Cukier krzepi tylko producentów i plantatorów buraków W drugiej połowie roku kilogram cukru u producentów będzie kosztować 3,10-3,15 zł. Jeśli doliczymy do tego marże pośredników i sprzedawców detalicznych, za kilogram cukru niedługo zapłacimy w sklepie ponad 4 zł! Przedsmak czekającego nas horroru mieliśmy już w kwietniu, gdy tuż przed przystąpieniem do unii ceny cukru wzrosły w ciągu miesiąca o 48,5 proc. Wraz z nim zdrożały wyroby cukiernicze i napoje. Ceny cukru wywindowała przedunijna panika wśród klientów, ale ci, którzy kupowali go po 3,5 zł albo nawet więcej za kilogram, wcale nie przepłacili! Do cukrowego interesu dołożymy z własnych kieszeni więcej niż dotychczas, bo 1 lipca w Polsce wchodzą w życie unijne regulacje, a Bruksela dba o interesy branży cukrowniczej nawet bardziej niż polski rząd. Wydaje rocznie ponad 3 mld euro, żeby zablokować import taniego cukru z krajów Trzeciego Świata. Na straży tych pieniędzy stoi żyjące z nich lobby chłopów oraz niemieckich i francuskich koncernów cukrowniczych. Teraz dołączą do nich koledzy z Polski - trzeciego producenta cukru w Europie.
Okopy z buraków
Gdyby nie unijne cła zaporowe, moglibyśmy kupować znacznie tańszy cukier z trzciny cukrowej. Za sprawą szybkiego wzrostu jego produkcji (głównie w Brazylii, która produkuje rocznie 26 mln ton cukru z trzciny, a eksportuje ponad 15 mln ton), światowa cena cukru spadła ostatnio do 0,2 euro za kilogram. Cena detaliczna cukru w krajach unii wynosi zaś przynajmniej euro za kilogram! W Polsce sprzedaje się obecnie 3-4 tys. ton cukru z trzciny cukrowej, chociaż potencjał rynku jest co najmniej piętnastokrotnie większy.
Żeby utrzymać obecną produkcję (15 mln ton rocznie), a zarazem dać zarobić plantatorom buraków i cukrowniom, Bruksela narzuca ścisłe limity produkcji według trzech kwot (A - cukier na rynek krajowy, B - na eksport z dopłatami, C - cukier magazynowany przez rok lub eksportowany po cenach światowych bez dopłat). Ograniczyła też odgórnie produkcję substytutów cukru, zwłaszcza izoglukozy, ustanowiła cła wwozowe na cukier spoza unii w wysokości 419 euro za tonę (dwukrotność ceny światowej!) i wywindowała ceny fabryczne do poziomu trzyipółkrotnie przekraczającego ceny światowe. Tzw. cena interwencyjna, po której krajowe agencje są zobowiązane skupować cukier, wynosi 631,9 euro za tonę; do tego dochodzi tzw. pochodna cena interwencyjna (derived intervention price) - 23 euro za tonę.
Rachunek z Brukseli
Mimo tych zabiegów unia i tak produkuje o 2 mln ton więcej drogiego cukru, niż zjadają jej obywatele. Chcąc upchnąć nadwyżkę na światowych rynkach, musi więc dotować eksport (w 2004 r. przeznaczono na ten cel 1,27 mld euro). Tracą na tym bogaci konsumenci z krajów unii oraz biedni producenci trzciny cukrowej z krajów rozwijających się. Dzięki ogromnym subsydiom eksportowym ten sam cukier, za który my przepłacamy, sprzedawany jest do Azji, Ameryki Południowej czy Afryki po cenach konkurencyjnych nawet dla tamtejszych producentów (organizacja Oxfam szacuje, że tylko Brazylia i Tajlandia tracą z tego powodu łącznie 650 mln USD rocznie).
Kto na tym zarabia? Najwięcej zarabiają koncerny cukrownicze. Na przykład niemiecki Südzucker w sezonie 2002-2003 sprzedał towar wart 4,384 mld euro, a jego zysk operacyjny wyniósł 520 mln euro, co daje rzadką w innych branżach rentowność 11,9 proc. Do 220 tys. unijnych plantatorów buraków trafia rocznie około 5,5 mld euro. Daje to każdemu przychód brutto w wysokości 25 tys. euro, z czego po odliczeniu kosztów zostaje nie więcej niż 2-3 tys. euro. W Polsce po 1 lipca, kiedy zaczną obowiązywać unijne ceny skupu, będzie to niezły biznes. - Nawet teraz uprawa buraków cukrowych to najbardziej opłacalna produkcja w rolnictwie. Będziemy walczyć o utrzymanie przyznanych nam limitów produkcji także po 2006 r., kiedy unia planuje zmniejszyć stopień regulacji rynku cukru - mówi "Wprost" Krzysztof Kasprzak z Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego w Lesznie. Polscy plantatorzy za buraki zakontraktowane w ramach kwoty A dostaną od cukrowni 46,72 euro za tonę (przy kursie 4,50 zł za euro daje to 207 zł), czyli o ponad 33 proc. więcej niż w bardzo dobrym dla nich 2003 r. Jak poinformowano nas w Krajowej Spółce Cukrowej, holding w 2003 r. wydał na kampanię cukrowniczą 400 mln zł; w sezonie 2004-2005 na ten sam cel będzie musiał przeznaczyć 850-900 mln zł.
