Kuratorzy muzeów narodowych strażnikami skradzionych zabytków! Christopher Chippin-dale, kurator muzeum archeologicznego w Cambridge, i David Gill, archeolog z uniwersytetu w Walii, nie mogli uwierzyć, gdy sprawdzili, jakie jest pochodzenie siedmiu największych światowych kolekcji zabytków. Aż 75 proc. spośród 1396 zbadanych bezcennych przedmiotów pochodzi z nieznanych źródeł! Znajdowano je nawet w takich miejscach, jak Metropolitan Museum w Nowym Jorku, muzeum Paula Getty`ego w Malibu czy Royal Academy of London i muzeum jerozolimskie. Wiele z nich zakupiono już po wprowadzeniu ustaw, które miały zapobiec nielegalnemu handlowi zabytkami.
Archeolodzy i kustosze muzeów alarmują, że w ostatnich latach nasilają się kradzieże starożytnych dzieł sztuki. Izraelczycy, którzy prowadzą być może najbardziej staranny na świecie monitoring, zanotowali w 2004 r. aż 314 przypadków kradzieży (w 2003 r. było ich 200). Nielegalny handel jest uprawiany "od Cypru do Gwatemali, od Izraela po Czechy i Polskę" - stwierdza raport Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków i Zespołów Zabytkowych (ICOMOS).
Agent 003
Nawet galerie z tradycjami rzadko mogą zagwarantować, że wystawiane przez nie eksponaty pochodzą z legalnych źródeł. Właściciel Royal-Athena Galleries z Nowego Jorku kupił w 1998 r. na renomowanej aukcji Christie`s kilka greckich obiektów. Kiedy umieścił je w katalogu, skontaktował się z nim prof. Thomas Mannack z uniwersytetu w Oksfordzie i poinformował, że przedmioty zostały skradzione z muzeum w Koryncie. Rabunku dokonał w 1990 r. gang kierowany przez Tryfonasa Karahaliosa.
Frederick Schultz, właściciel galerii na Manhattanie, znany był opinii publicznej jako przewodniczący amerykańskiego stowarzyszenia zrzeszającego marszandów sztuki starożytnej i doradca prezydenta Billa Clintona. Agenci Scotland Yardu i FBI ujawnili drugie oblicze Schultza, jednego z najbardziej wpływowych nielegalnych handlarzy antyków, który wykorzystywał wpływy w Białym Domu, aby bojkotować wprowadzenie ustaw wymierzonych przeciw rabunkowi dzieł sztuki. Schultz korzystał z usług króla złodziei, Brytyjczyka Jonathana Foremana, który zmienił nazwisko na bardziej arystokratycznie brzmiące Tokeley-Parry i uważał się za kogoś w rodzaju Jamesa Bonda (często podpisywał się 003). W latach 90. wywiózł z Egiptu ponad 2000 starożytnych dzieł sztuki. Często przemycał je do Szwajcarii, deklarując, że bezcenne zabytki to prezenty z wyjazdów turystycznych.
Skok tysiąclecia
W 1985 r. podczas robót budowlanych w Środzie Śląskiej koparka wydobyła z ziemi garnek z 4 tys. monet, a trzy lata później znaleziono tam drugi garnek, wypełniony monarszymi klejnotami. Zanim archeolodzy zdążyli zabezpieczyć odkrycie, część zabytków została wyrzucona wraz z ziemią na hałdę. Po apelu władz o zwrot skarbu odzyskano tylko niektóre przedmioty. Dopiero w tym roku policja przypadkowo odzyskała przedmioty z tzw. skarbu tysiąclecia, jednego z najcenniejszych w Europie zespołów średniowiecznych kosztowności. Dwóch mężczyzn próbowało część z nich sprzedać w olsztyńskich antykwariatach. Zatrzymani przez policję handlarze twierdzili, że kupili zabytki rok wcześniej na warszawskim bazarze.
W ubiegłym roku bułgarscy archeolodzy pracujący niedaleko miasta Kazanlak w grobowcu trackich królów z V wieku p.n.e. mieli dużo szczęścia - udało im się wydobyć złotą maskę o wadze ponad kilograma. Następnej nocy rabusie wdarli się na stanowisko, atakując strażników. Na szczęście maska znajdowała się już wówczas w lokalnym muzeum. Bywa jednak, że nawet w tych miejscach zabytki nie są bezpieczne. Międzynarodowy rynek antyków jest wręcz zalewany wątpliwego pochodzenia pieczęciami z Azji, monetami z Europy, buddyjską rzeźbą i rosyjskimi ikonami. W 2003 r. rozkradziono jedne z najwspanialszych zbiorów starożytnych świata należące do muzeum w Bagdadzie - mezopotamskie zabytki do dziś można kupić nawet na aukcjach internetowych.
