Izraelski wywiad będzie chronił sportowców w Atenach Mieszkańcy Aten przyzwyczaili się już do dziwnych stalowych ptaków przelatujących nad Akropolem, ale tylko nieliczni wiedzą, że to izraelskie mazlaty, bezzałogowe samoloty wywiadowcze, które staną się okiem i uchem organizatorów igrzysk olimpijskich w Atenach. Te niepozorne maszyny okazały się niedawno hitem międzynarodowego salonu lotniczego pod Paryżem. Wszystko zaczęło się w październiku 2003 r., gdy w jerozolimskim parku Paamon znaleziono zwłoki młodego człowieka, który nie wyglądał na kloszarda. W wewnętrznej kieszeni marynarki miał kilka kart kredytowych, fałszywe prawo jazdy na nazwisko Jasuf El Hariri i plan Aten z zaznaczonymi terenami przylegającymi do wioski olimpijskiej. Jeszcze tego samego dnia meldunek o tajemniczym znalezisku trafił do gen. Meira Dagana, szefa Mosadu, a kilka godzin później grupa dżentelmenów w słomkowych kapeluszach i ciemnych okularach witała go na płycie wojskowego lotniska koło Aten.
Początkowo w Jerozolimie nie bardzo chciano się angażować w kłopoty Greków. W Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu szalał terror, a na ulicach izraelskich miast prawie codziennie wybuchali opasani ładunkami fundamentaliści islamscy. - Nasi ludzie są zmęczeni, a poza tym nie interesują się sportem - wykręcał się szef służby bezpieczeństwa Avi Dichter. Podobnie mówili wyżsi oficerowie Amanu, izraelskiego wywiadu wojskowego, którzy nie zapomnieli Grekom pobłażliwego stosunku do terroryzmu Arafata. Do zwrotu w sprawie doszło dopiero cztery miesiące temu. Po zamachu w Madrycie uwierzono w Atenach, Waszyngtonie i Jerozolimie, że międzynarodówka islamskich terrorystów zrobi wszystko, by zgasić olimpijski znicz. Tym razem szefowie tajnych służb zgromadzeni w podziemnym punkcie dowodzenia w Kiria w Tel Awiwie nie mieli zastrzeżeń: "Udzielimy Grekom pomocy". Rozpoczęła się operacja "Zemsta nietoperza".
Ateński front wojny z terroryzmem
Izraelscy oficerowie łącznikowi w południowoeuropejskim sztabie są dobrej myśli: "Terroryści są coraz lepiej wyszkoleni, ale jak się wypną, dostaną potężnego kopniaka". Amerykańscy oficerowie z dowództwa NATO w Neapolu mówią Izraelczykom: "Macie mnóstwo wiedzy i dobre kontakty. My się dopiero uczymy".
Z przecieków, jakie dotarły do dziennika "Maariv", wynika, że jeśli w czasie igrzysk olimpijskich dojdzie do zamachu, pierwsze wejdą do akcji izraelskie jednostki szybkiego reagowania i komandosi z elitarnej formacji Sayeret Matkal. Nie ujawniono, gdzie będą rozlokowane, ale może chodzić o pływające bazy VI Floty Amerykańskiej lub izraelskie okręty typu Debora. Izrael będzie też odpowiadać za blokadę morską i powietrzną, stworzenie "sterylnej" strefy wokół obiektów olimpijskich.
Izraelscy generałowie nabrali wody w usta. Tylko rzecznik prasowy armii przyznał, iż w związku z "geograficznym sąsiedztwem" w dniu rozpoczęcia igrzysk w niektórych jednostkach wojskowych zostanie ogłoszony stan pogotowia. - Chodzi o to, by było jasne, że Izrael będzie zawsze na pierwszej linii wojny z terroryzmem - mówi "Wprost" jeden z szefów Izraelskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
W ochronę igrzysk zaangażowane są izraelskie firmy, na przykład ISDS przetwarzająca informacje wywiadowcze. Koncern stoczniowy Israel Shipyards dostarczył Grecji kilka nowoczesnych kutrów torpedowych za ponad 100 mln dolarów, a Elbit zainstalował w Atenach system czujników reagujących nawet na obecność dobrze odżywionych komarów.
Sądny dzień al-Zarkawiego
"Jesteśmy zainteresowani izraelską technologią, izraelskimi doświadczeniami i wiedzą" - powiedział w wywiadzie dla dziennika "Haarec" Georgios Floridis, grecki minister bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie ulega jednak wątpliwości, że udział sił izraelskich w ochronie igrzysk dawno wykroczył poza zakres dyplomatycznych deklaracji ateńskiego polityka. Niezależnie od tego tajne służby Izraela robią co się da, by zapewnić bezpieczeństwo własnym sportowcom. Od 1972 r., gdy Palestyńczycy zamordowali sportowców izraelskich podczas igrzysk w Monachium, w reprezentacji narodowej jest zawsze więcej tajnych agentów niż zawodników. Tym razem liczba ochroniarzy będzie "bezprecedensowa" - twierdzą działacze Izraelskiego Komitetu Olimpijskiego. Do Tel Awiwu napływają zaszyfrowane meldunki, z których wynika, że Hezbollah, Hamas i Islamski Dżihad chcą zorganizować w Atenach powtórkę z Monachium. Z Iraku dochodzą sygnały, że grupa samobójców związana ze słynnym terrorystą jordańskim Abu Musabem al-Zarkawim zamierza z morza zaatakować izraelskich wioślarzy podczas regat odbywających się w pobliżu linii brzegowej. "Wkrótce urządzimy Żydom sądny dzień" - miał powiedzieć al-Zarkawi emisariuszom szejka Hassana Nasralli, libańskiego przywódcy Hezbollahu.
