Mołdawia stała się terenem łowieckim handlarzy ludzkimi nerkami Wyglądał jak panowie. Może to był Anglik albo Niemiec. Tylko przez chwilę go widziałem, gdy leżeliśmy obok siebie - Nicolai Bardan już nie pamięta szczegółów. Wie, że miał wtedy w głowie tylko jedno: ślub z Gerą i wspólne gospodarstwo. Niczego innego nie chciał widzieć i niczego nie czuł. Dziś jest inaczej. Czuje się ograbiony ze zdrowia i pieniędzy. Ten Anglik czy Niemiec zapłacił 120 tys. dolarów, ale Bardan dostał niecałe 3 tys. Wini pośredników. - Mówią, że tyle płacą za szukanie kupca, chirurgów i za salę operacyjną. Niech będzie. Ja też na tym skorzystałem, bo kąt swój jest i pobrać się z Gerą mogliśmy. Tylko mi powiedzieli, że będę jak dawniej. A ja nawet drewna porąbać nie mam siły, w głowie mi się kręci, a przy każdym wysiłku czuję, jakby mi kto nóż wbijał... Ja nie jestem ten sam człowiek. - W nocy się budzi i jęczy. Musi brać leki. A za co je kupić? - włącza się Gera. - No, pokaż to... - namawia męża. Siedzimy w mieszkaniu w mołdawskim Mingirze, na wysokim legowisku między ścianą a wielkim piecem. Nicolai podciąga flanelową koszulę, obraca się i demonstruje. - O tu, z boku. Tyle mi zostało. Przysięgam na Boga, nigdy bym już tego nie zrobił! Za żadne pieniądze! - mówi. Sprzedał nerkę.
Miasto jednonerkich
Mołdawia stała się terenem łowieckim handlarzy ludzkimi organami, a Mingir największym na świecie skupiskiem ich ofiar. Nicolai Bardan przedstawia "cały rachunek": 100 dolarów wzięła kobieta za kontakt z pośrednikiem. Negrea się nazywa. On załatwiał transakcję. Jemu dał 200 dolarów, 120 zapłacił za powrót do domu. Z 3 tys. dolarów zostało mu 2580. To i tak bajońska suma. Żeby tyle zarobić przy zbiorze buraków cukrowych, musiałby pracować przez czternaście lat. Za nerkę kupił tę starą chałupę, rzeczy dla żony i rower. Reszta poszła na jedzenie i opiekę medyczną.
- U nas wszędzie znajdziecie takich jak ja - pokazuje Nicolai przy furtce. Drewniane płoty w Mingirze są zielone lub niebieskie. W sklepie można kupić farby tylko w tych kolorach. Nie ma ulic ani chodników. Andrei Chitanu mieszka za rogiem, kilkadziesiąt metrów dalej. On też "nie widział innego wyjścia" i zamienił nerkę na chałupę, krowę i pralkę. Gdy mówi o operacji, dostrzega przez okno sąsiada: - Gheorghe! Chodź no, gości mamy, żurnalisty przyjechali, też możesz coś powiedzieć!
Gheorghe Ungureanu siada obok nas. - Andrei nie ma jeszcze trzydziestki. Mógł się namyślać. Ja będę miał zaraz pięćdziesiąt. To był ostatni dzwonek, bo na co komu stara, przepita nera - żartuje. I po chwili, już poważnie dodaje: - Szkoda, że się ktoś znalazł. Andrei wlewa do szklanek czerwone wino. W Mołdawii wszyscy robią i wszyscy piją wino. Zwłaszcza na prowincji. I wszyscy pytają, jak smakuje. - A co, beze mnie zaczynacie? - pyta następny sąsiad, który wszedł do domu Andreia bez pukania. Też nie ma nerki. I też opowiada. Potem cała trójka zadziera koszule i pozuje blizny naszemu fotoreporterowi. - Może zwołać jeszcze paru? W osadzie jest ich ponad trzydziestu. W Mindzije będzie z sześćdziesięciu - włącza się ten trzeci. W każdej wsi są. Gheorghe zna ich wielu. Operacje załatwiała Nina, żona brata. Jego też namówiła. Mieszka na drugim końcu wsi, ale teraz jej nie ma. Uciekła do Włoch.
Posowiecki raj utracony
Mołdawia, największy ogród i rynek warzywno-owocowy sowieckiej Rosji, jest dziś wolnym krajem. - I na diabła nam taka wolność! Nikt nas nigdzie nie chce, bo ludzie głupi i niewykształceni. Tyle człowiek ma, że nie zdechnie. I na co nam był ten kapitalizm? Za Rosjan tu był raj na ziemi! A teraz gówno mamy! - przeklina Ungureanu.
