Premier - zamieszany w sprawę Orlenu - powinien się podać do dymisji! Niedawno premier nakłaniał do dymisji prezesa PKN Orlen Zbigniewa Wróbla. Dowodził, iż nie będzie on w stanie kierować spółką, gdyż jego czas pochłoną przygotowania do wystąpienia przed sejmową komisją śledczą, która ma zbadać okoliczności zatrzymania przez UOP 7 lutego 2002 r. Andrzeja Modrzejewskiego, ówczesnego prezesa PKN Orlen. Jak ustalił tymczasem "Wprost", premier również brał udział w wydarzeniach sprzed dwóch lat i powinien zeznawać przed komisją śledczą; podobnie jak obecny minister skarbu Jacek Socha.
Modrzejewski, który prezesem Orlenu został w marcu 1999 r. (spółka nazywała się wówczas Petrochemia Płock), naraził się zarówno ówcześnie rządzącej ekipie AWS, jak i koalicji SLD-UP-PSL, która objęła władzę po wyborach we wrześniu 2001 r., oraz osobom z otoczenia prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Zbyt szybko i sprawnie dążył do sprywatyzowania PKN Orlen. A to politykom - traktującym firmę jak swój folwark - podobać się raczej nie mogło. Rząd Leszka Millera nie mógł jednak łatwo pozbyć się Modrzejewskiego. Skarb państwa kontroluje 27,5 proc. akcji Orlenu, więc do przeforsowania zmian we władzach spółki potrzebował poparcia prywatnych akcjonariuszy, także zagranicznych (jak ustaliliśmy, przekonywał ich wówczas do udzielenia tego rodzaju wsparcia m.in. Marek Belka).
Niewygodny czarny koń
Wybór 48-letniego Andrzeja Modrzejewskiego na prezesa Petrochemii Płock był dużą sensacją. Oficjalnie mówiono, że zwyciężył w konkursie, bo miał "najlepszą wizję rozwoju firmy"; nieoficjalnie, że zawdzięczał to przyjaźni z Andrzejem Szkaradkiem, liderem małopolskiej "Solidarności". Modrzejewski okazał się sprawnym menedżerem. W ciągu niecałych 3 lat zmienił markę CPN na Orlen i połączył CPN z Petrochemią Płock. To on stworzył koncepcję sojuszu Orlenu z węgierskim MOL lub austriackim OMV.
Plany środkowoeuropejskiej ekspansji stały się gwoździem do trumny Modrzejewskiego. Oznaczałyby bowiem de facto zmarginalizowanie udziału skarbu państwa w PKN Orlen i jego wpływu na spółkę. Politycy znieśliby to tylko wtedy, gdyby we władzach Orlenu zasiadali powolni im ludzie. We wrześniu 2001 r. plany fuzji PKN Orlen z austriackim OMV były dopięte na ostatni guzik. Koncerny miały stworzyć strukturę podobną do holendersko-brytyjskiego Royal Dutch/Shell: byłyby notowane podwójnie (na giełdach zachodnich i w Warszawie), zdublowano by również zarząd (kooprezesami byliby Modrzejewski i szef OMV Richard Schenz). Sojusz z OMV poparł zarząd PKN Orlen. (OMV miał wtedy znacznie silniejszą pozycję w regionie niż MOL; kondycję finansową Węgrów pogarszały straty części gazowej ich koncernu). Według naszych informacji, połączenie PKN z OMV miała zablokować w ostatniej chwili ówczesna minister skarbu w rządzie AWS Aldona Kamela-Sowińska (był to ostatni miesiąc istnienia rządu Jerzego Buzka), wsparta przez część prywatnych akcjonariuszy Orlenu przychylnych węgierskiemu MOL, a nie Austriakom. - Żadnych komentarzy w sprawie Orlenu - powiedziała nam była minister skarbu.
Szczyt w Nowym Jorku
Tuż po wyborach we wrześniu 2001 r. politycy zwycięskiego SLD nieoficjalnie mówili, że "Modrzejewski musi odejść". Łatwiej było jednak mówić, niż zrobić. Skarb państwa miał (i ma) w PKN Orlen tylko 27,5 proc. udziałów. Teoretycznie przy rozdrobnionym akcjonariacie powinno to wystarczyć do odwołania Modrzejewskiego. A jednak skarbowi państwa głosów brakowało.