Głowa faraona
Rabunek zabytków archeologicznych na całym świecie zorganizowany jest tak samo. Na dole piramidy znajdują się "kopacze", często profesjonaliści wyposażeni w sprzęt archeologiczny. Nad nimi stoją pośrednicy, którzy zazwyczaj finansują operację i za niewielkie sumy kupują niemal wszystko, co kopacze wydobyli z ziemi. Pośrednicy sprzedają znaleziska dealerom i marszandom, którzy najczęściej są właścicielami licencjonowanych galerii i domów aukcyjnych. Dopiero na tym poziomie nielegalny handel przynosi wielkie zyski.
Naczynie ceramiczne Majów, za które złodziej dostaje 200-500 dolarów, może na aukcji przynieść zysk 100 tys. dolarów! Skradziona głowa posągu Amenhotepa III sprzedana przez Schultza w 1993 r. osiągnęła cenę 1,2 mln dolarów. Na początku lat 90. aukcyjna cena idoli cykladzkich - figurek sprzed 5 tys. lat - wynosiła 3-5 tys. dolarów. Już w 2004 r. jedną z figurek sprzedano na aukcji za 310 tys. euro! Masowy popyt spowodował też masowy rabunek grobów na Cykladach.
Kolekcjonerzy często nie wiedzą, że wybrany przez nich przedmiot pochodzi z nielegalnego źródła. Gdy podając się za nieświadomą przepisów klientkę, zapytałam właściciela galerii o pochodzenie jego zbiorów, zapewnił, że część obiektów kupił prosto z wykopalisk. Nie istnieje kraj, w którym prywatny kolekcjoner może legalnie nabyć przedmioty z wykopalisk archeologicznych! Potwierdził to prof. Piotr Bieliński z Uniwersytetu Warszawskiego, który od lat kieruje badaniami archeologicznymi w Syrii. Wydobywane z ziemi zabytki nie są własnością archeologów, lecz państwa, na którego terytorium są prowadzone wykopaliska.
Agent 003
Nawet galerie z tradycjami rzadko mogą zagwarantować, że wystawiane przez nie eksponaty pochodzą z legalnych źródeł. Właściciel Royal-Athena Galleries z Nowego Jorku kupił w 1998 r. na renomowanej aukcji Christie`s kilka greckich obiektów. Kiedy umieścił je w katalogu, skontaktował się z nim prof. Thomas Mannack z uniwersytetu w Oksfordzie i poinformował, że przedmioty zostały skradzione z muzeum w Koryncie. Rabunku dokonał w 1990 r. gang kierowany przez Tryfonasa Karahaliosa.
Frederick Schultz, właściciel galerii na Manhattanie, znany był opinii publicznej jako przewodniczący amerykańskiego stowarzyszenia zrzeszającego marszandów sztuki starożytnej i doradca prezydenta Billa Clintona. Agenci Scotland Yardu i FBI ujawnili drugie oblicze Schultza, jednego z najbardziej wpływowych nielegalnych handlarzy antyków, który wykorzystywał wpływy w Białym Domu, aby bojkotować wprowadzenie ustaw wymierzonych przeciw rabunkowi dzieł sztuki. Schultz korzystał z usług króla złodziei, Brytyjczyka Jonathana Foremana, który zmienił nazwisko na bardziej arystokratycznie brzmiące Tokeley-Parry i uważał się za kogoś w rodzaju Jamesa Bonda (często podpisywał się 003). W latach 90. wywiózł z Egiptu ponad 2000 starożytnych dzieł sztuki. Często przemycał je do Szwajcarii, deklarując, że bezcenne zabytki to prezenty z wyjazdów turystycznych.
Skok tysiąclecia
W 1985 r. podczas robót budowlanych w Środzie Śląskiej koparka wydobyła z ziemi garnek z 4 tys. monet, a trzy lata później znaleziono tam drugi garnek, wypełniony monarszymi klejnotami. Zanim archeolodzy zdążyli zabezpieczyć odkrycie, część zabytków została wyrzucona wraz z ziemią na hałdę. Po apelu władz o zwrot skarbu odzyskano tylko niektóre przedmioty. Dopiero w tym roku policja przypadkowo odzyskała przedmioty z tzw. skarbu tysiąclecia, jednego z najcenniejszych w Europie zespołów średniowiecznych kosztowności. Dwóch mężczyzn próbowało część z nich sprzedać w olsztyńskich antykwariatach. Zatrzymani przez policję handlarze twierdzili, że kupili zabytki rok wcześniej na warszawskim bazarze.
