Ekonomia strachu to nowy wynalazek prezydenta Putina
Czternaście lat po upadku Związku Radzieckiego następuje koniec okresu mniej lub bardziej liberalnych przeobrażeń. Quasi-liberalizm rosyjski zastępuje ekonomia strachu. Nowa Rosja ma pierwszego wielkiego więźnia politycznego. Federacja staje się w oczywisty sposób państwem autorytarnym. Na wyobraźnię społeczeństw najlepiej działają symbole. Skazany na dziewięć lat łagrów Michaił Chodorkowski stał się takim właśnie symbolem. Symbolem bezprawia i ucisku. Prezydent Putin samowolnie decyduje o losach obywateli i ich majątku. Żelazną ręką dzieli i rządzi. Jednym daje, innym odbiera. Dwaj szefowie zrujnowanego przez władzę naftowego koncernu Jukos już przeszli do historii. Nie jako wielcy menedżerowie, lecz jako ofiary systemu. We wszystkich rosyjskich domach - od stanowiących większość z nich obskurnych klitek aż po warte dziesiątki milionów rubli pałace - ich mieszkańcy zadają sobie to samo pytanie: kto następny? Biedni są po prostu ciekawi. Najbogatsi czekają z niepewnością.
Przez ostatnie 14 lat Rosjanie brawurowo i, jak na tę skalę, masowo wspinali się na szczyty światowych list najbogatszych. W ubiegłym roku Rosja była już trzecim państwem (po Stanach Zjednoczonych i Niemczech) z największą liczbą dolarowych miliarderów. Moskwa nie przypadkiem przypomina miejscami Las Vegas. Mieszka tu 23 miliarderów. Więcej jest tylko w Nowym Jorku - 31. Bajkowy Hongkong spadł na trzecie miejsce; tam żyje tylko 16 z grona najbogatszych ludzi świata. Ale to już wkrótce może się zmienić. Rosyjscy krezusi wywożą kapitały i coraz liczniej osiedlają się za granicą. Jedni z konieczności, inni z wyboru, wielu ze strachu.
Rosyjskie wille Tel Awiwu
Dwaj najsłynniejsi oligarchowie czasów Jelcyna - Borys Bieriezowski i Władimir Gusinski - nie wrócą do Rosji, bo natychmiast wylądowaliby za kratkami. Pierwszy znalazł azyl w Londynie. Drugi był już dwukrotnie zatrzymywany przez Interpol - w Grecji i w Hiszpanii. Władze żadnego z tych krajów nie zdecydowały się wydać go Moskwie, ale Gusinski na wszelki wypadek wolał się przeprowadzić do Izraela, najbezpieczniejszego schronienia dla ukrywających się przed karzącą ręką Kremla rosyjskich biznesmenów. W willowych dzielnicach Tel Awiwu aż roi się od posługujących się językiem Puszkina i Dostojewskiego miliarderów. Trzej z nich to przyjaciele Chodorkowskiego i akcjonariusze Jukosu: Leonid Niewzlin, Michaił Brudno i Władimir Dubow. Na tym pierwszym ciążą oskarżenia o nakłanianie do zabójstwa ludzi niewygodnych dla Jukosu. Były pracownik służby bezpieczeństwa koncernu Aleksiej Piczugin został już skazany na 20 lat za bezpośredni udział w tych zabójstwach. O winie Niewzlina trudno cokolwiek sądzić. Jego adwokaci nie mają dostępu do akt śledztwa.
Londongrad
Nową stolicą rosyjskiego biznesu staje się Londyn. W Moskwie mówią już o nim nawet "Londongrad". Według angielskich agencji nieruchomości, Rosjanie wykupili jedną trzecią mieszkań, willi i pałaców wartych ponad 10 mln USD. Najbogatszy i najsłynniejszy z nich Roman Abramowicz jako pochodzący z wyboru gubernator Czukotki jest senatorem i cieszy się parlamentarnym immunitetem. Rosyjski wymiar sprawiedliwości mógłby jednak bez problemów umieścić Abramowicza obok Chodorkowskiego na długie lata w celi skazując go za identyczne przestępstwa. Niemal wszyscy rosyjscy bogacze zdobywali majątki w taki sam sposób - przejmując za bezcen prywatyzowany majątek państwa: złoża surowców, fabryki, rurociągi. Wszyscy też stosowali tzw. system optymalizacji podatkowej, pozwalający na ukrywanie przed fiskusem prawdziwych dochodów.
