Maciej Giertych, kandydat LPR na prezydenta, był łącznikiem między swoim ojcem Jędrzejem a służbami specjalnymi PRL Mama i reszta rodziny narzekali, że na długie godziny zamykamy się w gabinecie Ojca i gadamy, a reszta rodziny nie może w tym uczestniczyć" - pisał Maciej Giertych we wspomnieniach o ojcu Jędrzeju. Dziś dzięki aktom zgromadzonym w Instytucie Pamięci Narodowej znamy przyczyny tej rodzinnej konspiracji. Maciej Giertych w największej tajemnicy przekazywał swemu ojcu wiadomości od komunistycznych służb specjalnych. Choć nigdy nie podpisali zobowiązania do współpracy, obaj mieli pełną świadomość, że działają wspólnie ze Służbą Bezpieczeństwa i wywiadem. Wykorzystano ich w operacji o kryptonimie "Truteń" - wymierzonej bezpośrednio w Adama Michnika i rodzącą się opozycję antykomunistyczną w kraju.
Dążenia i punkty widzenia
Jędrzej Giertych jako jedna z głównych osób w emigracyjnym ruchu narodowym był obiektem zainteresowania służb specjalnych przez kilkadziesiąt lat. Jego niewątpliwie żarliwy antykomunizm spowodował jednak, że aż do roku 1976 Jegier nie był brany pod uwagę jako potencjalny współpracownik. Sytuacja się zmieniła, kiedy ten narodowiec w prywatnej korespondencji przesłał do kraju list otwarty. Dokument ten datowany na 1 czerwca 1976 r. dotarł do Polski już po wypadkach radomskich. Jedną z kopii Giertych wysłał do I sekretarza PZPR Edwarda Gierka. Treść dokumentu wywołała na emigracji wiele głosów oburzenia. Giertych krytykował bowiem w liście powstającą w Polsce opozycję antykomunistyczną i wzywał do utrzymywania jak najlepszych stosunków z ZSRR. To zaś dla wielu emigrantów wyglądało jak poparcie dla komunistów. "Tak się czasem składa, że się dążenia i punkty widzenia zbiegają" - odpowiadał swoim krytykom na łamach redagowanej przez siebie "Opoki" Jędrzej Giertych.
Dotarcie pośrednie
"List otwarty" szybko został dostrzeżony przez polskie MSW. Akcję mającą na celu zrobienie z Giertychów agentów wpływu (choć tego określenia w dokumentach nie używano) opracował ppłk J. Mazurek i nadał jej kryptonim "Truteń". Celem akcji prowadzonej wobec Jędrzeja Giertycha było "spowodowanie - napisania przez niego >>listów<<, artykułów czy tp., w których zawarta byłaby krytyka przywódców emigracyjnych za inspirowanie >>opozycji<< w Polsce, - zaatakowania >>Kultury<< i przywódców emigracyjnych za współpracę z oprawcami, którzy skazywali polskich oficerów na kary śmierci (przykład Stefana Michnika piszącego w >>Kulturze<< pod PS. >>Szwedowicz<<), - przyjazdu Giertycha do Polski w odwiedziny do rodziny, co ew. pozwoli na przeprowadzenie z nim rozmów dla >>wymiany poglądów<<". Dokumentowi temu, datowanemu 21 lutego 1977 r., nadano klauzulę "tajne spec. znaczenia".
Faktycznie z MSW
Do nawiązania kontaktu z Jędrzejem Giertychem ppłk Mazurek wytypował jego syna Macieja, który mieszkał w podpoznańskim Kórniku. "W toku czynności operacyjnych stwierdzono, że figurant zaprzestał wyrażania wrogich opinii. Pozytywny wpływ na obecną jego postawę miały fakty umożliwienia mu oraz jego rodzinie wyjazdów z kraju" - pisał. MSW postanowiło wykorzystać fakt, że Maciej Giertych właśnie wybierał się w kolejną podróż. "Należy założyć, że w drodze z lub do Polski Maciej >>zaczepi o Londyn i odwiedzi swego ojca<<" - pisał ppłk Mazurek do przełożonych.
Zaplanowane spotkanie odbyło się bardzo szybko. "Rozmowa miała miejsce w dn. 26.02.77 r. w mieszkaniu Macieja w m. Kórnik k./Poznania. Na wstępie przedstawiłem się Maciejowi nazwiskiem Januszewicz z PAN-u, ale gdy znaleźliśmy się sami w pokoju, wyjaśniłem mu, że jestem faktycznie z MSW" - raportował ppłk Mazurek. Maciej Giertych nie wyrzucił tajniaka za drzwi. "Interesująca jest w tym reakcja Macieja. Do rozmowy odniósł się b. przychylnie" - donosił Mazurek.
