształt kolonii, w której będzie zbywać swoje produkty, a jednocześnie wykupywać wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Niech więc pokażą, gdzie do tej pory tak się stało. Przecież jest dokładnie odwrotnie. Kraje, które przystąpiły do unii, szybko się rozwinęły. Odnotowały awans gospodarczy i cywilizacyjny, o jakim wcześniej nawet nie mogły marzyć. Skarbnicą bezcennej wiedzy jest także nasza przeszłość. Płynie z niej bowiem nauka, że ilekroć otwieraliśmy się na Europę, zawsze zyskiwaliśmy. Za to izolacja prędzej czy później blokowała mechanizmy rozwojowe i narażała na uzależnienie od Wschodu, bardziej przesiąkniętego Azją niż Europą. Nie poddawajmy się zatem czarnowidztwu eurosceptyków i przeciwstawiajmy im świadectwo faktów sprawdzonych przy dotychczasowych rozszerzeniach unii.
Więcej możesz przeczytać w 22/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.