Następny do łagru
Pocieszające dla najbogatszych Rosjan jest to, że autorytarne zapędy Kremla mają swoje granice. Wart miliardy tort pod nazwą Jukos musi na jakiś czas zaspokoić apetyty pochlebców "cara Władimira" i emocje samego prezydenta. Ale pokusa jest ogromna, a narzędzia - przygotowane i sprawdzone. Następnym po Chodorkowskim może być Wiktor Wekselberg (majątek wartości prawie 3,5 mld USD), współwłaściciel holdingu Alfa Group. W rosyjskiej prokuraturze pracują nad aktami sprawy identycznej z aferą Jukosu. Chodzi o rzekome nadużycia podczas prywatyzacji jednego z największych rosyjskich przedsiębiorstw naftowych - Tiumeńskiej Kompanii Naftowej. Tyle że Wekselberg był ostrożniejszy, bardziej przewidujący i prawdopodobnie bardziej przebiegły niż Chodorkowski. W porę sprzedał udziały Brytyjczykom i połączył TKN z koncernem BP. Putinowi byłoby trudno odebrać cokolwiek globalnemu konsorcjum, nie narażając się na ostre retorsje ekonomiczne i polityczne ze strony rządów najpotężniejszych państw Zachodu. Poza tym Wekselberg nigdy otwarcie nie występował przeciwko Putinowi i zadbał o wizerunek dobroczyńcy spuścizny narodowej. Za 90 mln USD kupił na przykład kolekcję słynnych jaj Faberg�, triumfalnie wwiózł je do Rosji i teraz organizuje ich wystawy w całym kraju.
Właściciel koncernu Interros Władimir Potanin zasłynął wiernopoddańczymi gestami wobec prezydenta Putina. Biznesmen ma do stracenia prawie 5 mld USD. A o wartości jego majątku nie stanowią bynajmniej pozłacane klamki w jego wielkiej posiadłości. Potanin jest właścicielem wielkiego kombinatu Norylski Nikiel, jednego z największych producentów tego surowca na świecie. Już kiedyś zatrzęsła się pod nim ziemia. Prokuratura zażądała od niego zwrotu 140 mln USD, bo tyle miał nie dopłacić za akcje kopalni. Sprawa przycichła. Ale strach pozostał. W kolejce do rozkułaczenia jest jeszcze król aluminium Oleg Deripaska, który zasłynął głównie tym, że został oligarchą w wieku 26 lat. Mogą się w niej znaleźć inni, bo z sympatiami i antypatiami Kremla bywa jak z sytuacją na giełdzie: analizować trzeba, przewidzieć się nie da.
Rosyjscy miliarderzy to co mają, dostali właściwie w prezencie od władzy. Niepisana umowa, jeszcze z czasów Jelcyna, nakłada na nich dwa główne zobowiązania: dziel się i bądź lojalny. Ci, którzy ich nie wypełnili, są na wygnaniu albo siedzą w więzieniu. Chodorkowski popełnił jeszcze większy błąd, bo chciał wejść z Putinem w otwarte polityczne starcie. Na tym polega przecież demokracja. Ale nie w Rosji. Obecny gospodarz Kremla buduje tu system demokracji sterowanej, w którym - jak mówi Niewzlin - ma dojść do "strukturalnego braku opozycji". W Moskwie mówi się, że Chodorkowski będzie siedział w więzieniu tak długo, jak długo Putin pozostanie u władzy. To dla byłego oligarchy niezbyt pocieszająca perspektywa. Co prawda konstytucja stanowi, że prezydentem można być w Rosji tylko przez dwie kadencje, ale prawo można doskonalić. Z zachowaniem zasad demokracji.