Michnik - awanturnik polityczny
Podpułkownikowi w szczególności zależało, by Jędrzej Giertych skompromitował antykomunistyczną opozycję w Polsce jak również polską emigrację niepodległościową. "Zwróciłem mu uwagę na rolę, jaką odgrywają w tym elementy syjonistyczne, z którymi >>Kultura<< i RWE [Radio Wolna Europa - przyp. "Wprost"] współpracują. Podałem przykład m.in. kpt. Stefana Michnika-Szechtera (podając mu o nim bliższe dane), z którym współpracuje >>Kultura<<. Przedstawiłem mu rolę Michnika w procesie grupy Tatara-Kirchmajera. Omówiłem mu dokładnie całą sprawę. Nawiązałem przy tym do brata Adama, politycznego awanturnika, którego emigracyjne koła próbują wykorzystać
p-ko Polsce za granicą i przedstawiają jako jednego z przywódców rzekomej >>opozycji<< w Polsce". Maciej Giertych w mig pojął, skąd pochodzą te informacje: "Wspomniał, że dużo z tego, co mu powiedziałem i pokazałem, pochodzi ze źródeł wywiadu".
Środowisko żydowsko-sanacyjne
Po powrocie z Londynu 16 kwietnia 1977 r. Maciej Giertych zdał przedstawicielowi MSW szczegółową relację z rozmów z ojcem. Jak się okazało, Jędrzej Giertych nie miał prawie żadnych wątpliwości, że należy podjąć grę z PRL-owskimi służbami. Jego motywacja miała niewątpliwie charakter antysemicki. "KOR ocenia jako środowisko sanacyjno-żydowskie powiązane z >>Wolną Europą<<"- relacjonował poglądy ojca oficerowi z MSW Maciej Giertych. Jędrzej bardzo zainteresował się sprawą brata Adama Michnika - Stefana Szechtera piszącego pod pseudonimem Szwedowicz w paryskiej "Kulturze". Za pośrednictwem syna poprosił MSW o dokumenty. Podobnie jak syn nie miał nic przeciwko kontaktom z PRL-owskimi służbami specjalnymi. "Nie ma nic przeciwko spotkaniu z naszym przedstawicielem w Londynie, ale ze względu na swoje bezpieczeństwo nie ma ochoty na spotkania na mieście (obawia się obserwacji za naszymi ludźmi)" - notował ppłk Mazurek.
Kontynuowanie dialogu
Jedyne, na co się nie zgodził Jędrzej, to przyjazd do kraju. Bynajmniej nie z niechęci do MSW. "Do Polski przyjechać nie może, gdyż ma zastrzeżenia Anglików" - pisze oficer. Wyraził natomiast chęć spotkania z agentami poza Polską - w czasie urlopu w Wiedniu lub nad Balatonem. "Wydaje się celowe kontynuowanie dialogu" - proponował ppłk Mazurek. Współpraca została zapoczątkowana. "Nawiązany został przez nas pośredni kontakt z >>Jegierem<<, który zgodził się na publikowanie artykułów wprawdzie z pozycji endeckiej, ale piętnujących działanie >>opozycji<< w Polsce i inspiratorską rolę ośrodków dywersji RWE, >>Kultury<<. Kontakt nawiązaliśmy za pośrednictwem syna >>Jegiera<<. W administracyjnej przekazujemy plik materiałów, które niezwłocznie należy dostarczyć do >>Jegiera<< sposobem, jaki zasugerował on sam, a mianowicie - w sposób dyskretny wrzucić przez otwór dla poczty w drzwiach wejściowych mieszkania. Wykonajcie to, zachowując ostrożność i mając pewność, że nie ma obserwacji" - pisała centrala do rezydentury w Londynie. Wkrótce na łamach "Opoki" ukazał się obszerny artykuł Jędrzeja Giertycha demaskujący Adama Michnika jako żydowskiego trockistę, a jego brata jako stalinowskiego oprawcę. Trzy lata później poprze stan wojenny, dziewięć lat później jego syn zasiądzie w Radzie Konsultacyjnej przy Wojciechu Jaruzelskim, 28 lat później zostanie kandydatem Ligi Polskich Rodzin na prezydenta.
LPR-owski kandydat na prezydenta potwierdza, że był łącznikiem między PRL-owskimi służbami a ojcem. - Doszło do takich wydarzeń. Nie starałem się zapamiętać, jak nazywał się oficer, z którym się kontaktowałem. Kiedy przedstawił się, że jest ze służb, uznałem, że i tak zapewne podał fałszywe nazwisko - mówi Maciej Giertych "Wprost". Nie uważa wykorzystywania materiałów dostarczonych przez specsłużby za naganne. - Rzeczywiście, podrzucili ojcu egzemplarz "Narodowca", pisma Polaków we Francji, zawierający informację o współpracy brata Adama Michnika z "Kulturą", a ojciec to wykorzystał. Ale ta informacja była prawdziwa - zastrzega.
