Demokracją w aparatczyków
Nie ma żadnego kryzysu państwa. Ani żadnego kryzysu demokracji polskiej. Na straży demokracji stoją wolne media, ma się więc ona nieźle. Kryzys toczy aparat państwowy, i to nie dlatego, że demokracja zmienia mu co cztery lata władze. Kryzys wywołało upartyjnienie aparatu państwowego ponad wszelką rozsądną miarę. Partyjne stało się to, co powinno być fachowe.
Audyt Rzeczypospolitej
Odbywają się spotkania u prezydenta, dyskutuje rząd z rządem (państwowy z partyjnym) i wciąż nie wiadomo, co zrobić. Fachowców się nie zna, bo się znać nie chce; kto jest fachowcem, decyduje ten, kto decyduje. I już plan Hausnera, iście zastępczy, okazuje się czymś za dużo. Dlatego wypomnę dla porządku, od czego należałoby zacząć: wszystkie instytucje naszego życia państwowego - od wszelkich kancelarii najwyższego szczebla przez wszelkie agencje i fundusze, aż po biurokracje upartyjnionych mediów publicznych - poddać szczegółowej analizie, by ustalić, po co istnieją, ile środków trzeba do realizacji ich zadań oraz ile do tego wystarczy osób. Takiej analizy nie przeprowadzi żadna partia. Mogą to zrobić tylko fachowcy. I to szybko, nie rozkładając zadania na dziesięciolecia.
Kto? Długie lata szkodziłem fachowcom od spraw organizacji państwa i administracji, którzy by to potrafili, starałem się bowiem popularyzować ich kwalifikacje. Wśród nich prof. Witolda Kieżuna, jednego z pionierów specjalności zwanej współcześnie public management, wieloletniego eksperta ONZ; dr. Witolda Mikułowskiego, przez 22 lata eksperta i dyrektora projektów reform administracji publicznej ONZ; prof. Andrzeja Piekarę, administratywistę, dyrektora Centrum Studiów Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Lokalnego Uniwersytetu Warszawskiego; oraz prof. Marka Wierzbowskiego, też administratywistę, długie lata kierownika Zakładu Prawa i Postępowania Administracyjnego Uniwersytetu Warszawskiego. Nadal sądzę, że ze swoimi współpracownikami szybko uczyniliby oni prostym to wszystko, nad czym rozprawiają, żyjąc z tego, tysiące ludzi na wysoce upartyjnionych szczeblach władzy.
Na marginesie: prof. Kieżun od lat zwracał uwagę, że na przykład rada San Diego, miasta o rozmiarach Warszawy, liczyła osiem osób, kiedy Warszawa - osiemset kilkadziesiąt. Tyle że ci radni w San Diego naprawdę kontrolowali pracę osobno wybieranego zarządu miasta. Dzięki takim uwagom młodzi ludzie z "Normalnego Państwa" mogli sformułować postulat ograniczenia o połowę liczebności wszelkich ciał przedstawicielskich. Postulat, który sam się broni: Kongres USA, olbrzymiego państwa, liczy 435 osób, gdy nasz Sejm - 460.
Administracja zdrowego rozsądku
Polska (obok RFN) bije światowe rekordy zatrudnienia w administracji, bez pieniędzy w skali Niemiec. Konieczny jest pełny projekt reformy administracji, dla całości systemu, wraz z taką reformą systemu skarbowego, która precyzyjnie ustali, z jakiego poziomu administracji należy finansować określone wydatki publiczne. I to zaraz, nie za kilka lat. Od tego właśnie są fachowcy. Oszczędności budżetowe musimy uzyskać już w przyszłym roku, przy zasadzie, że redukowani z administracji otrzymają tanie kredyty na podjęcie własnej działalności gospodarczej - jak kredyty udzielane w Polsce w roku 1957 i te, których w Kanadzie udzielił w podobnej sytuacji (za radą Kieżuna) premier Martin.
Trzeba do tego pewnej całościowej filozofii systemu i zdrowego rozsądku. Od najniższego szczebla, od gminy. Wedle naszego prawa i Europejskiej Karty Samorządu Terytorialnego, to podstawa samorządu - z terytorium właściwym dla swych zadań, z dostateczną zwartością społeczną, z szansą bezpośredniego udziału obywateli w administrowaniu. Nie potrzebujemy dodatkowych, kosztownych szczebli administracji. Wystarczą nam powiaty jako związki gmin, na ich koszt, o połowę co najmniej tańsze. To samo z "małymi" województwami, których agendy i tak okazały się niezbędne; "duże" województwa mogą być ich związkami, też na ich koszt, przy ogromnych oszczędnościach na dzisiejszych zdublowanych urzędach. Regiony współcześnie to głównie związki kulturowe, planowanie przestrzenne i społeczno-gospodarcze; obywatela lepiej obsługują mniejsze jednostki administracyjne (Wielkopolska przedrozbiorowa składała się z czterech województw).
