Kardynał Ratzinger czytał Sienkiewicza i grywał Chopina W dzieciństwie chciał zostać malarzem pokojowym. "Zaimponował mi jeden pan malujący mieszkanie sąsiadów. Długo chciałem iść w jego ślady. Ale kilka lat później w nasze strony przyjechał odziany w purpurę kardynał Faulhaber. Zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie. Powiedziałem sobie wówczas: "Muszę zostać kardynałem!" - opowiadał kard. Ratzinger, gdy stał na czele Kongregacji Nauki Wiary. Trzy lata temu, gdy osiągnął wiek emerytalny, miał sprecyzowane plany co do swej przyszłości. "Chcę wrócić do pracy naukowej. Do swoich książek" - zapowiedział. Ale Jan Paweł II poprosił go, by nie przechodził na emeryturę. Ratzinger mówił wtedy ze smutkiem: "Okazało się, że muszę jeszcze chwilę zostać w Watykanie". W ubiegły wtorek dowiedział się, że w Watykanie zostanie na zawsze.
Zastanawiające, jak nieprzychylny wizerunek stworzyła mu prasa. Może dlatego, że jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary pełnił funkcję piorunochronu dla Jana Pawła II. Media przypisywały mu wszystkie krytykowane decyzje Jana Pawła II: potępienie teologii wyzwolenia, odebranie prawa nauczania kontrowersyjnym teologom czy wydanie uznanej przez niektórych za antyekumeniczną deklaracji "Dominus Iesus". Ale piorunochron nigdy nie działał w drugą stronę: jeśli papież zrobił coś, co podobało się dziennikarzom, natychmiast wymyślano historyjkę, że uczynił to "mimo sprzeciwu pancernego kardynała".
Wiejski chłopiec
"Agresywny Niemiec o hardym sposobie bycia, który nosi krzyż jak szpadę" - pisały gazety, kreując wizerunek kardynała jako osoby o niepohamowanej żądzy władzy, wyniosłego i nieprzystępnego. A przecież na rzymskich salonach nigdy się nie czuł u siebie. Miało to związek z jego wiejskimi korzeniami. - Gdy odwiedzał mnie w Opolu, zawsze powtarzał: "Powóź mnie po małych, wiejskich parafiach - wspomina abp Alfons Nossol, przyjaciel papieża Benedykta XVI. Polską prowincją był zachwycony, zwłaszcza Śląskiem. "Mój Boże, przecież to moja Bawaria w miniaturze!" - powtarzał.
Bp Zygmunt Zimowski z Radomia, wieloletni współpracownik Ratzingera, wspomina wspólną podróż do południowego Tyrolu. Szef najważniejszych watykańskiej kongregacji, gdy tylko zobaczył wieś, zaczął się zachowywać jak dziecko. Podchodził do pasących się na łące owiec, karmił konie. "Wychowywałem się w bardzo biednej rodzinie - matka domowym sposobem musiała wytwarzać nawet mydło. Właśnie w takich warunkach rodzą się radości, których nie znają ludzie bogaci. Potrafiliśmy się cieszyć najmniejszymi drobiazgami" - wspominał kard. Ratzinger.
Przyjacielski asceta
Przez lata był przedstawiany jako człowiek, którego trzeba cenić, ale na pewno nie można lubić. - Jego rzekomemu zamknięciu na ludzi przeciwstawiano innego niemieckiego duchownego, kard. Waltera Kaspera. Tymczasem w bezpośrednim kontakcie jest dokładnie na odwrót. To Kasper jest zimny, zaś Ratzinger to dusza człowiek. Z każdym zagada: porozmawia ze staruszką, weźmie na ręce dziecko. Zupełnie jak Jan Paweł II - mówi o. Konrad Hejmo, opiekun polskich pielgrzymów w Watykanie.
Zawsze prowadził ascetyczny tryb życia. Był chyba jedynym watykańskim kardynałem, który obywał się bez kierowcy, samodzielnie prowadząc mały samochód. Zresztą często chodził po Rzymie piechotą. Mieszkańcy parafii w Monachium, gdzie trafił tuż po seminarium, do dziś wspominają młodego księdza Józefa, który poruszał się starym rowerem. Gdy ks. Zimowski został mianowany biskupem, poprosił kard. Ratzingera, by został jego konsekratorem. "Nie jestem godzien" - odpowiedział obecny papież. "To ja nie jestem godzien!" - zaprotestował polski ksiądz. "Skoro obaj nie jesteśmy godni, możemy to zrobić" - uśmiechnął się kardynał.
