"Pornografia to teoria, zaś przemoc to praktyka" - głosiła Andrea Dworkin, przywódczyni ruchu antypornograficznego Dokładnie trzydzieści pięć lat temu amerykańska antropolog kultury Margaret Mead prorokowała: "Wchodzimy w okres presymboliczny", w którym wszystkie mity i symbole, które do tej pory nadawały znaczenie i ukierunkowywały naszą kulturę, w dużym stopniu utraciły swoją ważność. Stoimy więc przed zadaniem stworzenia "nowej kosmologii". Według uczonej, miała nią być "kultura szanująca seks, przyjemność i zmysłowość, obrazy i mity, które dostarczą wzorców nowej świadomości". Czy tak się stało? Na początku kwietnia w wieku 58 lat zmarła Andrea Dworkin, jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci współczesnego feminizmu. Uwielbiana i znienawidzona. Jej wizerunek chętnie wykorzystywano, gdy był potrzebny ktoś do ośmieszenia feministki jako takiej. Wystarczyło wówczas przywołać portret Dworkin: grubej, nieuczesanej i nie interesującej się modą.
Z drugiej strony, podziwiano ją za "intelektualną aktywność, która stanowiła inspirację dla wielu współczesnych myślicieli" - jak napisał dziennik "The Guardian". Nie było poważnego tytułu prasowego na świecie, który nie odnotowałby jej śmierci i nie przypomniał osiągnięć tej niekwestionowanej przywódczyni ruchu antypornograficznego. Za każdym razem przywoływano także cytat z jej najgłośniejszej książki "Pornography. Men possessing women", stawiający tezę, że: "pornografia to teoria, zaś przemoc to praktyka". Co w konsekwencji oznaczało, że pornografia prowadzi do przemocy.
Andrea Dworkin urodziła się w stanie New Jersey i, co chętnie podkreślała, miała idylliczne dzieciństwo. Żadnej traumy. Na początku lat 60. prowadziła aktywne życie studenckie. Podczas manifestacji przeciwko wojnie w Wietnamie zostaje aresztowana i trafia do WomenŐs House of Detention w Greenwich. Przechodzi tam serię brutalnych przesłuchań. Jej późniejsze zeznania w tej sprawie publikują gazety na całym świecie i w konsekwencji wymuszają na władzach Nowego Jorku zamknięcie ośrodka. Pod koniec lat 70. Dworkin wyjeżdża do Amsterdamu i wychodzi za mąż. Wkrótce dowie się, co oznacza przemoc w małżeństwie. Ma dwadzieścia pięć lat, gdy odchodzi od męża. Wtedy też napisze, że nadeszły czasy, w których żyła jak ofiara. Śpi na podłodze u znajomych i prostytuuje się, by przeżyć. Wszystko zmienia się, gdy spotyka pisarza Johna Stoltenberga, z którym będzie do końca życia. Zostaje okrzyknięta liderką feminizmu radykalnego. To, na co nie daje zgody, to męski szowinizm, patriarchat, seksizm i prostytucja. Radykalny feminizm dostrzega w ucisku kobiet fundamentalny ucisk polityczny, w ramach którego kobiety są skategoryzowane jako "niższa klasa oparta na płci"- piszą w swoim manifeście jej koleżanki, zaś Dworkin dodaje: "feminizm proponuje jeden uniwersalny model ludzkiej godności, nie zróżnicowany ze względu na płeć". Logiczne, a jednak dla wielu nadal trudne do zaakceptowania.
Potężne lobby, które czerpie krocie z przemysłu pornograficznego, ma już dość głośnej i na dodatek skutecznej działaczki. Po pogróżkach, jakie dostaje, policja zapewnia jej ochronę podczas każdego publicznego wystąpienia. Także mass media coraz częściej zwracają uwagę na to, co mówi ta otyła ponad miarę Amerykanka. "Pornografia to zniewolenie kobiet" - krzyczy do mikrofonu Dworkin - to stąd bierze się gwałt Afroamerykanek, gwałt żon i gwałt na randkach. W tym samym czasie powstaje potężna organizacja Women Against Violence in Pornography and Media, jej członkinie odnoszą pierwsze sukcesy. Zmuszają wytwórnię Warner Brothers do wycofania billboardów reklamujących najnowszą płytę Rolling Stonesów, na których kobieta zakuta w łańcuchy, z ranami na nogach i twarzy mówi: "lubię to". Problemy z ich powodu ma m.in. wydawca "Hustlera" Larry Flynt. Dworkin jeździ z odczytami po całej Ameryce. Nikt i nic nie może jej już zatrzymać. Zyskuje poparcie przede wszystkim konserwatywnej części społeczeństwa. Udaje się jej przeforsować poprawkę do rozporządzenia municypalnego, traktującą pornografię jako rodzaj dyskryminacji płciowej. Stwarzała ona podstawę dla wnoszenia indywidualnych skarg przeciwko mediom, które przemycały treści pornograficzne. W stanie Minneapolis uchwalano ją dwukrotnie, ale za każdym razem mer odmawiał jej podpisania. Jego kolega ze stanu Indianapolis nie miał wątpliwości. Podpisał. Jednak poprawka szybko traci swą moc, bowiem w imię wolności słowa atakują ją... feministki liberalne. W rezultacie dwadzieścia lat temu Sąd Najwyższy uznał, że akt prawny z Indianapolis narusza pierwszą poprawkę do konstytucji i nie ma podstawy prawnej do zaskarżeń o szerzenie pornografii.
