Włos się jeży, kiedy młode Polki pytane o bicie seksualnego rekordu odpowiadają: "Jak ktoś chce, to czemu nie" Namieszały tegoroczne noblistki, oj, namieszały. Już wydawało się, że świat zdołał zapomnieć o zeszłorocznej laureatce pokojowej Nagrody Nobla Szirin Ebadi, a tu kolejny skandal. Nobel dla kobiety to tak, jakby szacowne jury strzeliło kulą w płot. To tak, jakby tego wyróżnienia w ogóle nie było. Nobel dla kobiety? Za dobre książki, za ekologię? A do tego, jaka kasa! Szkoda gadać. Co innego Maria Curie-Skłodowska. Po pierwsze - dawno, a po drugie - Nobla dostała w dziedzinie chemii i fizyki, a na tych niewielu się zna. Co innego Matka Teresa, bo przecież święta, więc nie ma się z nią jak mierzyć.
Ale co zrobić z Austriaczką Elfriede Jelinek, która nie dość, że z własną ojczyzną jest mocno na bakier, to jeszcze ostro feminizuje? Jak przejść do porządku z Wangari Maathai z Kenii, w której większość tamtejszych polityków widzi, delikatnie mówiąc, osobę pomyloną? Zresztą, co się dziwić, skoro od zawsze walczyła ona o prawa kobiet. A na dodatek jako pierwsza kobieta w Afryce Środkowej i Wschodniej zdobyła doktorat i jest pierwszą kobietą w Kenii, która została profesorem. Rzeczywiście, pomylona. Co to wreszcie za okoliczność łagodząca, że wyróżniona wraz z innymi kobietami zasadziła 30 mln drzew. Takie tam ekologiczne dziwactwa. Co innego, gdyby za drzewa, nawet w mniejszej ilości, zabrał się jakiś poważny i w związku z tym ogólnie poważany mężczyzna. To co innego. Reasumując, nic dziwnego, że noblistkę mąż zostawił z trójką dzieci. Jakże miał inaczej uczynić, skoro nawet tamtejszy sąd przyznał, że jako żona Maathai jest zbyt uparta, za bardzo wykształcona i w związku z tym trudna do kontroli. Do tego szepczą o niej, że jest nieprzekupna. Zgroza. Tak czy inaczej, Nobel dla Maathai i ten dla Jelinek, to zdaniem wielu poważnych i poważanych mężczyzn, wynik koteryjnych rozdań. To wrzód na dobrym samopoczuciu tych, którzy utyskują, że w naszym życiu wszystko jest polityką. Dlaczego więc nie miałoby tak być, gdy idzie o kobiety, i gdy idzie o noblistki. A ponieważ wszystko jest polityką, to nic dziwnego, że "próbą grania kwestiami politycznymi" nazwali organizatorzy targów erotycznych zakaz bicia kolejnego rekordu seksualnego. Ona jedna i ich kilkuset. Działa na wyobraźnię. Nic to, że chorą. Przecież żyjemy w wolnym kraju, w którym jeśli tylko modelka się zgodzi albo sobie tego zażyczy, to można z nią odbyć stosunek analny i oralny. Poza tym "normalnym". Ona jedna i ich kilkuset. Przez dobrych kilka dni media wałkowały temat: będzie bity rekord czy nie? - My sobie takiej rzeczy nie życzymy - oświadczył prezydent Lech Kaczyński i miał rację. Szkoda tylko, że ten najrozsądniejszy z argumentów wydawał się nie wystarczać i musieliśmy uczestniczyć w ogólnonarodowej dyskusji, z jakiego by tu powodu odwołać cały ten, za przeproszeniem, burdel. Wszystko przypominało obronę Częstochowy. Prof. Lew Starowicz odwoływał się do mechanicznych urazów i obtarć, na które może być narażona główna, za przeproszeniem, spółkująca. Na gwałt szukano luk prawnych. I nawet mający na pieńku z feminizmem publicysta Piotr Zaremba tym razem odwoływał się do amerykańskiej feministki Jane Addams, która uważała, że płatna rozwiązłość to coś dużo gorszego niż niewolnictwo. Przy okazji najszybciej mówiącemu w Polsce publicyście coś się pomyliło i utyskiwał, że polskie feministki w odróżnieniu od szwedzkich oklaskują wszystko to, co kojarzy się z brakiem zakazów. Prostytucję także. Nie znam i nie słyszałam o feministce, która by sekundowała najstarszej profesji świata, ale coś innego zjeżyło mi włos na głowie. Wśród zatrzymywanych przy okazji ulicznych sond młodych Polek były i takie, które pytane o bicie rekordu mówiły: jak ktoś chce, to czemu nie. Zwłaszcza że rekord otwiera ewentualnym rekordzistkom drogę do kariery. To dopiero wyczyn, a nie jakieś tam pisanie teatralnych dramatów czy sadzenie drzewek. Kilkuset, a ona jedna. Tak właśnie z 758 mężczyznami, za przeproszeniem między nogami, w ciągu kilku godzin buduje się pozycję w branży sutenersko-pornograficznej. Przy okazji padały bagatelizujące zalegalizowaną Sodomę i Gomorę argumenty, że o co właściwie chodzi, skoro do dziś nikt nie zdefiniował, czym jest pornografia. Gwoli ścisłości definicji pornografii jest wiele, a jedna z najprostszych zakłada, że mamy z nią do czynienia wówczas, gdy w erotycznej grze jedna ze stron jest ofiarą, a druga katem. - Nikogo nie będziemy zmuszać - uspokajali organizatorzy. Wielkie dzięki. Kopuluje, kto chce. Panowie między osiemnastym a siedemdziesiątym rokiem życia. A tak w ogóle, to organizatorom erotycznych targów leży na sercu seksualny gust rodaków. Chcieliby więc nauczyć nas erotycznej elegancji. Bo jak na razie kupowane są podstawowe wzory. Za przeproszeniem, niewymownych. W "Pianistce" Jelinek objaśnia: "Obok znajduje się niewielki seks-shop. Można tam kupić to, na co się ma ochotę. Kobiet nie można nabyć, za to na pocieszenie są mikroskopijne nylonowe majteczki z mnóstwem rozcięć, do wyboru, z przodu albo z tyłu. Zakłada się je żonie w domu i można się do niej dobierać bez konieczności całkowitego ich zdejmowania". Za przeproszeniem.
Więcej możesz przeczytać w 43/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.