Pokorny Niemiec
Nieprawdziwy jest też wizerunek Benedykta XVI jako osoby zamkniętej na dialog i pojednanie. Także polsko-niemieckie. Kardynał ma nawet specyficzny niemiecki kompleks. Pojawiające się w prasie określenie "Panzerkardinal" traktował jako aluzję do swej narodowości oraz nazistowskiej przeszłości swego narodu. Będąc w Polsce, bał się publicznie przemawiać w swoim języku. - Podczas jednej z jego wizyt na Opolszczyznie poprosiłem go, by konsekrował kościółek, właściwie kapliczkę w Choruli. To wieś, nawet nie parafialna, licząca może
120 mieszkańców. Kardynał się przestraszył: "W Polsce nie mogę odprawić mszy po niemiecku!". W końcu go namówiłem, żeby celebrował po łacinie. Teraz, gdy jestem w Rzymie, zawsze mnie pyta: "Jak tam moja katedra w Choruli?" - wspomina abp Nossol.
Opolski ordynariusz wielokrotnie opowiadał obecnemu papieżowi o historii Polski. Interesowały go zwłaszcza rozbiory. Benedykt XVI zna też polską kulturę: czytał Sienkiewicza, na pianinie grywał Chopina. - Szkoda, że na Zachodzie mało jest tłumaczeń polskiej literatury - skarżył się kiedyś Polakom. Abp Alfons Nossol uważa, że zainteresowanie Ratzingera polską historią i kulturą wynikało z wpływu Jana Pawła II. - Był oczarowany polskim papieżem, więc chciał się dowiedzieć, co ukształtowało jego bogatą osobowość - opowiada abp Nossol. Jego zdaniem, kard. Ratzinger bez wątpienia jest człowiekiem dialogu: - Zachwycał się polskim Śląskiem właśnie dlatego, że współżyją tu różne narodowości i wyznania.
Joseph Odnowiciel
Absurdalny jest też stworzony przez przeciwników obraz nowego papieża jako przeciwnika zmian w Kościele. Bez przesady można powiedzieć, że Ratzinger w znacznej mierze uratował odnowę Kościoła. Gdy Jan XXIII zwołał sobór, Kuria Rzymska była temu zdecydowanie przeciwna. Watykańscy kardynałowie, chcąc zapobiec zbyt daleko idącej rewolucji, przygotowali dokumenty soborowe jeszcze przez inauguracją obrad. Z góry ustalili też składy komisji zajmujących się poszczególnymi zagadnieniami. Gdy biskupi przybyli do Watykanu, mieli co najwyżej skorygować dokumenty, bo cała robota była właściwie za nich zrobiona. Ratzinger uczestniczył wtedy w soborze jako doradca kard. Josepha Fringsa. Pomógł mu przygotować przemówienie kwestionujące proponowany przez kurię tryb pracy. Wystąpienie Fringsa, w którym postulował, by biskupi pracowali nad wszystkimi dokumentami od podstaw, wywołało burzę. Przyjęto większość zawartych w nim postulatów. W znacznej mierze uratowało to odnowę soborową.
Po latach jako strażnik katolickiej doktryny Ratzinger musiał odbierać prawo do nauczania w imieniu Kościoła teologom, którzy współtworzyli sobór. Ale osoby, które współpracowały z obecnym papieżem, zapewniają, że Ratzinger był jednym z najbardziej otwartych na inne poglądy w Kurii Rzymskiej. - Bardzo mnie tym zaskoczył. W latach 60. poznałem wielu niemieckich teologów, ale mieli oni zwyczaj patrzeć na innych z góry. Wręcz z pogardą. U niego nigdy czegoś takiego nie wyczułem. Potrafił wysłuchać innych, zmienić pod ich wpływem swój pogląd - mówi "Wprost" kard. Zenon Grocholewski.
Doktryner o gołębim sercu
Gdy w 1985 r. kard. Ratzinger nakazał milczenie jednemu z teologów wyzwolenia - Leonardo Boffowi, dziennikarze myśleli, że w rozmowie z nimi pancerny kardynał go zniszczy. Próbowali sprowokować jakąś ostrą wypowiedź, która byłaby dowodem nieprzejednania hierarchy. "Zostawcie go w spokoju. To bardzo wrażliwy człowiek, teraz na pewno cierpi" - powiedział do zaskoczonych dziennikarzy kardynał. Nawet teolog Hans Kueng, uznawany za wroga numer 1 Ratzingera, przyznał niedawno, że w osobistych kontaktach obecny papież jest ujmujący. "Spotkałem go kiedyś przypadkiem podczas spaceru w Bawarii. Zaprosił mnie do swego domu, nakarmił i pozwolił się zdrzemnąć. Długo rozmawialiśmy z sobą w przyjaźni" - wspominał Kueng.