W ubiegłym roku bułgarscy archeolodzy pracujący niedaleko miasta Kazanlak w grobowcu trackich królów z V wieku p.n.e. mieli dużo szczęścia - udało im się wydobyć złotą maskę o wadze ponad kilograma. Następnej nocy rabusie wdarli się na stanowisko, atakując strażników. Na szczęście maska znajdowała się już wówczas w lokalnym muzeum. Bywa jednak, że nawet w tych miejscach zabytki nie są bezpieczne. Międzynarodowy rynek antyków jest wręcz zalewany wątpliwego pochodzenia pieczęciami z Azji, monetami z Europy, buddyjską rzeźbą i rosyjskimi ikonami. W 2003 r. rozkradziono jedne z najwspanialszych zbiorów starożytnych świata należące do muzeum w Bagdadzie - mezopotamskie zabytki do dziś można kupić nawet na aukcjach internetowych.
Głowa faraona
Rabunek zabytków archeologicznych na całym świecie zorganizowany jest tak samo. Na dole piramidy znajdują się "kopacze", często profesjonaliści wyposażeni w sprzęt archeologiczny. Nad nimi stoją pośrednicy, którzy zazwyczaj finansują operację i za niewielkie sumy kupują niemal wszystko, co kopacze wydobyli z ziemi. Pośrednicy sprzedają znaleziska dealerom i marszandom, którzy najczęściej są właścicielami licencjonowanych galerii i domów aukcyjnych. Dopiero na tym poziomie nielegalny handel przynosi wielkie zyski.
Naczynie ceramiczne Majów, za które złodziej dostaje 200-500 dolarów, może na aukcji przynieść zysk 100 tys. dolarów! Skradziona głowa posągu Amenhotepa III sprzedana przez Schultza w 1993 r. osiągnęła cenę 1,2 mln dolarów. Na początku lat 90. aukcyjna cena idoli cykladzkich - figurek sprzed 5 tys. lat - wynosiła 3-5 tys. dolarów. Już w 2004 r. jedną z figurek sprzedano na aukcji za 310 tys. euro! Masowy popyt spowodował też masowy rabunek grobów na Cykladach.
Kolekcjonerzy często nie wiedzą, że wybrany przez nich przedmiot pochodzi z nielegalnego źródła. Gdy podając się za nieświadomą przepisów klientkę, zapytałam właściciela galerii o pochodzenie jego zbiorów, zapewnił, że część obiektów kupił prosto z wykopalisk. Nie istnieje kraj, w którym prywatny kolekcjoner może legalnie nabyć przedmioty z wykopalisk archeologicznych! Potwierdził to prof. Piotr Bieliński z Uniwersytetu Warszawskiego, który od lat kieruje badaniami archeologicznymi w Syrii. Wydobywane z ziemi zabytki nie są własnością archeologów, lecz państwa, na którego terytorium są prowadzone wykopaliska.
Obelisk Mussoliniego |
---|
Problem kradzieży i nielegalnego wywozu starożytnych dzieł sztuki jest równie stary jak same zabytki. Już w czasach rzymskich panowała moda na greckie antyki; żaden elegancki dom rzymskich patrycjuszy nie mógł się obejść bez greckich posągów, waz i brązowych naczyń. W I wieku p.n.e. Gajusz Verres, gubernator Sycylii, dosłownie ogołocił wyspę z zabytków nagromadzonych w bogatych koloniach greckich. Jego postępowanie wywołało skandal (szczegóły rabunku znamy z mowy oskarżycielskiej, jaką w imieniu Sycylijczyków wygłosił przed rzymskim Senatem Cycero). Po podboju Egiptu przez Juliusza Cezara w 30 r. p.n.e. rozpoczął się masowy wywóz egipskich zabytków do Rzymu. Do dziś Piazza del Popolo zdobi obelisk Ramzesa II, a na Lateranie można obejrzeć obelisk Totmesa IV (do jego przewozu cesarz Konstantyn II kazał skonstruować specjalny statek). Masowy rabunek egipskich zabytków nastąpił także podczas kampanii napoleońskich oraz za czasów Mussoliniego. Niedawno Etiopia świętowała zwrot obelisku wywiezionego w 1937 r. przez wojska faszystowskie; aż do 2003 r. obelisk zdobił plac niedaleko Circus Maximus w Rzymie. |
Więcej możesz przeczytać w 23/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.