Wiele tłumaczy umowa depozytowa PKN Orlen z Bank of New York. Za pośrednictwem tego banku na amerykańskim rynku kapitałowym sprzedano około 28 proc. akcji PKN Orlen w postaci tzw. kwitów depozytowych (GDR). Nabywcy tych kwitów pozostają anonimowi, ale mają takie same prawa jak zwyczajni akcjonariusze. Zwykle jednak nie korzystają z prawa głosu na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy - ich głosami dysponuje bank depozytariusz, w tym wypadku Bank of New York; on z kolei głosował zazwyczaj tak, jak chciał zarząd PKN Orlen. Mając do dyspozycji głosy właścicieli GDR, Modrzejewski miał mniej więcej tyle samo do powiedzenia w Orlenie co skarb państwa. Na początku 2002 r. wyglądało na to, że Bank of New York po raz kolejny odda swoje głosy do dyspozycji zarządu, co uniemożliwiłoby gabinetowi Leszka Millera przeprowadzenie zmian we władzach spółki. Próbowano przekonać Amerykanów (za pomocą ekspertyz wy-bitnych prawników - prof. Stanisława Sołtysińskiego i prof. Grzegorza Domańskiego), że takie udostępnianie głosów zarządowi jest niezgodne z polskim prawem. Sprawa była jednak dyskusyjna. - Skuteczne zaskarżanie uchwał walnego zgromadzenia akcjonariuszy potrwałoby 3-4 lata - mówi "Wprost" prof. Stanisław Sołtysiński. W przekonywanie Amerykanów zaangażował się także Marek Belka, wówczas minister finansów, który na początku 2002 r. spotkał się w USA z przedstawicielami Bank of New York. - Prosiłem, aby podczas zbliżającego się walnego zgromadzenia PKN Orlen bank jako depozytariusz GDR zajął takie samo stanowisko w sprawie składu zarządu spółki, jakie prezentuje skarb państwa - przyznał "Wprost" premier Belka.
Były minister skarbu Wiesław Kaczmarek i były prezes Nafty Polskiej Maciej Gierej przekonują, że już 7 lutego 2002 r. mieli pewność, iż na zbliżającym się walnym zgromadzeniu akcjonariuszy PKN Orlen (odbyło się 21 lutego) skarb państwa będzie miał większość głosów i wybierze nową, własną radę nadzorczą, która odwoła Modrzejewskiego. Dlatego zatrzymanie szefa Orlenu rzekomo nie miało związku ze zmianami we władzach spółki. To nieprawda! Ustaliliśmy, że Bank of New York pozostawał niemal do końca nieugięty. Jego decyzja, iż nie wesprze Modrzejewskiego, dotarła do siedziby PKN Orlen dopiero 7 lutego 2002 r. - w dniu jego zatrzymania. Do tego czasu minister skarbu nie mógł być pewien, jak zachowają się na walnym zgromadzeniu zagraniczni akcjonariusze. Dlatego już wcześniej postanowiono nie ryzykować i do odwołania Modrzejewskiego skłonić radę nadzorczą spółki, która zbierała się na posiedzeniu 8 lutego 2002 r. Nasłanie pod absurdalnym pretekstem UOP na Modrzejewskiego miało uświadomić opornym członkom rady, pochodzącym jeszcze z nominacji rządu AWS, że skarb państwa nie cofnie się przed niczym, by dokonać puczu w Orlenie. Poskutkowało.
