Cukrzyca chroni przed mrozem! Woody Guthrie, legenda amerykańskiej muzyki folk, był uważany za alkoholika i leczony psychiatrycznie. Dopiero po wielu latach okazało się, że cierpiał na pląsawicę Huntingtona - dziedziczną chorobę niszczącą komórki mózgu, powodującą utratę kontroli nad ruchami ciała i demencję. To schorzenie wywołuje gen zwiększający aktywność seksualną i płodność w okresie młodzieńczym. Woody Guthrie siedmiokrotnie został ojcem, zanim ujawniła się atakująca dopiero po 40. roku życia pląsawica.
- Zmiany genetyczne, uważane dziś za choroby, w przeszłości służyły przetrwaniu Homo sapiens. Dopiero rozwój cywilizacji sprawił, że stały się dla nas niekorzystne - powiedział w rozmowie z "Wprost" prof. Randolph Nesse z University of Michigan. Uczony jest jednym z twórców tzw. medycyny darwinowskiej, która za pomocą praw ewolucji wyjaśnia, skąd biorą się choroby i jak można je pokonać.
Wytworzenie nowych przystosowań zajmuje ewolucji tysiące albo dziesiątki tysięcy lat, a zmiany cywilizacyjne zachodzą znacznie szybciej. Tak właśnie było z cukrzycą typu 1, która powstała jako przystosowanie do epoki lodowcowej - uważa dr Sharon Moalem z nowojorskiej Mount Sinai School of Medicine. Według jego koncepcji, znaczny wzrost stężenia glukozy we krwi, do którego dochodzi podczas choroby z powodu niedoboru insuliny, chroni tkanki przed działaniem niskiej temperatury. Taki mechanizm okazał się bezcenny, gdy 12 tys. lat temu w północnej Europie średnia temperatura spadła o ponad 12oC w ciągu kilku dziesięcioleci. Nasi przodkowie mogli albo wyemigrować na południe, albo się przystosować do mrozów.
Nie leczona cukrzyca typu 1 prowadzi do wielu dolegliwości i śmierci, ale jej objawy rozwijają się na tyle powoli, że nie szkodziła naszym przodkom żyjącym wówczas średnio 25 lat. Problemem stała się dopiero wtedy, gdy uzyskaliśmy lepszą ochronę przed zimnem w postaci ciepłych ubrań i ogrzewanych domów. Do dziś choroba występuje przede wszystkim u osób pochodzenia północnoeuropejskiego, a jej przebieg ma silny związek z temperaturą - jest częściej rozpoznawana i trudniejsza do leczenia zimą. Co więcej, uczeni znaleźli takie przystosowania do mrozów także u zwierząt, takich jak żaba drzewna z gatunku Rana sylvatica. Dzięki zjawisku podobnemu do cukrzycy typu 1 może ona całkowicie zamarznąć zimą, by na wiosnę wrócić do pełnej sprawności. Jeśli dowiemy się, w jaki sposób żaby sterują swym poziomem glukozy, możemy znaleźć nowy, naturalny lek na cukrzycę.
Chorobą ewolucyjną jest też druga odmiana cukrzycy, zwana insulinoniezależną, silnie związana z otyłością. Za rozwój cukrzycy typu 2 odpowiadają geny naszych przodków, zmuszające organizm do magazynowania energii i podwyższające poziom glukozy we krwi, by zapewnić jej nieprzerwane dostawy do mózgu. W warunkach niedoboru pożywienia te mechanizmy wydłużają życie. Rozwój rolnictwa, transportu i technik konserwowania żywności doprowadził jednak do wyeliminowania głodu - najpierw w Europie, gdzie pierwsza epidemia cukrzycy typu 2 zaatakowała pod koniec XVII wieku (jej ofiarą padł prawdopodobnie m.in. Jan Sebastian Bach). Trwająca od setek lat "czystka" okazała się skuteczna - dziś tylko 2 proc. Europejczyków ma genetyczne skłonności do tej choroby. Cukrzyca typu 2 jest natomiast zmorą grup etnicznych, które niedawno wykonały skok cywilizacyjny. Światowymi rekordzistami są północnoamerykańscy Indianie Pima - dziś co drugi jest cukrzykiem!
