Telewizja pełni funkcję starożytnej agory, tylko znacznie większej Przeciętny Polak dobrze wie, jak powinna wyglądać służba zdrowia. Swej wiedzy nie czerpie jednak z programu Platformy Obywatelskiej czy Prawa i Sprawiedliwości. Czerpie z serialu "Na dobre i na złe" emitowanego w telewizyjnej Dwójce. Polak mówi o komplikacjach życia osobistego językiem programu Ewy Drzyzgi "Rozmowy w toku" w TVN. Jeśli chce być ostry i prześmiewczy, przybiera pozę Kuby Wojewódzkiego z jego talk-show w Polsacie.
Wyrocznią w sprawach polityki nie jest - o zgrozo! - moralizatorstwo Adama Michnika, lecz krótki komentarzyk wygłaszany przez reportera "Faktów" bądź "Wiadomości". Na politykę patrzymy też przez pryzmat programów Kamila Durczoka, Tomasza Lisa bądź Moniki Olejnik. Nawet księża podglądają bohaterów "Plebanii" i próbują się porozumiewać z wiernymi językiem serialowego księdza Antoniego. "Wprost" postanowił sprawdzić, które z osobowości telewizyjnych najbardziej na nas wpływają. Ranking tych postaci publikujemy obok tekstu.
Miał rację Marshall McLuhan, gdy jeszcze pod koniec lat 60. twierdził, iż "telewizja nie jest pomostem między człowiekiem a naturą - ona jest współczesną naturą". Telewizja nie tylko kształtuje nasz język, wrażliwość, wiedzę o świecie czy poglądy, lecz wpływa nawet na nasze odczuwanie czasu i przestrzeni. McLuhan przewidywał, że telewizja stanie się "ludzkim superzmysłem i superwolą". I tak się dzieje. Wbrew krytykom telewizja jednak nie ubezwłasnowolnia i nie ogłupia. Nigdy wcześniej ludzie nie byli tak kompetentni językowo, nigdy nie potrafili tak łatwo opowiadać o swoich emocjach, nigdy nie mieli tak rozległej wiedzy o świecie, kulturze czy technologii.
Globalna agora
Telewizja jest tym, czym w antycznym świecie greckim była agora. Tam podglądano możnych, słuchano mędrców i plotek. Tam uczono się polityki, targowano, polemizowano, głosowano. Powracający z agory obywatel wiedział, co myśleć i co mówić w rozmowie ze znajomym. Na agorze spotykali się obywatele różnych stanów, którzy rzadko mieli okazję zetknąć się gdzie indziej. Dziś tę wspólnotę rodzi wspólne oglądanie transmisji z takich wydarzeń, jak skutki tsunami, śmierć papieża, "pomarańczowa rewolucja" na Ukrainie czy nawet finałowy mecz Ligi Mistrzów, jak oglądanie o tej samej porze "Wiadomości" czy śledzenie losów bohaterów serialu "M jak miłość". W coraz większym stopniu telewizja staje się formą bezpośredniej demokracji: nie tylko poprzez uczestnictwo w kampaniach wyborczych czy referendalnych, ale także wtedy, gdy kształtuje nasze sądy i wpływa na nasze decyzje.
Telewizja zrównuje obywateli: jedni jeżdżą tramwajami, inni ekskluzywnymi samochodami, ale szklany ekran czyni ich równymi. Różni ich tylko to, na ile identyfikują się czy inspirują tym, co podpatrzą w telewizji.
Co by się stało, gdyby w naszych czasach nastąpiło drugie nadejście Mesjasza? O ile nie ocknęlibyśmy się na Sądzie Ostatecznym, prawdopodobnie nie zwrócilibyśmy na nie uwagi. Bo dzisiaj naprawdę istnieje tylko to, co istnieje w telewizji, a najlepiej w prime time. A ponieważ trudno sobie wyobrazić, by Jezus szukał medialnego poklasku, jego nadejście pozostałoby pewnie nie zauważone. Ale może Jezus w dzisiejszych czasach byłby globalną telewizyjną celebrity, a przynajmniej globalnym kaznodzieją. Tak jak w jakimś sensie był nim jego ziemski namiestnik - Jan Paweł II. Nieprzypadkowo mówi się, że był to pierwszy papież "telewizyjny".