Bohaterowie ostatniej akcji
Bezpośrednio polecenie przygotowania ataku wydał rankiem 7 lutego 2002 r. Zbigniew Siemiątkowski (SLD), pełniący wówczas obowiązki szefa UOP. 15 funkcjonariuszy urzędu wyruszyło pięcioma autami, by około godziny 17.00 zatrzymać w pobliżu kompleksu Atrium w centrum Warszawy prezesa PKN Orlen. Powodów rzekomo było aż nadto: prokuratura chciała Modrzejewskiemu postawić zarzut ujawnienia poufnych informacji w starej sprawie z 1999 r. (był wtedy szefem IX NFI Kwiatkowski); jeden z oficerów UOP sporządził notatkę, w której sugerował, iż szef Orlenu planuje ucieczkę za granicę; niedawno usłyszeliśmy zaś, że premier Leszek Miller chciał powstrzymać Modrzejewskiego przed podpisaniem zagrażającego interesom państwa, wartego 14 mld USD kontraktu na dostawy ropy dla PKN Orlen za pośrednictwem tajemniczej spółki J&S. Dziwnym trafem w miejscu zatrzymania Modrzejewskiego znalazła się ekipa TVP, a informacja o zdarzeniu zagościła w czołówce wieczornych "Wiadomości". Następnego dnia, czyli 8 lutego, rada nadzorcza PKN Orlen odwołała "skompromitowanego" prezesa i powołała na jego miejsce Zbigniewa Wróbla.
W sprawie ujawnienia poufnych informacji szefa Orlenu przesłuchiwano wcześniej dwukrotnie; jak ustaliliśmy, jeszcze krótko przed zatrzymaniem kontaktował się z prokuratorem. Nie było więc sensu zatrzymywać go siłą. Z kraju nie chciał uciec, bo ledwie dzień przed zatrzymaniem właśnie wrócił do Polski z USA. Wbrew pozorom nie mają kluczowego znaczenia także rewelacje Wiesława Kaczmarka, który w kwietniu 2004 r. ujawnił, że polecenie zatrzymania Modrzejewskiego wydał 5 lub 6 lutego 2002 r. osobiście premier Leszek Miller, aby w ten sposób zmusić Modrzejewskiego do odstąpienia od podpisania kontraktu z J&S na dostawy ropy dla płockiego koncernu (w naradzie z Millerem, podczas której zadecydowano o akcji UOP i wymyślono pretekst, mieli wziąć udział Kaczmarek, Siemiątkowski, prokurator krajowy Karol Napierski, szef kancelarii premiera Marek Wagner i minister sprawiedliwości Barbara Piwnik). Ale Modrzejewski nie chciał podpisywać nowej umowy z J&S, tylko aneks do starej, którą "odziedziczył" po poprzednim zarządzie PKN Orlen. Przede wszystkim, niezależnie od różnych opinii o powiązaniach i intencjach właścicieli cypryjskiej J&S (dwóch Polaków ukraińskiego pochodzenia), spółka ta bez zarzutu wywiązywała się z dostaw ropy dla Orlenu i - według naszych informacji - oferowała najlepsze warunki (termin, cena, jakość). - Nigdy nie otrzymałem informacji od tajnych służb ostrzegającej przed kontaktami z firmą J&S - mówi "Wprost" Andrzej Modrzejewski. PKN Orlen do dziś zresztą handluje z tym pośrednikiem. ABW swoje raporty, świadczące jakoby o tym, że ostrzegała przed J&S, ujawniła dopiero niedawno (nawet Kaczmarek uznał je za ogólnikowe i niejednoznaczne).
Zarobił BRE?
W dniu aresztowania Modrzejewskiego kurs akcji PKN Orlen spadł o 6,9 proc. przy bardzo wysokich obrotach wynoszących około 100 mln zł (5 razy większych niż normalnie!). Właściciela zmieniło wówczas 2 mln akcji koncernu. Wyprzedawano akcje, mimo że informację o zatrzymaniu Modrzejewskiego podano do publicznej wiadomości już po zakończeniu sesji giełdy! Oprócz tego w jednej z transakcji pakietowych sprzedano ponad 8,3 mln akcji spółki, czyli prawie 2 proc. wszystkich! Dużą liczbę akcji Orlenu sprzedawał m.in. Dom Inwestycyjny BRE Banku. Co ciekawe, przez kilka wcześniejszych tygodni intensywnie je skupował. Szefem Komisji Papierów Wartościowych i Giełd był wówczas Jacek Socha, obecny minister skarbu. Ograniczył się do zbadania "dziwnej sprawy" - jak się wyraził.