Peter Seewald, dziennikarz, któremu Ratzinger udzielał kiedyś wywiadu, wspomina, jak pewnego razu postanowił zrobić kardynałowi test na tolerancję. Zapytał, ile dróg może prowadzić człowieka do Boga. Gdyby kardynał odpowiedział "jedna", znaczyłoby, że jest doktrynerem. Odpowiedź "wiele" miała oznaczać, że mimo stereotypów kardynał jest otwarty. Ratzinger nie zastanawiał się ani chwili. "Dróg do Boga jest dokładnie tyle, ilu jest ludzi" - odparł.
Wiejski chłopiec
"Agresywny Niemiec o hardym sposobie bycia, który nosi krzyż jak szpadę" - pisały gazety, kreując wizerunek kardynała jako osoby o niepohamowanej żądzy władzy, wyniosłego i nieprzystępnego. A przecież na rzymskich salonach nigdy się nie czuł u siebie. Miało to związek z jego wiejskimi korzeniami. - Gdy odwiedzał mnie w Opolu, zawsze powtarzał: "Powóź mnie po małych, wiejskich parafiach - wspomina abp Alfons Nossol, przyjaciel papieża Benedykta XVI. Polską prowincją był zachwycony, zwłaszcza Śląskiem. "Mój Boże, przecież to moja Bawaria w miniaturze!" - powtarzał.
Bp Zygmunt Zimowski z Radomia, wieloletni współpracownik Ratzingera, wspomina wspólną podróż do południowego Tyrolu. Szef najważniejszych watykańskiej kongregacji, gdy tylko zobaczył wieś, zaczął się zachowywać jak dziecko. Podchodził do pasących się na łące owiec, karmił konie. "Wychowywałem się w bardzo biednej rodzinie - matka domowym sposobem musiała wytwarzać nawet mydło. Właśnie w takich warunkach rodzą się radości, których nie znają ludzie bogaci. Potrafiliśmy się cieszyć najmniejszymi drobiazgami" - wspominał kard. Ratzinger.
Przyjacielski asceta
Przez lata był przedstawiany jako człowiek, którego trzeba cenić, ale na pewno nie można lubić. - Jego rzekomemu zamknięciu na ludzi przeciwstawiano innego niemieckiego duchownego, kard. Waltera Kaspera. Tymczasem w bezpośrednim kontakcie jest dokładnie na odwrót. To Kasper jest zimny, zaś Ratzinger to dusza człowiek. Z każdym zagada: porozmawia ze staruszką, weźmie na ręce dziecko. Zupełnie jak Jan Paweł II - mówi o. Konrad Hejmo, opiekun polskich pielgrzymów w Watykanie.
Zawsze prowadził ascetyczny tryb życia. Był chyba jedynym watykańskim kardynałem, który obywał się bez kierowcy, samodzielnie prowadząc mały samochód. Zresztą często chodził po Rzymie piechotą. Mieszkańcy parafii w Monachium, gdzie trafił tuż po seminarium, do dziś wspominają młodego księdza Józefa, który poruszał się starym rowerem. Gdy ks. Zimowski został mianowany biskupem, poprosił kard. Ratzingera, by został jego konsekratorem. "Nie jestem godzien" - odpowiedział obecny papież. "To ja nie jestem godzien!" - zaprotestował polski ksiądz. "Skoro obaj nie jesteśmy godni, możemy to zrobić" - uśmiechnął się kardynał.
Pokorny Niemiec
Nieprawdziwy jest też wizerunek Benedykta XVI jako osoby zamkniętej na dialog i pojednanie. Także polsko-niemieckie. Kardynał ma nawet specyficzny niemiecki kompleks. Pojawiające się w prasie określenie "Panzerkardinal" traktował jako aluzję do swej narodowości oraz nazistowskiej przeszłości swego narodu. Będąc w Polsce, bał się publicznie przemawiać w swoim języku. - Podczas jednej z jego wizyt na Opolszczyznie poprosiłem go, by konsekrował kościółek, właściwie kapliczkę w Choruli. To wieś, nawet nie parafialna, licząca może
120 mieszkańców. Kardynał się przestraszył: "W Polsce nie mogę odprawić mszy po niemiecku!". W końcu go namówiłem, żeby celebrował po łacinie. Teraz, gdy jestem w Rzymie, zawsze mnie pyta: "Jak tam moja katedra w Choruli?" - wspomina abp Nossol.