Czternaście lat po upadku Związku Radzieckiego następuje koniec okresu mniej lub bardziej liberalnych przeobrażeń. Quasi-liberalizm rosyjski zastępuje ekonomia strachu. Nowa Rosja ma pierwszego wielkiego więźnia politycznego. Federacja staje się w oczywisty sposób państwem autorytarnym. Na wyobraźnię społeczeństw najlepiej działają symbole. Skazany na dziewięć lat łagrów Michaił Chodorkowski stał się takim właśnie symbolem. Symbolem bezprawia i ucisku. Prezydent Putin samowolnie decyduje o losach obywateli i ich majątku. Żelazną ręką dzieli i rządzi. Jednym daje, innym odbiera. Dwaj szefowie zrujnowanego przez władzę naftowego koncernu Jukos już przeszli do historii. Nie jako wielcy menedżerowie, lecz jako ofiary systemu. We wszystkich rosyjskich domach - od stanowiących większość z nich obskurnych klitek aż po warte dziesiątki milionów rubli pałace - ich mieszkańcy zadają sobie to samo pytanie: kto następny? Biedni są po prostu ciekawi. Najbogatsi czekają z niepewnością.
Przez ostatnie 14 lat Rosjanie brawurowo i, jak na tę skalę, masowo wspinali się na szczyty światowych list najbogatszych. W ubiegłym roku Rosja była już trzecim państwem (po Stanach Zjednoczonych i Niemczech) z największą liczbą dolarowych miliarderów. Moskwa nie przypadkiem przypomina miejscami Las Vegas. Mieszka tu 23 miliarderów. Więcej jest tylko w Nowym Jorku - 31. Bajkowy Hongkong spadł na trzecie miejsce; tam żyje tylko 16 z grona najbogatszych ludzi świata. Ale to już wkrótce może się zmienić. Rosyjscy krezusi wywożą kapitały i coraz liczniej osiedlają się za granicą. Jedni z konieczności, inni z wyboru, wielu ze strachu.
Rosyjskie wille Tel Awiwu
Dwaj najsłynniejsi oligarchowie czasów Jelcyna - Borys Bieriezowski i Władimir Gusinski - nie wrócą do Rosji, bo natychmiast wylądowaliby za kratkami. Pierwszy znalazł azyl w Londynie. Drugi był już dwukrotnie zatrzymywany przez Interpol - w Grecji i w Hiszpanii. Władze żadnego z tych krajów nie zdecydowały się wydać go Moskwie, ale Gusinski na wszelki wypadek wolał się przeprowadzić do Izraela, najbezpieczniejszego schronienia dla ukrywających się przed karzącą ręką Kremla rosyjskich biznesmenów. W willowych dzielnicach Tel Awiwu aż roi się od posługujących się językiem Puszkina i Dostojewskiego miliarderów. Trzej z nich to przyjaciele Chodorkowskiego i akcjonariusze Jukosu: Leonid Niewzlin, Michaił Brudno i Władimir Dubow. Na tym pierwszym ciążą oskarżenia o nakłanianie do zabójstwa ludzi niewygodnych dla Jukosu. Były pracownik służby bezpieczeństwa koncernu Aleksiej Piczugin został już skazany na 20 lat za bezpośredni udział w tych zabójstwach. O winie Niewzlina trudno cokolwiek sądzić. Jego adwokaci nie mają dostępu do akt śledztwa.
Londongrad
Nową stolicą rosyjskiego biznesu staje się Londyn. W Moskwie mówią już o nim nawet "Londongrad". Według angielskich agencji nieruchomości, Rosjanie wykupili jedną trzecią mieszkań, willi i pałaców wartych ponad 10 mln USD. Najbogatszy i najsłynniejszy z nich Roman Abramowicz jako pochodzący z wyboru gubernator Czukotki jest senatorem i cieszy się parlamentarnym immunitetem. Rosyjski wymiar sprawiedliwości mógłby jednak bez problemów umieścić Abramowicza obok Chodorkowskiego na długie lata w celi skazując go za identyczne przestępstwa. Niemal wszyscy rosyjscy bogacze zdobywali majątki w taki sam sposób - przejmując za bezcen prywatyzowany majątek państwa: złoża surowców, fabryki, rurociągi. Wszyscy też stosowali tzw. system optymalizacji podatkowej, pozwalający na ukrywanie przed fiskusem prawdziwych dochodów.