Tymczasem związków BRE Banku z awanturą wokół Orlenu było więcej. - A co ja mam wspólnego z PKN Orlen? Przeceniacie moje możliwości - denerwował się Kostrzewa, gdy pytaliśmy go o to dwa lata temu. Prasa zarzuciła Kostrzewie, że był uprzedzony o planowanym zatrzymaniu Modrzejewskiego i tę informację wykorzystał, by sprzedać posiadane przez BRE akcje Orlenu, nim ich kurs spadnie. Następnego dnia mógł je odkupić po znacznie niższej cenie. - Nie będę komentował, co bank kupił lub sprzedał - odpowiedział nam wtedy Kostrzewa. Doradca BRE Banku Sławomir Golonka został potem (z polecenia Wiesława Kaczmarka) wiceprezesem PKN Orlen, a spółki z grupy BRE otrzymywały od Orlenu intratne zlecenia na usługi konsultingowe (m.in. przy zakupie czes-kiego Unipetrolu).
Nagroda za wierność
Po zatrzymaniu Modrzejewskiego prokurator pojawiła się po godzinie 19.00 i chciała wyznaczyć jego przesłuchanie za dwa dni. Pod naciskiem funkcjonariuszy UOP termin został wyznaczony na następny dzień, czyli 8 lutego, na 8.30 - w czasie gdy rozpoczynała obrady rada nadzorcza Orlenu. Modrzejewski dotarł na posiedzenie rady po 10.00, by dowiedzieć się, że już go odwołano.
Przed zatrzymaniem Modrzejewskiego skarb państwa mógł liczyć tylko na cztery głosy w dziewięcioosobowej radzie nadzorczej PKN Orlen (do odwołania prezesa potrzebnych było co najmniej 6 głosów), pochodzącej jeszcze z rozdania AWS. Wcześniej na stronę skarbu państwa przeciągnięto szefa rady Andrzeja Hermana, który stanowisko zawdzięczał rekomendacji... Modrzejewskiego. Dziś Herman reprezentuje PKN Orlen w radzie nadzorczej Pol-komtelu (operatora Plus GSM). Za odwołaniem Modrzejewskiego byli też Jerzy Idzik (dziś doradza wiceprezesowi Orlenu Januszowi Wiśniewskiemu), przedstawiciel skarbu państwa Sławomir Golonka (obecny wiceprezes Orlenu) i Marcin Giżewski reprezentujący zagraniczny fundusz Tempelton. Do przegłosowania zmiany prezesa brakowało dwóch głosów. Dopiero po akcji UOP i medialnej burzy wokół Modrzejewskiego poparli jego odwołanie Aleksander Olas oraz Stanisław Kondracikowski.
Czyj skarb państwa?
Jak ustaliliśmy, nim zdecydowano się na rozwiązanie siłowe, od listopada 2001 r. rozmowy o odejściu Modrzejewskiego z PKN Orlen prowadził w imieniu "strony pałacowej" (czyli pałacu prezydenckiego) Andrzej Kratiuk, obecnie m.in. przewodniczący rady nadzorczej fundacji Jolanty Kwaśniewskiej. Kancelaria KNS, której udziałowcem jest Kratiuk, stanowi też zaplecze prawne Wiesława Kaczmarka (prowadzi jego sprawy sądowe). Fakt, że Kratiuk zwracał się do niego w sprawie zmian w zarządzie, potwierdził nam Modrzejewski. Sam Kratiuk w rozmowie z "Wprost" stwierdził, że "nie prowadził żadnych pertraktacji ani rozmów na temat PKN Orlen". Przyznał, że w listopadzie 2001 r. rozmawiał z Modrzejewskim, ale rozmowa "dotyczyła wyłącznie sytuacji prawnej i planów jego rozmówcy".
Najciekawsze w całej historii jest to, że Andrzej Modrzejewski zgadzał się ustąpić z fotela prezesa PKN Orlen! Jednak nie podczas posiedzenia rady nadzorczej 8 lutego 2002 r., tylko podczas walnego zgromadzenia 21 lutego - "w cywilizowany sposób". Modrzejewski miał powiedzieć o tym Kratiukowi, ale ten nie przekazał informacji Kaczmarkowi. Minister skarbu był nadal przekonany, że Modrzejewski nie jest skłonny do ustępstw. Dlaczego komuś zależało, by szef resortu skarbu i prezes Orlenu nie osiągnęli kompromisu i by do zmian w zarządzie koncernu doszło szybciej? - Gdyby rada nadzorcza nie odwołała Modrzejewskiego, to 21 lutego na walnym zgromadzeniu Wiesiek jako minister skarbu byłby panem sytuacji. Wybrałby sobie taką radę nadzorczą, która wyłoniłaby następnie "jego" zarząd - twierdzi nasz informator. Taki scenariusz nie mógł się podobać ani prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiem, ani premierowi Leszkowi Millerowi, którzy chcieli zabezpieczyć także własne interesy we władzach PKN Orlen.
