Gierek miał świetny pomysł gospodarczy - wziąć kasę od bogatych głupków z Zachodu i nie oddać Jest nadzieja, że wrócą czasy Gierka, a nawet sam Gierek. Dziennik "Trybuna" zaproponował, aby kandydatem lewicy na prezydenta był syn pierwszego górnika PRL, specjalista od technologii stopów metali prof. Adam Gierek. Pewnie to spóźnione jaja na miniony już dawno prima aprilis, ale wielu woli nie ryzykować i już po cichu kupuje zapasy cukru. Syn Gierka cieszy się dużą popularnością na Śląsku, a za ojcem tęsknią nie tylko w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie już jest rondo im. Edwarda Gierka, a niebawem będzie także pomnik, z czasem pewnie również mauzoleum.
Skoro prezydentem ma być syn Gierka, to może premierem będzie córka generała Jaruzelskiego albo wnuk towarzysza Babiucha? Podobno z dawnych legend partyjnych do zagospodarowania są jeszcze kochanka Gomułki, pucybut generała Oliwy i psychiatra Siwaka. Na cały rząd to może za mało, ale na Muppet Show na pewno wystarczy. Sam Jaruzelski po latach nerwowego przecierania okularów ożywił się bardzo i z hukiem wraca do polityki. Na początek postanowił pojechać do Moskwy. Tradycyjnie po wskazówki i rozkazy.
Powrót Gierka nie byłby taki zły. Za jego czasów wszystkie sprzedawczynie dawały od tyłu. Za Gierka pojawiły się w sklepach gumy balonowe, krakersy, pepsi-cola i cinkciarze pod Peweksami. W telewizji leciał serial o przygodach chicagowskiego gliny Kojaka, a nie jak teraz te meksykańskie badziewia. Nie było afer, bo prasa o tym nie pisała, a mafia była tylko sycylijska, a nie paliwowa. W tamtych czasach człowiek cieszył się z byle czego. Jak matce udało się kupić pół kilo krówek, to było święto w rodzinie. A teraz kup dziecku grę komputerową, zainstaluj Internet, spraw nową komórę czy modne buty za kilka stów, a i tak będzie narzekać i układać na komputerze hiphopowe kawałki o tym, jak jest mu strasznie źle.
Fenomenem czasów boskiego Edwarda było to, że jego propagandzie udało się wmówić wszystkim Polakom, że jesteśmy dziesiątą potęgą świata. Teraz, gdy okazało się, że tak naprawdę ledwo mieścimy się w pierwszej setce, jest nam trochę głupio, bo się do tej dychy przyzwyczailiśmy.
Gierek miał jeden świetny pomysł gospodarczy. Wziąć kasę od bogatych głupków z Zachodu i nie oddać. Wymyślono nawet dobre hasło "Polak potrafi". Wszystko było cacy do momentu, gdy okazało się, że jednak oddać trzeba. No ale skąd Pierwszy Górnik miał o tym wiedzieć? A bulić jednak trzeba, i to do dzisiaj. Ten manewr można powtórzyć z synem Gierka Adamem, który jest łudząco podobny do ojca. Wystarczy wytypować te naiwne banki, od których kasę braliśmy w latach siedemdziesiątych. W wielu z nich z pewnością starzy kasjerzy pamiętają jeszcze sympatycznego pana z jeżykiem mówiącego po francusku, który pewnego dnia błąkał się po korytarzach bankowych z workiem na pieniądze. Adam Gierek, udając własnego starego, czyli Edwarda, może załatwiłby Polsce jakiś miły rabat przynależny wszystkim stałym klientom. Gierkowi dadzą forsę w ciemno, a my ją później wszyscy razem przepijemy i będzie git. A co się stanie dalej, niech się martwią po latach tegoroczne noworodki.
W epoce Gierka ludzie nie mieli problemów z nadwagą. Wszyscy pościli nie tylko z okazji postu, ale po prostu. Teraz trują nas amerykańskie molochy w stylu Constaru czy tłuste kotlety z barów McDonaldŐs. Jak ktoś był gruby i tłusty, od razu było wiadomo, że ma układy w mięsnym. Każda kobieta pracująca w sklepie mięsnym miała większe wzięcie niż dziś gwiazdy seriali. Osobnik, który miał dojście do jakichkolwiek dóbr, które były deficytowe (np. do zapasów papieru toaletowego), był szanowany jako osoba wyjątkowa, a jego pozycja odpowiadała dzisiejszej randze ministra.
Za Gierka nie było też takich niepotrzebnych cyrków z partiami politycznymi, jakie mamy teraz. Partia była jedna, i to elektryczna, czyli przewodnia. Były dla picu jeszcze dwa stronnictwa, ale siedziały cicho i głosowały zawsze albo na komendę, albo na komisariat. Nie było takiego chaosu jak dzisiaj, że każdy mówi co chce i przeważnie od rzeczy, jak na przykład poseł Celiński. Za Gierka partia, Sejm, huty, stocznie, rolnicy, a nawet żłobki mówiły jednym głosem. Był to na ogół dobrze wyszkolony głos Andrzeja Łapickiego, spikera kroniki filmowej.