Przesłodzili
Ze spożyciem w wysokości 40 kg rocznie na osobę należymy do najbardziej cukrożernych narodów świata. Nasi plantatorzy i cukrownicy, którzy oczekują, że będą w unii zbijać kokosy, mogą się jednak srogo zawieść. Po pierwsze, przydzielony nam przez unię limit produkcji wynosi 1671 926 ton (z czego w kwocie A - 1 580 000 ton), czyli o 300-350 tys. ton mniej, niż wyprodukowaliśmy w 2003 r. O tyle więc (15-20 proc.) musi się zmiejszyć skup buraków w następnych sezonach. Po drugie, nasza branża cukrownicza wchodzi na unijny rynek jako niewydajna i przestarzała, bo ostatnie 15 lat w tym sektorze zmarnowano.
Maksymalnie opóźniano u nas prywatyzację cukrowni, tolerowano ich rosnące zadłużenie, ustalano minimalne ceny skupu buraków, których cukrownie w ogóle nie płaciły albo robiły to z opóźnieniem. Wprowadzano także minimalne ceny interwencyjne, jednak cukrownie ich nie przestrzegały, dostarczając swój produkt w "sprzedaży bezpośredniej" o połowę taniej. W końcu sprzedano trzy czwarte polskich cukrowni (49 zakładów) koncernom zachodnim - niemieckim Pfeifer und Langen, Südzucker i Nordzucker oraz brytyjskiemu British Sugar Overseas. Te zaś przy każdej próbie restrukturyzacji stykają się z głodówkami i blokadami, więc nie kwapią się z modernizacją rynku. Bo tak naprawdę nie kupowały polskich cukrowni, tylko przynależne im unijne limity produkcji cukru w klasie A (na rynek krajowy). Pozostałe państwowe cukrownie połączono w Krajową Spółkę Cukrową Polski Cukier. Z 25 należących do tego holdingu zakładów rentowność osiąga dziś 12-13. Po uwzględnieniu kosztów (buraki kupuje się na kredyt) żadna nie jest rentowna. W 2003 r. KSC "wyłączyła z kampanii" trzy swoje cukrownie, w tym roku taki los czeka kolejne cztery (holding nie wykorzystuje 40 proc. mocy przerobowych). KSC utrzymuje przy tym, że pierwotne zadłużenie (300 mln zł) zredukowała już o połowę, a pod koniec 2004 r. ma być nawet dochodowa. Jakim cudem? Na przykład takim, że rząd Marka Belki obiecał dokapitalizowanie holdingu akcjami spółek skarbu państwa m.in. wartymi 70 mln zł akcjami eksportera maszyn i narzędzi spółki Kopex.
Wydajni inaczej
Mamy w Polsce - według Ministerstwa Rolnictwa - 86 tys. plantatorów buraków, czyli niemal połowę ich liczby w całej "starej unii"! Uprawiają buraki na 286 tys. hektarów, osiągając średnią wydajność 40 ton z hektara - niemal dwukrotnie niższą niż w unii (70 ton). W ten sposób tzw. wydatek cukru, czyli relacja wagowa produktu do surowca, wynosi w Polsce 0,13 (w UE - 0,16). Na Zachodzie jest normą, że koszt produkcji kilograma cukru to w 58 proc. cena surowca, a w 42 proc. - koszt jego przetworzenia. W Polsce podczas kampanii w 2003 r. cena skupu buraków wynosiła (w zależności od ich jakości) od 122,84 zł do 145 zł za tonę. Zakładając zużycie 7 ton surowca na tonę cukru i przyjmując unijne normy, koszt produkcji kilograma cukru powinien wynosić 1,75 zł, podczas gdy faktycznie wynosił 2 zł. To nie tylko miara zacofania polskich cukrowni, ale i wynik tego, że jest ich zbyt wiele.
Czy przy cenie ponad 4 zł za kilogram przeciętny Polak nadal będzie chciał zjadać 40 kg cukru rocznie? Wygląda na to, że po latach dyktatury buraczano-chłopskiej, kiedy na cukrze wychodziliśmy jak Zabłocki na mydle, po przejściu do sojuszu chłopsko-kapitalistycznego cukier wyjdzie nam bokiem.