Instrument do grzebania w mózgach
Czy telewizja jest niebezpieczna? Powieści i filmy będące odbiciem naszych lęków kreują telewizję na głównego negatywnego bohatera naszych czasów. W słynnym, acz leciwym "Fahrenheit 451" Francois Truffaut (na podstawie powieści Raya Bradbury`ego) straż pożarna pali książki, a wszechobecne ekrany są narzędziem ogłupiania społeczeństwa. Podobnie jest w "1984" George`a Orwella czy genialnym filmowym "Brazil" Terry`ego Gilliama. W artystycznych wizjach totalitaryzmu, podobnie jak i w jego dniu codziennym, środki masowego przekazu - z telewizją na czele - stanowią główny instrument do grzebania w mózgach.
Totalitarne lęki telewizja wywołuje także w krajach o długiej demokratycznej tradycji. W "Simulakrze" Philipa K. Dicka pokazano model ustroju, w którym władzę sprawuje pierwsza dama - gospodyni niekończącej się transmisji z Białego Domu, a obywatele co cztery lata wybierają jej męża, pozbawionego znaczenia prezydenta (skądinąd ta wizja wygląda całkiem znajomo). W jednym z ostatnich Bondów czarnym bohaterem jest magnat medialny, którego wpływy są tak potężne, że potrafi niemal doprowadzić do wojny między Wielką Brytanią a Chinami. Wszystko po to, by jego ekipy pierwsze posłały w świat relację na żywo i przebiły konkurencję. Wreszcie w "Truman Show" - jednym z najlepszych filmów ostatnich lat - Peter Weir pokazał zagrożenie zwiastowane przez programy typy reality show: że wszystko jest inscenizacją.
Telewizja niesie jeszcze inne zagrożenie, które każdy zna z własnego podwórka, bo przecież w każdej rodzinie jest jakaś osoba, która ogląda programy od rana do nocy. Dla niej fikcyjna rzeczywistość i sztuczne życia stają się bardziej prawdziwe niż realność i ważniejsze niż własne - raczej puste - życie. W takich wypadkach telewizja zaczyna przejmować rolę religii, nadając sens ludzkiemu życiu. Telewizor staje się domowym ołtarzykiem, zaś gwiazdy telewizji - kimś w rodzaju świętych.
Kanał, który uczy
Paul Levinson w książce "Miękkie ostrze" przekonuje, by nie demonizować mediów, z telewizją - ich królową - na czele. Wady telewizji nie zdestabilizują przecież społeczeństwa i nie ogłupią go. Wiele zagrożeń, z powodu których jeszcze niedawno bito w dzwony, okazało się nadętymi do rozmiarów zeppelina. Kilka lat temu sam byłem wielkim pesymistą, ale okazało się, że na przykład reality show nie zmiotły naszej cywilizacji.
Telewizja będzie jeszcze bardziej użyteczna, tworząc kanały tematyczne, czyli programy, które można "dopasować" do własnego gustu. Ta rewolucja dokonuje się już w Polsce - mamy prawdziwy wysyp kanałów tematycznych: od "sierioznej" Kultury TVP i profesjonalnego informacyjnego TVN 24, przez męski TVN Turbo oraz kobiece Polsat Zdrowie i Uroda czy TVN Style po Polsat Sport. Po drodze mamy coś dla koneserów ambitnego kina - w kanale Europa-Europa, rodzimego kina - Kino Polska, głodnych wiedzy - cztery kanały angielskiego Discovery i francuską Planete. Do tego dochodzą jeszcze stacje podróżnicze, sportów ekstremalnych, reality show. Na kanale Reality TV można na przykład obejrzeć kilkudziesięciu młodzieńców, którzy odtworzyli dwa plutony brytyjskiej armii z lat 50. - zabawne i wciągające. A to dopiero początek, bo wkrótce każdy znajdzie kanał dla siebie - i wielbiciele gier, i wędkarze, i narciarze, i kucharze itd.