Proste podatki
Nie można odkładać w nieskończoność reformy systemu podatkowego; fachowcy z Centrum im. Adama Smitha naprawdę wiedzą, co zrobić, by system radykalnie uprościć, nadać mu skuteczność, wyeliminować okazje do korupcji, przy gwarancjach pełnej ściągalności. I od przedsiębiorstw, i od osób fizycznych (po co kosztowny system PIT-ów od pracowników najemnych, którzy i tak płacą na bieżąco podatek od wynagrodzeń?). Założenia projektu można uzgodnić w ciągu trzech miesięcy, sam projekt powinien powstać w ciągu pół roku. Bez bzdurnych obciążeń typu 22 procent VAT na budownictwo, hamujących wzrost gospodarczy. System podatkowy powinien być zrozumiały i trwały co najmniej przez sześć, siedem lat, by każdy inwestor wiedział, na co liczyć. Trzeba zarazem wyzwolić przedsiębiorców od skrępowania wolnością biurokracji, zagwarantować im swobodę działania podobną do tej, jaką dają warunki prawne w USA i Kanadzie. Byle je znać. A to drobni i średni przedsiębiorcy stanowią o zatrudnieniu i wzroście gospodarczym.
Prawo dla prawych
Najdotkliwszą chorobą kraju pozostaje upartyjnienie wymiaru sprawiedliwości i ścigania przestępstw. Proszę powierzyć fundacji Ius et Lex i jej wielkim współpracownikom zagranicznym, czołowym prawnikom świata, przygotowanie programu naprawczego. Są dziedziny, jak więziennictwo, w których to akurat polskie doświadczenia (Pawła Moczydłowskiego), choć obecnie marnowane, mogą służyć światu za wzór. Ale zwolnienie twórcy Centralnego Biura Śledczego Adama Rapackiego musiało nauczyć i następcę, i wszystkich policjantów, że kwalifikacje w policji to mało. Byłoby więc pewnie ideałem, gdyby z wymiaru sprawiedliwości odeszli wszyscy prokuratorzy i sędziowie, którzy po roku 1981 byli bądź nadal są członkami jakiegokolwiek ugrupowania politycznego, a nawet pozostają w zbyt bliskich stosunkach z politykami (nie mówiąc już o ludziach biznesu, a tym bardziej gangsterach). I niechby wszyscy, jak lekarze, zdawali co pięć lat egzaminy kontrolujące ich aktualne przygotowanie do zawodu. Warto też pomyśleć o zmianach ustrojowych, o przekształceniu na przykład sądów grodzkich na kształt anglosaskich sądów pokoju, by w społeczności lokalnej w sprawach drobnych przestępstw i wykroczeń wyrokowali "od ręki" wybieralni sędziowie, ludzie nieposzlakowanej opinii i doświadczenia.
Koniec filantropii
Najtrudniejszy temat to ubezpieczenia społeczne. W rzeczywistości nie są one ubezpieczeniami, lecz podatkiem, którym aparat państwa rozporządza bez żadnej kontroli ze strony zainteresowanych, czyli ubezpieczonych i ubezpieczycieli. Nie da się tego problemu rozwiązać bez ich udziału i bez wiedzy z zakresu ubezpieczeń - pieniędzmi trzeba gospodarować jak pieniędzmi, miast udawać filantropię, by finansować biurokrację, na dobitek partyjną. Lekarze kompetentnie wskażą dziedziny lecznictwa i tym samym dziedziny ubezpieczeń w zakresie ochrony zdrowia, ale nie od nich należy wymagać rozwiązań. Skoro chorują i ubezpieczenia społeczne Niemiec, może podjąć dyskusję razem?
To tylko krótkie streszczenie rzeczywistych problemów do rozwiązania, które ma przed sobą aparat państwowy, jeśli chce wyjść z kryzysu. Aparat państwowy, powtórzę. Nie aparat partyjny. Partyjny nie da rady. Może co najwyżej doczekać następnych wyborów.
Więcej możesz przeczytać w 4/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.