Spośród 1,8 mln Mołdawian w wieku produkcyjnym 400 tys. wyjechało na Zachód i pracuje na czarno: mężczyźni jako robotnicy, kobiety w burdelach lub jako sprzątaczki. Mołdawski rynek nerek odkryli tureccy lekarze. Przyjechali i sprawdzili, czy ludzie dadzą się namówić. Mołdawia to najbiedniejszy zakątek Europy. PKB na mieszkańca jest tu cztery razy mniejszy niż w wynędzniałej Albanii. Łowcy organów trafili na podatny grunt. Sprzedanie nerki jest w Mołdawii marzeniem wielu młodych, mimo że ci, którzy to zrobili, odradzają, mimo problemów zdrowotnych i strachu. Typowe odpowiedzi na pytania, co chcą robić w przyszłości, brzmią: ona - być kelnerką za granicą, on - oddać nerkę i kupić dom z kawałkiem ziemi.
Gheorghe wiedział, że "nie jedzie do pracy w fabryce". - Najpierw nas zabrali do Krzywego Rogu na Ukrainie. Nim dotarliśmy do Stambułu, wozili nas do kilku miejsc - wspomina. Ten chłop, który za odstąpienie nerki chciał opłacić naukę córki w Kiszyniowie, bał się, że "mogło się nie udać".
- Naszą opiekunkę zatrzymała policja. Potem przenoszono nas z domu do domu, dla zmylenia. Wreszcie znaleźliśmy się w szpitalu nad morzem - opowiada. Ungureanu miał pecha - ma rzadką grupę krwi i musiał czekać na klienta aż dwa miesiące. Ale nie narzeka, bo niektórych cały czas w ciemnych pomieszczeniach trzymają.
Sprzedać ciało i duszę
Doktor Adrian Tanasi jest chirurgiem w Kiszyniowie. Ludzie nie przychodzą do niego, by wydać pieniądze. Przychodzą o nie prosić. - Każdego tygodnia siedzi ktoś przede mną i żebrze, żebym mu załatwił sprzedaż nerki. Gdy odsyłam ich do domu, płaczą, przeklinają i grożą. U nas wszystko dziś można sprzedać. Ciało i duszę - skarży się Tanasi. - Każdy, kto chce kupić nerkę z Mołdawii, jedzie do Turcji. Turcja stała się mostem między bogatą Europą a nędzną mołdawską prowincją - uzupełnia kolega Tanasiego. Nie chce być fotografowany. - Nerkobiznes to dochodowy interes. A gdzie chodzi o duże pieniądze, tam jest się czego bać.
Odbiorcami mołdawskich nerek są przede wszystkim klienci z Izraela, Francji i Wielkiej Brytanii. Żydowskie przepisy zakazują transplantacji - ciało musi umrzeć całe. Właśnie z tego powodu wielu Żydów decyduje się na nielegalne operacje za granicą - wyjaśnia nam Michael Friedländer z Uniwersyteckiej Kliniki Hadassah w Jerozolimie. Dawniej Izraelczycy szukali dawców w Iraku i wśród Palestyńczyków, dziś te źródła się skończyły. Mołdawianie są dla nich "najlepszym materiałem". Nerki sprzedają dobrowolnie, o nic nie pytają i nie mogą zdemaskować pośredników ani wskazać biorców. W gabinecie w Kiszyniowie wykręcamy numer telefonu przepisany z notesu Ungureanu.
- Możemy rozmawiać z Niną? - Teraz jej nie ma. Będzie wieczorem. Na pewno dobijemy targu - odpowiada męski głos.
Mołdawia stała się terenem łowieckim handlarzy ludzkimi organami, a Mingir największym na świecie skupiskiem ich ofiar. Nicolai Bardan przedstawia "cały rachunek": 100 dolarów wzięła kobieta za kontakt z pośrednikiem. Negrea się nazywa. On załatwiał transakcję. Jemu dał 200 dolarów, 120 zapłacił za powrót do domu. Z 3 tys. dolarów zostało mu 2580. To i tak bajońska suma. Żeby tyle zarobić przy zbiorze buraków cukrowych, musiałby pracować przez czternaście lat. Za nerkę kupił tę starą chałupę, rzeczy dla żony i rower. Reszta poszła na jedzenie i opiekę medyczną.
- U nas wszędzie znajdziecie takich jak ja - pokazuje Nicolai przy furtce. Drewniane płoty w Mingirze są zielone lub niebieskie. W sklepie można kupić farby tylko w tych kolorach. Nie ma ulic ani chodników. Andrei Chitanu mieszka za rogiem, kilkadziesiąt metrów dalej. On też "nie widział innego wyjścia" i zamienił nerkę na chałupę, krowę i pralkę. Gdy mówi o operacji, dostrzega przez okno sąsiada: - Gheorghe! Chodź no, gości mamy, żurnalisty przyjechali, też możesz coś powiedzieć!
Gheorghe Ungureanu siada obok nas. - Andrei nie ma jeszcze trzydziestki. Mógł się namyślać. Ja będę miał zaraz pięćdziesiąt. To był ostatni dzwonek, bo na co komu stara, przepita nera - żartuje. I po chwili, już poważnie dodaje: - Szkoda, że się ktoś znalazł. Andrei wlewa do szklanek czerwone wino. W Mołdawii wszyscy robią i wszyscy piją wino. Zwłaszcza na prowincji. I wszyscy pytają, jak smakuje. - A co, beze mnie zaczynacie? - pyta następny sąsiad, który wszedł do domu Andreia bez pukania. Też nie ma nerki. I też opowiada. Potem cała trójka zadziera koszule i pozuje blizny naszemu fotoreporterowi. - Może zwołać jeszcze paru? W osadzie jest ich ponad trzydziestu. W Mindzije będzie z sześćdziesięciu - włącza się ten trzeci. W każdej wsi są. Gheorghe zna ich wielu. Operacje załatwiała Nina, żona brata. Jego też namówiła. Mieszka na drugim końcu wsi, ale teraz jej nie ma. Uciekła do Włoch.