Michał Chaciński, jeden z najinteligentniejszych polskich krytyków, laureat Nagrody im. Krzysztofa Mętraka, jakiś czas temu zauważył, że amerykańska telewizja udanie zerwała ze stereotypem "gumy do żucia dla mas", a stała się "gumą do życia". Pogardzana telewizja jest dzisiaj wylęgarnią świetnych filmów, seriali i programów na wysokim poziomie. Dzięki Canal Plus, Polsatowi czy TVN i my mogliśmy się otrzeć o obrazoburcze, ale bardzo przenikliwe i śmieszne kreskówki w rodzaju "South Park" czy "Głowa rodziny". Mieliśmy także okazję zobaczyć seriale, które nadają temu gatunkowi nowy wymiar: "Rodzina Soprano", "Anioły w Ameryce" czy "Carnivale". Większość tych produkcji nie tylko ma najlepszych reżyserów i wielkie gwiazdy aktorskie, ale jeszcze wyswobodziła się ze szponów obowiązującej w Hollywood politycznej poprawności.
Demokracja telewizyjna
Przeciętny wyborca czerpie z telewizora wiedzę o świecie i informacje o ludziach, na których może głosować. Z jednej strony, telewizja to prawdziwie demokratyczne medium - dociera do najszerszych grup obywateli. Dzięki niej - parafrazując Churchilla - jeszcze nigdy tak wielu nie wiedziało tak niewiele o tak wielu sprawach. Wiedza, jaką daje telewizja, jest rozległa - od sytuacji na giełdzie w Londynie po dwugłowego pingwina na Antarktydzie - ale powierzchowna. Z drugiej strony, jest to jednak wiedza. To trochę tak jak z wielkimi centrami handlowymi - gdzie indziej przeciętny człowiek może skosztować jednocześnie kuchni azjatyckiej, tureckiej i włoskiej, a także przekonać się, że czyste toalety w miejscach publicznych to nie cud, ale standard?
Książka "Zabawić się na śmierć" Neila Postmana to wielki manifest przeciwko telewizji. Pisząc o jej wpływie na politykę, amerykański publicysta używa efektownego skrótu: telewizja sprawiła, że dzisiaj najważniejszym człowiekiem w sztabie kandydata na prezydenta nie jest autor jego przemówień, ale wizażysta pudrujący twarz polityka. Postman przekonuje, że w telewizji po prostu nie można poważnie mówić o poważnych sprawach, bo istotą tego medium jest rozrywka. By to udowodnić, zestawia kluczowe dla amerykańskiej demokracji debaty republikanina Lincolna z demokratą Douglasem z telewizyjną dyskusją o zagrożeniu jądrowym, która odbyła się w roku 1983. Lincoln z Douglasem spierali się wielokrotnie. Za każdym razem ich publiczne pojedynki trwały po sześć, osiem godzin i zawsze z uwagą wysłuchiwały ich tłumy Amerykanów. I rozumieli oni, o czym mowa, bo czytali gazety. Telewizja ABC do dyskusji na temat zagłady jądrowej zaprosiła m.in. Henry`ego Kissingera i Roberta McNamarę. Ale nawet te postacie nie dyskutowały na takim poziomie jak Lincoln z Douglasem. Tyle że słuchały ich miliony.
Postman nie ma wątpliwości, że przejście od epoki typografii do epoki telewizji to zmiana na gorsze, a w każdym razie na płytsze. Dziś sześciogodzinna tyrada prezydenta Busha byłaby niemożliwa, bo naród zasnąłby przy telewizorach. Ale czy to źle?