Decydując się na kandydowanie na urząd prezydenta, Maciej Giertych ujawnił dziennikarzom swoją teczkę. Nie było w niej materiałów z akcji o kryptonimie "Truteń". LPR-owski polityk nadal ma nadany mu przez IPN status poszkodowanego.
Jędrzej Giertych jako jedna z głównych osób w emigracyjnym ruchu narodowym był obiektem zainteresowania służb specjalnych przez kilkadziesiąt lat. Jego niewątpliwie żarliwy antykomunizm spowodował jednak, że aż do roku 1976 Jegier nie był brany pod uwagę jako potencjalny współpracownik. Sytuacja się zmieniła, kiedy ten narodowiec w prywatnej korespondencji przesłał do kraju list otwarty. Dokument ten datowany na 1 czerwca 1976 r. dotarł do Polski już po wypadkach radomskich. Jedną z kopii Giertych wysłał do I sekretarza PZPR Edwarda Gierka. Treść dokumentu wywołała na emigracji wiele głosów oburzenia. Giertych krytykował bowiem w liście powstającą w Polsce opozycję antykomunistyczną i wzywał do utrzymywania jak najlepszych stosunków z ZSRR. To zaś dla wielu emigrantów wyglądało jak poparcie dla komunistów. "Tak się czasem składa, że się dążenia i punkty widzenia zbiegają" - odpowiadał swoim krytykom na łamach redagowanej przez siebie "Opoki" Jędrzej Giertych.
Dotarcie pośrednie
"List otwarty" szybko został dostrzeżony przez polskie MSW. Akcję mającą na celu zrobienie z Giertychów agentów wpływu (choć tego określenia w dokumentach nie używano) opracował ppłk J. Mazurek i nadał jej kryptonim "Truteń". Celem akcji prowadzonej wobec Jędrzeja Giertycha było "spowodowanie - napisania przez niego >>listów<<, artykułów czy tp., w których zawarta byłaby krytyka przywódców emigracyjnych za inspirowanie >>opozycji<< w Polsce, - zaatakowania >>Kultury<< i przywódców emigracyjnych za współpracę z oprawcami, którzy skazywali polskich oficerów na kary śmierci (przykład Stefana Michnika piszącego w >>Kulturze<< pod PS. >>Szwedowicz<<), - przyjazdu Giertycha do Polski w odwiedziny do rodziny, co ew. pozwoli na przeprowadzenie z nim rozmów dla >>wymiany poglądów<<". Dokumentowi temu, datowanemu 21 lutego 1977 r., nadano klauzulę "tajne spec. znaczenia".
Faktycznie z MSW
Do nawiązania kontaktu z Jędrzejem Giertychem ppłk Mazurek wytypował jego syna Macieja, który mieszkał w podpoznańskim Kórniku. "W toku czynności operacyjnych stwierdzono, że figurant zaprzestał wyrażania wrogich opinii. Pozytywny wpływ na obecną jego postawę miały fakty umożliwienia mu oraz jego rodzinie wyjazdów z kraju" - pisał. MSW postanowiło wykorzystać fakt, że Maciej Giertych właśnie wybierał się w kolejną podróż. "Należy założyć, że w drodze z lub do Polski Maciej >>zaczepi o Londyn i odwiedzi swego ojca<<" - pisał ppłk Mazurek do przełożonych.
Zaplanowane spotkanie odbyło się bardzo szybko. "Rozmowa miała miejsce w dn. 26.02.77 r. w mieszkaniu Macieja w m. Kórnik k./Poznania. Na wstępie przedstawiłem się Maciejowi nazwiskiem Januszewicz z PAN-u, ale gdy znaleźliśmy się sami w pokoju, wyjaśniłem mu, że jestem faktycznie z MSW" - raportował ppłk Mazurek. Maciej Giertych nie wyrzucił tajniaka za drzwi. "Interesująca jest w tym reakcja Macieja. Do rozmowy odniósł się b. przychylnie" - donosił Mazurek.