Opolski ordynariusz wielokrotnie opowiadał obecnemu papieżowi o historii Polski. Interesowały go zwłaszcza rozbiory. Benedykt XVI zna też polską kulturę: czytał Sienkiewicza, na pianinie grywał Chopina. - Szkoda, że na Zachodzie mało jest tłumaczeń polskiej literatury - skarżył się kiedyś Polakom. Abp Alfons Nossol uważa, że zainteresowanie Ratzingera polską historią i kulturą wynikało z wpływu Jana Pawła II. - Był oczarowany polskim papieżem, więc chciał się dowiedzieć, co ukształtowało jego bogatą osobowość - opowiada abp Nossol. Jego zdaniem, kard. Ratzinger bez wątpienia jest człowiekiem dialogu: - Zachwycał się polskim Śląskiem właśnie dlatego, że współżyją tu różne narodowości i wyznania.
Joseph Odnowiciel
Absurdalny jest też stworzony przez przeciwników obraz nowego papieża jako przeciwnika zmian w Kościele. Bez przesady można powiedzieć, że Ratzinger w znacznej mierze uratował odnowę Kościoła. Gdy Jan XXIII zwołał sobór, Kuria Rzymska była temu zdecydowanie przeciwna. Watykańscy kardynałowie, chcąc zapobiec zbyt daleko idącej rewolucji, przygotowali dokumenty soborowe jeszcze przez inauguracją obrad. Z góry ustalili też składy komisji zajmujących się poszczególnymi zagadnieniami. Gdy biskupi przybyli do Watykanu, mieli co najwyżej skorygować dokumenty, bo cała robota była właściwie za nich zrobiona. Ratzinger uczestniczył wtedy w soborze jako doradca kard. Josepha Fringsa. Pomógł mu przygotować przemówienie kwestionujące proponowany przez kurię tryb pracy. Wystąpienie Fringsa, w którym postulował, by biskupi pracowali nad wszystkimi dokumentami od podstaw, wywołało burzę. Przyjęto większość zawartych w nim postulatów. W znacznej mierze uratowało to odnowę soborową.
Po latach jako strażnik katolickiej doktryny Ratzinger musiał odbierać prawo do nauczania w imieniu Kościoła teologom, którzy współtworzyli sobór. Ale osoby, które współpracowały z obecnym papieżem, zapewniają, że Ratzinger był jednym z najbardziej otwartych na inne poglądy w Kurii Rzymskiej. - Bardzo mnie tym zaskoczył. W latach 60. poznałem wielu niemieckich teologów, ale mieli oni zwyczaj patrzeć na innych z góry. Wręcz z pogardą. U niego nigdy czegoś takiego nie wyczułem. Potrafił wysłuchać innych, zmienić pod ich wpływem swój pogląd - mówi "Wprost" kard. Zenon Grocholewski.
Doktryner o gołębim sercu
Gdy w 1985 r. kard. Ratzinger nakazał milczenie jednemu z teologów wyzwolenia - Leonardo Boffowi, dziennikarze myśleli, że w rozmowie z nimi pancerny kardynał go zniszczy. Próbowali sprowokować jakąś ostrą wypowiedź, która byłaby dowodem nieprzejednania hierarchy. "Zostawcie go w spokoju. To bardzo wrażliwy człowiek, teraz na pewno cierpi" - powiedział do zaskoczonych dziennikarzy kardynał. Nawet teolog Hans Kueng, uznawany za wroga numer 1 Ratzingera, przyznał niedawno, że w osobistych kontaktach obecny papież jest ujmujący. "Spotkałem go kiedyś przypadkiem podczas spaceru w Bawarii. Zaprosił mnie do swego domu, nakarmił i pozwolił się zdrzemnąć. Długo rozmawialiśmy z sobą w przyjaźni" - wspominał Kueng.
Peter Seewald, dziennikarz, któremu Ratzinger udzielał kiedyś wywiadu, wspomina, jak pewnego razu postanowił zrobić kardynałowi test na tolerancję. Zapytał, ile dróg może prowadzić człowieka do Boga. Gdyby kardynał odpowiedział "jedna", znaczyłoby, że jest doktrynerem. Odpowiedź "wiele" miała oznaczać, że mimo stereotypów kardynał jest otwarty. Ratzinger nie zastanawiał się ani chwili. "Dróg do Boga jest dokładnie tyle, ilu jest ludzi" - odparł.
Więcej możesz przeczytać w 17/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.