Marek Belka świadomie stał się w 2002 r. częścią państwowej machiny, jaką uruchomiono w celu odwołania szefa największej polskiej firmy. Zgodnie z regułami, które sam ustanowił, powinien się podać do dymisji.
Niewygodny czarny koń
Wybór 48-letniego Andrzeja Modrzejewskiego na prezesa Petrochemii Płock był dużą sensacją. Oficjalnie mówiono, że zwyciężył w konkursie, bo miał "najlepszą wizję rozwoju firmy"; nieoficjalnie, że zawdzięczał to przyjaźni z Andrzejem Szkaradkiem, liderem małopolskiej "Solidarności". Modrzejewski okazał się sprawnym menedżerem. W ciągu niecałych 3 lat zmienił markę CPN na Orlen i połączył CPN z Petrochemią Płock. To on stworzył koncepcję sojuszu Orlenu z węgierskim MOL lub austriackim OMV.
Plany środkowoeuropejskiej ekspansji stały się gwoździem do trumny Modrzejewskiego. Oznaczałyby bowiem de facto zmarginalizowanie udziału skarbu państwa w PKN Orlen i jego wpływu na spółkę. Politycy znieśliby to tylko wtedy, gdyby we władzach Orlenu zasiadali powolni im ludzie. We wrześniu 2001 r. plany fuzji PKN Orlen z austriackim OMV były dopięte na ostatni guzik. Koncerny miały stworzyć strukturę podobną do holendersko-brytyjskiego Royal Dutch/Shell: byłyby notowane podwójnie (na giełdach zachodnich i w Warszawie), zdublowano by również zarząd (kooprezesami byliby Modrzejewski i szef OMV Richard Schenz). Sojusz z OMV poparł zarząd PKN Orlen. (OMV miał wtedy znacznie silniejszą pozycję w regionie niż MOL; kondycję finansową Węgrów pogarszały straty części gazowej ich koncernu). Według naszych informacji, połączenie PKN z OMV miała zablokować w ostatniej chwili ówczesna minister skarbu w rządzie AWS Aldona Kamela-Sowińska (był to ostatni miesiąc istnienia rządu Jerzego Buzka), wsparta przez część prywatnych akcjonariuszy Orlenu przychylnych węgierskiemu MOL, a nie Austriakom. - Żadnych komentarzy w sprawie Orlenu - powiedziała nam była minister skarbu.
Szczyt w Nowym Jorku
Tuż po wyborach we wrześniu 2001 r. politycy zwycięskiego SLD nieoficjalnie mówili, że "Modrzejewski musi odejść". Łatwiej było jednak mówić, niż zrobić. Skarb państwa miał (i ma) w PKN Orlen tylko 27,5 proc. udziałów. Teoretycznie przy rozdrobnionym akcjonariacie powinno to wystarczyć do odwołania Modrzejewskiego. A jednak skarbowi państwa głosów brakowało.
