Największy postęp w ekologii dokonał się tam, gdzie dominuje największy wróg ekologów: cywilizacja zachodnia
Jan Winiecki
W felietonie o motywach wielu (większości?) ekologów wspomniałem pouczającą historię byłego ekologa, duńskiego profesora statystyki Björna Lomborga, obrzucanego błotem za to, że w liczącej 800 stron książce, cytując 1800 prac źródłowych, odważył się napisać prawdę. Mianowicie, że sytuacja ekologiczna na świecie wyraźnie się poprawia. A w każdym razie tam, gdzie jest najbardziej atakowana, to znaczy na Zachodzie. Lomborg już tego nie napisał, ale wnioski z podawanych statystyk nasuwały się same. Największy postęp dokonuje się tam, gdzie dominuje największy wróg ekologów - cywilizacja zachodnia - z jej kapitalistyczną gospodarką rynkową i jej wysokim poziomem produkcji i zamożności.
Otóż saga Lomborga miała ciąg dalszy. Nie skończyło się na obrzucaniu błotem przez uczonych, którzy gdzie indziej sami przyznawali się - jak przypominałem - do przesady i uproszczeń (czytaj: zafałszowań), by nadać rozgłos swoim poglądom, straszącym nas wszystkich ekologiczną apokalipsą. Wojownicy ekologiczni spowodowali, że rok po wydaniu książki Duńska Komisja ds. Nieuczciwości w Nauce stwierdziła, iż praca Lomborga jest "obiektywnie nieuczciwa" i "niezgodna ze standardami obiektywizmu naukowego". Raport rzeczonej komisji nie zawierał jednak żadnych dowodów zafałszowań, a jedynie jakieś nieścisłości w kilkunastu przypisach (na 2930 przypisów w całej książce!); stwierdzenie komisji było więc zdumiewające i - łagodnie mówiąc - niebezstronne.
Kompromitacja "Ministerstwa Prawdy"
Lomborg jednak odwołał się i właśnie niedawno duńskie Ministerstwo Nauki, Technologii i Innowacji wydało w tej sprawie oświadczenie surowo napominające komisję. Jej raport został określony jako "niezadowalający", "zasługujący na krytykę", "emocjonalny" i "całkowicie pozbawiony argumentacji". Innymi słowy, komisja do spraw nieuczciwości w nauce sama okazała się nieuczciwa! Zostawmy sprawy duńskie Duńczykom. Ucząc tam kiedyś przez rok, przekonałem się, że są tam dwa uniwersyteckie skanseny lewactwa wszelkiego rodzaju (z komunistami i ekologami włącznie); być może więc właśnie towarzystwo z owych uczelni obsiadło osławioną komisję i - zgodnie z modelem Orwellowskiego Ministerstwa Prawdy - starało się zamknąć usta Lomborgowi.
Znacznie bardziej niepokojące są ogólnocywilizacyjne implikacje sprawy Lomborga. Instytucja skądinąd przecież naukowa, prostytuując naukę, usiłuje zastraszyć uczonego mającego inne zdanie. I to nie w jakimś islamistycznym Iranie, ale w sercu cywilizacji zachodniej, która wyrosła na wolności nauki. A przecież nie tylko członkowie komisji opluwali Lomborga. Robili to uczeni mijający się z prawdą tak dalece, że - mierząc standardem Pinokia - w porównaniu z nimi nos pani minister Jakubowskiej wyglądałby jak nos Kleopatry!
Jak widać, walka o rozgłos i pieniądze - a jedno i drugie przydaje się wojującym ekologom i ich naukowym wspólnikom (biorąc pod uwagę doświadczenia Lomborga, chciałoby się powiedzieć: poplecznikom) - nie zna granic. Etycznych również. Prawda jest bowiem kompromitująca dla ekowojowników. W krajach kapitalistycznej gospodarki rynkowej stan środowiska naturalnego poprawił się radykalnie w ostatnich paru dziesięcioleciach.
Jest lepiej, trzeba kłamać!
Nie potrzeba do tego książki Lomborga. Najnowszy Index of Leading Environmental Indicators 2003, wydawany od 8 lat przez dwa amerykańskie wolnorynkowe instytuty American Enterprise i Pacific Research, wskazuje, że sytuacja w USA poprawia się w każdej dziedzinie. Na przykład wzrasta poziom zalesienia, a wiemy z innego źródła, że wzrost ten następuje tylko w prywatnym sektorze produkującym drewno na potrzeby gospodarki (okropny ten kapitalizm, bo właściciele lasów nie tylko pracują dla zysku, ale jeszcze poprawiają stan środowiska!).
