Koniec liniowego rozwoju mody Moda wkracza w tyle obszarów, że najlepszym wyjściem jest zostać jej niewolnikiem" - mawiał Napoleon Bonaparte. Do niedawna miał rację, bo modom się bezwzględnie poddawano. Płaszcze ortalionowe, spodnie dzwony, marmurkowe dżinsy czy marynarki z luźno opadającymi ramionami, czyli klasyka kolejnych dekad, ustanawiały quasi-dyktaturę. Nie sposób obecnie powiedzieć, co należy nosić, żeby być modnym. A raczej czego nosić nie należy. Widać to po wynikach najnowszego sondażu Pentora. Polacy za modne uznali zarówno tweedowe marynarki rodem z lat 60., jak i jedwabne koszule święcące triumfy w połowie ubiegłej dekady czy hiphopowe bluzy z kapturem, dopasowane sztruksy bądź koszulki polo. W ciągu ostatniego tylko sezonu pisma o modzie obwieszczały, że na topie są ubrania w stylu lat 50. i 70., hollywoodzki glamour lat 30., vintage i minimalizm lat 90. Współistnienie tak wielu sprzecznych z sobą i szybko zmieniających się trendów oznacza koniec liniowego rozwoju mody.
Pomieszanie stylów
Koniec liniowego rozwoju mody jest, paradoksalnie, triumfem mody. Widać to było podczas ostatnich tygodni mody w Paryżu i Nowym Jorku. Brytyjczyk John Galliano stworzył dla Diora kolekcję inspirowaną czasami napoleońskimi, Giorgio Armani - m.in. "naiwne" spódniczki w stylu lat 20., Donna Karan postawiła na minimalizm, a Ralph Lauren na stroje emancypantek z lat 30. I ci wielcy kreatorzy od dawna nie mieli tak dobrej prasy. Ich stroje stały się bardziej skomplikowane, o ciekawszej konstrukcji, przede wszystkim zaś doskonale można je od siebie odróżnić. - Wielcy projektanci przypomnieli, że mają swój niepowtarzalny styl. Dzięki temu my także możemy go mieć - uważa Hilary Alexander, zajmująca się modą w "The Daily Telegraph".
Do pełnej ignorancji mody przyznaje się - według Pentora - aż 60 proc. Polaków. Jednocześnie tyle samo stara się być modnie ubranym w pracy, a 47 proc. twierdzi, że dba o to, by być modnym w weekendy. To swoiste rozdwojenie jaźni wynika właśnie z tego, że nie wiadomo, co obecnie jest modne. Ludzie wolą przyznać, że moda ich nie interesuje, niż wyjść na abnegatów. Wciąż bowiem pokutuje przekonanie, że modnie znaczy w stylu proponowanym obecnie przez sklepy. Tyle że dziś każdy z nich ma inny styl. Ta dezorientacja sprawia, że modni czują się ci, którzy preferują styl hiphopowy (19 proc. ogółu Polaków), klubowo-ekstrawagancki (15 proc.) czy luźno-elegancki (47 proc.).
- Wielka liczba zróżnicowanych trendów sprawia, że obecnie właściwie wszystko jest modne, a to umożliwia silniejsze zaakcentowanie indywidualności - zauważa projektantka Gosia Baczyńska. Strój wraca tym samym do swej pierwotnej funkcji - potrzeby wyróżnienia się. W czasach liniowego rozwoju mody polegała ona na jak największej uniformizacji. Ten był bardziej modny, kto gorliwiej godził się na zestandaryzowanie swego wyglądu. Działo się tak zarówno na demokratycznym Zachodzie, gdzie kobiety stały w nocy w kolejce przed domami mody sławnych krawców, jak i w komunistycznej Polsce.
Pionierzy i plagiatorzy
To, że dyktatura mody jest rodzajem represyjnego systemu, pierwszy zrozumiał Kenzo. "W przyszłości, chcąc być modnym, każdy będzie się ubierał, jak chce" - przewidywał ten japoński projektant w 1970 r. Kenzo był pionierem multitrendowości, która obecnie święci triumfy. Na pokazie swojej pierwszej kolekcji zaproponował kilka skrajnie różnych linii: ubrania inspirowane strojami eskimoskimi, chińskimi oraz uniformem wojskowym. Jego pomysły uznano za dziwactwo. W owym czasie mody kreowało kilku wielkich krawców i obowiązywały one przez całe dziesięciolecia. W latach 50. dominował na przykład Christian Dior. Jego suknie koktajlowe w różnych wersjach plagiatowali potem Hubert de Givenchy, Manuel Pertegaz czy Jean Patou.
