Mnożenie administracyjnych regulacji wzmaga korupcję i szarą strefę
Ograniczenia wolności gospodarczej mają zawsze szczytne oficjalne cele: zmniejszenie rozmaitych zagrożeń dla ludzi, wzmocnienie pozycji uznawanej za słabszą strony umowy, ochronę środowiska czy też w jakiś sposób rozumiany interes publiczny. Owe cele dobrze nadają się na hasła, które - odwołując się do potrzeby bezpieczeństwa i poczucia moralnego oburzenia - utrudniają ocenę społecznych skutków rozmaitych regulacji. Jaka jest na przykład typowa pierwsza reakcja na nagłośnioną w mediach wiadomość, że jakieś biuro podróży wystawiło do wiatru klientów? Ano, niech państwo wprowadzi licencję, by oszuści nie mogli wchodzić do tego biznesu. Wśród polityków zawsze znajdą się chętni, którzy podchwycą takie postulaty. Za wzrostem regulacji kryją się jednak nie tylko emocje i nieporozumienia, ale także potężne interesy. Ograniczając wolność innych, można uzyskać ważne korzyści w postaci arbitralnej władzy, spokojnego życia lub dodatkowego dochodu. Za hasłem obrony interesu publicznego kryją się więc często całkiem przyziemne motywy. Dlatego nigdy nie należy opierać ocen rozmaitych regulacyjnych rozwiązań na towarzyszących im hasłach, lecz zawsze trzeba patrzeć na ich społeczne skutki. Nawet najlepiej pomyślane prawno-administracyjne ograniczenia wywołują negatywne konsekwencje, a wiele faktycznie obowiązujących przepisów rażąco odbiega od optymalnych, gdyż ma źródło w kłębowisku nieporozumień, chłodnych interesów, oportunistycznych kalkulacji i porażającej ignorancji.
Tygrys bez socjalu
Państwowe ingerencje nieuchronnie rodzą społeczne koszty, bo negatywnie wpływają na określone ludzkie zachowania. Wzrost bezpieczeństwa kosztuje, bo sprawia, że ludzie stają się mniej ostrożni. Wprowadzenie państwowego ubezpieczenia depozytów nie skłania oszczędzających do poszukiwań najsolidniejszych banków i w ten sposób osłabia dyscyplinę rynku. Próżnia powstała wskutek tej ingerencji musi być wypełniona przez następną ingerencję, a mianowicie przez ostrożnościowe regulacje egzekwowane przez nadzór państwowy. Badania Banku Światowego pokazały, że silna ochrona depozytów zwiększa ryzyko kryzysu bankowego tam, gdzie państwowy nadzór nad bankami jest słaby. Inny przykład: państwowe zabezpieczenia socjalne redukują skłonność do oszczędzania ze względów ostrożnościowych i w efekcie zmniejszają ogólne rozmiary krajowych oszczędności, a te są z kolei istotne dla inwestycji. Nie jest przypadkiem, że wszystkie azjatyckie tygrysy miały bardzo wysoką stopę inwestycji i bardzo ograniczone państwowe transfery socjalne. Biedny kraj z rozbudowanym systemem socjalnym nie osiągnie dobrobytu.
Wolne, czyli zamknięte
Wiele regulacji ogranicza konkurencję, a to z kolei osłabia postęp techniczny i efektywność. Konkurencja między dostawcami jest najpotężniejszą i niezastąpioną siłą innowacyjności. Dlatego socjalizm, który zastąpił ów czynnik państwową własnością i centralnym planowaniem, tak sromotnie przegrał wyścig z kapitalizmem. W ostatnich kilku latach OECD i Bank Światowy przeprowadziły badania nad skutkami różnic i zmian w antykonkurencyjnych rozwiązaniach, takich jak państwowa (polityczna) kontrola nad gospodarką oraz administracyjne bariery utrudniające wejście na rynek. Dowodzą one, że szerszy zakres własności państwowej i silniejsze ograniczenia dostępu do rynku osłabiają wzrost wydajności oraz proces doganiania technologicznych liderów. Wspomniane regulacje są szczególnie szkodliwe w wypadku krajów, które mają do nadrobienia dużą technologiczną lukę; a taki balast pozostawił nam socjalizm. W świetle tych badań blokowanie prywatyzacji jest równoznaczne z utrzymywaniem zacofania kraju.
