Za bełkotem traktatu konstytucyjnego chciało się schować tysiące establishmentów
Architekci chowają swoje błędy w dzikim winie, a lekarze pod ziemią. Jest w Warszawie pewien znakomity, jak mawia środowisko lokalnych architektów, budynek biblioteki, na którym nawet dzikie wino nie chce rosnąć. Nie chce rosnąć, choć zostało zaprojektowane w fazie projektowania, jak mawia się w nowomowie artystów pionowej ściany, czyli architektów. Lekarze powinni się przyjrzeć tej spektakularnej porażce myśli architektonicznej. Skoro dzikie wino odmawia posłuszeństwa, to wkrótce ziemia może się rozstąpić pod plagą błędów medycznych, na co wskazują autorzy tematu okładkowego - Zbigniew Wojtasiński i Monika Florek. Chowanie błędów opanowały środowiska lekarskie do perfekcji, zakazując w kodeksie etyki lekarskiej informowania o złym postępowaniu kolegów konowałów.
Co prawda, daleko naszym medykom do poziomu hipokryzji niektórych środowisk dziennikarskich, które za swoje błędy obwiniają źródła informacji. Dziennikarze ci zachowują się jak dzieci, które biją wystający parapet za to, że uderzyły się w głowę. Jeśli na ten sam pomysł wpadliby lekarze, całą winę za ich błędy przeniesiono by na pacjentów, którzy bardzo często nieprecyzyjnie opisują objawy swojej choroby, wprowadzając w błąd leczących ich funkcjonariuszy Hipokratesa. Aby tego uniknąć, każdy pacjent przed wizytą u lekarza powinien wręczyć rejestratorce spisane przez siebie zobowiązanie, że błędy lekarza wynikają ze złej informacji dostarczonej przez pacjenta.
Większą paletę sposobów chowania swoich błędów mają politycy. Jedni chowają się za innych, którzy prędzej czy później i tak ich pochowają. Maciej Giertych, dynamiczny kandydat na prezydenta RP, chowa się za ojcem Jędrzejem "Jegierem" Giertychem, któremu z kolei rozwinięty instynkt narodowy nakazał współpracować z SB, wspierać Gierka i Jaruzelskiego. Drabinę, po której do londyńskiej samotni "Jegiera" Giertycha trafiali narodowi komuniści, trzymał dzielnie Maciej Giertych ("Kryptonim >>Truteń<<"). Obsesyjny antysemityzm Jędrzeja Giertycha, podtrzymywany za pomocą lewatywy esbeckich instrukcji, musiał doprowadzić londyńskich narodowców do nieuleczalnej biegunki myśli. Gdyby ich projekt polityczny się powiódł, po raz drugi Związek Patriotów Polskich im. Wandy Wasilewskiej wspierany przez Putina wyzwoliłby Priwislanskij Kraj. W kraju witałaby ich KRN z przewodniczącym Maciejem Giertychem. Niestety, na skutek knowań KOR i działań "Solidarności" prawdziwi Polacy z LPR mogą teraz tylko śpiewać przy ognisku "Żeby Rosja była Rosją".
Koniec ukrywania u polityków oznacza na ogół początek chowania. Oto po latach, tak jak u Carringtonów, odnalazł się syn Kwaśniewskiego, przechowywany jak zwykle na polskiej wsi. Wojciech Olejniczak, nowy szef SLD, ma przeprowadzić plemię prezydenta do arki, w której przeżyje potop prawicowego radykalizmu. Koła ratunkowe do tej arki przygotowuje premier Belka, a to nie wróży nic dobrego, nawet jeśli ster jest w rękach Borowskiego.
Chowanie daje szansę na przetrwanie, choć bywają wyjątki. Za bełkotem traktatu konstytucyjnego chciało się schować tysiące establishmentów, jak mawiał Kofta, a tymczasem nic z tego nie wyszło. Przypadkowa większość Francuzów, a następnie Holendrów o kant szlachetnych pośladków eurokratów rozbiła konstytucję europejskiej demokratury socjalistycznej ("Euroklapa"). Jak to często bywało, wyborcy europejscy nie dorośli do poziomu elit politycznych, a poziom ten widać przy czytaniu TUKA ("Traktatu ustanawiającego konstytucję..."). Demokracja ma swój rozum, rozsądek i instynkt samozachowawczy i nie można jej jawnie schować dla dobra eurokratów.
Więcej możesz przeczytać w 23/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.