Schizma w tej sprawie trwa w ruchu feministycznym do dziś. A sam feminizm antypornograficzny określany jest mianem feminizmu cierpiętniczego. A więc znowu dużo hałasu o nic? Jak trafnie zauważa socjolg kultury Ellen Willis, być może w utopijnym społeczeństwie "porno zniknie wraz z aparatem państwowym, heroiną i coca-colą. Dziś jednak odczucia seksualne, do których odwołuje się pornografia, to element życia wewnętrznego niemal każdego człowieka". Mężczyzny i kobiety.
Andrea Dworkin urodziła się w stanie New Jersey i, co chętnie podkreślała, miała idylliczne dzieciństwo. Żadnej traumy. Na początku lat 60. prowadziła aktywne życie studenckie. Podczas manifestacji przeciwko wojnie w Wietnamie zostaje aresztowana i trafia do WomenŐs House of Detention w Greenwich. Przechodzi tam serię brutalnych przesłuchań. Jej późniejsze zeznania w tej sprawie publikują gazety na całym świecie i w konsekwencji wymuszają na władzach Nowego Jorku zamknięcie ośrodka. Pod koniec lat 70. Dworkin wyjeżdża do Amsterdamu i wychodzi za mąż. Wkrótce dowie się, co oznacza przemoc w małżeństwie. Ma dwadzieścia pięć lat, gdy odchodzi od męża. Wtedy też napisze, że nadeszły czasy, w których żyła jak ofiara. Śpi na podłodze u znajomych i prostytuuje się, by przeżyć. Wszystko zmienia się, gdy spotyka pisarza Johna Stoltenberga, z którym będzie do końca życia. Zostaje okrzyknięta liderką feminizmu radykalnego. To, na co nie daje zgody, to męski szowinizm, patriarchat, seksizm i prostytucja. Radykalny feminizm dostrzega w ucisku kobiet fundamentalny ucisk polityczny, w ramach którego kobiety są skategoryzowane jako "niższa klasa oparta na płci"- piszą w swoim manifeście jej koleżanki, zaś Dworkin dodaje: "feminizm proponuje jeden uniwersalny model ludzkiej godności, nie zróżnicowany ze względu na płeć". Logiczne, a jednak dla wielu nadal trudne do zaakceptowania.
Potężne lobby, które czerpie krocie z przemysłu pornograficznego, ma już dość głośnej i na dodatek skutecznej działaczki. Po pogróżkach, jakie dostaje, policja zapewnia jej ochronę podczas każdego publicznego wystąpienia. Także mass media coraz częściej zwracają uwagę na to, co mówi ta otyła ponad miarę Amerykanka. "Pornografia to zniewolenie kobiet" - krzyczy do mikrofonu Dworkin - to stąd bierze się gwałt Afroamerykanek, gwałt żon i gwałt na randkach. W tym samym czasie powstaje potężna organizacja Women Against Violence in Pornography and Media, jej członkinie odnoszą pierwsze sukcesy. Zmuszają wytwórnię Warner Brothers do wycofania billboardów reklamujących najnowszą płytę Rolling Stonesów, na których kobieta zakuta w łańcuchy, z ranami na nogach i twarzy mówi: "lubię to". Problemy z ich powodu ma m.in. wydawca "Hustlera" Larry Flynt. Dworkin jeździ z odczytami po całej Ameryce. Nikt i nic nie może jej już zatrzymać. Zyskuje poparcie przede wszystkim konserwatywnej części społeczeństwa. Udaje się jej przeforsować poprawkę do rozporządzenia municypalnego, traktującą pornografię jako rodzaj dyskryminacji płciowej. Stwarzała ona podstawę dla wnoszenia indywidualnych skarg przeciwko mediom, które przemycały treści pornograficzne. W stanie Minneapolis uchwalano ją dwukrotnie, ale za każdym razem mer odmawiał jej podpisania. Jego kolega ze stanu Indianapolis nie miał wątpliwości. Podpisał. Jednak poprawka szybko traci swą moc, bowiem w imię wolności słowa atakują ją... feministki liberalne. W rezultacie dwadzieścia lat temu Sąd Najwyższy uznał, że akt prawny z Indianapolis narusza pierwszą poprawkę do konstytucji i nie ma podstawy prawnej do zaskarżeń o szerzenie pornografii.
Schizma w tej sprawie trwa w ruchu feministycznym do dziś. A sam feminizm antypornograficzny określany jest mianem feminizmu cierpiętniczego. A więc znowu dużo hałasu o nic? Jak trafnie zauważa socjolg kultury Ellen Willis, być może w utopijnym społeczeństwie "porno zniknie wraz z aparatem państwowym, heroiną i coca-colą. Dziś jednak odczucia seksualne, do których odwołuje się pornografia, to element życia wewnętrznego niemal każdego człowieka". Mężczyzny i kobiety.
Więcej możesz przeczytać w 17/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.