W Atenach możemy zdobyć mniej medali niż w jakichkolwiek igrzyskach w ostatnich 40 latach
Ruch olimpijski skupia w jednym promiennym związku wszystkie przymioty, które wiodą ludzkość ku doskonałości" - te słowa barona Pierre'a de Coubertina sprzed prawie stu lat dziś co najwyżej śmieszą. Ruch olimpijski zaczynał od obłudy i trwał w niej przez cały XX wiek. "Sto lat przeciągania liny między olimpijską retoryką a olimpijską rzeczywistością" - napisał tygodnik "Time", zarzucając MKOl, że jest jedną z najbardziej skorumpowanych organizacji.
Przed tegorocznymi igrzyskami w Atenach MKOl wymyślił nową korupcyjną konkurencję: likwiduje jedne dyscypliny, a wprowadza inne - takie, w których kraje Trzeciego Świata mają szansę na medale. Żeby im jeszcze pomóc awansować, prawdziwe eliminacje przeprowadza się tylko w Europie i USA, zaś w krajach Trzeciego Świata kwalifikują się sportowcy, którzy w Europie przegraliby z niepełnosprawnymi biegaczami. To żonglowanie konkurencjami dotyka także Polskę - w Atenach możemy zdobyć mniej medali niż w jakichkolwiek igrzyskach w ostatnich 40 latach. Wiele wskazuje na to, że w Atenach będziemy reprezentowani przez wyjątkowo małą grupę olimpijczyków - jak na pierwszych igrzyskach z naszym udziałem, w 1928 r. w Paryżu. Dotychczas nasi reprezentanci zdobyli zaledwie 67 nominacji. Na poprzedniej olimpiadzie w Sydney mieliśmy trzykrotnie więcej zawodników, zaś w 1972 r. w Monachium - czterokrotnie. Spośród tych 67 nominacji jedna trzecia przypada na wioślarstwo i kajakarstwo. W lekkoatletyce nominacje zdobyła jedynie trójka maratończyków i chodziarz Robert Korzeniowski. W grach zespołowych nie zakwalifikowała się żadna polska reprezentacja. Odpadły już nasze niezłe koszykarki, siatkarki i obiecujący piłkarze nożni. Siatkarze mają znikome szanse na awans. Zakwalifikują się zapewne hokeiści na trawie, czyli przedstawiciele dyscypliny, o której 90 proc. Polaków nie ma pojęcia.
Igrzyska oszustów
Kulisy działania mafii olimpijskiej pierwszy ujawnił Szwajcar Marc Hodler, członek władz MKOl. Utrzymuje on, że w ostatnich latach żadne miasto nie wygrało rywalizacji o prawo organizacji igrzysk w czysty sposób. Do korupcji na wielką skalę doszło podczas wyłaniania gospodarza zimowych igrzysk w 2002 (zwyciężyło Salt Lake City). Członek MKOl z Ekwadoru załatwił swej pasierbicy finansową pomoc komitetu organizacyjnego z USA, Libijczyk wysłał syna na darmowe studia do stanu Utah (Amerykanie zafundowali mu stypendium). Działacz z Kongo leczył się na koszt organizatorów igrzysk i otrzymał od nich 100 tys. dolarów. Holender przyjął 5 tys. dolarów na samochód dla swojej fundacji. Chilijczyk walczył o fotel burmistrza San Diego za pieniądze Salt Lake City.
Nowożytne igrzyska od początku wiążą się z oszustwami. Maraton w Paryżu w 1900 r. wygrał Francuz Michel Théato, roznosiciel bułek, który topografię miasta znał jak nikt i znacznie skrócił sobie trasę biegu. Cztery lata później Alice Roosevelt, córka prezydenta USA, złożyła gratulacje zwycięzcy maratonu, który większość drogi przejechał autem, wysiadł tuż przed stadionem i żwawym krokiem wykonał rundę honorową.