Lincoln pewnie przemawiał mądrzej od Busha, bo ten ostatni przemawia do milionów, a pierwszy musiał skupić na sobie uwagę kilkuset obywateli Chicago. Ale mowy Cycerona czy Katona, wymierzone w pierwszy triumwirat, były jeszcze lepsze - wszak słuchała ich garstka rzymskich, świetnie wykształconych, senatorów. A jeszcze większy kunszt krasomówczy prezentował zapewne Demostenes - wszak jego tyrady przeciwko Filipowi Macedońskiemu kierowane były do Ateńczyków, którzy pamiętali jeszcze Platona i puszyli się swym filozoficznym wykształceniem. Trudno jednak nie zauważyć, że demokracja, której hołdowali wszyscy ci mówcy, ma się najlepiej właśnie dzisiaj. Bo dzisiaj jest najbardziej powszechna i otwarta, a to zasługa między innymi, a może przede wszystkim telewizji.
Miał rację Marshall McLuhan, gdy jeszcze pod koniec lat 60. twierdził, iż "telewizja nie jest pomostem między człowiekiem a naturą - ona jest współczesną naturą". Telewizja nie tylko kształtuje nasz język, wrażliwość, wiedzę o świecie czy poglądy, lecz wpływa nawet na nasze odczuwanie czasu i przestrzeni. McLuhan przewidywał, że telewizja stanie się "ludzkim superzmysłem i superwolą". I tak się dzieje. Wbrew krytykom telewizja jednak nie ubezwłasnowolnia i nie ogłupia. Nigdy wcześniej ludzie nie byli tak kompetentni językowo, nigdy nie potrafili tak łatwo opowiadać o swoich emocjach, nigdy nie mieli tak rozległej wiedzy o świecie, kulturze czy technologii.
Globalna agora
Telewizja jest tym, czym w antycznym świecie greckim była agora. Tam podglądano możnych, słuchano mędrców i plotek. Tam uczono się polityki, targowano, polemizowano, głosowano. Powracający z agory obywatel wiedział, co myśleć i co mówić w rozmowie ze znajomym. Na agorze spotykali się obywatele różnych stanów, którzy rzadko mieli okazję zetknąć się gdzie indziej. Dziś tę wspólnotę rodzi wspólne oglądanie transmisji z takich wydarzeń, jak skutki tsunami, śmierć papieża, "pomarańczowa rewolucja" na Ukrainie czy nawet finałowy mecz Ligi Mistrzów, jak oglądanie o tej samej porze "Wiadomości" czy śledzenie losów bohaterów serialu "M jak miłość". W coraz większym stopniu telewizja staje się formą bezpośredniej demokracji: nie tylko poprzez uczestnictwo w kampaniach wyborczych czy referendalnych, ale także wtedy, gdy kształtuje nasze sądy i wpływa na nasze decyzje.
Telewizja zrównuje obywateli: jedni jeżdżą tramwajami, inni ekskluzywnymi samochodami, ale szklany ekran czyni ich równymi. Różni ich tylko to, na ile identyfikują się czy inspirują tym, co podpatrzą w telewizji.
Co by się stało, gdyby w naszych czasach nastąpiło drugie nadejście Mesjasza? O ile nie ocknęlibyśmy się na Sądzie Ostatecznym, prawdopodobnie nie zwrócilibyśmy na nie uwagi. Bo dzisiaj naprawdę istnieje tylko to, co istnieje w telewizji, a najlepiej w prime time. A ponieważ trudno sobie wyobrazić, by Jezus szukał medialnego poklasku, jego nadejście pozostałoby pewnie nie zauważone. Ale może Jezus w dzisiejszych czasach byłby globalną telewizyjną celebrity, a przynajmniej globalnym kaznodzieją. Tak jak w jakimś sensie był nim jego ziemski namiestnik - Jan Paweł II. Nieprzypadkowo mówi się, że był to pierwszy papież "telewizyjny".
