Ranking polskich duchownych Nie wierzcie w te bzdury - tymi słowami abp Stanisław Dziwisz skomentował doniesienia włoskiej prasy, że wkrótce zostanie mianowany krakowskim metropolitą. Niestety, tym samym rozwiał nadzieje wielu Polaków. Jak pokazuje bowiem sondaż Pentora dla "Wprost", większość rodaków abp. Dziwisza chciałaby, aby to właśnie najbliższy współpracownik Jana Pawła II stał się po jego śmierci liderem polskiego Kościoła. A jeśli nie Dziwisz, to przynajmniej ktoś z Krakowa. Aż do V wieku biskupów wybierał lud danego miasta razem z miejscowymi księżmi. W Kościele panowała wówczas zasada: "Ten, kto wszystkim przewodzi, przez wszystkich powinien być wskazany". Wybrany potrzebował jeszcze akceptacji sąsiednich hierarchów, którzy musieli mu udzielić sakry biskupiej, ale zwykle polegało to głównie na sprawdzeniu kwalifikacji duchownego. Gdyby ten model ze starochrześcijańskich gmin przenieść do współczesnego Kościoła, liderem polskich katolików byłby abp Dziwisz. Polskim Kościołem przestałby natomiast rządzić triumwirat Józefów - prymasa Glempa, przewodniczącego episkopatu Michalika i nuncjusza Kowalczyka. Zastąpiłby go tercet krakowski: obok abp. Stanisława Dziwisza tworzyliby go kard. Franciszek Macharski i bp Tadeusz Pieronek.
Syndrom wyuczonej bezradności.
Przez ostatnie ćwierć wieku faktyczną głową polskiego Kościoła był Jan Paweł II. Papież Polak rozstrzygał za naszych biskupów sprawy, które normalnie powinny być rozwiązywane przez polski episkopat lub nawet na szczeblu diecezji. To Jan Paweł II podejmował decyzje w sprawie sporu o katedrę przemyską, oświęcimski karmel i tzw. krzyż papieski na oświęcimskim żwirowisku, w sprawie rozwiązania problemu molestowania seksualnego kleryków w Poznaniu, a nawet miejsca pochówku Czesława Miłosza. W efekcie wśród polskich biskupów zrodził się swoisty syndrom wyuczonej bezradności.
Macharski z tarczą
Bezsilność polskich hierarchów wyczuwają wierni w Polsce, którzy chcieliby znaleźć sposób na przedłużenie pontyfikatu Jana Pawła II. Stąd tak wysokie notowania abp. Dziwisza. Warto zauważyć, że Don Stanislao praktycznie nigdy nie udzielał wywiadów, niezmiernie rzadko wypowiadał się też publicznie. O jego poglądach, duszpasterskiej charyzmie, a nawet sposobie bycia nie wiadomo praktycznie nic. Fakt, że właśnie w nim Polacy upatrują swego duchowego przywódcy, to gorzka cenzurka wystawiona pozostałym polskim hierarchom.
Nie dziwi to, że aż dwie trzecie badanych chciałoby, żeby krakowski metropolita Franciszek Macharski odgrywał większą rolę w polskim Kościele. Był wszak jedynym z wysokich polskich hierarchów, który w dniach próby, jaką była śmierć papieża, stanął na wysokości zadania. Gdy w wielu polskich miastach wierni musieli prosić księży, by otworzyli im na noc świątynie, kard. Macharski wezwał mieszkańców swego miasta do gromadzenia się przy krakowskiej kurii i czuwania wraz z umierającym papieżem. Będąc już w Rzymie, na kilka godzin przed pogrzebem papieża, przesłał milionowi zgromadzonych na Błoniach niezwykły SMS: "Jestem z wami i przy św. Piotrze. Tu i tam WASZ!". - Kardynał Macharski był w chwili śmierci papieża tam, gdzie powinien. Stał zmarznięty wśród tłumu i modlił się razem z nim. Innych hierarchów nie było widać - mówi prof. Józef Baniak, socjolog religii z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Nieobecny prymas
W przeciwieństwie do kardynała Macharskiego prymas Glemp w chwili próby opuścił swoich podopiecznych. Nie dziwi więc, że warszawski metropolita, choć jest najbardziej znanym polskim hierarchą (nie słyszało o nim tylko 4 proc. badanych), ma najwyższy elektorat negatywny spośród wszystkich biskupów. Aż 35,6 proc. Polaków nie chce, by po śmierci papieża wzrosła jego rola w polskim Kościele. Prymas sobie na ten negatywny elektorat zapracował. Najpierw długo nie przerywał swojej podróży po Argentynie, później w niefortunny sposób bronił decyzji. "Papieżowi już nic i nikt nie mógł pomóc, a ja dużo dałem naszym rodakom w Argentynie, ponieważ oni z odległości więcej kochają Ojczyznę niż Polacy tutaj" - mówił w wywiadzie dla Polskiego Radia. Gdy to samo 5 kwietnia powtórzył na placu Piłsudskiego, odpowiedzią było milczenie 150 tys. zebranych. Od czasu stanu wojennego homilii prymasa nigdy nie przyjęto tak chłodno.
