Czereśniowy sad Piotrusiu Drogi! Czy wiesz, co oznacza tajemnicze madziarskie słowo cseresznye? Wystarczy odczytać je zgodnie z regułami węgierskiej wymowy, by i Polak je zrozumiał. Czeresnje - w tym nie ma już żadnej zagadki. Wyjątkowo wcześnie mogłem się ich w tym roku najeść, bowiem we Włoszech, nawet północnych, dojrzewają minimum dwa tygodnie przed naszymi. Co prawda, chodziłem głównie po winnicach i gajach oliwnych, ale okazało się, że obu uprawom masowo towarzyszą drzewa czereśniowe. Rwałem więc owoce pełnymi garściami i rozmyślałem sobie, czy robimy coś z czereśniami, by móc cieszyć zmysły ich delikatnym, subtelnym smakiem rok cały.
Wnioski nie były budujące. Kompoty, czasem robimy kompoty, ale cóż znaczą kompoty, jeśli z czereśni zrobić można, jak czynią to Madziarzy, cseresznye palinka. Drugie słowo ma również polskie korzenie. Palinka to generalnie każdy węgierski destylat owocowy, a uczeni mężowie tłumaczą, że nazwę wiedzie od naszych "palić" i "przepalanka".
Takie konstatacje tylko pozornie radują. Owszem, cudownie jest wiedzieć, że polski i węgierski mają szereg punktów stycznych, ale dobija świadomość, że rzeczonej palinki, zrodzonej werbalnie z naszym udziałem, nijak w Polsce kupić nie można.
Jesteśmy już razem w unii, w sklepach whisky i whiskey ze Szkocji, Kanady, USA i Irlandii, rumy z Martyniki, wódka ze Szwecji i Finlandii, a madziarskiej palinki próżno szukać. Barack palinkę, czyli palinkę morelową, widziałem niedawno w supermarkecie w Trieście. Prawie łkałem ze szczęścia, że oto przetrwał w tym mieście pięknym duch środkowoeuropejski w najczystszej postaci, że do kraju słynącego z grappy sprowadza się madziarski destylat - by było, jak za Habsburgów bywało. Więc dobra, niech sobie tej palinki nie piją w Warszawie czy Pile, ale w Krakowie? W Limanowej, gdzie stacjonowali Honwedzi, w Tarnowie, skąd pochodził Józef Bem, w twierdzy Przemyśl, bohatersko bronionych przed Moskalami wrót do Budapesztu?!
Protestuję i wzywam importerów do opamiętania
Twój RM
Drogi Przyjacielu!
Upodobania mamy niezwykle zbliżone, jako że nie dalej jak wczoraj wysączyłem ostatnie krople czeskiej czereśniowicy, którą kupiłem w Cieszynie, oczywiście także Czeskim, bo po polskiej stronie jej nie uświadczysz.
Czereśniowica się skończyła, ale pomoc przyszła w najbardziej niespodziewanym momencie. Poszedłem na pobliski plac Wolnica przyjrzeć się, jak przebiega zorganizowane tam Święto Chleba. Na jednym ze straganów zakupiłem - jeśli stoisz, to usiądź! - kilka flaszek produkowanej w Łącku 55-proc. gruszkówki! A obok stała równie krzepka jabłkówka, czyli polski calvados. Aż trudno wątpić, że świat idzie ku lepszemu, nie?
Ale wracając do czereśni, to zawsze należały one do moich ulubionych owoców. W dzieciństwie wcale nie przepadałem za chodzeniem po drzewach, więc jedyne, co mogło mnie skłonić do przezwyciężenia lęku wysokości, to perspektywa zjadania czereśni wprost z gałęzi.
Moja babcia robiła masę różnych kompotów. Uwielbiałem wyprawy do piwnicy, gdzie obok wielkiej sterty węgla i nieco mniejszej sterty kartofli ciągnęła się szeroka półka, na której mieszkał kolorowy tłum słoików Wecka. W zamian za pomoc w załadowaniu węglem wiaderka, przysługiwał mi przywilej wyboru kompotu na obiad, co było o tyle ważne, że babcia preferowała truskawkowy, podczas gdy moim faworytem były żółte czereśnie.
Co się tyczy kwestii językowych, to zauważ, jak podobnie brzmią hiszpańskie cereza, francuskie cerises, nie mówiąc o angielskim cherry. Ciekawe też, że języki angielski i niemiecki (Kirsche) nie odróżniają czereśni od wiśni inaczej, niż przez dodanie przymiotnika "słodki" lub "kwaśny".
