Sprawa Rywina skończy się nierychliwą, ale sprawiedliwą szkodą dla grupy trzymającej władzę, tyle że za kilka lat
Lew Rywin został przez sąd potraktowany tak, jakby popełnił pospolite przestępstwo. To kpina ze zdrowego rozsądku i zasad prawa. Rywin powoływał się przecież na wpływy w instytucji publicznej, czyli dopuścił się płatnej protekcji. Powinna nastąpić kumulacyjna kwalifikacja przestępstwa. W tym wypadku tak nie było. Zmieniając kwalifikację prawną czynu (oszustwo), popełniono błąd. Przyjęto tezę posłanki Anity Błochowiak, że nie było żadnej grupy trzymającej władzę. Jeśli tak było, to Rywin istotnie jest człowiekiem szalonym. Trzeba być niespełna rozumu, by ryzykować całą swoją karierę, szantażując redaktora naczelnego największego dziennika w kraju.
Istnieją poważne podejrzenia, że Rywin nie był sam. Osoby, które mogły za nim stać, są znane z imienia i nazwiska. Zarówno sąd, jak i prokuratura popełniły sporo rażących błędów, pochopnie porzucając wiele wątków dotyczących ewentualnych mocodawców Rywina. Wygląda na to, że nikt nie był zainteresowany pełnym i dogłębnym wyjaśnieniem sprawy.
Jakie błędy popełniła prokuratura?
Kara 2,5 roku więzienia jest adekwatna do popełnionego czynu. Gorzej jest z procesem, który do tego wyroku doprowadził. Był on skażony grzechem pierworodnym postępowania prokuratorskiego. Prokuratura najpierw nie chciała wszczynać postępowania, a potem nie dość skrupulatnie gromadziła dowody. Wnioski o kolejne dowody były wymuszone przez sejmową komisję śledczą. Gdy mówiono, by zbadać twardy dysk komputera Rywina czy przeprowadzić u niego przeszukanie, prokurator Kapusta twierdził, że po takim czasie już nie warto tego robić. Tymczasem jeśli się nie szuka, niczego się nie znajduje.
Rywina należało aresztować od razu po ujawnieniu całej historii - dlatego, że miał ogromne możliwości mataczenia. Gdyby został aresztowany, moglibyśmy znacznie więcej wiedzieć o sprawie. Prokuratura powinna w znacznie większym stopniu korzystać z materiałów gromadzonych przez komisję śledczą. Tymczasem narzekała, że jawność postępowania jej przeszkadza. Nie była wystarczająco dociekliwa, nie badała kolejnych wątków. W efekcie wysłano do sądu ułomny akt oskarżenia.
Jakie błędy popełnił sąd?
Sąd powinien odesłać akt oskarżenia do uzupełnienia. Nie zrobił tego i wziął na siebie ciężar prowadzenia sprawy. Nie podjął jednak żadnych aktywnych działań. Podczas postępowania mógł wskazać na istotne braki i potrzebę poszukiwania dowodów przez prokuraturę. Mógł nakazać prokuraturze przeanalizowanie billingów lub przeprowadzenie dodatkowych czynności. Można odnieść wrażenie, że sąd kierował się takimi samymi przesłankami jak prokuratura. Uznał - za prokuraturą - że Rywin był sam, i tak poprowadził postępowanie.
Jeszcze jedno może zaciążyć na dalszych losach sprawy Rywina. Nie powinien jej rozpatrywać sędzia wskazany czy ten, który zgłosi się do jej prowadzenia. Tak było w czasach PRL. Obecnie sędziowie są oddelegowywani do spraw według kolejności - tak mówi kodeks postępowania karnego. Tu kolejność została pominięta. Najpierw wyznaczono skład ławniczy. Potem został zmieniony na zawodowy, a taki wyznacza się w sprawach szczególnie trudnych. Tymczasem sprawa Rywina do najtrudniejszych nie należała. Jest ona ważna i skomplikowana ze względów politycznych, ale nie merytoryczno-prawnych.
Sędziom przewodniczył szef wydziału Marek Celej. Przejął sprawę Rywina poza kolejnością. Powszechnie wiadomo, iż ma on znakomite stosunki z posłem Ryszardem Kaliszem, byłym ministrem w kancelarii prezydenta i - być może - wkrótce ministrem sprawiedliwości. Taka osoba nie powinna być włączana do sprawy, w której pojawiają się wątki dotyczące prezydenta.