Opuszczenie swojej owczarni przez prymasa Glempa być może będzie miało dalekosiężne konsekwencje. Kiedy po wybuchu II wojny światowej prymas August Hlond schronił się we Francji, metropolita krakowski Adam Sapieha przez całą okupację z narażeniem życia kierował archidiecezją. Po wojnie rodacy o tym nie zapomnieli: Hlond nigdy nie odzyskał nadszarpniętego autorytetu, a za moralnego przywódcę polskiego Kościoła do końca życia uchodził Sapieha.
Nieznany Michalik
Choć ponad 90 proc. Polaków deklaruje, że są katolikami, znajomość liderów Kościoła w społeczeństwie jest znikoma. Porażająca jest anonimowość przewodniczącego polskiego episkopatu, abp. Józefa Michalika: aż 56,9 proc. badanych go nie zna. Trudno się temu dziwić: obejmując nową funkcję w marcu ubiegłego roku, abp Michalik oświadczył: "Nie wyznaczam żadnego programu, bo stworzy go historia, czas i ludzie". Trudno, aby ktoś, kto otwarcie mówi o tym, że nie ma pomysłu na swój urząd, wyrósł na duchowego przywódcę.
Z badań dla "Wprost" wynika, że Polacy chcą, by Kościół był kształtowany przez osoby kontynuujące linię zmarłego papieża. Tym można tłumaczyć nie tylko wysoką pozycję kard. Macharskiego, abp. Dziwisza i bp. Pieronka, ale też najbardziej medialnego hierarchy, metropolity lubelskiego abp. Józefa Życińskiego. Polacy nie popierają duchownych optujących za Kościołem twierdzą, czyli przede wszystkim dyrektora Radia Maryja ojca Tadeusza Rydzyka i byłego proboszcza kościoła św. Brygidy w Gdańsku, ks. Henryka Jankowskiego.
Biskupi w wieży z kości słoniowej
Czy polskiemu Kościołowi potrzebny jest lider? W innych krajach nie ma takiego problemu, bo zgodnie z prawem kanonicznym każdy biskup rządzący nawet najmniejszą diecezją podlega bezpośrednio papieżowi. Ordynariusze diecezji nie podlegają też władzy przewodniczącego episkopatu. Z kolei funkcja prymasa to w innych krajach właściwie zabytek. Tytuł ten noszą zwykle biskupi najstarszych diecezji w kraju, od wieków nie mając z tego powodu żadnych dodatkowych uprawnień.
Polski Kościół był wyjątkowy. Urząd prymasa, istniejący od 1417 r., wiązał się z istotnymi funkcjami politycznymi (m.in. rządzenie krajem w czasie bezkrólewia). Funkcję prymasa do rangi faktycznej głowy Kościoła podniósł zwłaszcza kard. Stefan Wyszyński. Było to związane z nadzwyczajnymi uprawnieniami, jakie dostał od papieża w związku z prześladowaniem polskiego Kościoła. Prymas Wyszyński (podobnie jak przez krótki okres jego poprzednik August Hlond) pełnił bowiem równocześnie funkcję nuncjusza, dzięki czemu miał zasadniczy wpływ na mianowanie biskupów (co normalnie rezerwuje sobie Rzym). W dodatku z urzędu był przewodniczącym polskiego episkopatu. Wszystkie te uprawnienia odziedziczył kard. Józef Glemp. Jednak papież po kolei je obecnemu prymasowi odbierał.
Wiele wskazuje na to, że polski Kościół nigdy już nie będzie miał jednego przywódcy. Upowszechni się u nas model, w którym życie religijne jest kształtowane przede wszystkim na poziomie diecezji. Miała temu służyć m.in. przeprowadzona w 1992 r. reforma administracyjna polskiego Kościoła. Powstało 26 nowych diecezji. Zdaniem prof. Józefa Baniaka, efektów reformy jednak nie widać. Z badań wynika bowiem, że aż 60 proc. wiernych nie zna swoich biskupów. Według sondażu "Wprost", anonimowi są nawet ci hierarchowie, którzy zajmują eksponowane stanowiska w episkopacie. Na Podkarpaciu, gdzie rządzi abp Michalik, nie zna go 31,9 proc. wiernych. Stanisława Gądeckiego, wiceprzewodniczącego episkopatu, a równocześnie poznańskiego arcybiskupa, nie zna 42,5 proc. Wielkopolan. Abp Marian Gołębiewski z Wrocławia pozostaje zaś anonimowy aż dla 68,5 proc. mieszkańców woj. dolnośląskiego. A przecież badaniem objęliśmy tylko najbardziej znanych hierarchów.
