Wyborczy sukces awanturników może podziałać jak zimny prysznic, ale może też być początkiem kataklizmu Kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Krzysztof Pilawski, publicysta, z którym można się nie zgadzać, ale warto go czytać, bo potrafi wyczuć, co gra w duszach ludzi o lewicowych poglądach, zaprezentował sposób myślenia, który zmusza do refleksji.
Otóż Pilawski otwarcie przyznał, że chociaż całe życie głosował na lewicę, tym razem odmówi jej poparcia. Naraziła mu się wewnętrznymi podziałami i brakiem zdecydowania graniczącym z zatracaniem instynktu samozachowawczego. Dlatego postanowił jej pokazać 13 czerwca żółtą kartkę i zagłosować na Samoobronę. Bardziej podobali mu się Zieloni, ale nie wierzył, by przekroczyli próg wyborczy, więc nie chciał zmarnować głosu. Zdecydował się zatem włączyć do wojny "barbarzyńców" ze "złodziejami". "Z tej dwójki - jak oświadczył - 13 czerwca postawiłbym na Samoobronę, by utrzeć nosa nie tylko SLD, ale także PO i pozostałej tzw. cywilizowanej elicie. Bo jestem obecnie w nastroju bliskim elektoratowi protestu".
Historia jest pełna podobnych przykładów. Wielokrotnie ludzie rozczarowani odwracali się od swoich ugrupowań politycznych i udzielali wsparcia ich krytykom. Nie dlatego, że ufali awanturnikom, ale z chęci pokazania żółtej kartki macierzystemu ugrupowaniu, zdradzanemu tylko na chwilę, w odruchu bezsilnej złości. Nieraz przynosiło to dobre skutki. Wyborczy sukces awanturników działał jak zimny prysznic, zarówno na błądzące partie, jak i na ich starych zwolenników, przestraszonych wizją przejęcia władzy przez ekstremistów.
Bywało i tak, że w wyniku wahnięcia nastrojów ekstremiści zdobywali władzę. Czasami tylko na chwilę, bo kiedy ich recepty nie okazywały się lekarstwem, lecz narkotykiem, szybko były dezawuowane przez społeczeństwo. Niekiedy jednak dochodziło do kataklizmów, czyli trwałego opanowania rządów przez politycznych szalbierzy. Tak przecież doszedł do władzy Hitler, który w opinii niejednego Niemca miał wyłącznie odegrać rolę murzyna historii i posprzątać scenę polityczną. Zakorzenił się jednak tak mocno, że jego usunięcie opłacono dziesiątkami milionów ofiar i najstraszliwszą z wojen.
Polsce nowy Hitler nie grozi, lecz nawet wpadka, która miałaby więcej z operetki niż tragedii, narazi ją na niepowetowane straty. Latami trzeba będzie odrabiać zaufanie utracone na forum międzynarodowym. Nikt też nam nie zwróci czasu zmarnowanego na populistyczne eksperymenty. Będziemy się cofać, kiedy inni szybko wykorzystają europejską szansę. Stracimy pozycję lidera regionu i odnowimy historyczny stereotyp Polski jako chorego człowieka Europy.
Żółta kartka dla swojej drużyny łatwo może przybrać kolor czerwony. Wtedy boisko opanują chuligani i zdemolują cały stadion. Oby tak się nie stało!
Historia jest pełna podobnych przykładów. Wielokrotnie ludzie rozczarowani odwracali się od swoich ugrupowań politycznych i udzielali wsparcia ich krytykom. Nie dlatego, że ufali awanturnikom, ale z chęci pokazania żółtej kartki macierzystemu ugrupowaniu, zdradzanemu tylko na chwilę, w odruchu bezsilnej złości. Nieraz przynosiło to dobre skutki. Wyborczy sukces awanturników działał jak zimny prysznic, zarówno na błądzące partie, jak i na ich starych zwolenników, przestraszonych wizją przejęcia władzy przez ekstremistów.
Bywało i tak, że w wyniku wahnięcia nastrojów ekstremiści zdobywali władzę. Czasami tylko na chwilę, bo kiedy ich recepty nie okazywały się lekarstwem, lecz narkotykiem, szybko były dezawuowane przez społeczeństwo. Niekiedy jednak dochodziło do kataklizmów, czyli trwałego opanowania rządów przez politycznych szalbierzy. Tak przecież doszedł do władzy Hitler, który w opinii niejednego Niemca miał wyłącznie odegrać rolę murzyna historii i posprzątać scenę polityczną. Zakorzenił się jednak tak mocno, że jego usunięcie opłacono dziesiątkami milionów ofiar i najstraszliwszą z wojen.
Polsce nowy Hitler nie grozi, lecz nawet wpadka, która miałaby więcej z operetki niż tragedii, narazi ją na niepowetowane straty. Latami trzeba będzie odrabiać zaufanie utracone na forum międzynarodowym. Nikt też nam nie zwróci czasu zmarnowanego na populistyczne eksperymenty. Będziemy się cofać, kiedy inni szybko wykorzystają europejską szansę. Stracimy pozycję lidera regionu i odnowimy historyczny stereotyp Polski jako chorego człowieka Europy.
Żółta kartka dla swojej drużyny łatwo może przybrać kolor czerwony. Wtedy boisko opanują chuligani i zdemolują cały stadion. Oby tak się nie stało!
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.