Powielanie pomysłów pionierów trwało do początku lat 90. Kiedy Marc Jacobs stworzył kolekcję grungeŐową dla domu mody PerryŐego Ellisa, jego pomysły od razu zastosowali m.in. Rei Kawabuko, Christian Lacroix i Karl Lagerfeld. Grunge był zatem jedynym modnym stylem. Wiązało się to z długim procesem projektowania, szycia i wprowadzania na rynek nowych kolekcji, ale też z nabożnym podejściem do mody. Hilary Alexander zauważa, że już od lat 30., a więc triumfów Chanel, nikt nie porywał się na pokazanie odmiennej wizji mody, bo Coco, obwołana królową mody, była jej jedyną wyrocznią. To, co raz uznane za modne, nie mogło być nieaktualne po jednym sezonie.
Pionierka Dietrich
Do dyktatury jednej dominującej w danym czasie mody swoją rękę przyłożyły jej ikony - głównie gwiazdy show-biznesu. "Nie ubieram się ani dla siebie, ani dla mężczyzn, ani dla publiczności. Ubieram się dla imageŐu" - już w latach 30. mawiała Marlena Dietrich, wzór stylu dla ówczesnych kobiet. Każda dekada przybierała image wielkich sław. Miliony kobiet na świecie naśladowały Jackie Kennedy, która w swych okrągłych kapelusikach i płaszczach z wełny boucl� autorstwa Olega Cassiniego wpływała na modę lat 60. Wpływ na modę męską mieli wówczas Beatlesi w swych marynarkach - mundurkach inspirowanych strojami PierreŐa Cardina. Lata 70. do dziś są kojarzone z obcisłymi sweterkami i butami na koturnach, jakie nosiła aktorka i piosenkarka Cher oraz ze spodniami dzwonami Johna Travolty.
Aktor Don Johnson w za dużej marynarce Armaniego włożonej na T-shirt i jaskrawo ubrana, wytapirowana Madonna określili estetykę lat 80. Dekadę później, wraz z narodzinami supermodelek, panie wybrały elegancki minimalizm Kate Moss, a panowie - pod koniec lat 90. - dostojny luz Toma CruiseŐa. Wszystko zgodnie z sentencją Yvesa Saint Laurenta, który kiedyś stwierdził, że dobry model lub modelka mogą podtrzymać modę przez kilka lat. Polska także miała swoje ikony: Ewę Demarczyk, Czerwone Gitary, Marylę Rodowicz czy Urszulę. Moda współczesna swoich ikon nie ma. Tak jak największe gwiazdy popkultury nie prezentują spójnego imageŐu. Glamour Nicole Kidman, seksapil Kylie Minogue czy wypielęgnowanie Davida Beckhama są tylko ich atrybutami, a nie częścią dominującego trendu.
Inflacja mody
Do multitrendowości w modzie przyczyniła się utrata przez Paryż miana jedynej światowej stolicy mody. Teraz liczą się także Londyn, Nowy Jork, Mediolan, ale i Madryt, S�o Paulo oraz Tokio. Paradoksalnie, wbrew obawom antyglobalistów, nie oznacza to, że wszyscy się do siebie upodobnili, lecz że zwiększył się wybór. Na ostatnich targach mody SIMM w Madrycie stoiska iberyjskich projektantów sąsiadowały z niemieckimi, brazylijskimi czy chińskimi. - Każdy przemyca w kolekcjach elementy kultury swego kraju, a że stroje z najbardziej odległych krajów mają miejską formę, można je nosić wszędzie. Nawet jeśli wyglądają egzotycznie, to nigdy nie folklorystycznie - mówi "Wprost" Miguel Gaitan z obsługującej targi agencji Epicentric.
Eksplozja trendów w ostatnich sezonach to także efekt rachunku ekonomicznego - najwięcej zarabia się na nowościach. Cały przemysł odzieżowy restrukturyzuje się, by nadążyć z produkcją nowości. Masowy gust kształtują dziś firmy odzieżowe, które potrafią w ciągu dwóch tygodni zaprojektować, uszyć i dostarczyć do sklepów rozsianych na kilku kontynentach nową kolekcję. Powodem modowej inflacji jest też rozpowszechnienie się lifestylowych mediów, które szybko przetrawiają kolejne mody. Najbardziej znana jest Fashion TV, która w Polsce była inspiracją do powstania TVN Style czy programu "Modna Moda" w TV 4. Ogromną rolę w kreowaniu trendów odgrywają też lifestyleŐowe magazyny. Catherine McDermott, autorka książki "Design. Sztuka projektowania XX wieku", zauważa, że już od lat 70. XX wieku pierwsze magazyny, czyli "The Face", a później "ID", "W", "Wallpaper" czy "In Style", zaczęły odmierzać tempo zmian trendów. Magazyny jak "GQ" systematycznie zamieszczają rankingi tego, co modne, i tego, co przynosi wstyd. "GQ" był jednym z pierwszych, który obwieścił światu modę na metroseksualność, i pierwszy, który tę modę odwołał.
