Lider LPR sam przypiął sobie łatkę przekupnia, usiłującego handlować tam, gdzie winny się liczyć zasady Jak lokomotywa w wierszu Juliana Tuwima rusza powoli komisja śledcza, badająca sprawę Orlenu. Zanim się rozpędzi, warto zwrócić uwagę na zagrażające jej niebezpieczeństwa. Najpoważniejszym może się okazać nadmierne wciągnięcie w wir polityki. Rzecz jasna, gry politycznej nie da się w komisji uniknąć. Jest ona organem Sejmu, a ten na co dzień zajmuje się przecież polityką. Chodzi jednak o to, by partyjne układy nie przesłoniły dociekania prawdy.
Z pierwszej próby komisja wyszła obronną ręką. Na panewce spaliła intryga posła Romana Giertycha, mająca mu zapewnić fotel przewodniczącego. Strasząc klub Prawa i Sprawiedliwości zablokowaniem kandydatury Kazimierza Ujazdowskiego na fotel wicemarszałka (wraz z SLD), wymusił on na PiS poparcie dla swojego awansu w komisji śledczej. Oficjalnie podpisała się pod jego kandydaturą większość klubów opozycyjnych, chociaż po cichu nie ukrywały one braku entuzjazmu dla tego rozwiązania. Posłowie Platformy Obywatelskiej świetnie wiedzą, że Giertych nie zrezygnuje ze swoich antyplatformowych fobii, którym wielokrotnie dawał wyraz. Liderzy PiS też nie mają wątpliwości, że ich przymusowy sojusznik szybko zmieniłby się w bezlitosnego rywala i bezpardonowo wykorzystałby nowe stanowisko, by ostatecznie odebrać Lechowi Kaczyńskiemu laur szeryfa, już i tak w znacznej mierze zawłaszczony przez Jana Rokitę. Także Samoobrona nie życzyła Giertychowi sukcesu, bo dobrze pamiętała bezpardonową rywalizację w kampanii europejskiej, zakończoną zepchnięciem z wyborczego podium. Bez entuzjazmu wspierało go też PSL, które w roli przewodniczącego widziało swojego posła Józefa Gruszkę.
W tej sytuacji gwarancje uzyskane przez lidera LPR nie przeżyły nawet weekendu. Negocjacje klubów opozycyjnych wlokły się niemiłosiernie i zakończyły uzgodnieniem kandydatury Zbigniewa Wassermanna. On też, chociaż wydawało się, że wita się już z gąską, przegrał. PSL zadbało, by w pierwszej turze głosy opozycji się rozbiły, a w drugiej wygrał Gruszka.
Temu rozwiązaniu można tylko przyklasnąć. Przewodniczący komisji znany jest w Sejmie z koncyliacyjnego usposobienia i na pewno będzie skutecznie mitygował krewkich posłów. Bez wątpienia znajdzie wspólny język zarówno z prawicą, jak i z lewicą. Spacyfikuje niejedną komisyjną wojnę.
Można też mieć nadzieję, że wpadka Giertycha uodporni komisję na kolejne polityczne intrygi. Nie dość bowiem, że ambitny lider LPR niczego nie zyskał, to jeszcze sam przypiął sobie łatkę politycznego przekupnia, usiłującego handlować tam, gdzie winny się liczyć zasady. Jego wielki imiennik Roman Dmowski w grobie musi się przewracać na widok takiego kramarstwa, zupełnie nie przystającego do dumnej tradycji ruchu narodowego.
W tej sytuacji gwarancje uzyskane przez lidera LPR nie przeżyły nawet weekendu. Negocjacje klubów opozycyjnych wlokły się niemiłosiernie i zakończyły uzgodnieniem kandydatury Zbigniewa Wassermanna. On też, chociaż wydawało się, że wita się już z gąską, przegrał. PSL zadbało, by w pierwszej turze głosy opozycji się rozbiły, a w drugiej wygrał Gruszka.
Temu rozwiązaniu można tylko przyklasnąć. Przewodniczący komisji znany jest w Sejmie z koncyliacyjnego usposobienia i na pewno będzie skutecznie mitygował krewkich posłów. Bez wątpienia znajdzie wspólny język zarówno z prawicą, jak i z lewicą. Spacyfikuje niejedną komisyjną wojnę.
Można też mieć nadzieję, że wpadka Giertycha uodporni komisję na kolejne polityczne intrygi. Nie dość bowiem, że ambitny lider LPR niczego nie zyskał, to jeszcze sam przypiął sobie łatkę politycznego przekupnia, usiłującego handlować tam, gdzie winny się liczyć zasady. Jego wielki imiennik Roman Dmowski w grobie musi się przewracać na widok takiego kramarstwa, zupełnie nie przystającego do dumnej tradycji ruchu narodowego.
Więcej możesz przeczytać w 29/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.