Najlepsi Polacy sami piszą do siebie apele o przyzwoitość, uczciwość i zaprzestanie grzebania się w historii Sztuka epistolarna upada. Mało kto pisze dzisiaj listy indywidualne, przetrwały jedynie zbiorowe. Zwłaszcza w Polsce, w której w ostatnich latach co jakiś czas najlepsi Polacy sami piszą do siebie apele o przyzwoitość, uczciwość, zaprzestanie grzebania się w historii i patrzenie w przyszłość. Sami piszą i sami czytają. Reszta porozumiewa się, w sprawach mniej wzniosłych, mailami i SMS-ami. Listów nie pisze, bo nie potrafi. Jedną z ostatnich znanych mi osób, która umie i lubi pisać listy, czytelnym pismem odręcznym, a do tego mądre, jest prof. Władysław Bartoszewski. Chyba dlatego, że potrafi i jest mądry, jest jedynym ministrem spraw zagranicznych III RP, który nie uczestniczył w sporządzaniu listu otwartego do Francuzów, wzywającego ich do przyjęcia konstytucji UE. List - według oceny "Gazety Wyborczej" - podpisali Lech Wałęsa, Adam Michnik, artyści, publicyści oraz intelektualiści. Bardzo trafne rozróżnienie.
Wspólnym wysiłkiem wszystkich tych kategorii powstało dzieło wybitne, które nie tylko w niczym nie ustępuje europejskim listom otwartym, ale nawet je przewyższa. Już w pierwszym akapicie autorzy zapewniają, że dzięki członkostwu w Unii Europejskiej będziemy obchodzić 25. rocznicę powstania "Solidarności" w poczuciu bezpieczeństwa. A jakże. Możemy spać spokojnie, bo wiemy, że gdyby Łukaszenko chciał położyć zbrojnie kres polskim knowaniom i najechał na Białystok, to już po dwóch tygodniach Unia Europejska wystosowałaby stanowczy protest, a po dalszych trzech nałożyła surowe sankcje na białoruskie kartofle. Nie można też wykluczyć powszechnej mobilizacji w Luksemburgu i postawienia w stan alarmu brygady cyklistów holenderskich. Mając taką siłę spokoju, możemy właściwie natychmiast wystąpić z NATO.
Są w tym liście strofy wzniosłe o wyjątkowym napięciu emocjonalnym. Na przykład: "akcesja dała zadowolenie płynące z realizacji". Nie wiem, jak jest po francusku "dawanie zadowolenia płynącego z realizacji", ale mam nadzieję, że też ładnie. I że fraza zostanie przez Francuzów właściwie zrozumiana. Jest w tym krótkim liście więcej takich uroczych zwrotów, świadczących o tym, że pisali go ludzie znający dobrze poetykę dyrektyw Komisji Europejskiej.
Uroda tego tekstu jest w ogóle uderzająca. "Nie możemy pozwolić, aby traktat padł ofiarą krótkowzrocznych ambicji politycznych osób i organizacji nieumiejących dostrzec wymiaru historycznego wyzwania, przed którym stoimy". Krótkowzrocznym ambicjonerom można by kupić okulary, żeby też przeszli na pozycje ambicjonerstwa dalekowzrocznego. Najlepiej okulary różowe, jeśli wystarczy funduszów unijnych.
List ten do braci Francuzów przyniósł efekty nie zamierzone, ale oczekiwane. Na drugi dzień po jego opublikowaniu liczba przeciwników traktatu konstytucyjnego wzrosła o 6 procent. Może argumentacja, choć przejmująca do bólu, nie była trafna? Może trzeba było pozostać w tradycji Unii Europejskiej, zagrozić Francuzom Europą dwóch prędkości, jądrem, odebraniem subwencji dla rolnictwa i kubłem, w którym będą musieli trzymać mordę. Albo, tak jak to zrobił premier Luksemburga Jean-Claude Juncker, przestrzec, że jeśli odrzucą traktat, to "stracimy dwie dekady, w czasie których inne rejony świata pójdą naprzód, przyjmując model europejski, a jeszcze inne nas dościgną".