Argumenty "za" można by mnożyć (a chociażby, że za Gierka nie było Radia Maryja) ale my tu gadu gadu, a prof. Adam Gierek już powoli szykuje smoking na prezydencki bal. Forpocztą cichej kampanii prezydenckiej jest najnowszy hit sklepowy - szynka jak za Gierka. Tylko czekać, kiedy pojawią się na rynku kolejne odwołujące się sprytnie do sentymentów PRL produkty, takie jak damskie rajstopy jak za Gierka czy telefony jak za Gierka. Zarówno szynka, rajstopy, jak i telefony to z dzisiejszego punktu widzenia produkty dla szpiegów. Głównie dlatego, że w tamtych czasach były niewidoczne.
Powrót Gierka nie byłby taki zły. Za jego czasów wszystkie sprzedawczynie dawały od tyłu. Za Gierka pojawiły się w sklepach gumy balonowe, krakersy, pepsi-cola i cinkciarze pod Peweksami. W telewizji leciał serial o przygodach chicagowskiego gliny Kojaka, a nie jak teraz te meksykańskie badziewia. Nie było afer, bo prasa o tym nie pisała, a mafia była tylko sycylijska, a nie paliwowa. W tamtych czasach człowiek cieszył się z byle czego. Jak matce udało się kupić pół kilo krówek, to było święto w rodzinie. A teraz kup dziecku grę komputerową, zainstaluj Internet, spraw nową komórę czy modne buty za kilka stów, a i tak będzie narzekać i układać na komputerze hiphopowe kawałki o tym, jak jest mu strasznie źle.
Fenomenem czasów boskiego Edwarda było to, że jego propagandzie udało się wmówić wszystkim Polakom, że jesteśmy dziesiątą potęgą świata. Teraz, gdy okazało się, że tak naprawdę ledwo mieścimy się w pierwszej setce, jest nam trochę głupio, bo się do tej dychy przyzwyczailiśmy.
Gierek miał jeden świetny pomysł gospodarczy. Wziąć kasę od bogatych głupków z Zachodu i nie oddać. Wymyślono nawet dobre hasło "Polak potrafi". Wszystko było cacy do momentu, gdy okazało się, że jednak oddać trzeba. No ale skąd Pierwszy Górnik miał o tym wiedzieć? A bulić jednak trzeba, i to do dzisiaj. Ten manewr można powtórzyć z synem Gierka Adamem, który jest łudząco podobny do ojca. Wystarczy wytypować te naiwne banki, od których kasę braliśmy w latach siedemdziesiątych. W wielu z nich z pewnością starzy kasjerzy pamiętają jeszcze sympatycznego pana z jeżykiem mówiącego po francusku, który pewnego dnia błąkał się po korytarzach bankowych z workiem na pieniądze. Adam Gierek, udając własnego starego, czyli Edwarda, może załatwiłby Polsce jakiś miły rabat przynależny wszystkim stałym klientom. Gierkowi dadzą forsę w ciemno, a my ją później wszyscy razem przepijemy i będzie git. A co się stanie dalej, niech się martwią po latach tegoroczne noworodki.
W epoce Gierka ludzie nie mieli problemów z nadwagą. Wszyscy pościli nie tylko z okazji postu, ale po prostu. Teraz trują nas amerykańskie molochy w stylu Constaru czy tłuste kotlety z barów McDonaldŐs. Jak ktoś był gruby i tłusty, od razu było wiadomo, że ma układy w mięsnym. Każda kobieta pracująca w sklepie mięsnym miała większe wzięcie niż dziś gwiazdy seriali. Osobnik, który miał dojście do jakichkolwiek dóbr, które były deficytowe (np. do zapasów papieru toaletowego), był szanowany jako osoba wyjątkowa, a jego pozycja odpowiadała dzisiejszej randze ministra.
Za Gierka nie było też takich niepotrzebnych cyrków z partiami politycznymi, jakie mamy teraz. Partia była jedna, i to elektryczna, czyli przewodnia. Były dla picu jeszcze dwa stronnictwa, ale siedziały cicho i głosowały zawsze albo na komendę, albo na komisariat. Nie było takiego chaosu jak dzisiaj, że każdy mówi co chce i przeważnie od rzeczy, jak na przykład poseł Celiński. Za Gierka partia, Sejm, huty, stocznie, rolnicy, a nawet żłobki mówiły jednym głosem. Był to na ogół dobrze wyszkolony głos Andrzeja Łapickiego, spikera kroniki filmowej.
Argumenty "za" można by mnożyć (a chociażby, że za Gierka nie było Radia Maryja) ale my tu gadu gadu, a prof. Adam Gierek już powoli szykuje smoking na prezydencki bal. Forpocztą cichej kampanii prezydenckiej jest najnowszy hit sklepowy - szynka jak za Gierka. Tylko czekać, kiedy pojawią się na rynku kolejne odwołujące się sprytnie do sentymentów PRL produkty, takie jak damskie rajstopy jak za Gierka czy telefony jak za Gierka. Zarówno szynka, rajstopy, jak i telefony to z dzisiejszego punktu widzenia produkty dla szpiegów. Głównie dlatego, że w tamtych czasach były niewidoczne.
Więcej możesz przeczytać w 17/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.