Bp Tadeusz Pieronek twierdzi, że Kościołowi w Polsce brakuje wizji duszpasterskiej. Choć od lat Pieronek nie pełni żadnej istotnej funkcji w episkopacie, ciągle jest uznawany przez Polaków za ważnego duchowego przywódcę (trzecie miejsce w rankingu). Jego zdaniem, odpowiedzi prymasa na krytykę związaną z jego pobytem w Argentynie to arogancja i - być może - kiepski zwiastun nowych czasów w Kościele w Polsce.
Marcin Dzierżanowski
Cezary Gmyz
Współpraca: Tomasz Krzyżak
Przez ostatnie ćwierć wieku faktyczną głową polskiego Kościoła był Jan Paweł II. Papież Polak rozstrzygał za naszych biskupów sprawy, które normalnie powinny być rozwiązywane przez polski episkopat lub nawet na szczeblu diecezji. To Jan Paweł II podejmował decyzje w sprawie sporu o katedrę przemyską, oświęcimski karmel i tzw. krzyż papieski na oświęcimskim żwirowisku, w sprawie rozwiązania problemu molestowania seksualnego kleryków w Poznaniu, a nawet miejsca pochówku Czesława Miłosza. W efekcie wśród polskich biskupów zrodził się swoisty syndrom wyuczonej bezradności.
Macharski z tarczą
Bezsilność polskich hierarchów wyczuwają wierni w Polsce, którzy chcieliby znaleźć sposób na przedłużenie pontyfikatu Jana Pawła II. Stąd tak wysokie notowania abp. Dziwisza. Warto zauważyć, że Don Stanislao praktycznie nigdy nie udzielał wywiadów, niezmiernie rzadko wypowiadał się też publicznie. O jego poglądach, duszpasterskiej charyzmie, a nawet sposobie bycia nie wiadomo praktycznie nic. Fakt, że właśnie w nim Polacy upatrują swego duchowego przywódcy, to gorzka cenzurka wystawiona pozostałym polskim hierarchom.
Nie dziwi to, że aż dwie trzecie badanych chciałoby, żeby krakowski metropolita Franciszek Macharski odgrywał większą rolę w polskim Kościele. Był wszak jedynym z wysokich polskich hierarchów, który w dniach próby, jaką była śmierć papieża, stanął na wysokości zadania. Gdy w wielu polskich miastach wierni musieli prosić księży, by otworzyli im na noc świątynie, kard. Macharski wezwał mieszkańców swego miasta do gromadzenia się przy krakowskiej kurii i czuwania wraz z umierającym papieżem. Będąc już w Rzymie, na kilka godzin przed pogrzebem papieża, przesłał milionowi zgromadzonych na Błoniach niezwykły SMS: "Jestem z wami i przy św. Piotrze. Tu i tam WASZ!". - Kardynał Macharski był w chwili śmierci papieża tam, gdzie powinien. Stał zmarznięty wśród tłumu i modlił się razem z nim. Innych hierarchów nie było widać - mówi prof. Józef Baniak, socjolog religii z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Nieobecny prymas
W przeciwieństwie do kardynała Macharskiego prymas Glemp w chwili próby opuścił swoich podopiecznych. Nie dziwi więc, że warszawski metropolita, choć jest najbardziej znanym polskim hierarchą (nie słyszało o nim tylko 4 proc. badanych), ma najwyższy elektorat negatywny spośród wszystkich biskupów. Aż 35,6 proc. Polaków nie chce, by po śmierci papieża wzrosła jego rola w polskim Kościele. Prymas sobie na ten negatywny elektorat zapracował. Najpierw długo nie przerywał swojej podróży po Argentynie, później w niefortunny sposób bronił decyzji. "Papieżowi już nic i nikt nie mógł pomóc, a ja dużo dałem naszym rodakom w Argentynie, ponieważ oni z odległości więcej kochają Ojczyznę niż Polacy tutaj" - mówił w wywiadzie dla Polskiego Radia. Gdy to samo 5 kwietnia powtórzył na placu Piłsudskiego, odpowiedzią było milczenie 150 tys. zebranych. Od czasu stanu wojennego homilii prymasa nigdy nie przyjęto tak chłodno.
Opuszczenie swojej owczarni przez prymasa Glempa być może będzie miało dalekosiężne konsekwencje. Kiedy po wybuchu II wojny światowej prymas August Hlond schronił się we Francji, metropolita krakowski Adam Sapieha przez całą okupację z narażeniem życia kierował archidiecezją. Po wojnie rodacy o tym nie zapomnieli: Hlond nigdy nie odzyskał nadszarpniętego autorytetu, a za moralnego przywódcę polskiego Kościoła do końca życia uchodził Sapieha.