Ewolucja ukształtowała też nasze upodobania kulinarne. Smakują nam produkty słodkie i tłuste, które dla naszych przodków były rzadko spotykanym obfitym źródłem energii. Także sól kuchenna, dziś obwiniana o wywoływanie nadciśnienia tętniczego, w naturze jest rzadko spotykanym składnikiem. Nieprzypadkowo mamy też skłonność do alkoholu - jego zapach w tropikalnej dżungli pozwala odnaleźć najlepsze, dojrzałe owoce. Ssaki naczelne wyczuwają zapach etanolu lepiej niż inne zwierzęta. Naszym praprzodkom nie groził alkoholizm, ponieważ nawet mocno sfermentowane owoce zawierają najwyżej 8 proc. alkoholu. Problem pojawił się dopiero po wynalezieniu destylacji, która w Europie zaczęła być stosowana na dużą skalę w XI wieku.
Od niedawna ludzkość przestały gnębić choroby zakaźne, przed którymi nasze organizmy musiały się bronić przez dziesiątki tysięcy lat. Po tej długiej walce pozostał nam kłopotliwy spadek - mechanizmy obronne, które dziś nie mają już przed czym nas chronić, za to mogą być przyczyną innych schorzeń. Jedno na 2,5 tys. dzieci rodzi się z dwoma kopiami genu odpowiedzialnego za mukowiscydozę - ciężkie zaburzenia działania układu oddechowego i pokarmowego, skracające życie do 30-40 lat. Prawdopodobnie ta choroba, a nie gruźlica, była przyczyną śmierci Fryderyka Chopina. Aż 5 proc. ludzi ma pojedynczy gen mukowiscydozy, który nie wywołuje choroby, ale chroni przed groźnymi infekcjami jelit, takimi jak cholera czy dur brzuszny.
Hemochromatoza polega na tym, że organizm gromadzi zbyt wiele żelaza w tkankach, co prowadzi m.in. do marskości wątroby (tak było w wypadku Ludwiga van Beethovena). Wywołujący ją gen zmniejszał podatność na zakażenie dżumą. Z kolei powszechne wśród Żydów geny choroby Tay-Sachsa prawdopodobnie chroniły przed gruźlicą, choć mogły też wywoływać ciężkie uszkodzenia mózgu. W Afryce przez tysiąc lat gen anemii sierpowatej znalazł się w genomach 45 proc. mieszkańców, chroniąc ich przed malarią. Kobiety z jednym genem fenyloketonurii są odporniejsze na zakażenia grzybicze, choć jeśli zwiążą się z mężczyzną będącym nosicielem takiego genu, mogą urodzić chore dzieci, które przez całe życie muszą stosować specjalną dietę.
- Medycyna ewolucyjna pozwala nam zrozumieć, że nie wszystkie schorzenia dziedziczne będzie można łatwo wyleczyć za pomocą terapii genowej - mówi prof. Nesse. Może się okazać, że usuwając lub blokując "zły" gen, lekarze wpędzą pacjenta w inną chorobę, na przykład nowotwór złośliwy. Takie powikłania były zmorą wczesnych prób terapii genowej i na długie lata zraziły do niej zarówno lekarzy, jak i pacjentów.
Wytworzenie nowych przystosowań zajmuje ewolucji tysiące albo dziesiątki tysięcy lat, a zmiany cywilizacyjne zachodzą znacznie szybciej. Tak właśnie było z cukrzycą typu 1, która powstała jako przystosowanie do epoki lodowcowej - uważa dr Sharon Moalem z nowojorskiej Mount Sinai School of Medicine. Według jego koncepcji, znaczny wzrost stężenia glukozy we krwi, do którego dochodzi podczas choroby z powodu niedoboru insuliny, chroni tkanki przed działaniem niskiej temperatury. Taki mechanizm okazał się bezcenny, gdy 12 tys. lat temu w północnej Europie średnia temperatura spadła o ponad 12oC w ciągu kilku dziesięcioleci. Nasi przodkowie mogli albo wyemigrować na południe, albo się przystosować do mrozów.
Nie leczona cukrzyca typu 1 prowadzi do wielu dolegliwości i śmierci, ale jej objawy rozwijają się na tyle powoli, że nie szkodziła naszym przodkom żyjącym wówczas średnio 25 lat. Problemem stała się dopiero wtedy, gdy uzyskaliśmy lepszą ochronę przed zimnem w postaci ciepłych ubrań i ogrzewanych domów. Do dziś choroba występuje przede wszystkim u osób pochodzenia północnoeuropejskiego, a jej przebieg ma silny związek z temperaturą - jest częściej rozpoznawana i trudniejsza do leczenia zimą. Co więcej, uczeni znaleźli takie przystosowania do mrozów także u zwierząt, takich jak żaba drzewna z gatunku Rana sylvatica. Dzięki zjawisku podobnemu do cukrzycy typu 1 może ona całkowicie zamarznąć zimą, by na wiosnę wrócić do pełnej sprawności. Jeśli dowiemy się, w jaki sposób żaby sterują swym poziomem glukozy, możemy znaleźć nowy, naturalny lek na cukrzycę.