Utrudnianie dostępu do określonych branż jest zwykle popierane przez dostawców, którzy już się tam znaleźli, gdyż pozwala im na ograniczanie konkurencji i osiąganie korzystnej relacji dochodu i wysiłku. W oficjalnej ideologii takich grup podkreśla się wyższe względy, zwłaszcza dbałość o wysoką jakość usług, jakby ta jakość nie zależała od konkurencji między dostawcami. Znamienne, że zawody, do których nie ma swobodnego dostępu, nazywają się w Polsce "wolnymi" (notariusze, adwokaci, radcy prawni itp.)! Każdy lubi wolność od konkurencji, a więc trzeba zachowywać szczególną czujność wobec wszelkich projektów ustaw dotyczących prawnej regulacji kolejnych zawodów.
Bezrobocie "uregulowane"
Praktycznie każda regulacja - niezależnie od tego, jak szczytne są jej cele - oznacza obciążenie dla przedsiębiorstwa i przez to ogranicza jego rozwój i zatrudnienie. Kraje o większych regulacyjnych obciążeniach firm będą więc miały mniejszą dynamikę gospodarki oraz niższe zatrudnienie i większe bezrobocie. Wbrew potocznym wyobrażeniom wysokie bezrobocie nie jest produktem wolnego rynku, lecz państwowych regulacji, które wypierają rynek. Wśród krajów OECD wyższe bezrobocie występuje w krajach bardziej interwencjonistycznych niż w państwach o mniejszej dozie administracyjnej ingerencji państwa. Ironią losu jest, że szczególny wpływ na bezrobocie mają przepisy prawa pracy, których oficjalnym uzasadnieniem jest ochrona tzw. słabszej strony - pracownika w stosunku do pracodawcy. W myśl tej doktryny forsuje się wysokie urzędowe płace minimalne oraz restrykcyjne warunki zatrudniania i zwalniania pracowników. W konsekwencji osłabia to skłonność i zdolność firm do zwiększania zatrudnienia i powoduje wzrost bezrobocia wśród słabszych grup pracobiorców, to znaczy kobiet i młodzieży. Badania OECD pokazały, że to właśnie te grupy społeczne padają ofiarą ochronnych regulacji prawa pracy. I jak tu spokojnie patrzeć na tych, którzy - walcząc z liberalizmem lub pokazując "społeczną wrażliwość" - prą do antyliberalnych i w efekcie antyspołecznych rozwiązań. To im zawdzięczamy duże bezrobocie w naszym kraju. Czy nie powinno zastanawiać to, że erupcje "społecznej wrażliwości" wzmagają się w miarę zbliżania się wyborów?
Państwowa grabież
Mnożenie administracyjnych regulacji wzmaga korupcję i szarą strefę. Dotyczy to zwłaszcza ograniczeń i kosztów zakładania oraz funkcjonowania przedsiębiorstw. Z badań Banku Światowego wynika, że biedne kraje są przeciętnie o wiele bardziej obciążone takimi regulacjami niż kraje bogate. I dlatego w tych pierwszych jest tak wiele nędzy, korupcji i gospodarki kryjącej się przed państwowym aparatem. Państwowa regulacja jest w owych krajach instrumentem grabieży w rękach grup "trzymających władzę", a nie narzędziem ochrony mas przed różnymi zagrożeniami. Głoszenie w tych warunkach, że to większa dawka państwowego interwencjonizmu jest kluczem do wyrwania biednych krajów z zacofania, jest objawem groteskowego ideologicznego zaślepienia. Tym kluczem jest obalenie antyliberalnych reżimów i zastąpienie ich przez rządy prawa i wolnego rynku - jednak jakże trudno wprowadzić to w życie.
Narastanie antyliberalnych regulacji nie jest dziejową koniecznością, a następuje wtedy, gdy siły etatyzmu obecne w każdym społeczeństwie nie natrafiają na odpowiednie przeciwdziałanie. Ogólne narzekanie nic tu nie da. Zamiast tego trzeba we wszystkich formach dostępnych w demokracji wspierać instytucje i programy, które chronią wolność. Systematyczny wysiłek przynosi wielką nagrodę: indywidualny i zbiorowy rozwój oraz szacunek świata. Są kraje, którym się to udało.
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.