Olimpiada politycznej poprawności
Międzynarodowy Komitet Olimpijski jest zarządzany przez kilku upadłych książąt, kilku aferzystów z dawnego bloku wschodniego i kilkunastu z Zachodu. Listkiem figowym w tym gronie jest m.in. Irena Szewińska. MKOl, rządzony przez byłego belgijskiego żeglarza i rugbistę Jacques'a Rogge'a, skupia się nie na osiągnięciach w spor-cie, lecz na biznesie i polityce. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie hipokryzja. Jeszcze pod koniec lat 60. Avery Brundage, ówczesny szef MKOl, obsesyjnie bronił igrzysk przed komercjalizacją, choć ta już dawno zdominowała zawody. Ostatnie olimpiady przebiegały już pod dyktando światowych koncernów: Coca-Coli, Pepsico, Kodaka, Nike czy Adidasa. Od 1968 r. wpływy ze sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych tylko w USA wzrosły 160 razy. Szczytem hipokryzji jest więc utrzymanie zakazu umieszczania reklam na arenach olimpijskich i strojach sportowców.
MKOl ma więcej członków (201) niż Organizacja Narodów Zjednoczonych. To na igrzyskach obok siebie maszerują dwie Koree, Izrael i Palestyna, a ostatnio nawet powstańcy z Timoru Wschodniego. Rzecz chwalebna, tyle że MKOl musi coś dać swoim nowym członkom. Najczęściej daje to, co zabierze starym członkom. Tych ostatnich obowiązują coraz ostrzejsze kwalifikacje, zmuszające do osiągania wyśrubowanych wyników. To powoduje, że coraz mniej sportowców z Europy przechodzi przez sito kwalifikacji. Z kolei reprezentanci nowych członków olimpijskiej rodziny dostają przepustkę na olimpiadę bez względu na reprezentowany poziom. Efekt jest taki, że na kolejnych igrzyskach mamy coraz więcej quasi-sportowców, którzy ośmieszają siebie i rangę imprezy.
Kibice pamiętają skoczka narciarskiego Eddiego Edwardsa, który nie tyle skakał, ile spadał z progu. Pamiętają bobsleistów z Jamajki, którym bob zazwyczaj odjeżdżał, zanim zdołali do niego wskoczyć. W 2000 r. w Sydney pojawił się pływak z Gwinei Równikowej Eric Mousambani, który omal się nie utopił na dystansie 100 metrów stylem dowolnym. Jak potem przyznał, nauczył się pływać pół roku przed olimpiadą. Sportowców w rodzaju Mousambaniego w Atenach będą setki, bo MKOl dopuszcza przedstawicieli wszystkich narodowych komitetów do rywalizacji w najpopularniejszych dyscyplinach. W dodatku MKOl funduje tym sportowcom i towarzyszącym im działaczom (w proporcji 1:1) wyjazd i pobyt na olimpiadzie. W Atenach pojawi się spora grupa kiepskich reprezentantów Iraku, będą sportowcy z Afganistanu, w tym biegaczka Lima Azini, której obecność udowodni, że kobiety w krajach muzułmańskich mają prawo do uprawiania sportu. Na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Paryżu Azini, biegnąc w spodniach od dresu, uzyskała na 100 met-rów czas 18,37 sekundy, jaki w Polsce osiągają uczennice czwartej klasy podstawówki. W Atenach na setkę nie pobiegnie natomiast żadna Polka.
Polska na peryferiach
W Atenach Polacy wystartują w dyscyplinach i konkurencjach drugorzędnych. Największą medalową szansą będzie chód z udziałem Korzeniowskiego. Na niedawnym spotkaniu z dziennikarzami sportowymi prezydent Aleksander Kwaśniewski narzekał, że od czasu latania precyzyjnego (czyli rywalizacji polskich lotników z zagranicznymi farmerami opylającymi pola nawozami, z którymi zawsze wygrywaliś-my) Polska liczy się na igrzyskach tylko w sportach peryferyjnych. Może poza pływaczką Otylią Jędrzejczak, która obecnie jest raczej bez formy. W ankiecie "Dziennika Sportowego" na polskie szanse olimpijskie w Atenach, którą wypełniali działacze i trenerzy, stawiano na rzut młotem, jednak mistrzowie z poprzednich igrzysk - Kamila Skolimowska oraz Szymon Ziółkowski - teraz rzucają znacznie gorzej od światowej czołówki. Inni postawili na kajakarzy i wioślarzy, choć przedstawiciele tych ostatnich dyscyplin zwyciężają praktycznie tylko w latach nieolimpijskich, gdy najważniejsi konkurenci odpoczywają.