Posowiecki raj utracony
Mołdawia, największy ogród i rynek warzywno-owocowy sowieckiej Rosji, jest dziś wolnym krajem. - I na diabła nam taka wolność! Nikt nas nigdzie nie chce, bo ludzie głupi i niewykształceni. Tyle człowiek ma, że nie zdechnie. I na co nam był ten kapitalizm? Za Rosjan tu był raj na ziemi! A teraz gówno mamy! - przeklina Ungureanu.
Spośród 1,8 mln Mołdawian w wieku produkcyjnym 400 tys. wyjechało na Zachód i pracuje na czarno: mężczyźni jako robotnicy, kobiety w burdelach lub jako sprzątaczki. Mołdawski rynek nerek odkryli tureccy lekarze. Przyjechali i sprawdzili, czy ludzie dadzą się namówić. Mołdawia to najbiedniejszy zakątek Europy. PKB na mieszkańca jest tu cztery razy mniejszy niż w wynędzniałej Albanii. Łowcy organów trafili na podatny grunt. Sprzedanie nerki jest w Mołdawii marzeniem wielu młodych, mimo że ci, którzy to zrobili, odradzają, mimo problemów zdrowotnych i strachu. Typowe odpowiedzi na pytania, co chcą robić w przyszłości, brzmią: ona - być kelnerką za granicą, on - oddać nerkę i kupić dom z kawałkiem ziemi.
Gheorghe wiedział, że "nie jedzie do pracy w fabryce". - Najpierw nas zabrali do Krzywego Rogu na Ukrainie. Nim dotarliśmy do Stambułu, wozili nas do kilku miejsc - wspomina. Ten chłop, który za odstąpienie nerki chciał opłacić naukę córki w Kiszyniowie, bał się, że "mogło się nie udać".
- Naszą opiekunkę zatrzymała policja. Potem przenoszono nas z domu do domu, dla zmylenia. Wreszcie znaleźliśmy się w szpitalu nad morzem - opowiada. Ungureanu miał pecha - ma rzadką grupę krwi i musiał czekać na klienta aż dwa miesiące. Ale nie narzeka, bo niektórych cały czas w ciemnych pomieszczeniach trzymają.
Sprzedać ciało i duszę
Doktor Adrian Tanasi jest chirurgiem w Kiszyniowie. Ludzie nie przychodzą do niego, by wydać pieniądze. Przychodzą o nie prosić. - Każdego tygodnia siedzi ktoś przede mną i żebrze, żebym mu załatwił sprzedaż nerki. Gdy odsyłam ich do domu, płaczą, przeklinają i grożą. U nas wszystko dziś można sprzedać. Ciało i duszę - skarży się Tanasi. - Każdy, kto chce kupić nerkę z Mołdawii, jedzie do Turcji. Turcja stała się mostem między bogatą Europą a nędzną mołdawską prowincją - uzupełnia kolega Tanasiego. Nie chce być fotografowany. - Nerkobiznes to dochodowy interes. A gdzie chodzi o duże pieniądze, tam jest się czego bać.
Odbiorcami mołdawskich nerek są przede wszystkim klienci z Izraela, Francji i Wielkiej Brytanii. Żydowskie przepisy zakazują transplantacji - ciało musi umrzeć całe. Właśnie z tego powodu wielu Żydów decyduje się na nielegalne operacje za granicą - wyjaśnia nam Michael Friedländer z Uniwersyteckiej Kliniki Hadassah w Jerozolimie. Dawniej Izraelczycy szukali dawców w Iraku i wśród Palestyńczyków, dziś te źródła się skończyły. Mołdawianie są dla nich "najlepszym materiałem". Nerki sprzedają dobrowolnie, o nic nie pytają i nie mogą zdemaskować pośredników ani wskazać biorców. W gabinecie w Kiszyniowie wykręcamy numer telefonu przepisany z notesu Ungureanu.
- Możemy rozmawiać z Niną? - Teraz jej nie ma. Będzie wieczorem. Na pewno dobijemy targu - odpowiada męski głos.
Piotr CywiŃski z "Wprost" i Roger Boyes z "The Times" pokonali drogę przez państwa nowego pogranicza Unii Europejskiej - od Tallina do Stambułu. Gdzie się zaczyna i gdzie kończy Europa? Czy na jej granicach są rozwijane nowe zasieki z drutu kolczastego? Na ile jest otwarta, dla kogo pozostanie zamknięta na zawsze? Książka, która powstała po tej podróży, zatytułowana "Koniec Europy" (wyd. Świat Książki), w przyszły poniedziałek znajdzie się na półkach księgarskich. |
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.