Jeszcze pod koniec lat 90. wyśmiano islandzką ekscentryczkę Bjšrk, która na ceremonii wręczenia Złotych Palm w Cannes pojawiła się w białej sukience łabędziu macedońskiego projektanta Marjana Pejoskiego. Wszystkie inne gwiazdy miały na sobie wieczorowe suknie francuskich kreatorów. Dziś skandal można wywołać jedynie niestosownością stroju do powagi chwili. Ale to już kwestia dobrych manier, a nie mody.
Koniec liniowego rozwoju mody jest, paradoksalnie, triumfem mody. Widać to było podczas ostatnich tygodni mody w Paryżu i Nowym Jorku. Brytyjczyk John Galliano stworzył dla Diora kolekcję inspirowaną czasami napoleońskimi, Giorgio Armani - m.in. "naiwne" spódniczki w stylu lat 20., Donna Karan postawiła na minimalizm, a Ralph Lauren na stroje emancypantek z lat 30. I ci wielcy kreatorzy od dawna nie mieli tak dobrej prasy. Ich stroje stały się bardziej skomplikowane, o ciekawszej konstrukcji, przede wszystkim zaś doskonale można je od siebie odróżnić. - Wielcy projektanci przypomnieli, że mają swój niepowtarzalny styl. Dzięki temu my także możemy go mieć - uważa Hilary Alexander, zajmująca się modą w "The Daily Telegraph".
Do pełnej ignorancji mody przyznaje się - według Pentora - aż 60 proc. Polaków. Jednocześnie tyle samo stara się być modnie ubranym w pracy, a 47 proc. twierdzi, że dba o to, by być modnym w weekendy. To swoiste rozdwojenie jaźni wynika właśnie z tego, że nie wiadomo, co obecnie jest modne. Ludzie wolą przyznać, że moda ich nie interesuje, niż wyjść na abnegatów. Wciąż bowiem pokutuje przekonanie, że modnie znaczy w stylu proponowanym obecnie przez sklepy. Tyle że dziś każdy z nich ma inny styl. Ta dezorientacja sprawia, że modni czują się ci, którzy preferują styl hiphopowy (19 proc. ogółu Polaków), klubowo-ekstrawagancki (15 proc.) czy luźno-elegancki (47 proc.).
- Wielka liczba zróżnicowanych trendów sprawia, że obecnie właściwie wszystko jest modne, a to umożliwia silniejsze zaakcentowanie indywidualności - zauważa projektantka Gosia Baczyńska. Strój wraca tym samym do swej pierwotnej funkcji - potrzeby wyróżnienia się. W czasach liniowego rozwoju mody polegała ona na jak największej uniformizacji. Ten był bardziej modny, kto gorliwiej godził się na zestandaryzowanie swego wyglądu. Działo się tak zarówno na demokratycznym Zachodzie, gdzie kobiety stały w nocy w kolejce przed domami mody sławnych krawców, jak i w komunistycznej Polsce.
Pionierzy i plagiatorzy
To, że dyktatura mody jest rodzajem represyjnego systemu, pierwszy zrozumiał Kenzo. "W przyszłości, chcąc być modnym, każdy będzie się ubierał, jak chce" - przewidywał ten japoński projektant w 1970 r. Kenzo był pionierem multitrendowości, która obecnie święci triumfy. Na pokazie swojej pierwszej kolekcji zaproponował kilka skrajnie różnych linii: ubrania inspirowane strojami eskimoskimi, chińskimi oraz uniformem wojskowym. Jego pomysły uznano za dziwactwo. W owym czasie mody kreowało kilku wielkich krawców i obowiązywały one przez całe dziesięciolecia. W latach 50. dominował na przykład Christian Dior. Jego suknie koktajlowe w różnych wersjach plagiatowali potem Hubert de Givenchy, Manuel Pertegaz czy Jean Patou.
Powielanie pomysłów pionierów trwało do początku lat 90. Kiedy Marc Jacobs stworzył kolekcję grungeŐową dla domu mody PerryŐego Ellisa, jego pomysły od razu zastosowali m.in. Rei Kawabuko, Christian Lacroix i Karl Lagerfeld. Grunge był zatem jedynym modnym stylem. Wiązało się to z długim procesem projektowania, szycia i wprowadzania na rynek nowych kolekcji, ale też z nabożnym podejściem do mody. Hilary Alexander zauważa, że już od lat 30., a więc triumfów Chanel, nikt nie porywał się na pokazanie odmiennej wizji mody, bo Coco, obwołana królową mody, była jej jedyną wyrocznią. To, co raz uznane za modne, nie mogło być nieaktualne po jednym sezonie.