MKOl lubuje się w zmienianiu konkurencji olimpijskich. I tak rugbista Rogge wymyślił niedawno, że najlepsze dla igrzysk będzie rugby, tyle że... siedmioosobowe. Być może z tego powodu, że nie ma więcej rugbistów na wyspach Tonga czy w Gwinei. Oficjalnie mówi się o odchudzeniu igrzysk (w Atenach będzie trochę ponad 10 tys. sportowców), MKOl rezygnuje więc z kolejnych konkurencji. Zwykle dotyczy to tych nielicznych dyscyplin, w których jeszcze mamy coś do powiedzenia. Wkrótce na zawsze mają wypaść z olimpijskich konkurencji pięciobój nowoczesny kobiet, chód sportowy i drużynowy floret kobiet (Polki z Sylwią Gruchałą są mistrzyniami świata).
By zachęcić polskich sportowców do ciężkiej pracy, premię za złoty medal ustalono na poziomie 120 tys. zł plus samochód Fiata, a dodatkowo mercedes od sponsorów. Państwo polskie funduje medalistom olimpijskim dożywotnie emerytury w wysokości średniej krajowej, wypłacane po ukończeniu 35. roku życia.
Igrzyska przemysŁu rozrywkowego
Oszustwem jest przypisywanie igrzyskom czystości, wyjątkowości i ideowości, podczas gdy podlegają one tym samym mechanizmom, co inne dziedziny przemysłu rozrywkowego. Przy tym MKOl jest chyba jedyną firmą na świecie, która sama siebie kontroluje, sama wyznacza sobie standardy. I choć formalnie jest instytucją non profit, zarabia miliardy dolarów, dzięki którym dzieli i rządzi. W tym bardziej przypomina organizację mafijną niż instytucję wyższej użyteczności.
Przed tegorocznymi igrzyskami w Atenach MKOl wymyślił nową korupcyjną konkurencję: likwiduje jedne dyscypliny, a wprowadza inne - takie, w których kraje Trzeciego Świata mają szansę na medale. Żeby im jeszcze pomóc awansować, prawdziwe eliminacje przeprowadza się tylko w Europie i USA, zaś w krajach Trzeciego Świata kwalifikują się sportowcy, którzy w Europie przegraliby z niepełnosprawnymi biegaczami. To żonglowanie konkurencjami dotyka także Polskę - w Atenach możemy zdobyć mniej medali niż w jakichkolwiek igrzyskach w ostatnich 40 latach. Wiele wskazuje na to, że w Atenach będziemy reprezentowani przez wyjątkowo małą grupę olimpijczyków - jak na pierwszych igrzyskach z naszym udziałem, w 1928 r. w Paryżu. Dotychczas nasi reprezentanci zdobyli zaledwie 67 nominacji. Na poprzedniej olimpiadzie w Sydney mieliśmy trzykrotnie więcej zawodników, zaś w 1972 r. w Monachium - czterokrotnie. Spośród tych 67 nominacji jedna trzecia przypada na wioślarstwo i kajakarstwo. W lekkoatletyce nominacje zdobyła jedynie trójka maratończyków i chodziarz Robert Korzeniowski. W grach zespołowych nie zakwalifikowała się żadna polska reprezentacja. Odpadły już nasze niezłe koszykarki, siatkarki i obiecujący piłkarze nożni. Siatkarze mają znikome szanse na awans. Zakwalifikują się zapewne hokeiści na trawie, czyli przedstawiciele dyscypliny, o której 90 proc. Polaków nie ma pojęcia.