Chorobą ewolucyjną jest też druga odmiana cukrzycy, zwana insulinoniezależną, silnie związana z otyłością. Za rozwój cukrzycy typu 2 odpowiadają geny naszych przodków, zmuszające organizm do magazynowania energii i podwyższające poziom glukozy we krwi, by zapewnić jej nieprzerwane dostawy do mózgu. W warunkach niedoboru pożywienia te mechanizmy wydłużają życie. Rozwój rolnictwa, transportu i technik konserwowania żywności doprowadził jednak do wyeliminowania głodu - najpierw w Europie, gdzie pierwsza epidemia cukrzycy typu 2 zaatakowała pod koniec XVII wieku (jej ofiarą padł prawdopodobnie m.in. Jan Sebastian Bach). Trwająca od setek lat "czystka" okazała się skuteczna - dziś tylko 2 proc. Europejczyków ma genetyczne skłonności do tej choroby. Cukrzyca typu 2 jest natomiast zmorą grup etnicznych, które niedawno wykonały skok cywilizacyjny. Światowymi rekordzistami są północnoamerykańscy Indianie Pima - dziś co drugi jest cukrzykiem!
Ewolucja ukształtowała też nasze upodobania kulinarne. Smakują nam produkty słodkie i tłuste, które dla naszych przodków były rzadko spotykanym obfitym źródłem energii. Także sól kuchenna, dziś obwiniana o wywoływanie nadciśnienia tętniczego, w naturze jest rzadko spotykanym składnikiem. Nieprzypadkowo mamy też skłonność do alkoholu - jego zapach w tropikalnej dżungli pozwala odnaleźć najlepsze, dojrzałe owoce. Ssaki naczelne wyczuwają zapach etanolu lepiej niż inne zwierzęta. Naszym praprzodkom nie groził alkoholizm, ponieważ nawet mocno sfermentowane owoce zawierają najwyżej 8 proc. alkoholu. Problem pojawił się dopiero po wynalezieniu destylacji, która w Europie zaczęła być stosowana na dużą skalę w XI wieku.
Od niedawna ludzkość przestały gnębić choroby zakaźne, przed którymi nasze organizmy musiały się bronić przez dziesiątki tysięcy lat. Po tej długiej walce pozostał nam kłopotliwy spadek - mechanizmy obronne, które dziś nie mają już przed czym nas chronić, za to mogą być przyczyną innych schorzeń. Jedno na 2,5 tys. dzieci rodzi się z dwoma kopiami genu odpowiedzialnego za mukowiscydozę - ciężkie zaburzenia działania układu oddechowego i pokarmowego, skracające życie do 30-40 lat. Prawdopodobnie ta choroba, a nie gruźlica, była przyczyną śmierci Fryderyka Chopina. Aż 5 proc. ludzi ma pojedynczy gen mukowiscydozy, który nie wywołuje choroby, ale chroni przed groźnymi infekcjami jelit, takimi jak cholera czy dur brzuszny.
Hemochromatoza polega na tym, że organizm gromadzi zbyt wiele żelaza w tkankach, co prowadzi m.in. do marskości wątroby (tak było w wypadku Ludwiga van Beethovena). Wywołujący ją gen zmniejszał podatność na zakażenie dżumą. Z kolei powszechne wśród Żydów geny choroby Tay-Sachsa prawdopodobnie chroniły przed gruźlicą, choć mogły też wywoływać ciężkie uszkodzenia mózgu. W Afryce przez tysiąc lat gen anemii sierpowatej znalazł się w genomach 45 proc. mieszkańców, chroniąc ich przed malarią. Kobiety z jednym genem fenyloketonurii są odporniejsze na zakażenia grzybicze, choć jeśli zwiążą się z mężczyzną będącym nosicielem takiego genu, mogą urodzić chore dzieci, które przez całe życie muszą stosować specjalną dietę.
- Medycyna ewolucyjna pozwala nam zrozumieć, że nie wszystkie schorzenia dziedziczne będzie można łatwo wyleczyć za pomocą terapii genowej - mówi prof. Nesse. Może się okazać, że usuwając lub blokując "zły" gen, lekarze wpędzą pacjenta w inną chorobę, na przykład nowotwór złośliwy. Takie powikłania były zmorą wczesnych prób terapii genowej i na długie lata zraziły do niej zarówno lekarzy, jak i pacjentów.
Więcej możesz przeczytać w 23/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.