Ciąg dalszy nastąpi
Obrońcy Rywina zapowiedzieli apelację. I grzech prokuratorski, i dalszy przebieg procesu dają tej apelacji mocne podstawy. Najprawdopodobniej sąd apelacyjny zwróci sądowi okręgowemu sprawę do ponownego rozpatrzenia. Konieczne okaże się zatem uzupełnienie aktu oskarżenia. Wszystko będzie się zatem przewlekać, choć nie musi to mieć negatywnych konsekwencji. W sprawie aresztowania byłego prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego dodatkowe okoliczności wyszły na jaw dopiero po dwóch latach - po zmianie układu politycznego. Podobnie może się stać w wypadku Rywina: z nierychliwą, ale sprawiedliwą szkodą dla grupy, która kiedyś trzymała władzę.
Istnieją poważne podejrzenia, że Rywin nie był sam. Osoby, które mogły za nim stać, są znane z imienia i nazwiska. Zarówno sąd, jak i prokuratura popełniły sporo rażących błędów, pochopnie porzucając wiele wątków dotyczących ewentualnych mocodawców Rywina. Wygląda na to, że nikt nie był zainteresowany pełnym i dogłębnym wyjaśnieniem sprawy.
Jakie błędy popełniła prokuratura?
Kara 2,5 roku więzienia jest adekwatna do popełnionego czynu. Gorzej jest z procesem, który do tego wyroku doprowadził. Był on skażony grzechem pierworodnym postępowania prokuratorskiego. Prokuratura najpierw nie chciała wszczynać postępowania, a potem nie dość skrupulatnie gromadziła dowody. Wnioski o kolejne dowody były wymuszone przez sejmową komisję śledczą. Gdy mówiono, by zbadać twardy dysk komputera Rywina czy przeprowadzić u niego przeszukanie, prokurator Kapusta twierdził, że po takim czasie już nie warto tego robić. Tymczasem jeśli się nie szuka, niczego się nie znajduje.
Rywina należało aresztować od razu po ujawnieniu całej historii - dlatego, że miał ogromne możliwości mataczenia. Gdyby został aresztowany, moglibyśmy znacznie więcej wiedzieć o sprawie. Prokuratura powinna w znacznie większym stopniu korzystać z materiałów gromadzonych przez komisję śledczą. Tymczasem narzekała, że jawność postępowania jej przeszkadza. Nie była wystarczająco dociekliwa, nie badała kolejnych wątków. W efekcie wysłano do sądu ułomny akt oskarżenia.
Jakie błędy popełnił sąd?
Sąd powinien odesłać akt oskarżenia do uzupełnienia. Nie zrobił tego i wziął na siebie ciężar prowadzenia sprawy. Nie podjął jednak żadnych aktywnych działań. Podczas postępowania mógł wskazać na istotne braki i potrzebę poszukiwania dowodów przez prokuraturę. Mógł nakazać prokuraturze przeanalizowanie billingów lub przeprowadzenie dodatkowych czynności. Można odnieść wrażenie, że sąd kierował się takimi samymi przesłankami jak prokuratura. Uznał - za prokuraturą - że Rywin był sam, i tak poprowadził postępowanie.
Jeszcze jedno może zaciążyć na dalszych losach sprawy Rywina. Nie powinien jej rozpatrywać sędzia wskazany czy ten, który zgłosi się do jej prowadzenia. Tak było w czasach PRL. Obecnie sędziowie są oddelegowywani do spraw według kolejności - tak mówi kodeks postępowania karnego. Tu kolejność została pominięta. Najpierw wyznaczono skład ławniczy. Potem został zmieniony na zawodowy, a taki wyznacza się w sprawach szczególnie trudnych. Tymczasem sprawa Rywina do najtrudniejszych nie należała. Jest ona ważna i skomplikowana ze względów politycznych, ale nie merytoryczno-prawnych.
Sędziom przewodniczył szef wydziału Marek Celej. Przejął sprawę Rywina poza kolejnością. Powszechnie wiadomo, iż ma on znakomite stosunki z posłem Ryszardem Kaliszem, byłym ministrem w kancelarii prezydenta i - być może - wkrótce ministrem sprawiedliwości. Taka osoba nie powinna być włączana do sprawy, w której pojawiają się wątki dotyczące prezydenta.
Ciąg dalszy nastąpi
Obrońcy Rywina zapowiedzieli apelację. I grzech prokuratorski, i dalszy przebieg procesu dają tej apelacji mocne podstawy. Najprawdopodobniej sąd apelacyjny zwróci sądowi okręgowemu sprawę do ponownego rozpatrzenia. Konieczne okaże się zatem uzupełnienie aktu oskarżenia. Wszystko będzie się zatem przewlekać, choć nie musi to mieć negatywnych konsekwencji. W sprawie aresztowania byłego prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego dodatkowe okoliczności wyszły na jaw dopiero po dwóch latach - po zmianie układu politycznego. Podobnie może się stać w wypadku Rywina: z nierychliwą, ale sprawiedliwą szkodą dla grupy, która kiedyś trzymała władzę.
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.