Gdyby nie unijne cła zaporowe, moglibyśmy kupować znacznie tańszy cukier z trzciny cukrowej. Za sprawą szybkiego wzrostu jego produkcji (głównie w Brazylii, która produkuje rocznie 26 mln ton cukru z trzciny, a eksportuje ponad 15 mln ton), światowa cena cukru spadła ostatnio do 0,2 euro za kilogram. Cena detaliczna cukru w krajach unii wynosi zaś przynajmniej euro za kilogram! W Polsce sprzedaje się obecnie 3-4 tys. ton cukru z trzciny cukrowej, chociaż potencjał rynku jest co najmniej piętnastokrotnie większy.
Żeby utrzymać obecną produkcję (15 mln ton rocznie), a zarazem dać zarobić plantatorom buraków i cukrowniom, Bruksela narzuca ścisłe limity produkcji według trzech kwot (A - cukier na rynek krajowy, B - na eksport z dopłatami, C - cukier magazynowany przez rok lub eksportowany po cenach światowych bez dopłat). Ograniczyła też odgórnie produkcję substytutów cukru, zwłaszcza izoglukozy, ustanowiła cła wwozowe na cukier spoza unii w wysokości 419 euro za tonę (dwukrotność ceny światowej!) i wywindowała ceny fabryczne do poziomu trzyipółkrotnie przekraczającego ceny światowe. Tzw. cena interwencyjna, po której krajowe agencje są zobowiązane skupować cukier, wynosi 631,9 euro za tonę; do tego dochodzi tzw. pochodna cena interwencyjna (derived intervention price) - 23 euro za tonę.
Rachunek z Brukseli
Mimo tych zabiegów unia i tak produkuje o 2 mln ton więcej drogiego cukru, niż zjadają jej obywatele. Chcąc upchnąć nadwyżkę na światowych rynkach, musi więc dotować eksport (w 2004 r. przeznaczono na ten cel 1,27 mld euro). Tracą na tym bogaci konsumenci z krajów unii oraz biedni producenci trzciny cukrowej z krajów rozwijających się. Dzięki ogromnym subsydiom eksportowym ten sam cukier, za który my przepłacamy, sprzedawany jest do Azji, Ameryki Południowej czy Afryki po cenach konkurencyjnych nawet dla tamtejszych producentów (organizacja Oxfam szacuje, że tylko Brazylia i Tajlandia tracą z tego powodu łącznie 650 mln USD rocznie).
Kto na tym zarabia? Najwięcej zarabiają koncerny cukrownicze. Na przykład niemiecki Südzucker w sezonie 2002-2003 sprzedał towar wart 4,384 mld euro, a jego zysk operacyjny wyniósł 520 mln euro, co daje rzadką w innych branżach rentowność 11,9 proc. Do 220 tys. unijnych plantatorów buraków trafia rocznie około 5,5 mld euro. Daje to każdemu przychód brutto w wysokości 25 tys. euro, z czego po odliczeniu kosztów zostaje nie więcej niż 2-3 tys. euro. W Polsce po 1 lipca, kiedy zaczną obowiązywać unijne ceny skupu, będzie to niezły biznes. - Nawet teraz uprawa buraków cukrowych to najbardziej opłacalna produkcja w rolnictwie. Będziemy walczyć o utrzymanie przyznanych nam limitów produkcji także po 2006 r., kiedy unia planuje zmniejszyć stopień regulacji rynku cukru - mówi "Wprost" Krzysztof Kasprzak z Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego w Lesznie. Polscy plantatorzy za buraki zakontraktowane w ramach kwoty A dostaną od cukrowni 46,72 euro za tonę (przy kursie 4,50 zł za euro daje to 207 zł), czyli o ponad 33 proc. więcej niż w bardzo dobrym dla nich 2003 r. Jak poinformowano nas w Krajowej Spółce Cukrowej, holding w 2003 r. wydał na kampanię cukrowniczą 400 mln zł; w sezonie 2004-2005 na ten sam cel będzie musiał przeznaczyć 850-900 mln zł.
Przesłodzili
Ze spożyciem w wysokości 40 kg rocznie na osobę należymy do najbardziej cukrożernych narodów świata. Nasi plantatorzy i cukrownicy, którzy oczekują, że będą w unii zbijać kokosy, mogą się jednak srogo zawieść. Po pierwsze, przydzielony nam przez unię limit produkcji wynosi 1671 926 ton (z czego w kwocie A - 1 580 000 ton), czyli o 300-350 tys. ton mniej, niż wyprodukowaliśmy w 2003 r. O tyle więc (15-20 proc.) musi się zmiejszyć skup buraków w następnych sezonach. Po drugie, nasza branża cukrownicza wchodzi na unijny rynek jako niewydajna i przestarzała, bo ostatnie 15 lat w tym sektorze zmarnowano.