Wiele tłumaczy umowa depozytowa PKN Orlen z Bank of New York. Za pośrednictwem tego banku na amerykańskim rynku kapitałowym sprzedano około 28 proc. akcji PKN Orlen w postaci tzw. kwitów depozytowych (GDR). Nabywcy tych kwitów pozostają anonimowi, ale mają takie same prawa jak zwyczajni akcjonariusze. Zwykle jednak nie korzystają z prawa głosu na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy - ich głosami dysponuje bank depozytariusz, w tym wypadku Bank of New York; on z kolei głosował zazwyczaj tak, jak chciał zarząd PKN Orlen. Mając do dyspozycji głosy właścicieli GDR, Modrzejewski miał mniej więcej tyle samo do powiedzenia w Orlenie co skarb państwa. Na początku 2002 r. wyglądało na to, że Bank of New York po raz kolejny odda swoje głosy do dyspozycji zarządu, co uniemożliwiłoby gabinetowi Leszka Millera przeprowadzenie zmian we władzach spółki. Próbowano przekonać Amerykanów (za pomocą ekspertyz wy-bitnych prawników - prof. Stanisława Sołtysińskiego i prof. Grzegorza Domańskiego), że takie udostępnianie głosów zarządowi jest niezgodne z polskim prawem. Sprawa była jednak dyskusyjna. - Skuteczne zaskarżanie uchwał walnego zgromadzenia akcjonariuszy potrwałoby 3-4 lata - mówi "Wprost" prof. Stanisław Sołtysiński. W przekonywanie Amerykanów zaangażował się także Marek Belka, wówczas minister finansów, który na początku 2002 r. spotkał się w USA z przedstawicielami Bank of New York. - Prosiłem, aby podczas zbliżającego się walnego zgromadzenia PKN Orlen bank jako depozytariusz GDR zajął takie samo stanowisko w sprawie składu zarządu spółki, jakie prezentuje skarb państwa - przyznał "Wprost" premier Belka.
Były minister skarbu Wiesław Kaczmarek i były prezes Nafty Polskiej Maciej Gierej przekonują, że już 7 lutego 2002 r. mieli pewność, iż na zbliżającym się walnym zgromadzeniu akcjonariuszy PKN Orlen (odbyło się 21 lutego) skarb państwa będzie miał większość głosów i wybierze nową, własną radę nadzorczą, która odwoła Modrzejewskiego. Dlatego zatrzymanie szefa Orlenu rzekomo nie miało związku ze zmianami we władzach spółki. To nieprawda! Ustaliliśmy, że Bank of New York pozostawał niemal do końca nieugięty. Jego decyzja, iż nie wesprze Modrzejewskiego, dotarła do siedziby PKN Orlen dopiero 7 lutego 2002 r. - w dniu jego zatrzymania. Do tego czasu minister skarbu nie mógł być pewien, jak zachowają się na walnym zgromadzeniu zagraniczni akcjonariusze. Dlatego już wcześniej postanowiono nie ryzykować i do odwołania Modrzejewskiego skłonić radę nadzorczą spółki, która zbierała się na posiedzeniu 8 lutego 2002 r. Nasłanie pod absurdalnym pretekstem UOP na Modrzejewskiego miało uświadomić opornym członkom rady, pochodzącym jeszcze z nominacji rządu AWS, że skarb państwa nie cofnie się przed niczym, by dokonać puczu w Orlenie. Poskutkowało.
Bohaterowie ostatniej akcji
Bezpośrednio polecenie przygotowania ataku wydał rankiem 7 lutego 2002 r. Zbigniew Siemiątkowski (SLD), pełniący wówczas obowiązki szefa UOP. 15 funkcjonariuszy urzędu wyruszyło pięcioma autami, by około godziny 17.00 zatrzymać w pobliżu kompleksu Atrium w centrum Warszawy prezesa PKN Orlen. Powodów rzekomo było aż nadto: prokuratura chciała Modrzejewskiemu postawić zarzut ujawnienia poufnych informacji w starej sprawie z 1999 r. (był wtedy szefem IX NFI Kwiatkowski); jeden z oficerów UOP sporządził notatkę, w której sugerował, iż szef Orlenu planuje ucieczkę za granicę; niedawno usłyszeliśmy zaś, że premier Leszek Miller chciał powstrzymać Modrzejewskiego przed podpisaniem zagrażającego interesom państwa, wartego 14 mld USD kontraktu na dostawy ropy dla PKN Orlen za pośrednictwem tajemniczej spółki J&S. Dziwnym trafem w miejscu zatrzymania Modrzejewskiego znalazła się ekipa TVP, a informacja o zdarzeniu zagościła w czołówce wieczornych "Wiadomości". Następnego dnia, czyli 8 lutego, rada nadzorcza PKN Orlen odwołała "skompromitowanego" prezesa i powołała na jego miejsce Zbigniewa Wróbla.