Po igrzyskach w Monachium ówczesna premier Izraela Golda Meir rozkazała Mosadowi zabicie wszystkich, którzy zaplanowali i przeprowadzili masakrę. Wielkie polowanie na terrorystów trwało prawie 15 lat i odbywało się na kilku kontynentach. Najdłużej szukano Hassana Salamego, zwanego Czerwonym Księciem, który zajmował pierwsze miejsce na liście celów Mosadu. - Dzisiaj przeciwnicy są o wiele groźniejsi - uważa oficer Kidonu, tajnej jednostki do specjalnych poruczeń. - Nie mamy wątpliwości, że pirotechnicy w turbanach mają własny pomysł na igrzyska. Zrobimy wszystko, żeby pokrzyżować ich plany.
Ateński front wojny z terroryzmem
Izraelscy oficerowie łącznikowi w południowoeuropejskim sztabie są dobrej myśli: "Terroryści są coraz lepiej wyszkoleni, ale jak się wypną, dostaną potężnego kopniaka". Amerykańscy oficerowie z dowództwa NATO w Neapolu mówią Izraelczykom: "Macie mnóstwo wiedzy i dobre kontakty. My się dopiero uczymy".
Z przecieków, jakie dotarły do dziennika "Maariv", wynika, że jeśli w czasie igrzysk olimpijskich dojdzie do zamachu, pierwsze wejdą do akcji izraelskie jednostki szybkiego reagowania i komandosi z elitarnej formacji Sayeret Matkal. Nie ujawniono, gdzie będą rozlokowane, ale może chodzić o pływające bazy VI Floty Amerykańskiej lub izraelskie okręty typu Debora. Izrael będzie też odpowiadać za blokadę morską i powietrzną, stworzenie "sterylnej" strefy wokół obiektów olimpijskich.
Izraelscy generałowie nabrali wody w usta. Tylko rzecznik prasowy armii przyznał, iż w związku z "geograficznym sąsiedztwem" w dniu rozpoczęcia igrzysk w niektórych jednostkach wojskowych zostanie ogłoszony stan pogotowia. - Chodzi o to, by było jasne, że Izrael będzie zawsze na pierwszej linii wojny z terroryzmem - mówi "Wprost" jeden z szefów Izraelskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
W ochronę igrzysk zaangażowane są izraelskie firmy, na przykład ISDS przetwarzająca informacje wywiadowcze. Koncern stoczniowy Israel Shipyards dostarczył Grecji kilka nowoczesnych kutrów torpedowych za ponad 100 mln dolarów, a Elbit zainstalował w Atenach system czujników reagujących nawet na obecność dobrze odżywionych komarów.
Sądny dzień al-Zarkawiego
"Jesteśmy zainteresowani izraelską technologią, izraelskimi doświadczeniami i wiedzą" - powiedział w wywiadzie dla dziennika "Haarec" Georgios Floridis, grecki minister bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie ulega jednak wątpliwości, że udział sił izraelskich w ochronie igrzysk dawno wykroczył poza zakres dyplomatycznych deklaracji ateńskiego polityka. Niezależnie od tego tajne służby Izraela robią co się da, by zapewnić bezpieczeństwo własnym sportowcom. Od 1972 r., gdy Palestyńczycy zamordowali sportowców izraelskich podczas igrzysk w Monachium, w reprezentacji narodowej jest zawsze więcej tajnych agentów niż zawodników. Tym razem liczba ochroniarzy będzie "bezprecedensowa" - twierdzą działacze Izraelskiego Komitetu Olimpijskiego. Do Tel Awiwu napływają zaszyfrowane meldunki, z których wynika, że Hezbollah, Hamas i Islamski Dżihad chcą zorganizować w Atenach powtórkę z Monachium. Z Iraku dochodzą sygnały, że grupa samobójców związana ze słynnym terrorystą jordańskim Abu Musabem al-Zarkawim zamierza z morza zaatakować izraelskich wioślarzy podczas regat odbywających się w pobliżu linii brzegowej. "Wkrótce urządzimy Żydom sądny dzień" - miał powiedzieć al-Zarkawi emisariuszom szejka Hassana Nasralli, libańskiego przywódcy Hezbollahu.
Po igrzyskach w Monachium ówczesna premier Izraela Golda Meir rozkazała Mosadowi zabicie wszystkich, którzy zaplanowali i przeprowadzili masakrę. Wielkie polowanie na terrorystów trwało prawie 15 lat i odbywało się na kilku kontynentach. Najdłużej szukano Hassana Salamego, zwanego Czerwonym Księciem, który zajmował pierwsze miejsce na liście celów Mosadu. - Dzisiaj przeciwnicy są o wiele groźniejsi - uważa oficer Kidonu, tajnej jednostki do specjalnych poruczeń. - Nie mamy wątpliwości, że pirotechnicy w turbanach mają własny pomysł na igrzyska. Zrobimy wszystko, żeby pokrzyżować ich plany.
Więcej możesz przeczytać w 29/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.