Ronalda Reagana cechował instynkt polityczny męża stanu Reagan utrzymywał dystans: nawet jego dzieci narzekały, że nigdy nie mogły się do niego zbliżyć. Uprzejmość służyła mu za tarczę, która miała go bronić przed bardziej intymną zażyłością. Sięgał do niewyczerpanego źródła anegdot, by uniknąć poważnej rozmowy. Był człowiekiem samotnym - z własnego wyboru. Hołdował kilku mocnym przekonaniom i to one kierowały całą jego polityką. Wśród nich była wiara w to, że Ameryka jest krajem wybranym przez Boga i powinna odzyskać pozycję światowego lidera, utraconą przez lata defetyzmu i słabości militarnej. Komunizm był dla niego złem, które zyska przewagę, jeśli Stany Zjednoczone i ich sojusznicy nie będą go usilnie zwalczać. Za wszelką cenę chciał jednak uniknąć wojny. Wierzył w niskie podatki i prywatną inicjatywę. Nie dbał o to, w jaki sposób realizowano jego zamiary. Był zainteresowany tym "co", a nie "jak". Przy jakiejś okazji sędzia William Clark, następca Richarda Allena na stanowisku doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego, powiedział personelowi Rady Bezpieczeństwa Narodowego, że Biały Dom domaga się, by zrobić to i to. Kiedy zapytaliśmy, jak mamy to zrobić, Clark odpowiedział: "Prezydent wierzy, że znajdziecie właściwy sposób". Ta obojętność wobec stosowanych środków i metod wpędziła później Reagana w kłopoty, których powodem była afera Iran-Contras. Ratowała go jednak od uwikłania się w sprawy trywialne.
Grabarz Związku Sowieckiego
Bez wątpienia polityczne i ekonomiczne poglądy Reagana były w pewnych aspektach aż nazbyt prostolinijne. Kiedyś usłyszałem, jak mówił, że milion katalogów firmy Sears Roebuck rozprowadzonych w Związku Sowieckim doprowadziłby do upadku reżimu. Niezaprzeczalnie jednak Reagan był skutecznym prezydentem i w dużym stopniu przyczynił się do załamania się Związku Sowieckiego oraz rozpadu jego imperium, co było wydarzeniem historycznym na skalę światową. Jak ten człowiek, przez inteligentów uważany za miłego cymbała, pojął, że Związek Sowiecki przechodzi gwałtowne bóle ostatniej fazy śmiertelnej choroby, mimo że prawie wszyscy wykształceni lekarze orzekali, iż pacjent jest silny i zdrowy?
Przede wszystkim miał wrodzoną umiejętność oceny politycznej. Instynktownie rozumiał, tak jak inni wielcy mężowie stanu, co się liczy, a co nie, co jest dobre, a co złe dla jego kraju. Tej zdolności nie można się nauczyć, trzeba się z nią urodzić.
Wytłumaczeniem może być również to, że intelektualiści, którzy przesądzają o tym, co jest mądre, a co prymitywne, poświęcają zbyt wiele uwagi elegancji poglądów, ich wewnętrznej spójności, ich teoretycznej raczej niż praktycznej użyteczności. Czyniąc tak, mają skłonność do tracenia z pola widzenia świata rzeczywistego. Intelektualiści mają skłonność do ulegania słowom, gdyż słowa są ich walutą.
Lekcja dla Schmidta
Przeciwnicy oskarżali Reagana o to, że ucina sobie drzemkę podczas posiedzeń rządowych. Brałem udział w wielu sesjach Rady Bezpieczeństwa Narodowego i nigdy nie widziałem, aby zasypiał. Od czasu do czasu wydawał się gubić wątek, lecz po latach można to przypisać początkom choroby Alzheimera. Przez większość czasu miał jasny umysł. To prawda, że zadawał niewiele pytań i nie zmieniał zdania, ale przypisywałbym takie zachowanie temu, że mocno trzymał się swych przekonań i nic nie zdołało go od nich odwieść - to, co mówili doradcy, bardziej wpływało na szczegóły realizacji, które go nie interesowały, niż na zasady - w tej sprawie był nieprzejednany.