Igrzyska oszustów
Kulisy działania mafii olimpijskiej pierwszy ujawnił Szwajcar Marc Hodler, członek władz MKOl. Utrzymuje on, że w ostatnich latach żadne miasto nie wygrało rywalizacji o prawo organizacji igrzysk w czysty sposób. Do korupcji na wielką skalę doszło podczas wyłaniania gospodarza zimowych igrzysk w 2002 (zwyciężyło Salt Lake City). Członek MKOl z Ekwadoru załatwił swej pasierbicy finansową pomoc komitetu organizacyjnego z USA, Libijczyk wysłał syna na darmowe studia do stanu Utah (Amerykanie zafundowali mu stypendium). Działacz z Kongo leczył się na koszt organizatorów igrzysk i otrzymał od nich 100 tys. dolarów. Holender przyjął 5 tys. dolarów na samochód dla swojej fundacji. Chilijczyk walczył o fotel burmistrza San Diego za pieniądze Salt Lake City.
Nowożytne igrzyska od początku wiążą się z oszustwami. Maraton w Paryżu w 1900 r. wygrał Francuz Michel Théato, roznosiciel bułek, który topografię miasta znał jak nikt i znacznie skrócił sobie trasę biegu. Cztery lata później Alice Roosevelt, córka prezydenta USA, złożyła gratulacje zwycięzcy maratonu, który większość drogi przejechał autem, wysiadł tuż przed stadionem i żwawym krokiem wykonał rundę honorową.
Olimpiada politycznej poprawności
Międzynarodowy Komitet Olimpijski jest zarządzany przez kilku upadłych książąt, kilku aferzystów z dawnego bloku wschodniego i kilkunastu z Zachodu. Listkiem figowym w tym gronie jest m.in. Irena Szewińska. MKOl, rządzony przez byłego belgijskiego żeglarza i rugbistę Jacques'a Rogge'a, skupia się nie na osiągnięciach w spor-cie, lecz na biznesie i polityce. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie hipokryzja. Jeszcze pod koniec lat 60. Avery Brundage, ówczesny szef MKOl, obsesyjnie bronił igrzysk przed komercjalizacją, choć ta już dawno zdominowała zawody. Ostatnie olimpiady przebiegały już pod dyktando światowych koncernów: Coca-Coli, Pepsico, Kodaka, Nike czy Adidasa. Od 1968 r. wpływy ze sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych tylko w USA wzrosły 160 razy. Szczytem hipokryzji jest więc utrzymanie zakazu umieszczania reklam na arenach olimpijskich i strojach sportowców.
MKOl ma więcej członków (201) niż Organizacja Narodów Zjednoczonych. To na igrzyskach obok siebie maszerują dwie Koree, Izrael i Palestyna, a ostatnio nawet powstańcy z Timoru Wschodniego. Rzecz chwalebna, tyle że MKOl musi coś dać swoim nowym członkom. Najczęściej daje to, co zabierze starym członkom. Tych ostatnich obowiązują coraz ostrzejsze kwalifikacje, zmuszające do osiągania wyśrubowanych wyników. To powoduje, że coraz mniej sportowców z Europy przechodzi przez sito kwalifikacji. Z kolei reprezentanci nowych członków olimpijskiej rodziny dostają przepustkę na olimpiadę bez względu na reprezentowany poziom. Efekt jest taki, że na kolejnych igrzyskach mamy coraz więcej quasi-sportowców, którzy ośmieszają siebie i rangę imprezy.