Instrument do grzebania w mózgach
Czy telewizja jest niebezpieczna? Powieści i filmy będące odbiciem naszych lęków kreują telewizję na głównego negatywnego bohatera naszych czasów. W słynnym, acz leciwym "Fahrenheit 451" Francois Truffaut (na podstawie powieści Raya Bradbury`ego) straż pożarna pali książki, a wszechobecne ekrany są narzędziem ogłupiania społeczeństwa. Podobnie jest w "1984" George`a Orwella czy genialnym filmowym "Brazil" Terry`ego Gilliama. W artystycznych wizjach totalitaryzmu, podobnie jak i w jego dniu codziennym, środki masowego przekazu - z telewizją na czele - stanowią główny instrument do grzebania w mózgach.
Totalitarne lęki telewizja wywołuje także w krajach o długiej demokratycznej tradycji. W "Simulakrze" Philipa K. Dicka pokazano model ustroju, w którym władzę sprawuje pierwsza dama - gospodyni niekończącej się transmisji z Białego Domu, a obywatele co cztery lata wybierają jej męża, pozbawionego znaczenia prezydenta (skądinąd ta wizja wygląda całkiem znajomo). W jednym z ostatnich Bondów czarnym bohaterem jest magnat medialny, którego wpływy są tak potężne, że potrafi niemal doprowadzić do wojny między Wielką Brytanią a Chinami. Wszystko po to, by jego ekipy pierwsze posłały w świat relację na żywo i przebiły konkurencję. Wreszcie w "Truman Show" - jednym z najlepszych filmów ostatnich lat - Peter Weir pokazał zagrożenie zwiastowane przez programy typy reality show: że wszystko jest inscenizacją.
Telewizja niesie jeszcze inne zagrożenie, które każdy zna z własnego podwórka, bo przecież w każdej rodzinie jest jakaś osoba, która ogląda programy od rana do nocy. Dla niej fikcyjna rzeczywistość i sztuczne życia stają się bardziej prawdziwe niż realność i ważniejsze niż własne - raczej puste - życie. W takich wypadkach telewizja zaczyna przejmować rolę religii, nadając sens ludzkiemu życiu. Telewizor staje się domowym ołtarzykiem, zaś gwiazdy telewizji - kimś w rodzaju świętych.
Kanał, który uczy
Paul Levinson w książce "Miękkie ostrze" przekonuje, by nie demonizować mediów, z telewizją - ich królową - na czele. Wady telewizji nie zdestabilizują przecież społeczeństwa i nie ogłupią go. Wiele zagrożeń, z powodu których jeszcze niedawno bito w dzwony, okazało się nadętymi do rozmiarów zeppelina. Kilka lat temu sam byłem wielkim pesymistą, ale okazało się, że na przykład reality show nie zmiotły naszej cywilizacji.
Telewizja będzie jeszcze bardziej użyteczna, tworząc kanały tematyczne, czyli programy, które można "dopasować" do własnego gustu. Ta rewolucja dokonuje się już w Polsce - mamy prawdziwy wysyp kanałów tematycznych: od "sierioznej" Kultury TVP i profesjonalnego informacyjnego TVN 24, przez męski TVN Turbo oraz kobiece Polsat Zdrowie i Uroda czy TVN Style po Polsat Sport. Po drodze mamy coś dla koneserów ambitnego kina - w kanale Europa-Europa, rodzimego kina - Kino Polska, głodnych wiedzy - cztery kanały angielskiego Discovery i francuską Planete. Do tego dochodzą jeszcze stacje podróżnicze, sportów ekstremalnych, reality show. Na kanale Reality TV można na przykład obejrzeć kilkudziesięciu młodzieńców, którzy odtworzyli dwa plutony brytyjskiej armii z lat 50. - zabawne i wciągające. A to dopiero początek, bo wkrótce każdy znajdzie kanał dla siebie - i wielbiciele gier, i wędkarze, i narciarze, i kucharze itd.