Jest to poważna groźba. Amerykanie, korzystając z sytuacji, zarzucą swoją starą, ponaddwustuletnią konstytucję, uchwalą sobie nową, wzorowaną na europejskiej, w której określą między innymi właściwy kąt zakrzywienia palmy na Florydzie i już wkrótce przegonią Europę gospodarczo, technologicznie i militarnie. Do tego Francuzi na pewno nie chcieliby dopuścić. A tu tymczasem z poufnych analiz wynika, że po przyjęciu konstytucyjnych regulacji Europę wyprzedzą wszystkie regiony świata poza Oceanią, gdzie jest zbyt mało ludności do zbudowania koniecznej struktury biurokratycznej, nadzorującej przestrzeganie konstytucyjnych przepisów.
Teraz na francuską prowincję wybiera się z misją oświatową jeden z sygnatariuszy listu Bronisław Geremek, co podobno wywołało0 falę masowej migracji do wielkich metropolii. Geremek powinien zmienić taktykę. Postępować z Francuzami tak, jak z Polakami. Zamiast ich prosić, powinien ich straszy
Są w tym liście strofy wzniosłe o wyjątkowym napięciu emocjonalnym. Na przykład: "akcesja dała zadowolenie płynące z realizacji". Nie wiem, jak jest po francusku "dawanie zadowolenia płynącego z realizacji", ale mam nadzieję, że też ładnie. I że fraza zostanie przez Francuzów właściwie zrozumiana. Jest w tym krótkim liście więcej takich uroczych zwrotów, świadczących o tym, że pisali go ludzie znający dobrze poetykę dyrektyw Komisji Europejskiej.
Uroda tego tekstu jest w ogóle uderzająca. "Nie możemy pozwolić, aby traktat padł ofiarą krótkowzrocznych ambicji politycznych osób i organizacji nieumiejących dostrzec wymiaru historycznego wyzwania, przed którym stoimy". Krótkowzrocznym ambicjonerom można by kupić okulary, żeby też przeszli na pozycje ambicjonerstwa dalekowzrocznego. Najlepiej okulary różowe, jeśli wystarczy funduszów unijnych.
List ten do braci Francuzów przyniósł efekty nie zamierzone, ale oczekiwane. Na drugi dzień po jego opublikowaniu liczba przeciwników traktatu konstytucyjnego wzrosła o 6 procent. Może argumentacja, choć przejmująca do bólu, nie była trafna? Może trzeba było pozostać w tradycji Unii Europejskiej, zagrozić Francuzom Europą dwóch prędkości, jądrem, odebraniem subwencji dla rolnictwa i kubłem, w którym będą musieli trzymać mordę. Albo, tak jak to zrobił premier Luksemburga Jean-Claude Juncker, przestrzec, że jeśli odrzucą traktat, to "stracimy dwie dekady, w czasie których inne rejony świata pójdą naprzód, przyjmując model europejski, a jeszcze inne nas dościgną".
Jest to poważna groźba. Amerykanie, korzystając z sytuacji, zarzucą swoją starą, ponaddwustuletnią konstytucję, uchwalą sobie nową, wzorowaną na europejskiej, w której określą między innymi właściwy kąt zakrzywienia palmy na Florydzie i już wkrótce przegonią Europę gospodarczo, technologicznie i militarnie. Do tego Francuzi na pewno nie chcieliby dopuścić. A tu tymczasem z poufnych analiz wynika, że po przyjęciu konstytucyjnych regulacji Europę wyprzedzą wszystkie regiony świata poza Oceanią, gdzie jest zbyt mało ludności do zbudowania koniecznej struktury biurokratycznej, nadzorującej przestrzeganie konstytucyjnych przepisów.
Teraz na francuską prowincję wybiera się z misją oświatową jeden z sygnatariuszy listu Bronisław Geremek, co podobno wywołało0 falę masowej migracji do wielkich metropolii. Geremek powinien zmienić taktykę. Postępować z Francuzami tak, jak z Polakami. Zamiast ich prosić, powinien ich straszy
Więcej możesz przeczytać w 17/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.