Następny do łagru
Pocieszające dla najbogatszych Rosjan jest to, że autorytarne zapędy Kremla mają swoje granice. Wart miliardy tort pod nazwą Jukos musi na jakiś czas zaspokoić apetyty pochlebców "cara Władimira" i emocje samego prezydenta. Ale pokusa jest ogromna, a narzędzia - przygotowane i sprawdzone. Następnym po Chodorkowskim może być Wiktor Wekselberg (majątek wartości prawie 3,5 mld USD), współwłaściciel holdingu Alfa Group. W rosyjskiej prokuraturze pracują nad aktami sprawy identycznej z aferą Jukosu. Chodzi o rzekome nadużycia podczas prywatyzacji jednego z największych rosyjskich przedsiębiorstw naftowych - Tiumeńskiej Kompanii Naftowej. Tyle że Wekselberg był ostrożniejszy, bardziej przewidujący i prawdopodobnie bardziej przebiegły niż Chodorkowski. W porę sprzedał udziały Brytyjczykom i połączył TKN z koncernem BP. Putinowi byłoby trudno odebrać cokolwiek globalnemu konsorcjum, nie narażając się na ostre retorsje ekonomiczne i polityczne ze strony rządów najpotężniejszych państw Zachodu. Poza tym Wekselberg nigdy otwarcie nie występował przeciwko Putinowi i zadbał o wizerunek dobroczyńcy spuścizny narodowej. Za 90 mln USD kupił na przykład kolekcję słynnych jaj Faberg�, triumfalnie wwiózł je do Rosji i teraz organizuje ich wystawy w całym kraju.
Właściciel koncernu Interros Władimir Potanin zasłynął wiernopoddańczymi gestami wobec prezydenta Putina. Biznesmen ma do stracenia prawie 5 mld USD. A o wartości jego majątku nie stanowią bynajmniej pozłacane klamki w jego wielkiej posiadłości. Potanin jest właścicielem wielkiego kombinatu Norylski Nikiel, jednego z największych producentów tego surowca na świecie. Już kiedyś zatrzęsła się pod nim ziemia. Prokuratura zażądała od niego zwrotu 140 mln USD, bo tyle miał nie dopłacić za akcje kopalni. Sprawa przycichła. Ale strach pozostał. W kolejce do rozkułaczenia jest jeszcze król aluminium Oleg Deripaska, który zasłynął głównie tym, że został oligarchą w wieku 26 lat. Mogą się w niej znaleźć inni, bo z sympatiami i antypatiami Kremla bywa jak z sytuacją na giełdzie: analizować trzeba, przewidzieć się nie da.
Rosyjscy miliarderzy to co mają, dostali właściwie w prezencie od władzy. Niepisana umowa, jeszcze z czasów Jelcyna, nakłada na nich dwa główne zobowiązania: dziel się i bądź lojalny. Ci, którzy ich nie wypełnili, są na wygnaniu albo siedzą w więzieniu. Chodorkowski popełnił jeszcze większy błąd, bo chciał wejść z Putinem w otwarte polityczne starcie. Na tym polega przecież demokracja. Ale nie w Rosji. Obecny gospodarz Kremla buduje tu system demokracji sterowanej, w którym - jak mówi Niewzlin - ma dojść do "strukturalnego braku opozycji". W Moskwie mówi się, że Chodorkowski będzie siedział w więzieniu tak długo, jak długo Putin pozostanie u władzy. To dla byłego oligarchy niezbyt pocieszająca perspektywa. Co prawda konstytucja stanowi, że prezydentem można być w Rosji tylko przez dwie kadencje, ale prawo można doskonalić. Z zachowaniem zasad demokracji.
Więcej możesz przeczytać w 23/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.