Michał Chaciński, jeden z najinteligentniejszych polskich krytyków, laureat Nagrody im. Krzysztofa Mętraka, jakiś czas temu zauważył, że amerykańska telewizja udanie zerwała ze stereotypem "gumy do żucia dla mas", a stała się "gumą do życia". Pogardzana telewizja jest dzisiaj wylęgarnią świetnych filmów, seriali i programów na wysokim poziomie. Dzięki Canal Plus, Polsatowi czy TVN i my mogliśmy się otrzeć o obrazoburcze, ale bardzo przenikliwe i śmieszne kreskówki w rodzaju "South Park" czy "Głowa rodziny". Mieliśmy także okazję zobaczyć seriale, które nadają temu gatunkowi nowy wymiar: "Rodzina Soprano", "Anioły w Ameryce" czy "Carnivale". Większość tych produkcji nie tylko ma najlepszych reżyserów i wielkie gwiazdy aktorskie, ale jeszcze wyswobodziła się ze szponów obowiązującej w Hollywood politycznej poprawności.
Demokracja telewizyjna
Przeciętny wyborca czerpie z telewizora wiedzę o świecie i informacje o ludziach, na których może głosować. Z jednej strony, telewizja to prawdziwie demokratyczne medium - dociera do najszerszych grup obywateli. Dzięki niej - parafrazując Churchilla - jeszcze nigdy tak wielu nie wiedziało tak niewiele o tak wielu sprawach. Wiedza, jaką daje telewizja, jest rozległa - od sytuacji na giełdzie w Londynie po dwugłowego pingwina na Antarktydzie - ale powierzchowna. Z drugiej strony, jest to jednak wiedza. To trochę tak jak z wielkimi centrami handlowymi - gdzie indziej przeciętny człowiek może skosztować jednocześnie kuchni azjatyckiej, tureckiej i włoskiej, a także przekonać się, że czyste toalety w miejscach publicznych to nie cud, ale standard?
Książka "Zabawić się na śmierć" Neila Postmana to wielki manifest przeciwko telewizji. Pisząc o jej wpływie na politykę, amerykański publicysta używa efektownego skrótu: telewizja sprawiła, że dzisiaj najważniejszym człowiekiem w sztabie kandydata na prezydenta nie jest autor jego przemówień, ale wizażysta pudrujący twarz polityka. Postman przekonuje, że w telewizji po prostu nie można poważnie mówić o poważnych sprawach, bo istotą tego medium jest rozrywka. By to udowodnić, zestawia kluczowe dla amerykańskiej demokracji debaty republikanina Lincolna z demokratą Douglasem z telewizyjną dyskusją o zagrożeniu jądrowym, która odbyła się w roku 1983. Lincoln z Douglasem spierali się wielokrotnie. Za każdym razem ich publiczne pojedynki trwały po sześć, osiem godzin i zawsze z uwagą wysłuchiwały ich tłumy Amerykanów. I rozumieli oni, o czym mowa, bo czytali gazety. Telewizja ABC do dyskusji na temat zagłady jądrowej zaprosiła m.in. Henry`ego Kissingera i Roberta McNamarę. Ale nawet te postacie nie dyskutowały na takim poziomie jak Lincoln z Douglasem. Tyle że słuchały ich miliony.
Postman nie ma wątpliwości, że przejście od epoki typografii do epoki telewizji to zmiana na gorsze, a w każdym razie na płytsze. Dziś sześciogodzinna tyrada prezydenta Busha byłaby niemożliwa, bo naród zasnąłby przy telewizorach. Ale czy to źle?