Nieznany Michalik
Choć ponad 90 proc. Polaków deklaruje, że są katolikami, znajomość liderów Kościoła w społeczeństwie jest znikoma. Porażająca jest anonimowość przewodniczącego polskiego episkopatu, abp. Józefa Michalika: aż 56,9 proc. badanych go nie zna. Trudno się temu dziwić: obejmując nową funkcję w marcu ubiegłego roku, abp Michalik oświadczył: "Nie wyznaczam żadnego programu, bo stworzy go historia, czas i ludzie". Trudno, aby ktoś, kto otwarcie mówi o tym, że nie ma pomysłu na swój urząd, wyrósł na duchowego przywódcę.
Z badań dla "Wprost" wynika, że Polacy chcą, by Kościół był kształtowany przez osoby kontynuujące linię zmarłego papieża. Tym można tłumaczyć nie tylko wysoką pozycję kard. Macharskiego, abp. Dziwisza i bp. Pieronka, ale też najbardziej medialnego hierarchy, metropolity lubelskiego abp. Józefa Życińskiego. Polacy nie popierają duchownych optujących za Kościołem twierdzą, czyli przede wszystkim dyrektora Radia Maryja ojca Tadeusza Rydzyka i byłego proboszcza kościoła św. Brygidy w Gdańsku, ks. Henryka Jankowskiego.
Biskupi w wieży z kości słoniowej
Czy polskiemu Kościołowi potrzebny jest lider? W innych krajach nie ma takiego problemu, bo zgodnie z prawem kanonicznym każdy biskup rządzący nawet najmniejszą diecezją podlega bezpośrednio papieżowi. Ordynariusze diecezji nie podlegają też władzy przewodniczącego episkopatu. Z kolei funkcja prymasa to w innych krajach właściwie zabytek. Tytuł ten noszą zwykle biskupi najstarszych diecezji w kraju, od wieków nie mając z tego powodu żadnych dodatkowych uprawnień.
Polski Kościół był wyjątkowy. Urząd prymasa, istniejący od 1417 r., wiązał się z istotnymi funkcjami politycznymi (m.in. rządzenie krajem w czasie bezkrólewia). Funkcję prymasa do rangi faktycznej głowy Kościoła podniósł zwłaszcza kard. Stefan Wyszyński. Było to związane z nadzwyczajnymi uprawnieniami, jakie dostał od papieża w związku z prześladowaniem polskiego Kościoła. Prymas Wyszyński (podobnie jak przez krótki okres jego poprzednik August Hlond) pełnił bowiem równocześnie funkcję nuncjusza, dzięki czemu miał zasadniczy wpływ na mianowanie biskupów (co normalnie rezerwuje sobie Rzym). W dodatku z urzędu był przewodniczącym polskiego episkopatu. Wszystkie te uprawnienia odziedziczył kard. Józef Glemp. Jednak papież po kolei je obecnemu prymasowi odbierał.
Wiele wskazuje na to, że polski Kościół nigdy już nie będzie miał jednego przywódcy. Upowszechni się u nas model, w którym życie religijne jest kształtowane przede wszystkim na poziomie diecezji. Miała temu służyć m.in. przeprowadzona w 1992 r. reforma administracyjna polskiego Kościoła. Powstało 26 nowych diecezji. Zdaniem prof. Józefa Baniaka, efektów reformy jednak nie widać. Z badań wynika bowiem, że aż 60 proc. wiernych nie zna swoich biskupów. Według sondażu "Wprost", anonimowi są nawet ci hierarchowie, którzy zajmują eksponowane stanowiska w episkopacie. Na Podkarpaciu, gdzie rządzi abp Michalik, nie zna go 31,9 proc. wiernych. Stanisława Gądeckiego, wiceprzewodniczącego episkopatu, a równocześnie poznańskiego arcybiskupa, nie zna 42,5 proc. Wielkopolan. Abp Marian Gołębiewski z Wrocławia pozostaje zaś anonimowy aż dla 68,5 proc. mieszkańców woj. dolnośląskiego. A przecież badaniem objęliśmy tylko najbardziej znanych hierarchów.
Bp Tadeusz Pieronek twierdzi, że Kościołowi w Polsce brakuje wizji duszpasterskiej. Choć od lat Pieronek nie pełni żadnej istotnej funkcji w episkopacie, ciągle jest uznawany przez Polaków za ważnego duchowego przywódcę (trzecie miejsce w rankingu). Jego zdaniem, odpowiedzi prymasa na krytykę związaną z jego pobytem w Argentynie to arogancja i - być może - kiepski zwiastun nowych czasów w Kościele w Polsce.
Marcin Dzierżanowski
Cezary Gmyz
Współpraca: Tomasz Krzyżak
Więcej możesz przeczytać w 17/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.