Pionierka Dietrich
Do dyktatury jednej dominującej w danym czasie mody swoją rękę przyłożyły jej ikony - głównie gwiazdy show-biznesu. "Nie ubieram się ani dla siebie, ani dla mężczyzn, ani dla publiczności. Ubieram się dla imageŐu" - już w latach 30. mawiała Marlena Dietrich, wzór stylu dla ówczesnych kobiet. Każda dekada przybierała image wielkich sław. Miliony kobiet na świecie naśladowały Jackie Kennedy, która w swych okrągłych kapelusikach i płaszczach z wełny boucl� autorstwa Olega Cassiniego wpływała na modę lat 60. Wpływ na modę męską mieli wówczas Beatlesi w swych marynarkach - mundurkach inspirowanych strojami PierreŐa Cardina. Lata 70. do dziś są kojarzone z obcisłymi sweterkami i butami na koturnach, jakie nosiła aktorka i piosenkarka Cher oraz ze spodniami dzwonami Johna Travolty.
Aktor Don Johnson w za dużej marynarce Armaniego włożonej na T-shirt i jaskrawo ubrana, wytapirowana Madonna określili estetykę lat 80. Dekadę później, wraz z narodzinami supermodelek, panie wybrały elegancki minimalizm Kate Moss, a panowie - pod koniec lat 90. - dostojny luz Toma CruiseŐa. Wszystko zgodnie z sentencją Yvesa Saint Laurenta, który kiedyś stwierdził, że dobry model lub modelka mogą podtrzymać modę przez kilka lat. Polska także miała swoje ikony: Ewę Demarczyk, Czerwone Gitary, Marylę Rodowicz czy Urszulę. Moda współczesna swoich ikon nie ma. Tak jak największe gwiazdy popkultury nie prezentują spójnego imageŐu. Glamour Nicole Kidman, seksapil Kylie Minogue czy wypielęgnowanie Davida Beckhama są tylko ich atrybutami, a nie częścią dominującego trendu.
Inflacja mody
Do multitrendowości w modzie przyczyniła się utrata przez Paryż miana jedynej światowej stolicy mody. Teraz liczą się także Londyn, Nowy Jork, Mediolan, ale i Madryt, S�o Paulo oraz Tokio. Paradoksalnie, wbrew obawom antyglobalistów, nie oznacza to, że wszyscy się do siebie upodobnili, lecz że zwiększył się wybór. Na ostatnich targach mody SIMM w Madrycie stoiska iberyjskich projektantów sąsiadowały z niemieckimi, brazylijskimi czy chińskimi. - Każdy przemyca w kolekcjach elementy kultury swego kraju, a że stroje z najbardziej odległych krajów mają miejską formę, można je nosić wszędzie. Nawet jeśli wyglądają egzotycznie, to nigdy nie folklorystycznie - mówi "Wprost" Miguel Gaitan z obsługującej targi agencji Epicentric.
Eksplozja trendów w ostatnich sezonach to także efekt rachunku ekonomicznego - najwięcej zarabia się na nowościach. Cały przemysł odzieżowy restrukturyzuje się, by nadążyć z produkcją nowości. Masowy gust kształtują dziś firmy odzieżowe, które potrafią w ciągu dwóch tygodni zaprojektować, uszyć i dostarczyć do sklepów rozsianych na kilku kontynentach nową kolekcję. Powodem modowej inflacji jest też rozpowszechnienie się lifestylowych mediów, które szybko przetrawiają kolejne mody. Najbardziej znana jest Fashion TV, która w Polsce była inspiracją do powstania TVN Style czy programu "Modna Moda" w TV 4. Ogromną rolę w kreowaniu trendów odgrywają też lifestyleŐowe magazyny. Catherine McDermott, autorka książki "Design. Sztuka projektowania XX wieku", zauważa, że już od lat 70. XX wieku pierwsze magazyny, czyli "The Face", a później "ID", "W", "Wallpaper" czy "In Style", zaczęły odmierzać tempo zmian trendów. Magazyny jak "GQ" systematycznie zamieszczają rankingi tego, co modne, i tego, co przynosi wstyd. "GQ" był jednym z pierwszych, który obwieścił światu modę na metroseksualność, i pierwszy, który tę modę odwołał.
Jeszcze pod koniec lat 90. wyśmiano islandzką ekscentryczkę Bjšrk, która na ceremonii wręczenia Złotych Palm w Cannes pojawiła się w białej sukience łabędziu macedońskiego projektanta Marjana Pejoskiego. Wszystkie inne gwiazdy miały na sobie wieczorowe suknie francuskich kreatorów. Dziś skandal można wywołać jedynie niestosownością stroju do powagi chwili. Ale to już kwestia dobrych manier, a nie mody.
Więcej możesz przeczytać w 17/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.