Lincoln pewnie przemawiał mądrzej od Busha, bo ten ostatni przemawia do milionów, a pierwszy musiał skupić na sobie uwagę kilkuset obywateli Chicago. Ale mowy Cycerona czy Katona, wymierzone w pierwszy triumwirat, były jeszcze lepsze - wszak słuchała ich garstka rzymskich, świetnie wykształconych, senatorów. A jeszcze większy kunszt krasomówczy prezentował zapewne Demostenes - wszak jego tyrady przeciwko Filipowi Macedońskiemu kierowane były do Ateńczyków, którzy pamiętali jeszcze Platona i puszyli się swym filozoficznym wykształceniem. Trudno jednak nie zauważyć, że demokracja, której hołdowali wszyscy ci mówcy, ma się najlepiej właśnie dzisiaj. Bo dzisiaj jest najbardziej powszechna i otwarta, a to zasługa między innymi, a może przede wszystkim telewizji.
TOP 30 Ranking najbardziej wpływowych osobistości telewizyjnych |
---|
1. Kamil Durczok | TVP 1 | "Debata", "Wiadomości" 2. Tomasz Lis | Polsat | "Co z tą Polską?" 3. Monika Olejnik | TVP 1 | "Prosto w oczy" 4. Maciej Orłoś | TVP 1 | "Teleexpress" 5. Elżbieta Jaworowicz | TVP 1 | "Sprawa dla reportera" 6. Ewa Drzyzga | TVN | "Rozmowy w toku" 7. Krzysztof Ibisz | Polsat | "Gra w ciemno" 8. Wojciech Mann | TVP 2 | "Szansa na sukces" 9. Nina Terentiew | TVP 2 | "Bezludna wyspa" 10. Piotr Kraśko | TVP 1 | korespondent "Wiadomości" 11. Piotr Najsztub | TVN | "Najsztub pyta" 12. Katarzyna Kolenda-Zaleska | TVN 24 | reporterka "Faktów" 13. Włodzimierz Szaranowicz | TVP | redakcja sportowa 14. Dorota Gawryluk | TVP 1 | "Wiadomości", "Forum" 15. Tomasz Kammel | TVP 1 | prezenter 16. Monika Richardson | TVP 2 | "Europa da się lubić" 17. Jolanta Fajkowska | TVP 2 | prezenterka 18. Kuba Wojewódzki | Polsat | "Kuba Wojewódzki" 19. Michał Fajbusiewicz | TVP 2 | "997" 20. Hanna Smoktunowicz | Polsat | "Wydarzenia" 21. Andrzej Turski | TVP 2 | "Panorama" 22. Krzysztof Rutkowski | TVN | "Detektyw" 23. Grzegorz Miecugow | TVN 24 | "Szkło kontaktowe", "Inny punkt widzenia", "Cały ten świat" 24. Szymon Majewski | TVN | "Mamy cię" 25. Justyna Pochanke | TVN | "Fakty" | TVN 24 | "24 godziny" 26. Iwona Schymalla | TVP 1 | "Między ziemią a niebem", "Kawa czy herbata?" 27. Marcin Wrona | TVN | "Pod napięciem" 28. Jacek Żakowski | TVP 1 | "Summa zdarzeń" 29. Tomasz Zubilewicz | TVN | TVN 24 | TVN Meteo | prezenter pogody 30. Barbara Czajkowska | TVP 2 | "Linia specjalna" Jak powstał ranking W redakcji "Wprost" sporządziliśmy listę najbardziej wpływowych - naszym zdaniem - osobowości telewizyjnych. W badaniu, które przeprowadził dla nas Pentor, zapytano ankietowanych, w jakim stopniu cenią poglądy każdego z wytypowanych przez nas dziennikarzy. Potem, spośród najbardziej przez siebie cenionych ludzi, biorący udział w ankiecie wybierali trzy osoby, które mają największy wpływ na ich opinie i sposób zachowywania. Badanie przeprowadzono 31 maja i 1 czerwca 2005 r. na 800-osobowej, reprezentatywnej, kwotowo-losowej próbie dorosłych Polaków. |
Więcej możesz przeczytać w 23/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.