Michnik - awanturnik polityczny
Podpułkownikowi w szczególności zależało, by Jędrzej Giertych skompromitował antykomunistyczną opozycję w Polsce jak również polską emigrację niepodległościową. "Zwróciłem mu uwagę na rolę, jaką odgrywają w tym elementy syjonistyczne, z którymi >>Kultura<< i RWE [Radio Wolna Europa - przyp. "Wprost"] współpracują. Podałem przykład m.in. kpt. Stefana Michnika-Szechtera (podając mu o nim bliższe dane), z którym współpracuje >>Kultura<<. Przedstawiłem mu rolę Michnika w procesie grupy Tatara-Kirchmajera. Omówiłem mu dokładnie całą sprawę. Nawiązałem przy tym do brata Adama, politycznego awanturnika, którego emigracyjne koła próbują wykorzystać
p-ko Polsce za granicą i przedstawiają jako jednego z przywódców rzekomej >>opozycji<< w Polsce". Maciej Giertych w mig pojął, skąd pochodzą te informacje: "Wspomniał, że dużo z tego, co mu powiedziałem i pokazałem, pochodzi ze źródeł wywiadu".
Środowisko żydowsko-sanacyjne
Po powrocie z Londynu 16 kwietnia 1977 r. Maciej Giertych zdał przedstawicielowi MSW szczegółową relację z rozmów z ojcem. Jak się okazało, Jędrzej Giertych nie miał prawie żadnych wątpliwości, że należy podjąć grę z PRL-owskimi służbami. Jego motywacja miała niewątpliwie charakter antysemicki. "KOR ocenia jako środowisko sanacyjno-żydowskie powiązane z >>Wolną Europą<<"- relacjonował poglądy ojca oficerowi z MSW Maciej Giertych. Jędrzej bardzo zainteresował się sprawą brata Adama Michnika - Stefana Szechtera piszącego pod pseudonimem Szwedowicz w paryskiej "Kulturze". Za pośrednictwem syna poprosił MSW o dokumenty. Podobnie jak syn nie miał nic przeciwko kontaktom z PRL-owskimi służbami specjalnymi. "Nie ma nic przeciwko spotkaniu z naszym przedstawicielem w Londynie, ale ze względu na swoje bezpieczeństwo nie ma ochoty na spotkania na mieście (obawia się obserwacji za naszymi ludźmi)" - notował ppłk Mazurek.
Kontynuowanie dialogu
Jedyne, na co się nie zgodził Jędrzej, to przyjazd do kraju. Bynajmniej nie z niechęci do MSW. "Do Polski przyjechać nie może, gdyż ma zastrzeżenia Anglików" - pisze oficer. Wyraził natomiast chęć spotkania z agentami poza Polską - w czasie urlopu w Wiedniu lub nad Balatonem. "Wydaje się celowe kontynuowanie dialogu" - proponował ppłk Mazurek. Współpraca została zapoczątkowana. "Nawiązany został przez nas pośredni kontakt z >>Jegierem<<, który zgodził się na publikowanie artykułów wprawdzie z pozycji endeckiej, ale piętnujących działanie >>opozycji<< w Polsce i inspiratorską rolę ośrodków dywersji RWE, >>Kultury<<. Kontakt nawiązaliśmy za pośrednictwem syna >>Jegiera<<. W administracyjnej przekazujemy plik materiałów, które niezwłocznie należy dostarczyć do >>Jegiera<< sposobem, jaki zasugerował on sam, a mianowicie - w sposób dyskretny wrzucić przez otwór dla poczty w drzwiach wejściowych mieszkania. Wykonajcie to, zachowując ostrożność i mając pewność, że nie ma obserwacji" - pisała centrala do rezydentury w Londynie. Wkrótce na łamach "Opoki" ukazał się obszerny artykuł Jędrzeja Giertycha demaskujący Adama Michnika jako żydowskiego trockistę, a jego brata jako stalinowskiego oprawcę. Trzy lata później poprze stan wojenny, dziewięć lat później jego syn zasiądzie w Radzie Konsultacyjnej przy Wojciechu Jaruzelskim, 28 lat później zostanie kandydatem Ligi Polskich Rodzin na prezydenta.
LPR-owski kandydat na prezydenta potwierdza, że był łącznikiem między PRL-owskimi służbami a ojcem. - Doszło do takich wydarzeń. Nie starałem się zapamiętać, jak nazywał się oficer, z którym się kontaktowałem. Kiedy przedstawił się, że jest ze służb, uznałem, że i tak zapewne podał fałszywe nazwisko - mówi Maciej Giertych "Wprost". Nie uważa wykorzystywania materiałów dostarczonych przez specsłużby za naganne. - Rzeczywiście, podrzucili ojcu egzemplarz "Narodowca", pisma Polaków we Francji, zawierający informację o współpracy brata Adama Michnika z "Kulturą", a ojciec to wykorzystał. Ale ta informacja była prawdziwa - zastrzega.
Decydując się na kandydowanie na urząd prezydenta, Maciej Giertych ujawnił dziennikarzom swoją teczkę. Nie było w niej materiałów z akcji o kryptonimie "Truteń". LPR-owski polityk nadal ma nadany mu przez IPN status poszkodowanego.
Więcej możesz przeczytać w 23/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.