Z kolei oparte również na oficjalnych danych agencji rządowych pomiary różnego rodzaju zanieczyszczeń wskazują trwały i bardzo znaczny postęp. Na przykład zanieczyszczenie powietrza w USA od 1970 r., mierzone poziomem sześciu najbardziej zanieczyszczających substancji, spadło o 25 proc. W tym czasie - dodajmy - gospodarka amerykańska zwiększyła PKB o 161 proc., użytkowanie samochodów, określane liczbą przejechanych kilometrów, wzrosło o 149 proc., a zużycie energii (główne źródło zanieczyszczeń) zwiększyło się o 42 proc. Ilość odprowadzanych do środowiska toksycznych chemikaliów spadła o 51,2 proc. tylko w stosunku do 1988 r.; w tym samym czasie produkcja przemysłowa objęta monitoringiem wzrosła prawie o połowę.
Skoro jest lepiej, a ekowojownicy wojują z cywilizacją zachodnią, liberalizmem i kapitalizmem, to nie ma rady - trzeba kłamać. I kłamie się, mącąc w głowach nie znającym prawdy obywatelom, którzy niestety nierzadko wierzą w nadchodzącą ekologiczną apokalipsę. Czasami jednak kłamstwo ma bardzo krótkie nogi.
Latem 2002 r. prasę angielską obiegły dwa zdjęcia przedstawione przez organizację Greenpeace, pokazujące, jak topnieją lodowce na półkuli północnej. Lodowiec na wyspie Svalbard na zdjęciu z 2002 r. był wyraźnie mniejszy niż ten sam lodowiec na zdjęciu z 1918 r. Pech chciał, że zareagował na te zdjęcia szef obserwatorium badawczego na Svalbardzie, wskazując w liście do prasy angielskiej, że pokazano tylko jeden lodowiec, podczas gdy inne nie maleją, lecz się powiększają. Przyłapani na matactwie "greenpicerzy" wydali oświadczenie, że chociaż jakieś lodowce rosną, to ich fotografie podsumowują sytuację lodowców na świecie. Ale i to nie jest prawdą! Czasopismo "Science" podało bowiem nieco wcześniej, że powłoka lodowa na przykład w zachodniej części Arktyki nie tylko przestała się kurczyć, ale rośnie w tempie prawie 27 bilionów ton rocznie.
Niektórzy trzeźwieją
Po "sceptycznym obrońcy środowiska" (luźny przekład tytułu tak atakowanej książki Lomborga) w kolejce sceptyków zaczynają się ustawiać następni. I to, o dziwo, m.in. z najbardziej "zielonej" w Europie Szwecji. Valfrid Paulsson, były szef szwedzkiej agencji ochrony środowiska i architekt rządowej polityki w tym zakresie w latach 60. i 70., stwierdził publicznie, że rynek recyklingu surowców, który miał się powiększyć i stać się opłacalny w ciągu 30-40 lat, nadal jest marzeniem. Koszty sortowanego surowca wtórnego (szkła, plastiku, papieru) są wciąż parokrotnie wyższe niż nowych materiałów. A jako coup de grâce Paulsson dodał, że nie tylko ekonomia, ale i ekologia recyklingu jest wątpliwa, i zalecił spalanie nie sortowanych, standardowych śmieci (z wyłączeniem groźnych odpadów, takich jak farby, baterie, lekarstwa itd.).
Reakcje na oświadczenie Paulssona i kilku jego kolegów były podobne do odzewu na książkę Lomborga. Biurokracja ochrony środowiska (z następcą Paulssona włącznie) oświadczyła, że nie zgadza się z opinią swego byłego szefa. "Greenpicerzy" natomiast (przedstawiciele Partii Zielonych) wystąpili w swoim stylu. Nie mogąc oskarżyć praktyka polityki o nienaukowość, oskarżyli go o wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Oczywiście, nie podając żadnych kontrargumentów.
Otrzeźwienie jednak przychodzi, choć bardzo powoli. Tym bardziej że od pierwszych genialnych pomysłów upłynęło już parę dziesięcioleci i można sprawdzić to i owo. Jedną z takich zweryfikowanych kwestii jest znaczenie tzw. alternatywnych źródeł energii. Od dziesięcioleci karmi się nas nonsensami na przykład o energii wiatrowej i jej wspaniałych perspektywach. Nic nie znaczyła ona ćwierć wieku temu, nic nie znaczy obecnie i nic nie będzie znaczyć w przyszłości. Uczeni wskazują, że do wytworzenia energii równej tej, którą produkuje zwykła elektrownia na ropę o mocy 1000 MW, potrzeba nie zamieszkanego obszaru o powierzchni około 660 km2, gdzie należy postawić ponad 2000 turbin wiatrowych (o uzupełniającym sprzęcie, takim jak transformatornie czy linie przesyłowe, nie wspominając). Ruch przeciwko takim monstrom (normalna elektrownia zajmuje w najgorszym razie parę hektarów) nabiera siły tam, gdzie politycy - ogłupieni przez ekologów lub dostrzegający w tym swój polityczny interes - forsują subsydiowane elektrownie wiatrowe. Dlatego, niestety, trzeba nam wielu Lomborgów, aby powrócić do zdrowego rozsądku.
Więcej możesz przeczytać w 4/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.