Kibice pamiętają skoczka narciarskiego Eddiego Edwardsa, który nie tyle skakał, ile spadał z progu. Pamiętają bobsleistów z Jamajki, którym bob zazwyczaj odjeżdżał, zanim zdołali do niego wskoczyć. W 2000 r. w Sydney pojawił się pływak z Gwinei Równikowej Eric Mousambani, który omal się nie utopił na dystansie 100 metrów stylem dowolnym. Jak potem przyznał, nauczył się pływać pół roku przed olimpiadą. Sportowców w rodzaju Mousambaniego w Atenach będą setki, bo MKOl dopuszcza przedstawicieli wszystkich narodowych komitetów do rywalizacji w najpopularniejszych dyscyplinach. W dodatku MKOl funduje tym sportowcom i towarzyszącym im działaczom (w proporcji 1:1) wyjazd i pobyt na olimpiadzie. W Atenach pojawi się spora grupa kiepskich reprezentantów Iraku, będą sportowcy z Afganistanu, w tym biegaczka Lima Azini, której obecność udowodni, że kobiety w krajach muzułmańskich mają prawo do uprawiania sportu. Na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Paryżu Azini, biegnąc w spodniach od dresu, uzyskała na 100 met-rów czas 18,37 sekundy, jaki w Polsce osiągają uczennice czwartej klasy podstawówki. W Atenach na setkę nie pobiegnie natomiast żadna Polka.
Polska na peryferiach
W Atenach Polacy wystartują w dyscyplinach i konkurencjach drugorzędnych. Największą medalową szansą będzie chód z udziałem Korzeniowskiego. Na niedawnym spotkaniu z dziennikarzami sportowymi prezydent Aleksander Kwaśniewski narzekał, że od czasu latania precyzyjnego (czyli rywalizacji polskich lotników z zagranicznymi farmerami opylającymi pola nawozami, z którymi zawsze wygrywaliś-my) Polska liczy się na igrzyskach tylko w sportach peryferyjnych. Może poza pływaczką Otylią Jędrzejczak, która obecnie jest raczej bez formy. W ankiecie "Dziennika Sportowego" na polskie szanse olimpijskie w Atenach, którą wypełniali działacze i trenerzy, stawiano na rzut młotem, jednak mistrzowie z poprzednich igrzysk - Kamila Skolimowska oraz Szymon Ziółkowski - teraz rzucają znacznie gorzej od światowej czołówki. Inni postawili na kajakarzy i wioślarzy, choć przedstawiciele tych ostatnich dyscyplin zwyciężają praktycznie tylko w latach nieolimpijskich, gdy najważniejsi konkurenci odpoczywają.
MKOl lubuje się w zmienianiu konkurencji olimpijskich. I tak rugbista Rogge wymyślił niedawno, że najlepsze dla igrzysk będzie rugby, tyle że... siedmioosobowe. Być może z tego powodu, że nie ma więcej rugbistów na wyspach Tonga czy w Gwinei. Oficjalnie mówi się o odchudzeniu igrzysk (w Atenach będzie trochę ponad 10 tys. sportowców), MKOl rezygnuje więc z kolejnych konkurencji. Zwykle dotyczy to tych nielicznych dyscyplin, w których jeszcze mamy coś do powiedzenia. Wkrótce na zawsze mają wypaść z olimpijskich konkurencji pięciobój nowoczesny kobiet, chód sportowy i drużynowy floret kobiet (Polki z Sylwią Gruchałą są mistrzyniami świata).
By zachęcić polskich sportowców do ciężkiej pracy, premię za złoty medal ustalono na poziomie 120 tys. zł plus samochód Fiata, a dodatkowo mercedes od sponsorów. Państwo polskie funduje medalistom olimpijskim dożywotnie emerytury w wysokości średniej krajowej, wypłacane po ukończeniu 35. roku życia.
Igrzyska przemysŁu rozrywkowego
Oszustwem jest przypisywanie igrzyskom czystości, wyjątkowości i ideowości, podczas gdy podlegają one tym samym mechanizmom, co inne dziedziny przemysłu rozrywkowego. Przy tym MKOl jest chyba jedyną firmą na świecie, która sama siebie kontroluje, sama wyznacza sobie standardy. I choć formalnie jest instytucją non profit, zarabia miliardy dolarów, dzięki którym dzieli i rządzi. W tym bardziej przypomina organizację mafijną niż instytucję wyższej użyteczności.
Więcej możesz przeczytać w 4/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.