W sprawie ujawnienia poufnych informacji szefa Orlenu przesłuchiwano wcześniej dwukrotnie; jak ustaliliśmy, jeszcze krótko przed zatrzymaniem kontaktował się z prokuratorem. Nie było więc sensu zatrzymywać go siłą. Z kraju nie chciał uciec, bo ledwie dzień przed zatrzymaniem właśnie wrócił do Polski z USA. Wbrew pozorom nie mają kluczowego znaczenia także rewelacje Wiesława Kaczmarka, który w kwietniu 2004 r. ujawnił, że polecenie zatrzymania Modrzejewskiego wydał 5 lub 6 lutego 2002 r. osobiście premier Leszek Miller, aby w ten sposób zmusić Modrzejewskiego do odstąpienia od podpisania kontraktu z J&S na dostawy ropy dla płockiego koncernu (w naradzie z Millerem, podczas której zadecydowano o akcji UOP i wymyślono pretekst, mieli wziąć udział Kaczmarek, Siemiątkowski, prokurator krajowy Karol Napierski, szef kancelarii premiera Marek Wagner i minister sprawiedliwości Barbara Piwnik). Ale Modrzejewski nie chciał podpisywać nowej umowy z J&S, tylko aneks do starej, którą "odziedziczył" po poprzednim zarządzie PKN Orlen. Przede wszystkim, niezależnie od różnych opinii o powiązaniach i intencjach właścicieli cypryjskiej J&S (dwóch Polaków ukraińskiego pochodzenia), spółka ta bez zarzutu wywiązywała się z dostaw ropy dla Orlenu i - według naszych informacji - oferowała najlepsze warunki (termin, cena, jakość). - Nigdy nie otrzymałem informacji od tajnych służb ostrzegającej przed kontaktami z firmą J&S - mówi "Wprost" Andrzej Modrzejewski. PKN Orlen do dziś zresztą handluje z tym pośrednikiem. ABW swoje raporty, świadczące jakoby o tym, że ostrzegała przed J&S, ujawniła dopiero niedawno (nawet Kaczmarek uznał je za ogólnikowe i niejednoznaczne).
Zarobił BRE?
W dniu aresztowania Modrzejewskiego kurs akcji PKN Orlen spadł o 6,9 proc. przy bardzo wysokich obrotach wynoszących około 100 mln zł (5 razy większych niż normalnie!). Właściciela zmieniło wówczas 2 mln akcji koncernu. Wyprzedawano akcje, mimo że informację o zatrzymaniu Modrzejewskiego podano do publicznej wiadomości już po zakończeniu sesji giełdy! Oprócz tego w jednej z transakcji pakietowych sprzedano ponad 8,3 mln akcji spółki, czyli prawie 2 proc. wszystkich! Dużą liczbę akcji Orlenu sprzedawał m.in. Dom Inwestycyjny BRE Banku. Co ciekawe, przez kilka wcześniejszych tygodni intensywnie je skupował. Szefem Komisji Papierów Wartościowych i Giełd był wówczas Jacek Socha, obecny minister skarbu. Ograniczył się do zbadania "dziwnej sprawy" - jak się wyraził.
Tymczasem związków BRE Banku z awanturą wokół Orlenu było więcej. - A co ja mam wspólnego z PKN Orlen? Przeceniacie moje możliwości - denerwował się Kostrzewa, gdy pytaliśmy go o to dwa lata temu. Prasa zarzuciła Kostrzewie, że był uprzedzony o planowanym zatrzymaniu Modrzejewskiego i tę informację wykorzystał, by sprzedać posiadane przez BRE akcje Orlenu, nim ich kurs spadnie. Następnego dnia mógł je odkupić po znacznie niższej cenie. - Nie będę komentował, co bank kupił lub sprzedał - odpowiedział nam wtedy Kostrzewa. Doradca BRE Banku Sławomir Golonka został potem (z polecenia Wiesława Kaczmarka) wiceprezesem PKN Orlen, a spółki z grupy BRE otrzymywały od Orlenu intratne zlecenia na usługi konsultingowe (m.in. przy zakupie czes-kiego Unipetrolu).