Maksymalnie opóźniano u nas prywatyzację cukrowni, tolerowano ich rosnące zadłużenie, ustalano minimalne ceny skupu buraków, których cukrownie w ogóle nie płaciły albo robiły to z opóźnieniem. Wprowadzano także minimalne ceny interwencyjne, jednak cukrownie ich nie przestrzegały, dostarczając swój produkt w "sprzedaży bezpośredniej" o połowę taniej. W końcu sprzedano trzy czwarte polskich cukrowni (49 zakładów) koncernom zachodnim - niemieckim Pfeifer und Langen, Südzucker i Nordzucker oraz brytyjskiemu British Sugar Overseas. Te zaś przy każdej próbie restrukturyzacji stykają się z głodówkami i blokadami, więc nie kwapią się z modernizacją rynku. Bo tak naprawdę nie kupowały polskich cukrowni, tylko przynależne im unijne limity produkcji cukru w klasie A (na rynek krajowy). Pozostałe państwowe cukrownie połączono w Krajową Spółkę Cukrową Polski Cukier. Z 25 należących do tego holdingu zakładów rentowność osiąga dziś 12-13. Po uwzględnieniu kosztów (buraki kupuje się na kredyt) żadna nie jest rentowna. W 2003 r. KSC "wyłączyła z kampanii" trzy swoje cukrownie, w tym roku taki los czeka kolejne cztery (holding nie wykorzystuje 40 proc. mocy przerobowych). KSC utrzymuje przy tym, że pierwotne zadłużenie (300 mln zł) zredukowała już o połowę, a pod koniec 2004 r. ma być nawet dochodowa. Jakim cudem? Na przykład takim, że rząd Marka Belki obiecał dokapitalizowanie holdingu akcjami spółek skarbu państwa m.in. wartymi 70 mln zł akcjami eksportera maszyn i narzędzi spółki Kopex.
Wydajni inaczej
Mamy w Polsce - według Ministerstwa Rolnictwa - 86 tys. plantatorów buraków, czyli niemal połowę ich liczby w całej "starej unii"! Uprawiają buraki na 286 tys. hektarów, osiągając średnią wydajność 40 ton z hektara - niemal dwukrotnie niższą niż w unii (70 ton). W ten sposób tzw. wydatek cukru, czyli relacja wagowa produktu do surowca, wynosi w Polsce 0,13 (w UE - 0,16). Na Zachodzie jest normą, że koszt produkcji kilograma cukru to w 58 proc. cena surowca, a w 42 proc. - koszt jego przetworzenia. W Polsce podczas kampanii w 2003 r. cena skupu buraków wynosiła (w zależności od ich jakości) od 122,84 zł do 145 zł za tonę. Zakładając zużycie 7 ton surowca na tonę cukru i przyjmując unijne normy, koszt produkcji kilograma cukru powinien wynosić 1,75 zł, podczas gdy faktycznie wynosił 2 zł. To nie tylko miara zacofania polskich cukrowni, ale i wynik tego, że jest ich zbyt wiele.
Czy przy cenie ponad 4 zł za kilogram przeciętny Polak nadal będzie chciał zjadać 40 kg cukru rocznie? Wygląda na to, że po latach dyktatury buraczano-chłopskiej, kiedy na cukrze wychodziliśmy jak Zabłocki na mydle, po przejściu do sojuszu chłopsko-kapitalistycznego cukier wyjdzie nam bokiem.
Dyktatura limitów |
---|
W trakcie negocjacji z Brukselą polski rząd zgodził się na bardzo małe limity produkcji tanich substytutów cukru, takich jak skrobia ziemniaczana lub izoglukoza. Będziemy mogli wytwarzać niecałe 145 tys. ton skrobi ziemniaczanej rocznie, choć w ostatnich latach jej produkcja w Polsce wynosiła 170-180 tys. ton. Amerykański koncern Cargill Inc. z Minneapolis, jedyny w Polsce producent izoglukozy, za 90 mln USD wybudował w Bielanach koło Wrocławia zakład, który wytwarza z pszenicy syrop cukrowy, zawierający 42 proc. fruktozy i 58 proc. glukozy o słodkości identycznej jak cukier (ale o 20 proc. tańszy). Cargill może produkować co roku 120 tys. ton izoglukozy, lecz Polska zgodziła się na znacznie niższe limity: 25 tys. ton rocznie na polski rynek i 2 tys. ton na eksport z dopłatami (Węgrzy dostali limit pięciokrotnie większy). W czerwcu 2003 r. Cargill wszczął postępowanie arbitrażowe przeciwko polskiemu rządowi, który zgadzając się na warunki unii, naraził firmę na130 mln USD strat. 14 kwietnia 2004 r. wyasygnowano pieniądze z rezerwy budżetowej na pokrycie kosztów sporu resortu gospodarki z Cargillem. |
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.