Zapraszam na degustację łąckiej gruszkówki
Bikont z Żółtymi Kulkami na Uszach
Takie konstatacje tylko pozornie radują. Owszem, cudownie jest wiedzieć, że polski i węgierski mają szereg punktów stycznych, ale dobija świadomość, że rzeczonej palinki, zrodzonej werbalnie z naszym udziałem, nijak w Polsce kupić nie można.
Jesteśmy już razem w unii, w sklepach whisky i whiskey ze Szkocji, Kanady, USA i Irlandii, rumy z Martyniki, wódka ze Szwecji i Finlandii, a madziarskiej palinki próżno szukać. Barack palinkę, czyli palinkę morelową, widziałem niedawno w supermarkecie w Trieście. Prawie łkałem ze szczęścia, że oto przetrwał w tym mieście pięknym duch środkowoeuropejski w najczystszej postaci, że do kraju słynącego z grappy sprowadza się madziarski destylat - by było, jak za Habsburgów bywało. Więc dobra, niech sobie tej palinki nie piją w Warszawie czy Pile, ale w Krakowie? W Limanowej, gdzie stacjonowali Honwedzi, w Tarnowie, skąd pochodził Józef Bem, w twierdzy Przemyśl, bohatersko bronionych przed Moskalami wrót do Budapesztu?!
Protestuję i wzywam importerów do opamiętania
Twój RM
Drogi Przyjacielu!
Upodobania mamy niezwykle zbliżone, jako że nie dalej jak wczoraj wysączyłem ostatnie krople czeskiej czereśniowicy, którą kupiłem w Cieszynie, oczywiście także Czeskim, bo po polskiej stronie jej nie uświadczysz.
Czereśniowica się skończyła, ale pomoc przyszła w najbardziej niespodziewanym momencie. Poszedłem na pobliski plac Wolnica przyjrzeć się, jak przebiega zorganizowane tam Święto Chleba. Na jednym ze straganów zakupiłem - jeśli stoisz, to usiądź! - kilka flaszek produkowanej w Łącku 55-proc. gruszkówki! A obok stała równie krzepka jabłkówka, czyli polski calvados. Aż trudno wątpić, że świat idzie ku lepszemu, nie?
Ale wracając do czereśni, to zawsze należały one do moich ulubionych owoców. W dzieciństwie wcale nie przepadałem za chodzeniem po drzewach, więc jedyne, co mogło mnie skłonić do przezwyciężenia lęku wysokości, to perspektywa zjadania czereśni wprost z gałęzi.
Moja babcia robiła masę różnych kompotów. Uwielbiałem wyprawy do piwnicy, gdzie obok wielkiej sterty węgla i nieco mniejszej sterty kartofli ciągnęła się szeroka półka, na której mieszkał kolorowy tłum słoików Wecka. W zamian za pomoc w załadowaniu węglem wiaderka, przysługiwał mi przywilej wyboru kompotu na obiad, co było o tyle ważne, że babcia preferowała truskawkowy, podczas gdy moim faworytem były żółte czereśnie.
Co się tyczy kwestii językowych, to zauważ, jak podobnie brzmią hiszpańskie cereza, francuskie cerises, nie mówiąc o angielskim cherry. Ciekawe też, że języki angielski i niemiecki (Kirsche) nie odróżniają czereśni od wiśni inaczej, niż przez dodanie przymiotnika "słodki" lub "kwaśny".
Zapraszam na degustację łąckiej gruszkówki
Bikont z Żółtymi Kulkami na Uszach
Sałata z czereśniami (podaje Piotr Bikont) |
---|
Czereśnie wypestkować i przekroić na połówki. Posypać solą (niecała łyżeczka) i pieprzem, polać octem balsamicznym, wymieszać i wstawić do lodówki na co najmniej pół godziny. Potem dolać oliwę i znowu wymieszać. Sałatę umyć, osuszyć, poszarpać rękami na strzępy. Wrzucić na nią czereśnie w sosie, wymieszać i podawać. Można próbować z różnymi rodzajami sałaty, można też kombinować z sosem - zmieniać proporcje, zastąpić ocet czerwonym winem, dodać do sosu soku z cytryny albo karmelu. |
Więcej możesz przeczytać w 29/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.