Mój kolega był obecny na spotkaniu Reagana z Helmutem Schmidtem. Niemiecki kanclerz męczył prezydenta przez pół godziny, że powinien wyciszyć swą antykomunistyczną retorykę i ożywić politykę odprężenia. Reagan uprzejmie słuchał. Kiedy Schmidt skończył, zamiast podjąć z nim dialog, zapytał z uśmiechem, czy słyszał jego ulubioną anegdotę o Breżniewie i jego kolekcji samochodów (Breżniew, który miał kolekcję kosztownych, zagranicznych aut, kiedyś z dumą pokazał je swej matce. - No, mamo, co o tym sądzisz? - zapytał. - To świetnie, synu - odpowiedziała matka. - Ale co będzie, jak przyjdą komuniści i ci ją zabiorą?). Schmidt był na granicy apopleksji. Dzięki tej humorystycznej dygresji Reagan przekazał mu: "Nie mów mi, co mam robić ze Związkiem Sowieckim. Ja już zdecydowałem".
Powyższy fragment pochodzi z książki Richarda Pipesa "Żyłem. Wspomnienia niezależnego", która ukaże się jesienią 2004 r. nakładem Wydawnictwa Magnum
Bez wątpienia polityczne i ekonomiczne poglądy Reagana były w pewnych aspektach aż nazbyt prostolinijne. Kiedyś usłyszałem, jak mówił, że milion katalogów firmy Sears Roebuck rozprowadzonych w Związku Sowieckim doprowadziłby do upadku reżimu. Niezaprzeczalnie jednak Reagan był skutecznym prezydentem i w dużym stopniu przyczynił się do załamania się Związku Sowieckiego oraz rozpadu jego imperium, co było wydarzeniem historycznym na skalę światową. Jak ten człowiek, przez inteligentów uważany za miłego cymbała, pojął, że Związek Sowiecki przechodzi gwałtowne bóle ostatniej fazy śmiertelnej choroby, mimo że prawie wszyscy wykształceni lekarze orzekali, iż pacjent jest silny i zdrowy?
Przede wszystkim miał wrodzoną umiejętność oceny politycznej. Instynktownie rozumiał, tak jak inni wielcy mężowie stanu, co się liczy, a co nie, co jest dobre, a co złe dla jego kraju. Tej zdolności nie można się nauczyć, trzeba się z nią urodzić.
Wytłumaczeniem może być również to, że intelektualiści, którzy przesądzają o tym, co jest mądre, a co prymitywne, poświęcają zbyt wiele uwagi elegancji poglądów, ich wewnętrznej spójności, ich teoretycznej raczej niż praktycznej użyteczności. Czyniąc tak, mają skłonność do tracenia z pola widzenia świata rzeczywistego. Intelektualiści mają skłonność do ulegania słowom, gdyż słowa są ich walutą.
Lekcja dla Schmidta
Przeciwnicy oskarżali Reagana o to, że ucina sobie drzemkę podczas posiedzeń rządowych. Brałem udział w wielu sesjach Rady Bezpieczeństwa Narodowego i nigdy nie widziałem, aby zasypiał. Od czasu do czasu wydawał się gubić wątek, lecz po latach można to przypisać początkom choroby Alzheimera. Przez większość czasu miał jasny umysł. To prawda, że zadawał niewiele pytań i nie zmieniał zdania, ale przypisywałbym takie zachowanie temu, że mocno trzymał się swych przekonań i nic nie zdołało go od nich odwieść - to, co mówili doradcy, bardziej wpływało na szczegóły realizacji, które go nie interesowały, niż na zasady - w tej sprawie był nieprzejednany.
Mój kolega był obecny na spotkaniu Reagana z Helmutem Schmidtem. Niemiecki kanclerz męczył prezydenta przez pół godziny, że powinien wyciszyć swą antykomunistyczną retorykę i ożywić politykę odprężenia. Reagan uprzejmie słuchał. Kiedy Schmidt skończył, zamiast podjąć z nim dialog, zapytał z uśmiechem, czy słyszał jego ulubioną anegdotę o Breżniewie i jego kolekcji samochodów (Breżniew, który miał kolekcję kosztownych, zagranicznych aut, kiedyś z dumą pokazał je swej matce. - No, mamo, co o tym sądzisz? - zapytał. - To świetnie, synu - odpowiedziała matka. - Ale co będzie, jak przyjdą komuniści i ci ją zabiorą?). Schmidt był na granicy apopleksji. Dzięki tej humorystycznej dygresji Reagan przekazał mu: "Nie mów mi, co mam robić ze Związkiem Sowieckim. Ja już zdecydowałem".
Powyższy fragment pochodzi z książki Richarda Pipesa "Żyłem. Wspomnienia niezależnego", która ukaże się jesienią 2004 r. nakładem Wydawnictwa Magnum
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.