Nagroda za wierność
Po zatrzymaniu Modrzejewskiego prokurator pojawiła się po godzinie 19.00 i chciała wyznaczyć jego przesłuchanie za dwa dni. Pod naciskiem funkcjonariuszy UOP termin został wyznaczony na następny dzień, czyli 8 lutego, na 8.30 - w czasie gdy rozpoczynała obrady rada nadzorcza Orlenu. Modrzejewski dotarł na posiedzenie rady po 10.00, by dowiedzieć się, że już go odwołano.
Przed zatrzymaniem Modrzejewskiego skarb państwa mógł liczyć tylko na cztery głosy w dziewięcioosobowej radzie nadzorczej PKN Orlen (do odwołania prezesa potrzebnych było co najmniej 6 głosów), pochodzącej jeszcze z rozdania AWS. Wcześniej na stronę skarbu państwa przeciągnięto szefa rady Andrzeja Hermana, który stanowisko zawdzięczał rekomendacji... Modrzejewskiego. Dziś Herman reprezentuje PKN Orlen w radzie nadzorczej Pol-komtelu (operatora Plus GSM). Za odwołaniem Modrzejewskiego byli też Jerzy Idzik (dziś doradza wiceprezesowi Orlenu Januszowi Wiśniewskiemu), przedstawiciel skarbu państwa Sławomir Golonka (obecny wiceprezes Orlenu) i Marcin Giżewski reprezentujący zagraniczny fundusz Tempelton. Do przegłosowania zmiany prezesa brakowało dwóch głosów. Dopiero po akcji UOP i medialnej burzy wokół Modrzejewskiego poparli jego odwołanie Aleksander Olas oraz Stanisław Kondracikowski.
Czyj skarb państwa?
Jak ustaliliśmy, nim zdecydowano się na rozwiązanie siłowe, od listopada 2001 r. rozmowy o odejściu Modrzejewskiego z PKN Orlen prowadził w imieniu "strony pałacowej" (czyli pałacu prezydenckiego) Andrzej Kratiuk, obecnie m.in. przewodniczący rady nadzorczej fundacji Jolanty Kwaśniewskiej. Kancelaria KNS, której udziałowcem jest Kratiuk, stanowi też zaplecze prawne Wiesława Kaczmarka (prowadzi jego sprawy sądowe). Fakt, że Kratiuk zwracał się do niego w sprawie zmian w zarządzie, potwierdził nam Modrzejewski. Sam Kratiuk w rozmowie z "Wprost" stwierdził, że "nie prowadził żadnych pertraktacji ani rozmów na temat PKN Orlen". Przyznał, że w listopadzie 2001 r. rozmawiał z Modrzejewskim, ale rozmowa "dotyczyła wyłącznie sytuacji prawnej i planów jego rozmówcy".
Najciekawsze w całej historii jest to, że Andrzej Modrzejewski zgadzał się ustąpić z fotela prezesa PKN Orlen! Jednak nie podczas posiedzenia rady nadzorczej 8 lutego 2002 r., tylko podczas walnego zgromadzenia 21 lutego - "w cywilizowany sposób". Modrzejewski miał powiedzieć o tym Kratiukowi, ale ten nie przekazał informacji Kaczmarkowi. Minister skarbu był nadal przekonany, że Modrzejewski nie jest skłonny do ustępstw. Dlaczego komuś zależało, by szef resortu skarbu i prezes Orlenu nie osiągnęli kompromisu i by do zmian w zarządzie koncernu doszło szybciej? - Gdyby rada nadzorcza nie odwołała Modrzejewskiego, to 21 lutego na walnym zgromadzeniu Wiesiek jako minister skarbu byłby panem sytuacji. Wybrałby sobie taką radę nadzorczą, która wyłoniłaby następnie "jego" zarząd - twierdzi nasz informator. Taki scenariusz nie mógł się podobać ani prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiem, ani premierowi Leszkowi Millerowi, którzy chcieli zabezpieczyć także własne interesy we władzach PKN Orlen.
Marek Belka świadomie stał się w 2002 r. częścią państwowej machiny, jaką uruchomiono w celu odwołania szefa największej polskiej firmy. Zgodnie z regułami, które sam ustanowił, powinien się podać do dymisji.
Kto stanie przed komisją śledczą |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 28/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.